
Początek
— Nie jestem twoją gosposią — oznajmiła pani Hudson, dumnie unosząc podbródek.
Jej mąż rzucił jej ciężkie, zmęczone i nieco tępawe spojrzenie. Był jakimś niżej postawionym członkiem mafii; jego praca wymagała inteligencji, ale specyficznego typu, nic w rodzaju filozoficznych debat. A już broń Boże refleksji moralnych.
— Chcę obiad. Wracam z pracy do domu i nie mam już prawa do obiadu? — zapytał teraz zbolałym tonem.
Pani domu wzruszyła ramionami.
— Prawo masz. Składniki są w lodówce. Chętnie udzielę ci wskazówek.
Pan Hudson tylko westchnął.
— Przypomnij mi, czemu ja się z tobą właściwie ożeniłem?
— Bo żadna inna kobieta nie wytrzymałaby blasku twojej czarującej osobowości, skarbie — brzmiała niemal automatyczna odpowiedź.
— Byłaś jedyną kobietą — prychnął mężczyzna. — Sally chce, żebym się do niej przeprowadził, zaczął od nowa...
— Będziesz teraz zbawiał dziewczyny z ulicy? No, no, no, na starość ci widzę przyszło, romantyk się znalazł... Kryzysik wieku pośredniego może? — zripostowała pani Hudson, nadal absolutnie spokojna.
— Nie z ulicy tylko porządnego lokalu — warknął mąż, nagle odzyskując wigor. — I nie waż się mi jej znieważać, ty stara...
— Hamuj się — oznajmiła zdegustowana kobieta. — Do żony mówisz, nie do jakiejś taniej pannicy!
— Taniej? — teraz pan Hudson już ryczał. — Ona mojego dzieciaka nosi! Nie śmiej mi tu matki moich dzieci znieważać, ty jałowa... — Znowu nie dane mu było skończyć, bo żona wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami. — A żebyś wiedziała, że się rozwiodę! — ryknął, naraz zyskując pewność, iż faktycznie tak zrobi. — I dom na nią i dzieciaka przepiszę!
Ostatnie zdanie naprawdę zaniepokoiło panią Hudson. Odkręcanie aktu notarialnego mogło zająć wieki, a i było obarczone ryzykiem porażki. Do niekorzystnej zmiany nie wolno było dopuścić – tylko jak? Chodziła po swojej sypialni, rozjuszona jak lwica. Już ona pokaże niecnocie! Ona – stara i jałowa? Przekona się, dureń i obibok, nawet w mafii kariery zrobić porządnej nie umie! A jej grozi rozwodem? Jej, która wszystko o tych jego ciemnych sprawkach wie! Zemsta przez policję nie wchodziła w grę. Pani Hudson miała swój honor, poza tym, sąd mógłby wtedy zabrać dom. Nie, sprytniej się należało podleca pozbyć, w końcu współwłasność mieli. Prywatny detektyw, które się pomoże w rozwiązaniu jednej czy dwóch najpoważniejszych przewin męża – ot, choćby tego morderstwa sprzed dwóch tygodni, w kantorze, na pewno był zamieszany – o, to byłoby znacznie wygodniejsze. Czyste, dyskretne, bez bratania się z wrogiem.
I tak oto, knując plan zemsty, pani Hudson puściła w ruch niezwykły, oj niezwykły ciąg wydarzeń.