
Ach, co to był za ślub.
Po standardowym pytaniu o przeszkody uniemożliwiające zawarcie związku małżeńskiego zapadła cisza. Ksiądz, kontent, otworzył już usta, by kontynuować ceremonię, gdy pan Pawlicki wykrzyknął:
— Cóż, no, tak właściwie – ja mam! Niestety, panna Violetta jest już związana małżeństwem z niejakim pułkownikiem Markiewiczem, bardzo porządnym człowiekiem, hrabią, z niezłym mająteczkiem. Wzięto ten pospieszny ślub lata temu, by ratować ojca panny Violetty przed wierzycielami,...
— Słucham? — odezwała się wreszcie kobieta. — To jakaś potwarz, to jakiś skandal, ja jeszcze rok temu miałam trzynaście, nie dwadzieścia lat!
Kościół milczał. Gaweł odczekał moment, wielce zmieszany, po czym wybuchnął śmiechem.
— Ejże, no, szanowni państwo – przecież to tylko taki kawał!