Sectumsempra (tłumaczenie)

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Sectumsempra (tłumaczenie)
All Chapters Forward

Pojedynki, uczynki, krasnoludy i pamiętniki - o rany.

Harry otworzył drzwi do pokoju wspólnego Slytherinu i wpadł do środka podekscytowany. Stał w drzwiach przez kilka chwil, rozglądając się po pokoju wspólnym, za którym tak bardzo tęsknił, gdy zapadła martwa cisza. Każdy ślizgon w pokoju wpatrywał się w niego w szoku, po czym nagle zaczęli bić brawo.

- Jak to zrobiłeś?! - zawołał Williams.

- Zdecydowanie wygrywamy następny mecz! - Harry usłyszał okrzyki Flinta.

- Dziedzic powrócił! - Ktoś inny wiwatował.

- Zamknąć się! - Harry krzyknął, z uśmiechem na twarzy. - Gdzie jest...

- W twoim dormitorium. - Dziewczyna z czwartego roku powiedziała mu szybko, domyślając się, czego (lub kogo) szukał.

- Dzięki! - zawołał do niej, już kierując się w stronę schodów.

Wbiegł po spiralnych schodach i otworzył drzwi do dormitorium drugiego roku równie gwałtownie, jak drzwi pokoju wspólnego.

- HARRY!

Hermiona, Theo, Draco, Susan, Ron, Luna, Neville i Blaise podskoczyli i rzucili się w jego stronę. Na szczęście zatrzymali się w pewnej odległości od niego.

- Jak poszło? - zapytała Susan.

- Przegapiłeś tyle pracy domowej! - Hermiona krzyknęła.

- Dumbledore płakał? - zapytał Draco.

- Wróciłeś na dobre? - zapytał Neville.

- Chwileczkę. - Harry zaśmiał się, patrząc, jak wszyscy rozmawiają jeden na drugim. - Merlinie. Oddychajcie.

Rozejrzał się po pokoju i zobaczył, że został udekorowany zielonymi i srebrnymi serpentynami, balonami i transparentem z napisem „WITAJ Z POWROTEM, HARRY”.

- Musieliście być pewni, że wrócę - powiedział, unosząc brew w ich kierunku.

Blaise wzruszył ramionami i uśmiechnął się.

- Pomyśleliśmy, że albo wrócisz, albo Susan wysadzi zamek, więc tak czy siak będzie impreza.

- Wiedziałam, że wrócisz - powiedziała Luna, obdarzając Harry'ego ciepłym uśmiechem.

- Dzięki ludzie, serio. - Pochlebiało mu, że opuścili zajęcia i zrobili to małe przyjęcie tylko dla niego.

Nie zapomnieli o tobie.

- Mamy ciasto z melasą, JEŚLI powiesz nam, co się stało - powiedział Ron, marszcząc brwi.

Harry zaśmiał się i usiadł na łóżku Draco, ponieważ Hogwart najwyraźniej jeszcze nie zwrócił jego własnego.

- Dobra, słuchajcie...

Harry siedział, otoczony przez przyjaciół, i opowiedział im wszystko, co się wydarzyło, odkąd Snape powiedział mu, że ktoś inny został zaatakowany.

- Pozwałeś dyrektora? - zapytała Hermiona z oczami okrągłymi jak talerze.

- Nie mogę uwierzyć, że to zadziałało - powiedział Ron.

Draco lekko zadarł nos do góry. - Oczywiście, że zadziałało - powiedział pompatycznie. - Mój ojciec jest geniuszem.

- Dumbledore cię znienawidzi. - Neville powiedział nerwowo.

- Nic nowego. - Harry odparł, przewracając oczami i łapiąc ciastko z przeładowanego talerza.

- Gdzie byłeś, stary? - zapytał Ron. - Snape wyrywał sobie włosy z głowy, próbując cię znaleźć.

Harry zawahał się na krótką chwilę.

- Tu i tam - odpowiedział wymijająco. - Ale głównie u Snape'a przez ostatnie kilka tygodni.

- Cieszę się, że wróciłeś. - Powiedziała Luna z delikatnym uśmiechem.

Harry uśmiechnął się do niej.

- Ja też.

- Susan powiedziała, że nie powinniśmy szukać Dziedzica ani Komnaty Slytherina. - Theo odezwał się z dąsem. - Czy ty w ogóle wiesz, jakie historyczne artefakty mogą znajdować się w takim miejscu?

- Nie obchodzi mnie to. - Harry wzruszył ramionami. - Kimkolwiek jest Dziedzic, jeśli zostawi nas w spokoju, to proponuję, żebyśmy my też zostawili go w spokoju. Ale jeśli ktokolwiek w Slytherinie zapyta, to ja nadal jestem Dziedzicem. - Dodał, patrząc surowo na pozostałych.

Nie zamierzał stracić szacunku i obawy reszty Slytherinu, jeśli nikt inny nie chciał się tego publicznie domagać. Harry był bity, krzyczano na niego, został wydalony i spędził tygodnie samotnie w Londynie za cenę tego, że ludzie myśleli, że jest dziedzicem Slytherina. Za cholerę zasłużył na prawo do ubiegania się o przywileje, które się z tym wiązały.

- Ale nie było cię przy ostatnim ataku. - Hermiona zauważyła logicznie.

Harry pochylił się w stronę krzaczastowłosej czarownicy i dramatycznie zniżył głos. - To się nazywa magia, Miona. - Wyprostował się i uśmiechnął do niej. - I to jest moje oficjalne stanowisko.

- A co z Dumbledorem? - zapytał Blaise. - Miałem nadzieję, że to on zostanie aresztowany zamiast gajowego.

Harry wzruszył ramionami.

- Miejmy nadzieję, że dojdzie do kolejnego ataku i Dumbledore zostanie przynajmniej zwolniony. Myślę, że ojciec Draco pracuje nad petycją od członków zarządu, by go wyrzucić.

Pan Malfoy właściwie zwierzył się Harry'emu, że wie sporo o szantażu większości pozostałych członków Rady Hogwartu i nie miał nic przeciwko użyciu go, by skłonić ich do zgody.

- Nie powinieneś mieć nadziei na kolejny atak. - Hermiona powiedziała ostro. - Mugolaki są przerażone i niektórzy z nich mówią o wypisaniu się i powrocie do domu.

- Nie mój problem - powiedział Harry. - Mugolakom nie przeszkadzało, że zostałem wydalony, co?

Hermiona wzdrygnęła się i skrzyżowała ramiona, najwyraźniej nie miała żadnego argumentu przeciwko temu.

- Wystarczy tego wszystkiego. - Susan machnęła ręką. - Niech Neville opowie ci o kłótni, jaką miał z Seamusem Finniganem!

Harry spędził resztę poranka w dormitorium, śmiejąc się i rozmawiając z przyjaciółmi.

Dobrze było być z powrotem.

Wracając na lekcje po obiedzie, Harry zaczął trochę żałować powrotu do Hogwartu. Wielu uczniów podchodziło do niego, by przeprosić za oskarżanie go o ataki, ale wciąż było sporo takich, którzy rzucali mu nieufne spojrzenia.

Nie miał nic przeciwko nieufnym spojrzeniom, już nie. Ale zaczynał tęsknić za spokojem domu Snape'a.

Syczał przekleństwa w wężomowie na uczniów, którzy wciąż o nim szeptali, rozkoszując się tym, jak bledli pod wpływem nieznanego języka.

- Jesteś szalony. - Ron roześmiał się podczas wolnej godziny po tym, jak grupa przerażonych Krukonów uciekła.

- Przepraszali! - powiedział Draco.

- Nie obchodzi mnie to, nie lubię ich. - Harry powiedział po prostu. Rozpoznał ciemnowłosą szukającą Ravenclawu, Cho, i nie interesowały go przeprosiny od tej kretynki.

- Nadchodzi. - Blaise mruknął.

Harry podniósł wzrok znad podręcznika do Transmutacji, z którego kopiował notatki, McGonagall oczekiwała, że szybko nadrobi zaległości, i zauważył dwóch braci Rona zmierzających w ich stronę.

- Czego oni chcą? - Ron jęknął.

- Małe węże! - Zawołał jeden z rudowłosych bliźniaków, zatrzymując się przed nimi.

- I sam Mistrz Węży! - Drugi powiedział z uśmiechem w stronę Harry'ego.

- Czego chcecie? - Harry zapytał chłodno, wciąż zirytowany ich poprzednim pojedynkiem.

- Przyszliśmy przeprosić małego Mistrza Węża - powiedział jeden z bliźniaków.

- Nie mieliśmy pojęcia, że rozmawianie z wężami jest jedną z twoich ukrytych mocy. - Dodał drugi, marszcząc brwi, które wyglądały bardzo podobnie do brwi Rona.

- Nie przyjmuje, wynocha - powiedział Ron zwięźle.

Bliźniacy spojrzeli na siebie i zdawali się w milczeniu coś komunikować, zanim odwrócili się do Harry'ego z podobnymi uśmiechami.

- Jeśli nie przyjmiesz przeprosin...

- ...Co powiesz na rewanż?

- Dlaczego chcecie rewanżu? - Theo zapytał z niedowierzaniem. - Harry was zabije.

Bliźniacy wzruszyli ramionami.

- Może zabije...

- ...a może nie.

- Ale będziemy potrzebowali rewanżu, żeby się przekonać.

- Dobra - zgodził się szybko Harry. - Ale uczciwe ostrzeżenie, jeśli jeszcze raz przywołacie węża, każę mu was ugryźć, co?

- Jakbyśmy mieli użyć tej samej sztuczki dwa razy. - Jeden z nich teatralnie mrugnął.

- Zwłaszcza, że za pierwszym razem nie zadziałało. - Drugi mruknął.

- Kiedy i gdzie? - Harry spytał, nie mogąc się doczekać szansy na dokończenie rozpoczętego pojedynku. Pojedynek dwóch uczniów na raz był ekscytujący. Dużo szybsze tempo niż w przypadku jednego ucznia na raz. I chociaż Lestrange i Dolohov mieli silniejsze zaklęcia niż Fred czy George, bliźniacy pracowali w tandemie i nadrabiali moc czystą kreatywnością.

Harry wciąż był przekonany, że wygra, ale warto byłoby to przeciągnąć, by zobaczyć, jakie pomysły ujawnią.

Bliźniacy spojrzeli na siebie i wydawało się, że ponownie nawiązali cichą komunikację.

- McGonagall obedrze nas ze skóry, jeśli znowu będziemy się pojedynkować w pokoju wspólnym...

- Poza tym węże nie mogą przebywać w jaskini lwów...

- A co z naszym pokojem wspólnym? - Ron zaproponował z uśmiechem. - Nikt nic nie powie, jeśli Harry będzie jedną ze stron.

- Poza tym, kto by narzekał na oglądanie dwóch Gryfonów, którzy dostają po tyłku? - Draco dodał z własnym uśmieszkiem.

- Doskonale - powiedział jeden z bliźniaków.

- W takim razie zrobimy to zaraz po kolacji. - Dodał drugi.

- Do zobaczonka wężusie! - zawołali wspólnie, uciekając, gdy zabrzmiał dzwonek na następne zajęcia.

- Och, umrze im się - powiedział Ron, radośnie chwytając swoją torbę z ziemi obok siebie.

- To twoi bracia. - Blaise powiedział z uniesioną brwią. - Na pewno nie chcesz, żeby Harry ich zabił.

Ron wzruszył ramionami, prowadząc ich w stronę klasy obrony.

- Zawsze uważają, że robienie mi żartów jest zabawne. Więc myślę, że zasługują na to, co ich czeka.

Harry usiadł obok Susan i pomyślał, że może posiadanie braci nie jest tak wspaniałe, jak mu się wydawało.

- Więc nie będziesz zły, jeśli ich skrzywdzę? - zapytał Rona.

- Kogo krzywdzimy? - wyszeptała Susan.

- Freda i George'a Weasleyów. - Harry odparł szeptem. - Dzisiaj po kolacji będzie rewanż.

- To znaczy, no, nie skrzywdź ich bardzo bardzo? - powiedział Ron z zakłopotaniem. - To palanty, ale są o wiele zabawniejsi niż Ginny czy Perce.

- W porządku. - Harry zgodził się łatwo.

Rozmawiali o niektórych zajęciach, które Harry opuścił, kiedy go nie było. Nie wyglądało to na nic więcej niż słuchanie historii o Lockharcie zabijającym wilkołaki i ghule.

- Harry, jak się masz? - powiedział idiota, o którym mowa, podchodząc do stolika Harry'ego. - Cieszę się, że wróciłeś! Oczywiście, że cały czas wiedziałem, że jesteś niewinny, mówiłem to chyba z milion razy! Taki dobry dzieciak jak ty? Niemożliwe, żebyś był dziedzicem Slytherina!

Harry spojrzał prosto w twarz Lockharta i uśmiechnął się tak słodko, jak tylko potrafił. Co, trzeba przyznać, nie było aż tak słodkie.

Odejdź, zanim obetnę ci głowę. - Wysyczał w Wężomowie.

Lockhart zbladł i potknął się do tyłu tak szybko, że przewrócił krzesło Draco i wylądował na podłodze.

Chłopcy ze Slytherinu i Susan oczywiście ryknęli śmiechem.

- Stary, zapamiętam to na zawsze. - Ron zawył, gdy Lockhart szybko się ulotnił.

- Wiesz, że zamierza poprawić sobie włosy. - Powiedziała Susan, ocierając łzy śmiechu z policzków.

- Dupek z ciebie. - Draco powiedział pieszczotliwie.

- Ale jestem waszym dupkiem. - Harry odparł z bezczelnym uśmiechem.

Lockhart wrócił do pokoju, jego włosy znów były gładko uczesane, więc Draco nie odpowiedział, ale wystawił język w stronę Harry'ego.

 

Podczas kolacji tego wieczoru cała sala wypełniła się szeptami. Nie tylko o powrocie Harry'ego i jego przyjaciół na swoje stałe miejsce przy stole, ale także o nadchodzącym pojedynku.

Wielu ślizgonów było ofiarami żartów Freda i George'a i nie mogli się doczekać zemsty. Drużyna Quidditcha Slytherinu również miała nadzieję, że Harry zrani ich na tyle mocno, by umieścić ich w Skrzydle Szpitalnym przynajmniej do ostatniego meczu z nimi, mimo że ten miał się odbyć za sześć tygodni na początku marca.

- Obstawiajcie! - Ron zawołał do stołu. - Kurs wynosi 7-1 na zwycięstwo Harry'ego, 10-1 na remis i 3-1 na pozostawienie przez Harry'ego blizny na twarzy!

- Dlaczego blizny? - Neville zapytał ze zmarszczonymi brwiami.

- Ludzie zaczynają myśleć, że to znak rozpoznawczy Harry'ego. - Blaise powiedział z uśmiechem w kierunku Lestrange'a.

- Dlaczego jest większe prawdopodobieństwo, że zostawię bliznę, niż że wygram? - Zapytał Harry. Kręcenie się wokół Rona, Theo i Blaise'a nauczyło go o hazardzie znacznie więcej, niż kiedykolwiek na ulicy.

Theo wzruszył ramionami.

- To nie my ustalamy kursy, tylko postawione zakłady. Mogą wzrosnąć lub spaść przed pojedynkiem.

- Mogę postawić zakład? - zapytała Hermiona.

- Zamierzasz obstawić Granger? - zapytał Draco, zaskoczony, ponieważ Hermiona zwykle pouczała ich za obstawianie.

Hermiona lekko zadarła nos do góry i odpowiedziała:

- Myślę, że jest tu pewniak, a potrzebuję nowych książek.

- Oczywiście, że możesz Miona. - Ron powiedział szybko.

Hermiona wyciągnęła z kieszeni pięć złotych monet.

- 5 galeonów na wygraną Harry'ego.

Susan szturchnęła Harry'ego lekko w ramię.

- Jeśli przegrasz, będziesz winien Hermionie nowe książki.

Luna poklepała Hermionę po ręce.

- Nie przegra.

- Dzięki Luna. - Harry powiedział. - Dam z siebie wszystko.

Zarówno Hermiona, jak i Ron rzucili mu surowe spojrzenia, co sprawiło, że Harry pomyślał, że Ron również liczy na ten pojedynek i wypłatę.

Nie był pewien, czy pochlebia mu, że Ron popiera go zamiast swoich braci, czy też trochę martwi go ten rodzaj bezwzględności.

Zdecydował, że będzie pod wrażeniem i mentalnie przysiągł, że zrobi dobry pokaz bez krytycznego zranienia bliźniaków.

...O ile oczywiście zasłużą.

 

Fred i George weszli tego wieczoru do pokoju wspólnego, gdzie morze ubranych na zielono uczniów wygwizdywało ich i syczało na nich. Harry podziwiał ich zdolność do uśmiechania się, a oni nawet wykonali zuchwały ukłon.

- Zanim zaczniemy-

- Najdroższy Mistrzu Wężu.

- Chcemy poznać warunki pojedynku.

Harry zamrugał do nich przez chwilę.

- Czego chcecie? - zapytał. Zazwyczaj nie pojedynkował się dla „warunków”, tylko dlatego, że był wyzwany.

Bliźniacy spojrzeli na siebie, po czym uśmiechnęli się do Harry'ego identycznie.

- Chcemy, żebyś pomógł nam w pewnym projekcie.

- Potrzebujemy twoich mocy.

- Jeśli wygracie, chcecie, żebym porozmawiał za was z wężem? - Harry zapytał powoli.

- Tak.

Uśmiechnął się do nich, co za kiepska prośba.

- Zgoda. Ale kiedy wygram, chcę od każdego z was po jednej przysłudze bez zadawania pytań.

Harry usłyszał za sobą prychnięcie Rona. Wiedział, że Ron myśli o tym, że wciąż jest winien Harry'emu przysługę na tych samych warunkach.

- Nikogo nie zabijemy. - Jeden z bliźniaków powiedział szybko.

- Tak naprawdę nie chcemy być jeszcze wydaleni. - Dodał drugi.

- Ej!- zawołał Ron. - Coś mówicie o Harrym?

Harry zignorował go i wzruszył ramionami na bliźniaków.

- W porządku. Żadnego proszenia o zabicie kogokolwiek lub zrobienie czegokolwiek, co spowodowałoby wydalenie. Wszystko inne jest w porządku?

Obaj skinęli głowami i podali sobie ręce.

- Będziemy tu pracować na systemie honorowym - powiedział chłodno, odsuwając się od ich rąk.

- W porządku, słuchajcie! - krzyknął Theo. - Wszystkie zakłady są oficjalnie zamknięte!

- Zasady pojedynku są łatwe ze względu na gryfonów. Żadnych nielegalnych zaklęć, nic śmiertelnego. - Blaise dodał.

- Żadnych sekundantów, jeśli Harry nie będzie w stanie kontynuować, pojedynek się kończy! - Draco krzyknął z uśmieszkiem, który wskazywał, co myśli o takiej możliwości.

- Jesteście gotowi? - zapytał Neville.

Harry odsunął się od bliźniaków i kazał swojej magii wznieść tarczę wokół całej trójki.

Harry szarpnął głową w ich stronę, gdy wykonali zamaszyste ukłony.

- Gotowi? Start! - Krzyknęła Susan.

Harry natychmiast uskoczył z drogi dwóm nadlatującym ogłuszaczom.

Porazić ich.

Jeden z bliźniaków uniknął zaklęcia, ale drugi został trafiony lekkim wstrząsem bólu.

- Mistrz Wąż i jego ciche zaklęcia - powiedział ten, który właśnie został trafiony zaklęciem, szybko uchylając się przed kolejnym zaklęciem Harry'ego.

- Podstępny, podstępny, wąż - Powiedział drugi, posyłając trzy szybkie ataki na Harry'ego, by spróbować powstrzymać go przed zaatakowaniem brata.

- Czy ktokolwiek może was rozróżnić? - Harry zapytał swobodnie, z łatwością machając nadgarstkiem, by zablokować ich zaklęcia.

- Nie, nawet...

- ...nasza własna matka.

Harry pomyślał, że to byłoby naprawdę wygodne. Mieć identyczną osobę, z którą można pracować, planować i zrzucić na nią winę, jeśli zostaną złapani.

- Fajnie.

Leniwie posłał w jednego z nich czar, który wylądował na celu i zafarbował rude włosy na jaskrawą, neonową zieleń.

- Oi! - wrzasnął czerwonowłosy. - Zabiłeś go!

Harry usłyszał, jak ślizgoni śmieją się i dopingują go, więc wzruszył ramionami, kontynuując unikanie ich zaklęć.

- Nazwę was Czerwonym i Zielonym. - Zaśmiał się, uderzając Czerwonego nową klątwą, której się nauczył, a która uczyniła go tymczasowo ślepym.

Finite Incantum! - Krzyknął Zielony, tak jak Harry miał nadzieję, że zrobi.

Rzucił w ZielonKego klątwę tnącą i uśmiechnął się, gdy zetknęła się z jego kolanami, a Zielony zawył z bólu, gdy przecięła jego spodnie i rozcięła skórę.

- Dobrze walczycie razem, ale to sprawia, że jesteście bezbronni i słabi. - Zaśmiał się.

- Tak? - Czerwony dyszał, rzucając w Harry'ego kilkoma naprawdę kreatywnymi sztuczkami transfiguracyjnymi, z których jedna obejmowała wyczarowanie wody i zamienienie jej w sople w kształcie noży. - Przypuszczam, że nie masz nikogo, dla kogo dałbyś się pokroić?

- Odwal się - warknął Harry, posyłając w jego stronę o wiele bardziej bolesny wstrząs i szybko uchylając się przed zaklęciem Zielonego.

- Trafiliśmy w jakiś nerw? - Zielony zaśmiał się, jego ton był lekki, a ciemnobrązowe oczy mrugały złośliwie.

- Czy mały Mistrz Węży chciałby mieć bliźniaka? - zaśmiał się Czerwony.

- Albo po prostu kogoś, kogo mógłby nazwać rodziną?

Harry uderzył Zielonego silnym zaklęciem tnącym, które nie trafiło w jego ramię, ale wylądowało na boku jego głowy, gdy próbował się uchylić.

- Niech to szlag - warknął Harry. - Zobacz, do czego mnie zmusiłeś! Próbowałem nie pociąć ci pieprzonej twarzy.

Zielony warknął na niego gniewnie.

Bliźniacy byli coraz bardziej zmęczeni. Nie mogli utrzymać tego dłużej i zaczynali powtarzać niektóre ze swoich oryginalnych zaklęć i sztuczek.

- Nie zapomnijcie warunków! - zawołał Harry, odpychając ich słabe zaklęcia lodowatym deszczem, który padał im na twarze. - Jeśli zmienicie zdanie co do tej przysługi, nie będziemy zadowoleni.

Zanim bliźniacy zdążyli zareagować, Harry pociągnął mocno za rdzeń i włożył w swoją prośbę tyle magii, ile tylko mógł.

Daj mi ich różdżki. Unieruchom ich w miejscu.

Przez ułamek sekundy rozważał wszystkie sposoby, o jakich słyszał, by Fred i George upokorzyli jego kolegów ze Slytherinu.

Lewitacja w miejscu, do góry nogami.

Harry z łatwością złapał ich dwie niemal identyczne różdżki, gdy krzyknęli i zostali uniesieni w powietrze za kostki, a ich szaty opadły teraz na ich twarze.

- Zwycięzca HARRY POTTER! - Krzyknął Draco przy ogłuszającym aplauzie i wiwatach Slytherinu.

Harry powoli podszedł do bliźniaków i zakręcił ich różdżkami w dłoniach.

- Może i nie mam „rodziny”, ale mógłbym was zabić jednym ruchem nadgarstka - wysyczał na tyle cicho, że nikt poza nimi dwoma nie mógł tego usłyszeć. Następnie machnął nadgarstkiem, aby upuścić ich na podłogę, prawdopodobnie dość boleśnie, i rzucił ich różdżki na podłogę przed nimi.

- A teraz, oboje jesteście mi winni przysługę - powiedział z krzywym uśmiechem.

Bliźniacy jęknęli, powoli podnosząc się na nogi i ponownie podając Harry'emu ręce.

- To był cios poniżej pasa... - powiedział Zielony.

- ...pod wpływem chwili. - Czerwony dodał.

- Dobry pokaz...

- Przyjaciele?

Harry roześmiał się, co o dziwo sprawiło, że Zielony, który już i tak był dość blady od utraty krwi, stał się jeszcze bledszy pod swoimi piegami.

- Nie, dzięki. - Mruknął. - Ale jeśli kiedykolwiek pomyślicie o dołączeniu do gangu, dajcie znać.

Harry pomyślał, że to Ron jęknął za nim, ale mógł to być również Draco.

- Brzmi nieźle, mały Mistrzu Węży.

- Jeśli pozwolisz...

- Mamy medi-czarownicę do okłamania.

Fred i George opuścili pokój wspólny z równie efektownymi ukłonami, z jakimi do niego weszli.

- Dzięki, że ich nie zabiłeś, stary - powiedział Ron z szerokim uśmiechem.

- I dzięki za nowe książki, które zaraz zamówię! - Zawołała Hermiona, licząc swoją wygraną.

Harry uśmiechnął się, patrząc, jak Ron i Theo rozdają monety i wygrane otaczającym ich uczniom. Jego uśmiech nieco przygasł, gdy zobaczył Ginny Weasley stojącą pod ścianą, ściskającą notatnik i zgromiła Harry'ego wzrokiem z twarzą pokrytą łzami.

- Oberwałaś? - zapytał ją uprzejmie. Nie obchodziło go to, ale nie czułby się dobrze, gdyby przypadkowo trafił małą dziewczynkę zaklęciem przeznaczonym dla znacznie starszego ucznia.

Ginny rzuciła Harry'emu kolejne spojrzenie z zaciekle zmarszczonymi brwiami, a on zdał sobie sprawę, że jej oczy mają dokładnie taki sam odcień brązu, jak oczy Bliźniaków.

- Nienawidzę cię. - Wysyczała. - Jesteś potworem.

Harry stał tam, zszokowany ciszą, gdy Ginny odwróciła się na pięcie i uciekła.

Jesteś potworem. Jesteś potworem. Jesteś potworem.

Harry próbował odwrócić wzrok od białych plam, chowając drżące pięści pod pachami.

Jesteś potworem.

- Harry, wszystko w porządku?

Harry odsunął się od osoby, która do niego podeszła i zamrugał kilka razy, gdy zdał sobie sprawę, że to Luna.

- W-w porządku - mruknął. - Po prostu jestem zmęczony.

Luna nucąc, spojrzała na niego z pewnym rodzajem zdziwienia.

- Profesor Snape jest w swoim gabinecie - powiedziała uprzejmie.

Snape.

Harry spojrzał na pozostałych przyjaciół, którzy byli rozproszeni mini-imprezą, jaką urządzili ślizgoni z czwartego roku.

- Jeśli pójdziesz teraz, nikt tego nie zauważy. - Dodała Luna, tańcząc powoli w stronę pozostałych uczniów.

Harry skinął jej głową z wdzięcznością i ruszył w stronę drzwi do portretu, trzymając się krawędzi pokoju, by nie zwracać na siebie uwagi. Wymknął się przez drzwi i szybko udał się do gabinetu Snape'a.

Nie był pewien, po co mu Snape, ale przynajmniej mógł dostać eliksir, który pomógłby mu dziś oczyścić myśli.

Zapukał cicho do drzwi profesora, po czym schował drżącą pięść z powrotem pod ramieniem.

Nienawidzę cię. Potwór. Jesteś potworem.

- Panie Potter. - Powiedział Snape, otwierając drzwi. - Wejdź.

Harry zrobił kilka chwiejnych kroków do biura profesora i rozejrzał się szybko, by upewnić się, że jest tylko Snape.

- Usiądź, napijesz się czegoś?

Harry pomyślał, że głos Snape'a brzmiał niewyraźnie, jakby coś zakrywało mu uszy. Potrząsnął kilka razy głową, starając się wyprzeć to, co zniekształcało jego słuch.

- Siadaj. - Snape poinstruował go gestem, wskazując krzesło przed biurkiem, do którego Harry podszedł automatycznie.

- Jesteś ranny? - Snape zapytał niewyraźnym głosem.

Był? Harry czuł się dziwnie, ale nie był ranny, więc ponownie potrząsnął głową.

- Czy bliźniacy Weasley żyją? - Snape zapytał, marszcząc brwi.

Harry szybko skinął głową. Widział, jak odchodzą. Byli ranni, ale nie martwi.

Potwór. Nienawidzę cię. Potwór.

Snape machnął różdżką i Harry wzdrygnął się. Nie był gotowy na walkę. Nie chciał zranić Snape'a. Nie był potworem.

Nienawidzę cię.

- Pij. - Snape powiedział, przysuwając do Harry'ego fiolkę, którą przywołał.

Harry spojrzał na butelkę, potem na Snape'a i z wahaniem potrząsnął głową. To nie był pomarańczowy eliksir nasenny, który Snape przygotowywał specjalnie dla niego, a jego umysł był zbyt zatłoczony, by rozpoznać, czym był ten jasnofioletowy eliksir.

- Wywar uspokajający. - Powiedział Snape, przyciągając fiolkę do siebie i biorąc łyk. - Zwyczajny Uspokajający, Potter.

Snape pozwolił Harry'emu wpatrywać się w niego w milczeniu przez kilka minut, zanim Harry powoli sięgnął po fiolkę i od razu ją wypił.

- W czym mogę ci pomóc tego wieczoru? - Snape zapytał spokojnym głosem.

- Naprawiłeś mi słuch. Myślałem, że to uspokajający wywar! - Harry oskarżył, pocierając swoje teraz działające uszy.

- Czy wcześniej twój słuch nie działał zgodnie ze swoimi zwykłymi standardami? - Zapytał Snape.

- Wiesz, że nie, skoro coś zrobiłeś! - Harry warknął. Wiedział, że ufanie komukolwiek w kwestii eliksirów było błędem. Był idiotą.

Potworem. Jesteś potworem. Nienawidzę cię.

- Sądzę, że byłeś na skraju ataku paniki. - Snape wyjaśnił powoli spokojnym tonem. - Nierzadko ma to wpływ na twój słuch lub wzrok. Ponieważ wywar uspokajający obniża tętno, wpływa również na sekcję mózgu odpowiedzialną za walkę, ucieczkę i przerażenie, cofając wszelkie objawy paniki.

Harry wyprostował się na krześle i raz potrząsnął ramionami, by rozluźnić napięcie.

- Nie miałem ataku paniki. - Skłamał. - Byłem po prostu wkurzony.

Snape nie wytknął mu oczywistego kłamstwa, tylko odchylił się do tyłu.

- Dlaczego byłeś wściekły?

Harry wzruszył ramionami, tak naprawdę nie był wściekły. Nie wiedział, jak wytłumaczyć to, co czuł.

- Myślisz, że jestem potworem? - zapytał zamiast tego.

- Nie. - Snape powiedział równo. - A ty wierzysz, że jesteś potworem?

Harry sięgnął na biurko i kciukami prześledził fakturę drewna.

Jesteś potworem.

- Ginny Weasley tak myśli - powiedział.

- A ty?

Harry wzruszył ramionami.

- Mógłbym cię bardzo zranić - powiedział cicho, nie patrząc na Snape'a. - Prawdopodobnie mógłbym cię zabić.

- A zrobiłbyś to? - Snape zapytał tak swobodnie, jakby rozmawiali o pracy domowej.

Harry zastanowił się i postanowił odpowiedzieć szczerze.

- Gdybym musiał - powiedział.

- Ale nie dlatego, że jestem draniem albo irytuję cię, pytając o twoje „uczucia”?

Harry podniósł wzrok i zobaczył ciepłe oczy Snape'a, który wyglądał na całkowicie spokojnego.

- Prawdopodobnie nie. - Harry przyznał mu rację.

- Dlaczego Ginewra Weasley uważa cię za potwora? - Zapytał Snape.

- Nie wiem. - Harry powiedział, czując się teraz bardziej sfrustrowany. - Nie skrzywdziłem jej, sprawdziłem! Ona tylko powiedziała... powiedziała, że mnie nienawidzi. A ja jestem potworem.

Snape zmarszczył brwi.

- Ciężko zraniłeś jej braci bliźniaków?

Harry przekrzywił głowę.

- Skąd wiedziałeś o pojedynku?

- Z pewnością nie wierzyłeś, że ogłoszenie rewanżu między Harrym Potterem a bliźniakami Weasley pozostanie tajemnicą przed profesorami. - Snape mruknął, wyglądając na chwilowo rozbawionego. - W zasadzie to Minerwa założyła się, że wygrają.

- W takim razie jest głupia. - Harry powiedział z uśmiechem. - Mam nadzieję, że straciła mnóstwo pieniędzy, obstawiając przeciwko mnie.

Czarne oczy Snape'a zalśniły, gdy odwzajemnił zadowolone spojrzenie Harry'ego.

- Owszem.

Harry prawie się roześmiał, gdy zdał sobie sprawę, że to Snape musiał obstawiać przeciwko niej.

- Czy Ginewra była świadkiem, jak terroryzowałeś jej rodzeństwo podczas pojedynku?

Harry wrócił myślami do pojedynku i wzruszył ramionami. Nie było gorzej niż pierwszej nocy, a przecież też tam była, co?

- Nie bardzo - powiedział. - To znaczy, trochę krwawili, ale zaproponowali, żeby po wszystkim zostać przyjaciółmi, więc jeśli oni mnie nie znienawidzili, to dlaczego ona miałaby?

Snape znów wyglądał na zaskoczonego.

- Mała Ginewra Weasley, która ledwo mówi na lekcjach i rzucała ci szerokie spojrzenie podczas przydzielania do domu, powiedziała, że cię nienawidzi i wierzy, że jesteś potworem?

Harry przytaknął, czując mdłości na myśl o ponownym powtórzeniu tego samego.

- Nienawidzę cię, jesteś potworem. - Wyszeptał. - Tak właśnie powiedziała. A co, jeśli ma rację? Dumbledore też tak myśli, prawda? Że jestem zły, mroczny i jestem potworem.

Snape pochylił się lekko nad biurkiem, a jego oczy nabrały intensywności, gdy wpatrywał się w Harry'ego.

- Albus Dumbledore i Ginewra Weasley to imbecyle. Mówiłem ci to już wcześniej i niestety prawdopodobnie będę musiał powtarzać to wielokrotnie przez całe twoje życie: ludzie zawsze będą bać się tego, czego nie rozumieją. Ich rażące niezrozumienie twojej natury nie zmienia tego, kim jesteś.

Harry przerwał kontakt wzrokowy, by ponownie spojrzeć na biurko.

- Dursleyowie mnie nienawidzili i wyrzucili. Myślę... - Harry zacisnął oczy, wyznając to, co go dręczyło. - Myślę, że większość ludzi w końcu mnie znienawidzi. A wtedy znów będę sam, co?

- Wierzysz, że w końcu cię znienawidzę i zmuszę do opuszczenia naszego domu? - Stwierdził Snape, po raz kolejny pokazując swoją niesamowitą zdolność odgadywania dokładnych myśli Harry'ego.

Harry lekko skinął głową, trzymając oczy mocno zamknięte. Snape mógłby rzucić na niego klątwę i prawdopodobnie byłoby to lepsze, niż patrzenie na mężczyznę, gdy wyznaje tę okropną słabość.

Accio skrytka na dokumenty. - Zawołał cicho Snape.

Harry powoli otworzył oczy, by zobaczyć, co przywołał Snape, ponieważ nie wyglądało na to, by mieli kontynuować rozmowę.

Snape chwycił czarne metalowe pudełko, które leciało w jego stronę i położył je na biurku. Stuknął w nie raz różdżką i górna część otworzyła się. Snape grzebał w pudełku, jego ręka całkowicie zniknęła, co sprawiło, że Harry pomyślał, że pudełko było magicznie większe w środku niż na zewnątrz, zanim wyciągnął dokument.

- Gemino. - Snape powiedział, stukając w dokument, który właśnie wyciągnął i odłożył nowo utworzoną kopię na bok. Stuknął trzy razy różdżką w oryginał i ten zniknął.

Harry przyglądał się temu w milczeniu, niepewny, co się dzieje. Kiedy nie wiedział, co się dzieje, zawsze najlepiej było obserwować po cichu.

- Proszę. - Snape zaoferował Harry'emu zduplikowany pergamin. - To dla ciebie. Oryginał został złożony u Gringotta.

Harry powoli chwycił pergamin i wpatrywał się bez zrozumienia w kilka pierwszych linijek.

- Akt własności Domu Spinner's End w Cokeworth, Wielka Brytania? - Przeczytał powoli. - Nie rozumiem.

Snape powoli odchylił pergamin do siebie i wskazał na linijkę, której Harry jeszcze nie przeczytał.

- Właściciel, Harry James Potter. - Jego oczy podleciały do oczu Snape'a. - Co do cholery?! - krzyknął. - Dałeś mi swój dom?

Snape skinął głową, spokojny jak nigdy.

- Dałem. Jest teraz twoim domem i byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś pozwolił mi nadal w nim mieszkać.

Harry cisnął papierem z powrotem w Snape'a.

- Nie możesz dać mi swojego domu - wykrztusił. - Jest twój!

- Właściwie teraz jest twój. I nigdy nie możesz zostać eksmitowany z własnego domu.

- Mogłeś to po prostu powiedzieć, nie musiałeś oddawać mi całego domu! - Harry powiedział, a jego umysł zakręcił się od działań Snape'a.

- Uwierzyłbyś mi? - Zapytał Snape.

Harry zawahał się i to była cała odpowiedź, jakiej Snape najwyraźniej potrzebował.

- Oczywiście, że byś nie uwierzył. Dlaczego miałbyś uwierzyć? Zostałeś eksmitowany przez krewnych, wyrzucony ze szkoły. Dlaczego miałbyś wierzyć, że w końcu znalazłeś stałe miejsce zamieszkania, opierając się wyłącznie na moim słowie?

Harry chciał zaprotestować. Ufał Snape'owi tak samo jak Susan. Prawdopodobnie bardziej. Ale... ale on miał rację. Harry mógł zostać wyrzucony z dowolnego miejsca w każdej chwili.

- Teraz masz stałe miejsce zamieszkania, z którego nigdy nie możesz zostać eksmitowany. - Snape powtórzył. - Dom jest twój.

Harry ponownie spojrzał na akt własności.

Mój, pomyślał z zaciętym szczęściem. Mój.

- Mogę ci za niego zapłacić - zaproponował cicho. - Mam mnóstwo złota, a Gryfek powiedział, że potroję je, zanim skończę szkołę. Mogę ci zapłacić.

Snape rzucił Harry'emu dziwne spojrzenie.

- Rozmawiałem wczoraj z Madame Bones i ponieważ wierzy ona, że moja zbliżająca się walka o opiekę zostanie zakończona do końca lutego, powinieneś wiedzieć, że jako mój podopieczny zostawiłbym ci mój dom w testamencie niezależnie od tego. Nie wymagam żadnej zapłaty.

- Ale czy nie chciałbyś zostawić go swoim dzieciom? - zapytał Harry. - Pan Malfoy powiedział, że ludzie zwykle tak robią.

Snape rzucił Harry'emu zawadiacki uśmieszek. - Wierzysz, że ukrywam przed tobą moich licznych biologicznych spadkobierców?

Harry zarumienił się i ponownie spojrzał na kartkę. - Nie, proszę pana - wymamrotał. - Ale jesteś młody, co? Mógłbyś mieć kilku i chcieliby twojego domu, co?

Snape parsknął, a Harry podniósł wzrok i zobaczył, że on również lekko się rumieni, ale wygląda na strasznie rozbawionego.

- Pomimo młodego wieku, za jaki mnie uważasz, jestem raczej zadowolony z braku miniaturowych potomków - powiedział drwiąco. - Przepraszam, jeśli sprawiłem wrażenie, że jestem fanem dzieci, które nie są tobą.

Harry uśmiechnął się lekko.

- Jeśli nie byliby Gryfonami, to myślę, że nic by ci nie było - powiedział.

- Jakbym mógł stworzyć dzieci, które byłyby mniej niż idealnymi ślizgonami. - Snape powiedział z dąsem. - Doskonali ślizgoni warzący doskonałe eliksiry.

- Ślizgoni warzący eliksiry, którzy nie odziedziczą domu. - Harry powiedział, ponownie potrząsając aktem. - Prawdopodobnie nas otrują, proszę pana.

- I właśnie dlatego nie będę żadnego miał. - Snape powiedział lekko. - Niech mnie Merlin broni, jeśli będę musiał ciągle unikać prób otrucia przez moje własne potomstwo.

Harry roześmiał się i rzucił Snape'owi nerwowy uśmiech.

- Jesteś pewien? - zapytał cicho. - Mogę podpisać, co tylko chcesz, żeby to znowu był twój dom.

Snape machnął ręką i odprężył się w fotelu.

- Jak już mówiłem, byłbym bardzo wdzięczny gdybyś mnie nie eksmitował z naszego domu, ale uważam, że to o wiele mniejsze zmartwienie niż twoje wieczne zamartwianie się, że musisz mnie udobruchać, żeby utrzymać miejsce zamieszkania.

Nasz dom. Dom.

- Jest naprawdę mój. - Harry wyszeptał z podziwem. - Mój dom. I nikt nie może mi go odebrać?

- Nie może - powiedział Snape. - Jest twój. Co raczej pasuje, biorąc pod uwagę, że już zmieniłeś wystrój.

Harry, który wszedł do biura, czując się tak, jakby był wart mniej niż brud na podłogach lochów, uśmiechnął się szczerze do Snape'a.

Snape nie uważał go za potwora. Snape myślał, że jest coś wart. Uważał, że jest wart całego domu.

- Dziękuję, proszę pana - powiedział. - Chyba jednak pozwolę ci tam dalej mieszkać. - Dodał z zamyślonym spojrzeniem.

- Jak mógłbym odwdzięczyć się za taką uprzejmość? - wycedził Snape.

Harry wstał i rozprostował plecy.

- Czy w takim razie mogę mieć główną sypialnię? - zapytał z uśmiechem.

- Idź do łóżka, Potter. - Snape powiedział bez złośliwości. - Przypomnę ci, że chociaż nie jesteś potworem, to jesteś bachorem.

Harry roześmiał się, wychodząc z gabinetu Snape'a, ściskając mocno dokument.

Spojrzał na niego jeszcze raz, gdy wracał powoli do dormitorium.

Mój.

***

W pierwszym tygodniu lutego drugoklasiści mieli coś nowego do przemyślenia. Nadszedł czas wyboru przedmiotów na trzeci rok, co Hermiona i Theo potraktowali bardzo poważnie.

- To może wpłynąć na całą naszą przyszłość - powiedziała grupie, gdy przeglądali listy nowych przedmiotów, zaznaczając je kratkami.

- Chcę tylko zrezygnować z Eliksirów - powiedział ponuro Neville.

Harry prywatnie pomyślał, że Snape odczułby niesamowitą ulgę, gdyby Neville zrezygnował z zajęć. Neville był częścią gangu i jego przyjacielem, ale chłopak z Gryffindoru był okropny w Eliksirach.

- Nie możemy - powiedział Ron ponuro. - Zachowujemy wszystkie nasze stare przedmioty, inaczej zrezygnowałbym z Obrony Przed Czarną Magią.

- Ale to bardzo ważne! - powiedziała Hermiona, zszokowana.

- Nie w sposób, w jaki uczy tego Lockhart - powiedział Ron. - Nie nauczyłem się od niego niczego poza tym, żeby nie wypuszczać chochlików.

Draco i Susan otrzymali listy od wszystkich czarownic i czarodziejów z ich rodzin, w których doradzali im, co wybrać.

- Myślę, że wybiorę Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami i Starożytne Runy. - Draco w końcu zdecydował.

- Ja wybieram arytmetykę i runy. - Blaise powiedział. - Więc będziemy mieli przynajmniej jedną nową klasę razem.

- Hermiona i ja bierzemy Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, Arytmetykę i Runy. - Powiedział Theo. - Chciała jednak wziąć wszystkie przedmioty do wyboru. - Dodał przewracając oczami.

- Mogą być ważne! - Hermiona powiedziała obronnie. - Zajęcia decydują o tym, jaką pracę można dostać w przyszłości!

- Czekaj, naprawdę? - zapytał Harry. - Skąd wiesz, jakie zajęcia będą ci potrzebne do pracy, którą chcesz dostać?

Susan uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo. - Bierz, co chcesz, Harry. Knot ukończył tylko pięć OWUTEMów, nie ma konkretnych przedmiotów dla Ministra Magii.

Harry uśmiechnął się do niej, zaznaczając pola wróżbiarstwa i opieki nad magicznymi stworzeniami. Pomyślał, że wróżbiarstwo pomoże mu dowiedzieć się więcej o przepowiedniach, a opieka nad magicznymi stworzeniami zagwarantuje, że będzie miał przynajmniej jedną klasę, która prawdopodobnie nie będzie wymagała pisania długich esejów.

- Chcesz zostać Ministrem Magii? - Hermiona zapytała zduszonym głosem.

Harry zmarszczył brwi.

- A co, jeśli chcę? Czemu nie, co?

- Merlinie, dopomóż nam. - Theo mruknął. - Wywołasz międzynarodową wojnę.

Harry wzruszył ramionami.

- Ale wygramy.

Żadne z pozostałych dzieci nie wyglądało na uspokojone tym faktem.

***

- Wesołych Walentynek. - Luna zanuciła, siadając naprzeciwko Harry'ego przy stole Slytherinu i podsuwając czekoladową żabę każdemu z ich grupy.

- Dzięki, Luna. - Blaise powiedział z uśmiechem. - Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek.

- Ten dzień jest jakiś szalony. - Ron jęknął, rozglądając się rozpaczliwie po udekorowanej Wielkiej Sali.

Ściany pokryte były wielkimi, jaskraworóżowymi kwiatami. Co gorsza, z bladoniebieskiego sufitu spadało konfetti w kształcie serc. Ron i Draco wyglądali na zniesmaczonych, a Hermionę i Susan najwyraźniej ogarnął chichot.

Lockhart, ubrany w jaskraworóżowe szaty, pasujące do dekoracji, machał od stołu dyrektorskiego, prosząc o ciszę. Nauczyciele po obu jego stronach patrzyli na niego z kamiennymi twarzami. Z miejsca, w którym siedział, Harry mógł zobaczyć, jak policzek profesor McGonagall napina się. Snape wyglądał, jakby ktoś właśnie nakarmił go dużą porcją Szkiele-Wzro. Harry obdarzył mężczyznę szerokim uśmiechem, gdy ten spojrzał w jego stronę, co wywołało u niego bardzo zacięte zmarszczenie brwi.

- Wesołych Walentynek! - krzyknął Lockhart. - Dziękuję czterdziestu czterem osobom, które do tej pory wysłały mi kartki! Tak, pozwoliłem sobie zaaranżować tę małą niespodziankę dla was wszystkich - i to nie koniec!

Lockhart klasnął w dłonie i przez drzwi do holu wejściowego przemaszerował tuzin gburowato wyglądających krasnoludów. Nie były to jednak zwykłe krasnoludy. Lockhart kazał im wszystkim nosić złote skrzydła i harfy.

- Co jest, do diabła? - Harry syknął. - Nie zmusił chyba tuzina krasnoludów, żeby się dla niego stroiły. - Zgromił Lockharta wzrokiem, po czym postanowił wykorzystać tę okazję, by dowiedzieć się więcej o krasnoludach.

- To nieludzkie. - Susan sapnęła, tracąc chichot na rzecz wpatrywania się w krasnoludy o surowych twarzach.

- Moje przyjazne, karciane amorki! - Uśmiechnął się Lockhart. - Będą dziś krążyć po szkole i dostarczać walentynki! A zabawa na tym się nie kończy! Jestem pewien, że moi koledzy i koleżanki będą chcieli włączyć się do zabawy! Profesor Flitwick wie więcej o Zaklęciach Oczarowujących niż jakikolwiek czarodziej, jakiego kiedykolwiek spotkałem! A skoro już o tym mowa, dlaczego nie poprosić profesora Snape'a, by pokazał nam, jak uwarzyć eliksir miłosny?

Harry wstał i głośno zagwizdał w stronę profesora Snape'a, który wyglądał, jakby chciał go nakarmić trucizną.

- Jak sprawić, by jeden z krasnoludów porozmawiał z nami o swoich prawach? - Harry zapytał Susan cicho, gdy wychodzili z sali.

Nie był pewien, czy podobał mu się złośliwy błysk w jej oczach, kiedy powiedziała, że się tym zajmie.

Przez cały dzień krasnoludy wdzierały się do ich klas, by dostarczyć walentynki, ku irytacji nauczycieli, a późnym popołudniem, gdy Harry i jego przyjaciele szli na górę na popołudniowe zajęcia, jeden z krasnoludów dogonił Harry'ego.

- Ej, ty! Arry Potter! - krzyknął szczególnie ponuro wyglądający krasnolud, przepychając ludzi, by dostać się do Harry'ego.

- Hej. - Odezwał się Harry. - Szukałem cię!

- Mam dla ciebie wiadomość. - Powiedział krasnolud, ignorując słowa Harry'ego.

- Eee... - Harry rozejrzał się po zatłoczonym korytarzu i poczuł, jak jego twarz rozgrzewa się na myśl o dostarczeniu mu walentynki na oczach wszystkich uczniów, w tym wszystkich jego przyjaciół.

- Może porozmawiamy na osobności? Chciałem cię o coś zapytać - wyszeptał, powoli odsuwając się od tłumu.

- Mam muzyczną wiadomość do przekazania Arry'emu Potterowi osobiście. - Powiedział, pobrzękując harfą w groźny sposób.

- Nie tutaj. - Harry syknął, próbując się odsunąć, podczas gdy jego przyjaciele tłumili śmiech.

- Nie ruszaj się! - Chrząknął krasnolud, chwytając Harry'ego za torbę i przyciągając go do siebie.

- Puść mnie! - Harry warknął, szarpiąc.

Jego torba rozerwała się na dwie części z głośnym odgłosem. Książki, różdżka, pergamin i pióro rozsypały się po podłodze, a buteleczka z atramentem rozbiła się o wszystko.

Harry szamotał się, próbując wszystko pozbierać, zanim krasnolud zacznie śpiewać, powodując zamieszanie na korytarzu.

- Co to za zamieszanie? - Odezwał się znajomy głos, gdy przybył profesor Snape. Harry zaczął gorączkowo upychać wszystko do swojej podartej torby, zdesperowany, by uciec, zanim ktokolwiek usłyszy jego muzyczną walentynkę.

Tracąc głowę, Harry próbował rzucić się do ucieczki, ale krasnolud chwycił go za kolana i powalił na podłogę.

- No tak - powiedział, siadając na kostkach Harry'ego. - Oto twoja śpiewająca walentynka:

Na górze czerwone róże,

Na dole niebieskie fiołki,

Chciałeś porozmawiać z krasnoludem,

Więc przyniosłam ci jednego jakimś cudem.

Harry szorstko odepchnął od siebie krasnoluda i posłał surowe spojrzenie za siebie do przyjaciół.

- Nienawidzę cię. - Wysyczał do Susan.

- Przepraszam... - Wyła ze śmiechu. - Ale teraz możesz z nim porozmawiać!

Harry posłał krasnoludowi spojrzenie pełne wściekłości i potrząsnął głową.

- Mam nadzieję, że Lockhart zniewolił całą twoją rasę. - Powiedział mrocznie.

- Na zajęcia! Zadzwonił dzwonek! - Snape warknął na wałęsających się uczniów, którzy wciąż śmiali się z nieszczęścia Harry'ego.

Snape spojrzał w dół na Harry'ego i, zdradziecki drań, jego usta drgnęły lekko z rozbawienia.

- 2 punkty dla Hufflepuffu. - Mruknął.

Drań. - Wyszeptał Harry wężomową.

- Bachor. - Snape odpowiedział, poprawnie odgadując syk Harry'ego.

W drodze na Zaklęcia Harry zgromił wzrokiem wciąż chichoczących współdomowników.

- Nowa zasada dla gangu, jeśli któryś z was jeszcze raz wyśle mi śpiewającą walentynkę, będę cię torturował przez siedem minut - warknął.

I to w końcu sprawiło, że przestali się śmiać.

- Jestem strasznie znudzony. - Draco jęczał tego wieczoru w bibliotece.

- To się ucz. - Theo mruknął rozkojarzony, skupiony na pracy domowej z eliksirów.

Draco zignorował go i odwrócił się do Rona z pełnym nadziei wyrazem twarzy. - Chcesz polatać?

- Merlinie, tak. - Ron westchnął, zatrzaskując własną książkę.

- Nie przychodź do nas z płaczem, kiedy nie zdasz! - Hermiona zawołała za nimi, gdy wybiegali z biblioteki.

Harry patrzył za nimi z tęsknotą przez chwilę, zanim opadł na fotel. Naprawdę musiał się uczyć - wiele opuścił, gdy został wydalony, a egzaminy na koniec roku nie będą dla niego wyjątkiem.

Wyciągnął świeży pergamin i spróbował po raz drugi poprawić esej, który był winien profesor Sprout. Napisał kilka zdań, zanim zatrzymał się, by potrząsnąć ręką. Spojrzał na Hermionę, Theo, Susan, Neville'a i Lunę, którzy pilnie się uczyli.

No, może nie Luna. Luna uśmiechała się do swojego notatnika z długimi przerwami między bazgrołami.

- Nad czym pracujesz? - Zapytał ją cicho.

- Piszę do mojego przyjaciela korespondencyjnego. - Powiedziała, wciąż uśmiechając się do notatnika.

Harry spojrzał na Neville'a, który również przerwał pracę, by popatrzeć na Lunę, i ocenił jego zdezorientowaną minę jako oznaczającą, że nie rozumie, co to znaczy, tak samo jak Harry.

- Co to jest przyjaciel korespondencyjny? - Zapytał Lunę.

- Przyjaciel korespondencyjny to osoba, z którą wymienia się listy i poznaje lepiej. - Hermiona odpowiedziała, jakby na autopilocie, wciąż wściekle pisząc na pergaminie.

- Och. - Harry spojrzał z powrotem na Lunę, która chichotała teraz cicho nad zeszytem. - Z kim piszesz?

Luna nucąc, podniosła wzrok i spojrzała na Harry'ego szeroko otwartymi oczami.

- Nie wiem - powiedziała zwiewnie. - Znalazłam go w łazience Marty.

- Co? - zapytała Susan, podnosząc wzrok znad pracy domowej. - Znalazłaś chłopaka w dziewczęcej łazience i wysyłasz do niego list?

- Oczywiście, że nie. - Luna znów się roześmiała. - Znalazłam to. - Pomachała małą czarną książeczką. - W łazience Marty i teraz piszę do właściciela.

- Skąd wiesz, kto jest właścicielem? - zapytał ją Neville.

- Ponieważ on mi w niej odpisuje.

- Co? - Theo spojrzał ostro na Lunę. - Właściciel książki odpisuje ci w niej?

Luna skinęła głową i z powrotem otworzyła książkę.

- Obserwuj. - Powiedziała.

Pozostała piątka pochyliła się i patrzyła, jak Luna pisze na stronie:

- 'Moi przyjaciele pozdrawiają.'

Po chwili atrament zniknął, najwyraźniej wessany przez samą stronę. I nagle...

'Witajcie przyjaciele Luny, jak macie na imię?' - pojawiło się w tym samym kolorze atramentu, którego użyła Luna.

- Czad. - Harry powiedział podekscytowany. - Powinniśmy mieć takie notatniki!

- Ale to nie jest normalny urok. - Theo powiedział powoli, rzucając spojrzenie równie zakłopotanej Hermionie. - Nigdy nie słyszałem o notatniku, który działa w ten sposób.

- Założę się, że mógłbyś zrobić jakiś Harry! - Susan powiedziała, a jej oczy rozbłysły tak samo jak Harry'ego. - Wtedy wszyscy moglibyśmy wysyłać sobie wiadomości podczas zajęć!

- Zajęcia są po to, by się uczyć. - Hermiona i Theo powiedzieli jednocześnie, zanim Hermiona zarumieniła się i podniosła podręcznik.

- No to przez lato. - Powiedziała Susan przewracając oczami. - Bardzo by się przydały!

- Nie wiem jednak, jakie zaklęcia lub uroki będą mi potrzebne. - Harry odpowiedział, przyglądając się uważnie małej czarnej książce.

- Możesz pożyczyć tę i spróbować ją skopiować. - Luna zaoferowała. - Nie mam nic przeciwko. Ktoś rzucił ją w Martę, próbując się jej pozbyć, więc i tak nie jest moją własnością.

- Dzięki Luna, oddam ją, kiedy skończę.

Harry wsunął małą czarną książeczkę do plecaka i pomyślał, że może jeśli nie uda mu się tego rozgryźć dziś wieczorem, to Snape może mieć jakieś pomysły.

Harry usiadł na swoim łóżku z baldachimem po tym, jak jego koledzy z dormitorium zasnęli tej nocy i przewertował puste strony czarnej książki. Ani jedna strona nie miała na sobie śladu atramentu, mimo że Luna pisała w niej przez ostatnie kilka dni. Wyciągnął nową butelkę z szafki nocnej, zanurzył w niej pióro i upuścił kleks na pierwszą stronę pamiętnika.

Atrament lśnił jasno na papierze przez sekundę, a potem, jakby został wessany w kartkę, zniknął, tak samo jak w przypadku Luny. Harry nałożył pióro po raz drugi i zaczął pisać. - 'Co to za magia?'

Słowa zabłysły na chwilę na stronie i one również zatonęły bez śladu.

Z kartki wypłynęły słowa, których Harry nigdy nie napisał, napisane jego własnym atramentem.

- 'Jestem pamiętnikiem, zapisem wspomnień z czasów, gdy uczęszczałem do Hogwartu. Kim jesteś?'

Harry zastanawiał się przez chwilę, zanim ostrożnie napisał. - 'Mam na imię James. A ty?'

Atrament został wchłonięty, po czym ponownie pojawił się w nowych słowach.

'Witaj James. Nazywam się Tom Riddle.'

- Och Luna, ty szalona, szalona wiedźmo - mruknął, natychmiast rozpoznając imię. - Nie możesz być korespondencyjnym kumplem z Czarnym Panem.

 

Forward
Sign in to leave a review.