
Skarpety zdobędą wiosnę!
Hermiona obudziła się pełna zapału. Skrzaty wreszcie zaczynały patrzeć na jej projekt emancypacyjny życzliwszym okiem. Dzisiaj porozmawia z nimi ponownie i spróbuje namówić na przyjęcie kilku odznak, może nawet któryś zapisze się wreszcie do WESZ...
Zeskoczyła na podłogę. I pisnęła.
— Dlaczego ta podłoga – aaapsik! – jest tak okropnie zimna?
*
1 DNE (Dzień Nowej Ery – trwają dyskusje, jak ma wyglądać nowy, rewolucyjny kalendarz, niepodporządkowany okresom pracy i odpoczynku dominującej mniejszości)
Rozpoczęliśmy strajk okupacyjny. Pierwsza brygada zajęła kuchnię, druga – główny piec, centralny węzeł ciepłowniczy. Zobaczymy, jak długo klasa próżniacza jest w stanie wytrzymać, pracując w głodzie i chłodzie.
1 DNE, po południu
Delegacja nauczycieli chciała wymusić przerwanie strajku. Najpierw zwodzili nas uprzejmością – jakbyśmy nie wiedzieli, że cały ten teatrzyk to tylko kolejny sposób utrzymania porządku wśród grup zniewolonych! – a potem zaczęli żądać i rozkazywać.
Wielki prekursor naszego ruchu, Zgredek, dał nam przykład, co robić z takim elementem. Co prawda profesor – to znaczy, Pomona, odrzuciliśmy wszak tytuły nadane przez naszych panów – Pomona Sprout może nie wydawać się tak oślizgłym gadem, jak Lucjusz Malfoy, ale to tylko kolejne przebranie wyzysku. Aksamitna rękawiczka, która okrywa twardą pięść. Najlepszy dowód, że spuszczona ze schodów, ta miła, ciepła Pomona obrzuciła nas obelgami i groźbami.
Ha! Zobaczymy jeszcze, kto kogo popamięta!
Idę. Zaczyna się zebranie komitetu strajkowego. Musimy ustalić ostateczny kształt naszych postulatów.
1 DNE, północ
Obrady komitetu się przeciągnęły. Były burzliwe. Ale to dobrze. To świadectwo naszego zaangażowania i wiary. Po tylu wiekach wyzysku, czy można się dziwić, że nie wszyscy wiemy, jak korzystać z daru wolności? Że niektórzy się go boimy? Że każdy z nas ma inną tej wolności wizję? O czym innym marzy? Czego innego się lęka?
Wolność słowa i dyskusji jest wszakże podstawą wszystkiego. Być może na krótką metę faktycznie nas osłabia, zmniejsza wewnętrzną spoistość, dopuszcza wahanie i wydłuża proces decyzyjny – to podniósł towarzysz Miodownik – ale rezygnacja z niej przekreśliłaby sam przedmiot naszej walki: naszą przyszłość.
2 DNE
Sprawy ideologiczne sprawiają nam trudności – powtórzę: po tylu latach niewoli, krępowania myśli, czy to coś dziwnego? – ale z problemami praktycznymi radzimy sobie błyskawicznie. Ustaliliśmy już sposób porozumienia się obu brygad z centralą, wzmocniliśmy magiczne bariery, chroniące punkty zbiórki i linie transportowe (staramy się ograniczać użycie magii, by nie być od niej zależnymi; zdajemy sobie sprawę, że czarodzieje próbują znaleźć sposób jej wytłumienia). Wysłaliśmy także prośby o wsparcie i rady do naszych braci z Europy Wschodniej, Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej – całego walczącego o wolność świata. Z pewnością możemy się wiele nauczyć z ich doświadczeń.
3 DNE
Bracia – nie napiszę, skąd, by ich nie wydać, gdybyśmy ponieśli klęskę – nie zawiedli. Co prawda komunikacja jest utrudniona, ale przysłali nam wyczerpujące odpowiedzi za pomocą specjalnej, przekazywanej siecią świstoklików myślodsiewni.
Wielokrotnie powtarzała się w nich przestroga, by pięknego ideału, jakim jest komunizm, nie kalać próbą wprowadzenia w życie.
Zauważyliśmy, że klęska projektu u ludzi, nienawykłych do roboty, niezdolnych do wyrzeczenia i prawdziwej harówki, nierozumiejących piękna pracy, nie świadczy jeszcze, że nie uda się przeprowadzić go wśród skrzatów. Koniec końców nikt tak dobrze jak my nie czuje rozkoszy i wzniosłości obowiązku. Pracujemy nie z musu, jak ludzie, ale dlatego, że praca jest naszym śpiewem, sztuką, naszym jestestwem.
W kolejnej myślodsiewni wyrazili uprzejmy sceptycyzm.
Spotkanie trzeba uznać za bardzo owocne. Towarzysze – bracia – podzielili się z nami swoją wiedzą o konspiracji, strajkach i metodach walki z dowolnym systemem. Zaskakująco rozległą wiedzą, muszę dodać. Wygląda na to, że podczas gdy obijaliśmy się przez wieki, służąc w Hogwarcie lub u czarodziejskich rodów, skrzaty – oraz inne magiczne stworzenia – na całym świecie nie robiły nic, tylko obalały kolejne systemy i walczyły o kolejne wolności.
Poczuliśmy się zawstydzeni, ale ta lekcja pokory utwierdziła nas tylko w postanowieniu. Opór nasz będzie niezłomny!
4 DNE
Sam Albus Dumbledore przybył do nas negocjować. Ho, ho! Oto pierwsze, drobne, zwycięstwo naszego ruchu!
4 DNE, po południu
Dumbledore to inteligentny przeciwnik i zręczny manipulator. Próbował odwołać się do naszego poczucia obowiązku, naszej miłości do pracy, ba, nawet do naszego sumienia! Udawał też zrozumienie dla naszych postulatów – od razu zgodził się, na przykład, byśmy zwracali się do niego bez żadnych tytułów, bo przecież „rzeczywiście, znacznie bardziej zarządzacie Hogwartem niż ja, znacznie większy macie wpływ na nasz zamek, dbacie o niego, tak, tak, wy nawet bardziej zasługujecie na tytuł dyrektora niż jakiś jeden stary człowiek” i tym podobne mydlenie oczu. Szczwany lis!
Ale te jego przemowy zrobiły wrażenie. Urobił sobie większość strajkujących i przez jakiś czas byli – byliśmy, ja przecież, wyznaję samokrytycznie, też dałem się uwieść tym pięknym słówkom – pewni, że oto nadszedł kres strajku, że wszystko da się załatwić pokojowo i polubownie, że czarodzieje naprawdę nas rozumieją, że możemy razem, ramię w ramię, tworzyć równe magiczne społeczeństwo. Naszą wspólną Wielką Brytanię. Że współpraca jest możliwa.
Oczywiście, Dumbledore zmienił ton, gdy tylko przyszła pora na konkrety. Ta przemiana byłaby wręcz zachwycająca w swojej nagłości – i sprycie argumentów, w które się przybrała – gdyby nie to, że nasze oczy, otwarte już na prawdę, widziały w niej jedynie środek przymusu, sposób manipulacji, ognistą whisky dla ludu!
Nasze żądania natychmiastowego wypłacanie nam zaległych pensji i pozwolenia na odebranie zaległych dni urlopu spotkała się z odmową. To znaczy – z odwleczeniem i mnożeniem trudności, które miały ukryć odmowę. Dumbledore twierdził, że po tylu wiekach wysokość zaległych pensji przekracza wielokrotnie roczny budżet nie tylko Hogwartu, ale i samego Ministerstwa, a dni zaległego urlopu mamy tyle, że zamek na co najmniej kilka lat zostałby całkowicie pozbawiony opieki (tutaj spróbował się odwołać do naszego sumienia, odmalowując straszny obraz zdewastowanego Hogwartu; wiedział, że nasze pracowite, oddane temu miejscu serca tego nie zniosą; nie wiedział, że ustaliliśmy już, iż część z nas zostałaby po prostu i pracowała nad utrzymaniem naszego domu w porządku, by urlopowicze w ogóle mieli gdzie wrócić – nie powiedzieliśmy mu tego, bo nie zamierzamy uprawiać wolontariatu dla czarodziejów, a dla samych siebie; nie z nimi, a z braćmi i towarzyszami chcemy się w tych sprawach umawiać).
Przyznał też, że środki, które w budżecie zapisane są jako „pensje dla skrzatów” od wieków przeznaczane były od razu na inne cele. Podobno dlatego, że nigdy dotąd się o nie upominaliśmy, nie chciano więc, by się marnowały. Na koniec wyznał również, że nasze tegoroczne pensje już w całości przepuszczano i to jeszcze pod stołem, właściwie nielegalnie!
Przepuszczono je, zapisuję to ku pamięci potomnych, na jakiś – również najwyżej półlegalny – klub Dumbledore’a. Zakon Feniksa. Czytając między wierszami, dało się wywnioskować, że chodzi o bojówkę. Doskonale wyposażoną i całkiem profesjonalną.
Myśl o tym, że dyrektor szkoły dysponuje własnym oddziałem specjalnym napawa nas wszystkich uzasadnionym niepokojem. Martwimy się zwłaszcza o bezpieczeństwo strajku. Miodownik zauważył jednak, że informacja o tych nieprawidłowościach może się okazać naszą kartą przetargową, gdy dojdzie do negocjacji z Ministerstwem. A do negocjacji dojść w końcu musi. Walczymy przecież nie tylko o siebie, ale o los wszystkich skrzatów i stworzeń magicznych, od wieków cierpiących pod jarzmem ludzkich panów!
6 DNE
Mamy za sobą pierwszy poważny kryzys. Może to niezgodne z zasadami prowadzenia fabuły, ale to wszak kronika, nie powieść. Nie będę więc budował napięcia, napiszę od razu: przezwyciężyliśmy go.
Rano przyłapaliśmy Mrużkę na wynoszeniu jedzenia poza kuchnię. Okazało się, że potajemnie dokarmiała część nauczycieli. Tłumaczyła, że nie umiała się powstrzymać, gdy jej rozkazywali – prosili – że to, co robimy, jest złe, że sprzeciwiamy się naturze i odwiecznemu porządkowi świata.
Mieliśmy w swoich szeregach łamistrajka. Sabotażystę. Zaplutego olbrzyma reakcji, jak to ujął Miodownik (trochę zbyt ostro, moim zdaniem; Mrużka, bądźmy szczerzy, i tak nie jest w dobrym stanie duchowym).
On też zresztą zażądał najwyższego wymiaru kary. Śmierci albo wygnania, które dla skrzata śmierci się równa.
Część zaprotestowała. Mnie wśród nich, wyznaję ze wstydem, nie było. Ale nie krzyczałem również z aprobatą. Po prostu milczałem. Potrzebowałem chwili do namysłu. Potrzebowałem chwili do czegokolwiek.
Dopiero słowa Zgredka uciszyły tłum. Stanowczo zaprotestował przeciwko tak drastycznym środkom. Pytał, czy chcemy być bezwzględni jak magowie. Czy chcemy karać za to, co przez stulecia było naszym obowiązkiem i naszą naturą. Czy oczekujemy stworzenia nowego skrzata w miesiąc, w tydzień, w sekundę?
Będziemy odtąd pilniej strzec Mrużki. Nie chcemy w końcu takich incydentów. Podkopują jedność. Zastanawiam się, czy jej potrzeba pracy nie mogłaby zostać ukierunkowana poprzez małe działania na rzecz strajku – pomoc w przygotowywaniu jedzenia, roznoszenie naszej gazetki i tak dalej.
7 DNE
Mój pomysł na zajęcia dla Mrużki spotkał się z aprobatą komitetu strajkowego. Za radą Miodownika zrezygnowano jedynie z dawania Mrużce gazetki. Mogłaby ją wynieść naszym wrogom, przeinaczyć ich treść, samorzutnie ocenzurować albo po prostu opacznie zrozumieć i przeżyć kolejne załamanie nerwowe.
10 DNE
Zastanawiamy się nad poszukaniem sojuszników. Albo raczej: nad tym, jakich sojuszników pozyskać. Konieczność ich zdobycia nie budzi wątpliwości.
Najbardziej oczywistym wyborem wydają się goblinowie (precz ze zezwierzęcającymi końcówkami!). Sporo się także mówi o Voldemorcie, chociaż ta postać budzi wiele kontrowersji. Niemniej wspiera go wiele grup uciskanych magicznych istot. Dementorowie. Wilkołacy. Podobno skłaniają się ku niemu także olbrzymowie.
Zgredek jest temu zdecydowanie przeciwny, a jego zdanie – zdanie prekursora, pierwszego buntownika – wiele waży. Twierdzi, że należy patrzeć nie na piękne słowa, szeroką rzeką płynące z ust Voldemorta, ale na jego działania. I na działania jego głównych sojuszników, przedstawicieli czarodziejskich rodziny starszej krwi. Trudno uznać te starożytne rody za zwolenników emancypacji skrzatów domowych. [p]Z tym zdaniem zgodził się, ku pewnemu zaskoczeniu wszystkich, także Miodownik. Przypomniał, że krągłymi zdaniami czarodzieje zwodzili nas od dawna, że pustych obietnic możemy wysłuchać i z ust Dumbledore’a, nie trzeba nam do tego strajków czy rewolucji.
Koniec końców uznaliśmy, że w nadchodzącym konflikcie lepiej zachować neutralność i zawierać tylko doraźne sojusze. Pokorne cielę dwie matki ssie, jak mówi mądrość pracą strudzonego ludu.
12 DNE
Nie czas teraz na wahania. Nie czas na czczą pisaninę. Jeśli zginę – następcy moi, trwajcie w ideale!
BEZ DATY
Pisałem poprzednie zdania tuż przed świtem, gdy zdradzieccy czarodzieje przypuścili potajemny atak. Sądzili, że zaskoczą nas we śnie. Ale przetrwaliśmy. Nie mogę pisać więcej, idę opatrywać rannych. Każda para rąk jest na wagę złota.
14 DNE
Piszę te słowa pogrążony w głębokim żalu. Pożegnaliśmy czworo z nas: Szczypka, Milczka, Trzaskę i Sarkacza. Cześć ich pamięci! Ich poświęcenie pozostanie w pamięci pokoleń! Krew ich na wieki plamić będzie zdradzieckie ręce czarodziejów!
Dumbledore złożył wyrazy żalu. Twierdzi, że nie miał nic wspólnego z nocnym atakiem, że to sprawka głupoty młodzieńczej. Uczniów podburzonych przez zwolenników Voldemorta. Odpowiedzieliśmy, że w takim razie żądamy wydania zbrodniarzy, byśmy mogli wymierzyć im sprawiedliwość. Na to, póki co, dyrektor nie odpowiedział. Nie jesteśmy zdziwieni.
Miodownik nawołuje do zdecydowanych kroków. Ostrzega przed sabotażem i defetyzmem. Proponuje rozwiązania rewolucyjne, każe nam precz odrzucić bierność, woła o – cóż, bądźmy szczerzy, kronikarz ma obowiązki wobec przyszłych pokoleń – o przemoc. Dotąd nie używaliśmy naszej mocy do siania zamętu w Hogwarcie, nie próbowaliśmy, perorował, dusić dzieci w łóżkach ani kraść różdżek. Widzimy że honor i łagodność były naszym błędem. Przyczyniły się do śmierci naszych braci oraz siostry. Czas nam, zakończył, błędy porzucić. Na krew odpowiedzieć krwią, na ogień ogniem.
Część skrzatów zdaje się mu sprzyjać – nocny atak z pewnością się do tego przyczynił – pozostali (większość! oby) nie chcą go słuchać, mając w pamięci rady naszych braci z innych krajów oraz płomienne przemowy Zgredka.
Jednak sam Zgredek, dotąd nawołujący do dalszych negocjacji, do niezniżania się do poziomu naszych przeciwników, sposępniał i milczy.
15 DNE
Kiedy się dzieje, to wszystko naraz. Jakże teraz tęsknimy do spokoju pierwszych dni strajku! To było ledwie dwa tygodnie temu – a przecież zda się, jakby przed wiekami.
Wyrazy żalu złożyli nam dzisiaj goblinowie. Przy okazji wyrazili chęć współpracy – wsparcia finansowego, bardzo hojnego wsparcia – w zamian za pomoc w odzyskaniu miecza Godryka Gryffindora. Gotowi są nawet stworzyć kopię, by rzecz nie wydała się zbyt prędko i nie spadł na nas gniew dyrektora.
Dostęp do pieniędzy goblinów i ich umiejętności w zakresie wytwarzania broni byłby bezcenny. Pytanie tylko, jak mamy zdobyć miecz. Znajduje się w gabinecie dyrektora – gdybyśmy nie zaczęli walczyć o nasze prawa, gdybyśmy nadal harowali w pocie czoła, podcierając czarodziejom noski, wystarczyłoby po prostu przenieść się tam i zdjąć miecz ze ściany. Hogwart nigdy niczego wszak przed nami nie ukrywał. Ale teraz, gdy wstąpiliśmy na ścieżkę walki i wolności, dyrektor z pewnością nałożył jakieś zaklęcia zabezpieczające na gabinet.
BEZ DATY
Jeśli kronikarz może pozwolić sobie na jakieś osobiste wtręty... Jeśli... A jeśli nie, to cóż – zrywamy ze starymi drogami, w tym starą drogą prowadzenia kronik! Zresztą, chcę napisać jedynie – albo aż – że się martwię.
Podobno przelanie lęków na papier pomaga. Pomaga samo nazwanie, zobaczenie słowa-znaku. Ułuda kontroli. Dlatego piszę o moim zmartwieniu. Moim strachu.
Zgredek nadal milczy. Wykonuje swoje obowiązki ze zdwojoną gorliwością, bierze na siebie nowe, nie można mu zarzucić braku zaangażowania – myślę, że wręcz nie sypia. A jednak w tym wszystkim przypomina ducha. Chciałoby się napisać „snuje się”, chociaż przecież biega, załatwia sprawy, pomaga, działa, wykonuje dziesiątki czynności naraz. Tylko one wszystkie takie... mechaniczne. Jakbym na czarodziejski zegar patrzył.
Nie widzę już zapału ani wiary w oczach Zgredka. I nie ja jeden mam podobne uczucia. A jeśli on – ten, który nas porwał – utracił wiarę, to jak my ją utrzymać mamy? Obawiam się też, że teraz, gdy zabrakło silnej przeciwwagi, wszyscy pójdą, jedni szybciej, drudzy wolniej, za Miodownikiem. Wojna zaś, prawdziwa wojna, rozlew krwi, mordowanie dzieci, to wydaje się mi okropieństwem.
I to okropieństwem, które nie może nam przynieść korzyści. Nie wygramy przecież, nie mamy szans. Osłabimy tylko jedną stronę ludzkiego konfliktu – ale wątpię, by druga była nam za to wdzięczna. Voldemort głosi wyższość czarodziejskiej krwi, nie wybaczy nam, jeśli ją przelejemy.
Boję się, co z nami będzie. Bardziej niż kiedykolwiek. Może nawet zaczynam wątpić w sens tego wszystkiego – a bo to źle nam w kuchni Hogwartu było? Lepiej niż u starych rodów, to pewna. Może trzeba było się lepiej przygotować, najpierw wyedukować masy, iść naprzód metodą drobnych kroczków. Poczekać. Nie wiem.
Ale co się stało, to się nie odstanie. Sprawa nasza jest niewątpliwie słuszna – choć mogliśmy, niewykluczone, wybrać lepsze środki – a i cóż nam, poza walką, zostało?
BEZ DATY
Niechże przyszłe pokolenia wybaczą nam, stojący na progu, na rozstajach, w środku wręcz labiryntu, nam, nieznającym jutra, momenty trwogi, wahania, słabości; niech nie myślą, że braku miłości do naszych przyszłych dzieci są one wynikiem!
*
— I? — spytał niecierpliwie Miodownik.
Trwożek pokręcił przecząco głową.
— Zabezpieczone. Jakąś potężną ludzką magią. Nie daliśmy rady się przedrzeć do pokoju dyrektora.
— Jesteście pewni? To Hogwart. Zwykle nie stawiał nam oporu.
Skrzaty pokręciły głowami ponownie. Spuściły głowy.
— Magia Dumbledore’a jest potężna. Niczyja wina, że nie daliście rady — wtrącił łagodnym, zgaszonym głosem Ten Który Pozostanie Bezimiennym Kronikarzem, Skrzatem Anonimem. — Myślę... Myślę, że jeśli Hogwart faktycznie żywi do nas jakieś ciepłe uczucia, to podsunie nam pomysł... w końcu wszyscy pragniemy jedynie...
— Pokój Życzeń — szepnął Zgredek. — Pokój Życzeń spełnia pragnienia. Sam wiele razy widziałem.
Miodownikowi zaświeciły się oczy.
— Czyli wystarczy odpowiednio sformułować nasze!
— Pamiętam taki mugolski film, o którym opowiadała panienka Hermiona — mruknął melancholijnie Zgredek. — Bojownicy o wolność docierali w nim do serca złego imperium dzięki szybom wentycacyjnym... czy jakoś tak.
— Szyb kominowy wystarczy — kategorycznie stwierdził Miodownik. — Życzeniem brygady uderzeniowej jest, by Pokój Życzeń łączył z gabinetem dyrektora szyb kominowy, prowadzący prosto do skrytki z mieczem Godryka.
21 DNE
Udało się nam! Zdobyliśmy miecz!
Nie napiszę, jakim sposobem, na wypadek, gdyby ta kronika miała wpaść w ręce wrogów (dodam jednak, że w sposobie tym jaśniały, spotkawszy się, wielka inteligencja, siła, heroizm oraz odwaga, którą jedynie Racja napełnić może). Dzień zwycięstwa już blisko!
21 DNE, wieczór
Muszę ze wstydem wyznać, iż sam dotąd wierzyłem złośliwym stereotypom, twierdzącym, iż goblinowie to stworzenia chciwe, chciwe i jeszcze raz chciwe, wiecznie czekające na okazję do zarobku. Wyznaję to ze wstydem tym większym, że dzisiaj miałem okazję przekonać się o wielkiej szczodrobliwości ich serc. Nie było mowy o żadnych targach – już pierwsza oferta goblinów znacznie przekroczyła to, o co w najśmielszych snach nie śmielibyśmy ich prosić. Była znacznie wyższa niż nasza propozycja wyjściowa, więc po prostu ją przyjęliśmy.
Pierwsza dostawa pieniędzy, broni i magicznych artefaktów już w przyszłym tygodniu. Skłamałbym, gdybym napisał, że się nie boję. Że wszyscy się nie boimy. Ale nad lękiem góruje nasz entuzjazm, nasza radość i nasze pragnienie wolności.
Być w życiu wolnym – to wielka rzecz. Wszyscy to poczuliśmy w tym świętym, ozdrowieńczym miesiącu. Umrzeć raczej – niż znów pozwolić nałożyć na siebie pęta! Wyklęty powstań ludu magii!
22 DNE
Za pomocą kominków spotkaliśmy się ponownie z towarzyszami naszej walki z całego świata. Współczuli nam strat poniesionych w ataku. Zauważyli też jednak, że póki będziemy w zamku, oblegani, zawsze będziemy na słabszej pozycji. Nie zdołamy przecież podbić Hogwartu, za to czarodzieje mogą nas zgnieść jednym uderzeniem.
Myśl o porzuceniu zamkowej kuchni, która dla tak wielu z nas były jedynym prawdziwym domem, może przejmować zrozumiałym smutkiem. Ale – ku mojemu radosnemu zdumieniu – niewiele głosów było przeciwnych. Jesteśmy znużeni oblężeniem, zmęczeni stałą czujnością, obawiamy się kolejnych ataków. Poza Hogwartem, w targanej wewnętrznym konfliktem Wielkiej Brytanii, nietrudno będzie się rozproszyć, ukryć, a potem zorganizować na nowo.
Towarzysze ze świata powiedzieli, że spróbują pomóc w opracowywaniu planu wyrwania się z oblężenia (ucieczki, tak właściwie; ale czy porzucenie domu niewoli, miejsca naszego wielowiekowego wyzysku, jest w istocie aktem smutnym? czy było tutaj coś, o co chcielibyśmy walczyć i umierać?). Liczymy także na goblinów... Ale to stałe wiszenie na innych, nieumiejętność radzenia sobie samemu – ileż to trwać może?
Niezdarność czy bezbronność to zrozumiała cecha dzieciństwa. Zrozumiała, może nawet piękna. Sytuacja zmusza nas wszakże, byśmy z tym dziecięctwem jak najrychlej zerwali.
23 DNE
Niech pochwalony będzie znój całego świata!
To nowe hasło zdobywa sobie wielką popularność. Wymyślił je ten, któremu skromność nakazuje nie zapisywać swego imienia w tej kronice.
26 DNE
Rozwiązanie! Rozwiązanie! Lecz jestem tak znużony negocjacjami – i tak pełen radości – iż chyba nic więcej dzisiaj nie napiszę.
27 DNE
Okazało się – o czym zresztą Zgredek zawsze zapewniał – że i wśród czarodziejów są jednostki wrażliwe na naszą niedolę, wspierające naszą walkę.
Należą do nich Madame Rosmerta i Aberforth Dumboledore, jak się okazuje (dowodzi to niezbicie, iż nie po rodzinie należy sądzić jednostki, ale jedynie po ich własnych czynach, poglądach, charakterach). Wprowadzeni – przeniesieni – do nas przez goblinów, oznajmili, iż są gotowi pozwolić nam na ucieczkę tajnym przejściem, wychodzącym w Hogsmeade. Chcieli nawet wytłumaczyć, jak je znaleźć. Doprawdy! Gdzie w Hogwarcie znajduje się wejście, nie trzeba nam mówić, co kilka miesięcy odkurzamy je i sprawdzamy sprawność zawiasów. To obawa przed złapaniem na środku czarodziejskiej wioski wstrzymywała nas dotąd przed użyciem tego najprostszego sposobu.
Rosmerta i Aberforth zapewnili, że nie tylko nas nie wydadzą, ale nawet zorganizują ucieczkę, mają bowiem szerokie i świetne kontakty wśród przemytników oraz dostawców kontrabandy – tym razem zamiast alkoholu przeszmuglują kilkudziesięciu skrzatów. Za całą operację zapłacą goblinowie, których nazwałbym najlepszymi naszej sprawy przyjaciółmi, gdybym nie obawiał się urazić tym sformułowaniem innych, równie nam drogich.
Co mi przypomina, że Miodownik, jak zawsze podejrzliwy, spytał o motywacje naszych czarodziejskich przyjaciół. Okazały się nimi wzniosłe współczucie i chęć zakończenia naszej niedoli. Imiona tych magów przez wieki będą z wdzięcznością pamiętane przez skrzaty!
*
— Dobre pytanie. — Madame Rosmerta się uśmiechnęła. — Chodzi po prostu o biznes. Odkąd blokujecie dostęp do kuchni, cały Hogwart żywi się u mnie. Przez tydzień zarabiam więcej niż dawniej przez rok. Jeśli wrócicie do pra... do niewolniczego stanu, moje rekordowe dochody się skończą.
— A ty? — Miodownik przeniósł surowe spojrzenie na Aberfortha.
— Ja? Ja to z miłości do kóz! A za moją miłość też nie raz cierpiałem prześladowania, więc rozumiem wszystkie grupy uciśnione... — zachichotał ponuro. — Ale najbardziej mi zależy na utarciu nosa Albusowi. Z serca wam, panie i panowie, gratuluję! Już od dawna nic go tak nie rozsierdziło jak ten wasz strajk!
28 DNE
Wszystko gotowe do wymarszu. Nastrój pełen nerwowego i radosnego równocześnie podniecenia. Dopisuję te notatki szybko, na stojąco (obym umiał je potem rozczytać).
Zgredek mówi o spółdzielniach, komunach i samopomocy. Miodownik o oddziałach i bojówkach. W którą stronę pójdziemy, czas pokaże. Ja, kronikarz, podzielę los swojego ludu, jakikolwiek by on nie był – jakiekolwiek byśmy go sobie nie wybrali.
Nie mędrkować, a służyć. Służyć, a nie mędrkować!
*
— Nie tak wyobrażałam sobie emancypację — przyznała Hermiona, z pewną taką nieśmiałością patrząc na kuchnię Hogwartu.
Kuchnię, dodajmy z obowiązku kronikarza, opisującego historyczne przełomy, wypełnioną po sam sufit brudnymi naczyniami.
— To dosyć typowe — sarknął Snape. — Panienki o złotych sercach, wyzwalając swoich służących, zakładają, że dalej będą oni służyć, tylko tym razem tak sami z siebie, a panienka czasem, gdy ją ochota najdzie, zmyje dwie filiżanki. I wszystko się zmieni, by nic się nie zmieniło. Dumbledore nazywa to niewinnością, ale tak naprawdę to najzwyklejsza w świecie tępota. Możemy się zabrać do pracy?
Dyżury w kuchni zawsze pełniono w parach uczeń-nauczyciel. Zawsze, sprecyzujmy z kronikarskiej dokładności, czyli od czasu pierwszych kilku prób, gdy nienadzorowana młodzież wyjadła pokaźną część zapasów i nie zmyła, a wytłukła, talerze.