
Maski i podstępy
Najbardziej na świecie, bardziej nawet niż Jedi, Lord Vader nienawidził dorocznych imperialnych balów maskowych. Niestety, Palpatine zawsze upierał się przy jego na nich obecności. Obecność wymagała zaś założenia kostiumu – przynajmniej pro forma, bo przecież charakterystycznej zbroi i oddechu nic nie mogło ukryć.
Co roku Lord Sith przychodził więc, raz z króliczymi uszami, innym razem tarczą, szyszakiem oraz czerwonym płaczem (czerwony! nie znosił tego koloru, przypominał mu Padmé, Mustafar, lawę, krew, ale też życie – przypominał mu wszystko), jeszcze kiedy indziej z długą białą brodą i czerwoną czapką; podobno przebrany za dobrodusznego stwora z folkloru jakiejś prowincjonalnej planety.
Nie inaczej miało być i tym razem. Wchodząc do pracowni nadwornych krawców Imperatora Vader był w podłym nastroju. Żołnierze, nauczeni doświadczeniem unikali go cały miesiąc jak zarazy, nie więc się nawet na kim wyładować.
Ku jego zdumieniu, przydzielony w tym roku „projektant" zdawał się nieco mniej złośliwy, arogancki, irytujący tudzież nieprzydatny niż zwykle. Zapytał, na przykład, czego właściwie Lord by sobie życzył, a usłyszawszy, że odwołania balu, wyraził pełne zrozumienie. Niestety, dodał po chwili, to akurat leży poza zasięgiem jego kompetencji.
— Nie mogę się po prostu ukryć kocem i udawać, że mnie tam nie ma? — jęknął Vader. — Ach, nie, nie mogę, bo Imperator sobie życzy, żebym brał pełny udział w świętowaniu...
Twarz krawca pojaśniała. Zniknął w garderobie, a po kilkunastu minutach wyszedł z wielką, sztywną płachtą rozciągniętą na stelażu. Nałożona na Lorda Sithów zamieniała go trójkątną górę z otworami na oczy, w których, dzięki zamontowaniu lamp, biło przeraźające światło.
— Tak — ocenił Vader. — To mi odpowiada... Lepiej być w namiocie niż znosić tych kretynów, zdrajców i tchórzy. Ale nie sądzę, żebym przekonał Imperatora...
— Ależ! — projektant niemal się żachnął. — To jest przebranie, doskonale wręcz! To jest przebranie Buki! Najstraszliwszego potwora z legend takiej odległej, odległej planety.
— Doprawdy? — mruknął sceptycznie Lord. — Zresztą, nieważne, cokolwiek, byleby mieć wymówkę przed Imperatorem... Niezwykle kompetentny z pana młody człowiek — zakończył, próbując brzmieć jowialnie.
Nie, żeby mu wyszło. Jednak krawiec i tak cały pokraśniał, po czym, po pierwszej odruchowej reakcji, wybąkał, czerwieniejąc gwałtownie:
— Ekhm, eee, mój kuzyn, panie, służy na Executorze, to znaczy, dostąpił zaszczytu służby na Executorze, panie, byłbym, ekhm, bardzo wdzięczny, gdyby pan, panie, raczył okazać mu... miłosierdzie, jeśli, co oby się nigdy nie stało, zawiedzie pańskie oczekiwania...
A, pomyślał Vader, takie buty; cóż, w sumie to uczciwy układ.
— W porządku — stwierdził, tym razem dając sobie spokój z próbami brzmienia inaczej niż dostojnie, groźnie i mrocznie. — Jak się kuzyn nazywa?