
Chapter 28
— Porozmawiaj z nim, Tony — poprosił ojcowskim tonem Fury, podnosząc głowę znad kolejnego raportu o stratach w sprzęcie. — USA jest w kryzysie. Wojsku tną budżet. Nie możemy sobie pozwolić na taką... rozrzutność.
Stark uniósł brwi.
— Ginie. mniej. ludzi — powiedział z naciskiem. — Nie powinniśmy być Bruce'owi wdzięczni, że powstrzymuje armię od błędów? Że ratuje nasze sumienia? S.O.S, ratujcie nasze dusze i...
— Dobrze wiesz, że ten sygnał to nie pretensjonalny akronim, tylko pragmatyczny wybór najprostszej kombinacji.
— Zbędna erudycja. Zielony ratuje nasze tyłki. Ratuje życia niewinnych ludzi. Wie pan, ja próbuję robić to samo, oczywiście w wolnym czasie, kiedy akurat nie myślę, jak rozwiązać problem energetyczny świata...
— Budować mniej szklanych, klimatyzowanych wieżowców — zauważył sarkastycznie Fury.
— Mój zużywa rocznie tyle energii, co jedna żarówka — odciął się przemysłowiec. — Chodzi o to, że nasz zielony przyjaciel ma rację – może to ten ta zwierzęca intuicja? W każdym razie, wykonuje dobrą robotę. Nie będę mu w tym przeszkadzał.
— Rozeznanie doktora Bannera nie zawsze musi być... idealne.
— Hipotetycznie czy armia dała radę wyskrobać choć jeden przykład? — zakpił Anthony.
— Tony, jeśli on się myli, to uniemożliwia naszych chłopcom zabijanie terrorystów, którzy potem podkładają bomby pod te same targi, których doktor Banner próbuje bronić...
— ...ale jeśli się nie myli – a statystyki na to wskazują – to oszczędza naszym chłopcom lat terapii po tym, jak zrozumieją, że wyrżnęli niewinną wioskę pełną kobiet i dzieci.
— Wojna nie jest taka prosta — zauważył ze smutkiem Fury. — Większość żołnierzy nie potrzebuje lat terapii po wyrżnięciu niewinnej wioski. Potrzebuje wrócić na front i zatłuc kilku skurwysynów. Tony...
— Tym gorzej dla nich.
— Tony. Jak myślisz, co się stanie, jeśli znalazłszy obóz terrorystów zabijesz samych mężczyzn, oszczędzając kobiety i dzieci?
— Zachowam się porządnie?
— Jak myślisz, Tony — powtórzył dyrektor — czy te dzieci będzie obchodziło, że ich ojciec był terrorystą? Czy te kobiety będą to miały na uwadze, czy jednak uznają, żeś zabił ich bliskich? A przede wszystkim – ty powiesz „oszczędziłem kobiety i dzieci", one powiedzą „zabiłeś ludzi, nasze rodziny". Jak myślisz, czemu Karadžić siedzi teraz w Hadze, a Mladić w krajowym areszcie?
— Bo wymordowali cywili?
— Nie — warknął Nick — bo w jakieś morderczej, krwawej słowiańskiej galanterii oszczędzili kobiety i dzieci. Nikt tego nie potraktował w kategorii porządnego zachowania...
— Bo nie żyjemy już w średniowieczu i standardy moralne nam się podwyższyły?
— ...i nikt nie spróbuje zrozumieć twoich racji. Te dzieci pójdą i doniosą twoim wrogom, gdzie się ukrywasz. Te dzieci dorosną i będą próbowały zabić ciebie i zniszczyć USA, wszystkimi możliwymi sposobami. Myślisz, że ktokolwiek zabija na wojnie dzieci, bo to lubi? Bo nie ma serca? — dobitność w jego tonie działała tak dobrze, jak krzyk. — Myślisz, że nikt nigdy nie był szlachetny? Że jesteś pierwszy? I jak sądzisz, czy ktokolwiek potraktował to jako szlachetność, czy jako okazję do zemsty na potworze, który skrzywdził ich bliskich? Na szlachetność mogą sobie pozwolić wielkie zwycięskie armie, zmiatające wszystko po drodze. Nie jednostki specjalne! Nie małe oddziały! Czy ty w ogóle masz choć cień empatii, empatii, nie zadufanej litości?
— Próbujesz mi wmówić, że zabijanie dzieci jest empatyczne, bo... bo co właściwie? Bo to im oszczędza życia bez rodziców? Gdzieś już słyszałem taką logikę...
— Przy rozprawach dotyczących ludobójstwa w Ruandzie — odparł chłodno Fury. — I przy paru innych. To stary mechanizm obronny.
— I próbuje go pan na mnie?
— Nie namawiam cię do mordowania dzieci, Tony — jęknął dyrektor. — Tłumaczę ci tylko, że ani świat, ani ludzie, ani wojna nie są tak proste, jakbyśmy pragnęli, by były. To, że każdy dobry uczynek będzie ukarany nie znaczy, że nie należy popełniać dobrych uczynków. To, że moralność nie zawsze działa, nie oznacza, że mamy przekreślić moralność jako taką. Ale to idzie w obie strony: to, że moralność jako taka jest dobra, podobnie jak uczynki, nie oznacza, że zawsze zadziała albo nigdy nie zostaniemy za nie ukarani. I to nie oznacza, że nie trzeba wybierać.
— Bardzo podnosząca na duchu mowa, panie profesorze. Godna adwokata w Norymberdze. — Stark kpiąco skłonił się w pas. — Tylko panu umknęło, że Bruce chroni cywili. Ludzi, którzy zginęliby przez błędy w rozpoznaniu i pośpiech naszej administracji. Całe te dylematy „zabić czy nie zabić?" nie wchodzą tutaj w grę. Zielony nie pomaga terrorystom.
— Użyj siły analogii, inżynierze — prychnął Nick. — Żołnierze mają poczucie, że nie jesteśmy z nimi. Że armia osłania kogoś, kto ich atakuje, kto im przeszkadza. Tony, przecież twoim pragnieniem też było chronić naszych chłopców...
— Nie kosztem życia cywilów.
— Analogia przekracza możliwości twojego geniuszu?
— Nie widzę zastosowania dla analogii.
— Żołnierze muszą wierzyć w rozkazy. I wierzyć, że zwierzchnicy są z nimi. Wierzyć, że walczą za dobrą sprawę. To nie musi być prawda, tu wystarczą mechanizmy obronne plus trochę propagandy. Żołnierze muszą wiedzieć, że są bohaterami i że mają wsparcie — wyliczał Fury. — Wsparcie. Przynajmniej moralne. Od społeczeństwa. To klucz. Inaczej przegrywamy, jak w Wietnamie. Widzisz, doktor Banner pozbawia ich tego wszystkiego, do tego antagonizuje T.A.R.C.Z.Ę z armią, sieje zamęt w wewnętrznych strukturach...
— To my nie jesteśmy niezależną, ponadpaństwową organizacją? Coś jak ONZ? — spytał z teatralnym zdumieniem Anthony.
— Wiesz, jak bardzo blisko nam do interesów Stanów Zjednoczonych. Nie udawaj. — Dyrektor wzruszył ramionami. — Doktor Banner psuje wizerunek armii wewnętrznie i zewnętrznie. Niszczy nasz sprzęt, a armii nie stać na nowy w tak szybkim tempie. W wielu rejonach uniemożliwia prowadzenie operacji na naprawdę duże skale, bo po drodze stoi jedna wioska, która akurat odmawia ewakuacji. Doktor Banner nie pomaga terrorystom bezpośrednio, ale niejednokrotnie utrudnia prowadzenie skutecznej walki z nimi. Cele strategiczne Stanów Zjednoczonych, takie jak szkolenie żołnierzy w warunkach bojowych, testowanie broni nie mają szans być zrealizowane...
— Ropę mamy wszakże zapewnioną. Ba, jestem gotów pozwolić rządowi korzystać z moich patentów na reaktory łukowe kompletnie za darmo, co uczyni wszelkie wojny na Bliskim Wschodzie ekonomicznie zdecydowanie mniej potrzebnymi...
— Twoi koledzy z branży muszą gdzieś testować i komuś sprzedawać.
— Zielony jest jeden. Świata dla producentów broni nie zabraknie.
— Doktor Banner w źle pojętej dobroci utrudnia nam zakończenie tego konfliktu i zaprowadzenie pokoju — cedził Nick. — Im dłużej trwa chaos, tym więcej grup separatystycznych zaczyna domagać się niezależności. Każdego dnia przybywa fanatyków. Doktor Banner osłania ludzi – chwała mu za to. Ale wydłuża wojnę. To jak z Hiroszimą – moglibyśmy to ciągnąć jeszcze miesiące. Zginęłoby znacznie więcej ludzi, po obu stronach. Jeśli chcesz naprawdę ocalić ludzkie życia, Tony, to zaprowadź pokój. Doktor Banner w tamtym rejonie jest zarzewiem niepokoju. Kurdowie, bezpieczniejsi dzięki jego ochronie, zaczęli szykować powstania, zamachy... O uwagę doktora Bannera zaczynają rywalizować lokalni watażkowie, którzy chcą zabezpieczyć swoje domy. Wiesz, jak kończy się taka rywalizacja, prawa?
Przemysłowiec umilkł. Cisza trwała długą chwilę, po której dyrektor przypomniał, tym razem łagodnie:
— Nic nie jest proste, Tony. Zwłaszcza szlachetność. I każdy może się mylić. Armia, ty, doktor Banner. Ja. Ale wedle mej najlepszej oceny dla kraju, świata, Bliskiego Wschodu oraz doktora Bannera lepiej będzie, jeśli tam pojedziesz i spróbujesz przynajmniej... usystematyzować jego działalność. Niech założy jeden szpital-azyl. Fundację. Niech ochrania konwoje z pomocą humanitarną. Jest wiele możliwości. Pojedź tam. Przekonaj się. Jeżeli nie mam racji, pomyślimy o czymś innym. W porządku, Tony? Ja spróbuję kupić wam obu jeszcze trochę czasu.
— Czasu? — bąknął Stark.
— Generałowie dyszą żądzą zemsty — odparł z ciężkim westchnieniem dyrektor. — Nie wiem, jak długo zdołam ich jeszcze powstrzymywać. Jeśli nie przerwiemy tego... tego wolontariatu, doktor Banner znowu stanie się ściganym wyrzutkiem. To dla jego dobra. Tony, jesteś jego przyjacielem, proszę – ciebie może posłucha.
— Pomogę mu przekonać generałów. Potrzebują broni.
— Już jej nie produkujesz.
— Mam kontakty. Mogę wykupić całą konkurencję.
— Zapytaj Nataszę o kraj na „P", który dwieście coś lat temu upadł z powodu podejścia takiego jak twoje. Tylko niech ci najpierw obieca, że będzie mówiła na temat. Nic o wielkiej smucie albo aroganckich szlachetkach. Tony...
— Zbudowałem kostium po to, by już nigdy... by nigdy... by wielkie operacje wojskowe nigdy już nie były potrzebne. By uderzać precyzyjnie, by chronić słabych. Żeby to, czemu teraz przeszkadza działalność Bruce'a, w ogóle przestało istnieć! — Anthony w sekundy przeszedł od podłamanego szeptu do krzyku.
— Zrezygnowałeś z kostiumu — przypomniał półgłosem Nick. — Miałeś prawo. Doktor Banner z Hulka zrezygnować nie może.
Cisza była tym razem miażdżąca. Kiedy Fury się odezwał ponownie, próbował brzmieć kojąco. Szło mu najwyżej średnio.
— Doktor Banner chce działać dobrze, ale brak mu... spojrzenia z szerszej perspektywy. Zaplątał się. Wiem, że dużo dla ciebie zrobił, Tony, że był z tobą przy całym tym bajzlu z EXTREMIS. Nawet jeśli nie masz już kostiumu, to nadal możesz mu pomóc. Myślę, że tylko ty jeden.