Sectumsempra (tłumaczenie)

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Sectumsempra (tłumaczenie)
All Chapters Forward

Hogwart

- Potter!

Harry poderwał się z fotela, zaskoczony energicznym tonem Snape'a wołającego z kominka.

- Proszę pana? - Zawołał ostrożnie, zbliżając się do kominka. - Czy wszystko w porządku?

Snape dopiero co wyszedł, dlaczego miałby już dzwonić? Chyba że... chyba że naprawdę nie chciał, by Harry tu mieszkał, ale był zbyt tchórzliwy, by powiedzieć mu to twarzą w twarz.

- Był kolejny atak. - Snape powiedział szybko, jego głowa w końcu pojawiła się w płomieniach. - Chciałem, żebyś wiedział natychmiast, bo muszę wiedzieć, czy chcesz wrócić do Hogwartu?

Harry zamarł.

- Co? - Wyszeptał nieudolnie.

- Skup się, nie mamy czasu na zwłokę. - Snape mówił energicznie, choć nie niemiło. - Muszę wiedzieć, czy chcesz wrócić do Hogwartu, zanim zacznę walczyć z Albusem o twoje przywrócenie.

Na dźwięk nazwiska dyrektora Harry wygiął wargę.

- Dumbledore może wziąć swoją żałosną różdżkę i wsadzić ją sobie w du-

- Tęsknimy za tobą, Harry!

Susan.

Snape rzucił Harry'emu intensywne spojrzenie, po czym skinął głową.

- W takim razie pójdę walczyć z dyrektorem, co?

Harry wpatrywał się w zielone płomienie, gdy głowa Snape'a zniknęła.

Nie rób sobie nadziei... Czy kiedykolwiek coś ci wyszło? Nie potrzebujesz Hogwartu... Sam możesz być wyjątkowy... Nie potrzebujesz nikogo ani niczego.

- HARRY!

Harry został wyrwany ze swojej wewnętrznej mantry przez pojawienie się głowy Susan spoczywającej teraz w miejscu, w którym wcześniej spoczywała głowa Snape'a.

- Susan? - Odetchnął, przysuwając się bliżej płomieni. - To ty?

Przekazali sobie kilka listów w tę i z powrotem w ciągu tygodnia, kiedy był w domu Snape'a, ale tak naprawdę nie widział jej od dnia, w którym został wydalony, prawie miesiąc temu.

- Harry!!! To ja! - Pisnęła. - I wszyscy inni też tu są! Hej, chłopaki... - Widok jej twarzy został przerwany, gdy odwróciła się, by spojrzeć za siebie. - Przywitajcie się z Harrym!

- Cześć Harry!

Harry usłyszał chór swoich przyjaciół w gabinecie Snape'a, którzy go wołali i poczuł, jak ucisk w żołądku, którego wcześniej nawet nie był świadomy, rozluźnia się.

- Harry, niedługo tu będziesz. - Susan powiedziała z promiennym uśmiechem. - Był kolejny atak, jakaś dziewczyna z szóstego roku Ravenclawu, właśnie znaleźli ciało zaraz po kolacji.

- Nie żyje? - Harry zapytał z zaciekawieniem.

- Żyje. Jest skamieniała jak inni. - Susan powiedziała, jej podekscytowanie nie osłabło w najmniejszym stopniu. - Ale nie rozumiesz? To dowód, że tego nie zrobiłeś! Więc Dumbledore będzie musiał sprowadzić cię z powrotem!

Harry ponownie zmarszczył brwi na wspomnienie imienia Dumbledore'a. Może jednak nie chciał iść do Hogwartu, skoro dziad wciąż tam był. Włochy wyglądały genialnie, a Contessa powiedziała, że będzie mógł studiować magię, której Hogwart nigdy by nie zaakceptował.

Susan musiała odczytać niektóre z jego myśli na jego twarzy (ponieważ jego cholerne bariery mentalne obróciły się w pył), ponieważ podekscytowany błysk w jej oczach przygasł.

- Chcesz... chcesz wrócić... prawda? - Zapytała cicho.

- Nie wiem... - Harry przyznał cicho. - Nie chcę być w pobliżu Dumbledore'a.

Zwykle pogodna twarz Susan zmieniła się w coś nienawistnego.

- Nawet nie będziemy mieli z nim do czynienia. Po prostu odmówimy. Może i jest dyrektorem, ALE jest też idiotą i nie zamierzam dłużej znosić jego uprzedzeń i bigoterii.

Harry uśmiechnął się na jej tyradę.

- Snape powiedział, że umieszczasz chamskie notatki na drzwiach jego gabinetu.

- Tak. - Uśmiechnęła się, nieskruszona. - A Hermiona nawet przeklęła na niego.

- Hej! - Krzyknęła oburzona Hermiona. - Nie mów mu tego!

- Powiedz jej, że powiedziałem, że to genialne. - Harry uśmiechnął się. - Dlaczego czekała, aż zostanę wydalony, żeby zacząć przeklinać?

Susan przewróciła oczami.

- To dlatego, że zostałeś wydalony, głupku. Staraliśmy się, żeby Dumbledore był tak samo nieszczęśliwy, jak my wszyscy.

- Byliście nieszczęśliwi? - Harry zapytał cicho, mając nadzieję, że pozostali przyjaciele nie słyszą, jak żałośnie brzmiał.

- Oczywiście, że byliśmy. - Susan odpowiedziała równie cicho. - Jesteś naszym przyjacielem i tęsknimy za tobą.

Harry uśmiechnął się do niej. Oczywiście miał cichą nadzieję, że nadal będzie miał przyjaciół w Hogwarcie, ale nie był tego pewien.

- Muszę iść - powiedział, myśląc szybko. - Muszę po kogoś zadzwonić, zanim wróci Snape.

- Dobrze, zobaczymy się wkrótce? - Susan zapytała z nadzieją.

- Jeśli wszystko pójdzie dobrze. - Powiedział z uśmiechem. - Powiedz wszystkim... powiedz im, że się przywitałem, dobrze?

- W porządku, do zobaczenia wkrótce!

Harry odsunął się od kominka i poczekał, aż głowa Susan zniknie, po czym wrzucił szczyptę proszku i zawołał "Malfoy Manor!"

- Cześć Zgredku. - Harry przywitał się uprzejmie ze skrzatem Malfoyów. - Czy mógłbyś sprowadzić dla mnie pana Malfoya?

- Zgredek będzie zaszczycony mogąc pomóc paniczowi Harry'emu Potterowi! - Skrzat pisnął podekscytowany. - Mgredek zaraz przyprowadzi Mistrza!

Harry bardzo starał się nie przewrócić oczami na entuzjastyczny ton Zgredka. Zgredek miał na jego punkcie obsesję. Przynajmniej Mavis nie szalał z jego sławy.

Czekał (nie)cierpliwie, aż pan Malfoy w końcu pojawi się w pokoju.

- Panie Potter. - Przywitał się serdecznie. - W czym mogę pomóc tego wieczoru?

- Może miałby pan ochotę na robotę? - Harry zapytał szybko. - Potrzebuję adwokata, a zawsze pan powtarza, że jest najlepszy, co?

Malfoy był zbyt elegancki, by okazać zaskoczenie, ale uniósł jedną, idealną blond brew.

- Po co ci adwokat? - Zapytał.

Harry uśmiechnął się do niego.

- Potrzebuję obrony prawnej przeciwko Albusowi Dumbledore'owi. Ile będzie mnie kosztowało wynajęcie ciebie?

- Jeśli zechciałbyś dać mi kilka minut na ogarnięcie się, mogę przenieść się do ciebie kominkiem i przedyskutować tę sprawę. - Malfoy powiedział z kpiącym uśmiechem.

- Czad. Hasło to nadal Sevvie. Do zobaczenia wkrótce.

Harry przechadzał się po salonie, intensywnie myśląc o tym, jak poradzić sobie z Dumbledorem, jeśli profesor Snape będzie w stanie przywrócić go do szkoły. Powiedział ostatnim razem dyrektorowi, że zamierza go zabić... starzec prawdopodobnie nie był z tego zadowolony.

Podniósł wzrok, gdy rozległ się dźwięk kominka i pan Malfoy elegancko wkroczył do środka. Harry uśmiechnął się, gdy zdał sobie sprawę, że „ogarnięcie się” najwyraźniej oznaczało przebranie się w bardziej elegancką szatę niż ta, którą miał na sobie wcześniej.

- W porządku, panie Potter, porozmawiajmy.

*

Harry i Malfoy wciąż siedzieli w fotelach, omawiając swój plan, kiedy Snape przeszedł przez kominek.

- Lucjuszu... - Powiedział z pytającym wyrazem twarzy. - Nie wiedziałem, że miałeś dziś spotkanie z Potterem.

- Pan Potter wynajął moje usługi. - Malfoy powiedział swoim pretensjonalnym tonem.

- Och? - Snape spojrzał na Harry'ego. - A jakich usług wymagałeś od Lucjusza?

Uśmiech Harry'ego lekko się zachwiał. Czy Snape będzie zły z powodu ich planu? W końcu Dumbledore był jego szefem.

- Cóż, to zależy tylko od tego, co Dumbledore ci dziś powiedział. - Przeciągał.

Snape skrzyżował ramiona i oparł się swobodnie o pusty kominek.

- Zostajesz natychmiastowo wezwany do gabinetu dyrektora w celu omówienia twojej dalszej edukacji w Hogwarcie. - Powiedział zwyczajnie.

Harry poderwał się na nogi z szerokim uśmiechem.

- Czad! Chodźmy!

- Chwileczkę. - Malfoy zatrzymał go. - Nie odpowiesz „natychmiast” na wezwanie Albusa Dumbledore'a. Nie będziesz prezentował się jak dziecko desperacko pragnące jego aprobaty lub błogosławieństwa - prychnął. - Severusie, uprzejmie poinformuj dyrektora, że ponieważ obecnie jest siódma wieczorem w piątek, pan Potter jest skłonny spotkać się z nim w celu omówienia wielu ważnych spraw w poniedziałek rano.

- To genialne. - Harry odetchnął.

Malfoy obrzucił go zadowolonym z siebie spojrzeniem.

- Właśnie po to tu jestem.

Snape westchnął i usiadł na jednej z nowych sof.

- Albus nie będzie zadowolony z takiego potraktowania. - Ostrzegł.

- Jeśli będzie zły tylko z tego powodu, to naprawdę nie będzie zachwycony, gdy go pozwę. - Harry powiedział z małym uśmiechem w stronę Snape'a.

- Co-

Cokolwiek Snape miał do powiedzenia, zostało przerwane przez dźwięk kominka.

- Na miłość Merlina. - Mruknął Snape, schylając się, by odebrać połączenie.

- Severusie! Czy Harry jest z tobą? Właśnie dostałam wiadomość od Dumbledore'a.

Twarz Madame Bones unosiła się w ogniu, wyglądając na rozgorączkowaną.

- Jest tutaj. - Snape powiedział. - Jaką wiadomość otrzymałaś?

- Albus myśli, że Harry jest ze mną. - Madame Bones wyjaśniła. - Właśnie otrzymałam Patronusa z prośbą o natychmiastowe sprowadzenie Harry'ego do Hogwartu w celu omówienia ostatniego ataku.

- Ostatniego ataku? - Malfoy prychnął. - A nie przywrócenia Pottera?

Madame Bones skrzywiła się.

- Zgadza się. Ale jeśli był kolejny atak...

- Był. - Powiedział Snape.

- Wtedy użyjemy tego jako podstawy do cofnięcia wydalenia, jeśli Harry nadal chce uczęszczać do Hogwartu.

Wszyscy trzej dorośli spojrzeli pytająco na Harry'ego.

- Tak. - Powiedział stanowczo. - Moi przyjaciele tam są, co? I nie powinienem był zostać wydalony w pierwszej kolejności.

- Więc walczymy o to. - Snape powiedział z aprobatą. - Albus niechętnie przystał na propozycję spotkania. Minerwa i ja musieliśmy go przekonać.

- Doszło do kolejnego ataku, a on nadal nie chciał skontaktować się z panem Potterem? - Zapytał Malfoy, szybko notując na pergaminie. - Powiedział dlaczego?

Snape rzucił Harry'emu pełne udręki spojrzenie i westchnął.

- Potter zagroził, że go zabije, kiedy został wydalony. Albus wierzy, że Potter jest drugim wcieleniem Czarnego Pana. Najwyraźniej uważa, że uczniowie będą w niebezpieczeństwie, jeśli Potter wróci.

Madame Bones parsknęła śmiechem, Malfoy rzucił Harry'emu oceniające spojrzenie, a Harry? Tylko trochę się napuszył. Pochlebiało mu, że Dumbledore był wyraźnie wstrząśnięty jego groźbą.

Miał nadzieję, że Dumbledore będzie pamiętał wszystkie krzywdy, jakie mu wyrządził, kiedy w końcu go zabije.

- Dwunastoletnie dziecko powiedziało coś niemiłego, kiedy niesprawiedliwie eksmitowano je z domu? - Madame Bones powiedziała drwiąco. - Tak, to wydaje się doskonale pasować do rzezi mugolaków, które popierał Voldemort.

- Nikt nigdy nie oskarżył Dumbledore'a o rozsądek, jeśli chodzi o Pottera czy Czarnego Pana. - Snape zgodził się.

- Severusie, dołączysz do nas dziś wieczorem w gabinecie Dumbledore'a? - Zapytała Madame Bones, wracając do pierwotnego tematu.

- Przepraszam, Madame Bones. - Malfoy wtrącił się gładko. - Ale pan Potter nie odpowie dziś na wezwanie Albusa. Czy byłaby pani skłonna wysłać mu wiadomość informującą, że Potter będzie w jego biurze w poniedziałek o ósmej rano? Do tego czasu mamy sporo pracy do wykonania. - Rzucił Harry'emu przebiegłe spojrzenie. - Świadkowie do zebrania, papierkowa robota do wykonania, pozwy do złożenia.

Harry pomyślał, że Madame Bones może się to nie spodobać, w końcu była gliną. Ale skinęła Malfoyowi głową.

- Oczywiście. W takim razie spotkamy się tutaj w poniedziałek rano o siódmej trzydzieści, dobrze?

- Dlaczego? - Wymamrotał Harry. Schylił głowę i zarumienił się lekko, gdy dorośli znów na niego spojrzeli. - Chodziło mi o to, dlaczego chce pani pójść na to spotkanie?

- Ponieważ jesteś podopiecznym Ministerstwa, dopóki twoja kuratela nie zostanie zakończona. - Madame Bones wyjaśniła uprzejmie. - I będę tam, aby reprezentować cię w loco parentis.

- Och, no dobra.

- Do tego czasu, panowie, będę dostępna w domu w ten weekend.

Po tym, jak Madame Bones odłączyła się od kominka, Harry odprężył się z powrotem na swoim miejscu.

- Cóż, panie Potter, możemy zaczynać? - Zapytał Malfoy z uniesioną brwią.

- Zróbmy to. - Harry zgodził się.

Kontynuowali omawianie planu na poniedziałkowy poranek, z łatwością ignorując Snape'a, który popijając drinka mruczał coś o „obłąkanych dzieciach” i „wojnie politycznej”.

Do czasu, gdy Snape i Malfoy opuścili Hogwart w piątek wieczorem, Harry czuł się optymistycznie co do swoich szans na powrót do zamku w poniedziałek. Naprawdę, gdyby pan Malfoy reprezentował go legalnie od samego początku, prawdopodobnie nigdy nie zostałby wydalony.

Ten człowiek był rekinem. Wiedział więcej o prawie i polityce niż ktokolwiek inny, kogo Harry kiedykolwiek spotkał. Włączając w to Ministra Magii. Zastanawiał się, czy Malfoy znał prawa z tych samych powodów, dla których Harry zaczął się ich uczyć. Trzeba było wiedzieć, jakie prawa się łamie, a jakich nie, kiedy robiło się plany.

W sobotę rano zaczął niechętnie zbierać swoje rzeczy, które w jakiś sposób zostały rozrzucone po domu Snape'a. Uznał, że w poniedziałek po południu będzie albo z powrotem w Hogwarcie, albo we Włoszech i najlepiej będzie być przygotowanym na każdy z tych wypadków. Harry znalazł pod jednym z kuchennych krzeseł pojedynczy but i sweter na półce z książkami. Potrząsnął głową na samego siebie, nigdy nie powinien był czuć się tu tak komfortowo. Głupotą było przywiązywać się do miejsca, które mogło mu zostać odebrane w mgnieniu oka.

Wystarczy spojrzeć na Hogwart.

Tego popołudnia Harry jadł lunch i sprzeczał się z Mavis o różnicę między przymusowym niewolnictwem a wyborem pracy jako skrzat domowy, kiedy rozległ się dźwięk kominka. Jadł dalej, zakładając, że to Snape, i słuchał piskliwych upomnień Mavis.

- Skrzaty nie mają silnych mocy, kiedy nie mają Mistrza. - Mavis wyjaśnił, mieszając ciasto w misce.

- A gdybyś miał różdżkę? - Zapytał Harry. - Wtedy byłbyś w stanie kierować własną mocą, a nie swoich „mistrzów”, prawda?

- Potter, nie możesz dać skrzatowi domowemu różdżki.

Harry podniósł wzrok i uśmiechnął się do Snape'a, który opierał się o framugę kuchennych drzwi.

- Dlaczego nie? Nie używam mojej...

- HARRY!

Harry zagapił się, jak jego rudowłosa najlepsza przyjaciółka przebiegła obok Snape'a i zatrzymała się tuż obok miejsca, w którym siedział.

- Susan? - Zapytał, cofając się subtelnie. - Co ty tu robisz?

Susan odchrząknęła i usiadła na krześle naprzeciwko Harry'ego, gdzie zwykle siedział Snape, i uśmiechnęła się do niego.

- Ustaliliśmy, że dzisiaj przyjdę, prawda? Ciocia powiedziała, że mogę. Więc, tada! - Potrząsnęła energicznie rękami, a Harry zaśmiał się z jej teatralności.

- Za dużo przebywasz z Draco. - Oskarżył pieszczotliwie.

- Nawet nie masz pojęcia, panie Potter. - Snape wychylił się zza drzwi. - Wrócę o piątej, żeby odstawić pannę Bones do Hogwartu. - Rzucił im obu surowe spojrzenie. - Byłbym wdzięczny, gdyby nasz dom nie został zniszczony, kiedy wrócę.

Susan uśmiechnęła się do mężczyzny i oboje się zgodzili, zanim Snape wrócił do salonu.

- „Nasz dom”? - Zapytała Susan, z łatwością skubiąc kilka chipsów z talerza Harry'ego. - Przegapiłam coś?

Harry skrzywił się i wzruszył ramionami. Susan była jego najlepszą przyjaciółką i zazwyczaj czuł, że może powiedzieć jej wszystko, ale co, jeśli to się zmieniło, kiedy go nie było?

- Co wszyscy dzisiaj robią? - Zapytał zamiast tego.

Susan przewróciła oczami na jego oczywistą zmianę tematu, ale i tak mu odpuściła.

- Hermiona i Theo marnują cały dzień na powtórkach, Draco i Ron latają, mimo że na zewnątrz jest mroźno i pewnie się pochorują, Luna poluje na drapawnice z Nevillem, i nie mam pojęcia, gdzie jest Blaise. - Powiedziała, odhaczając każde z nich.

- Theo i Hermiona uczą się razem? - Zapytał Harry, marszcząc nos. - To brzmi jak najnudniejszy dzień na świecie.

Susan zachichotała i pochyliła się lekko do przodu, mimo że Mavis był jedyną osobą w pokoju.

- Myślę, że Theo podkochuje się w Hermionie. - Powiedziała. - Mawsze proponuje wspólną naukę i nawet zmusił Blaise'a do zamiany miejsc podczas posiłków, żeby mógł usiąść obok niej.

- Och. - Harry zastanowił się nad tym, że Theo i Hermiona byli jedyną dwójką w ich grupie, która naprawdę szalała na punkcie nauki i uwielbiała czytać. - Chyba mają ze sobą wiele wspólnego?

Susan roześmiała się i przybrała sztucznie elegancki ton.

- Cóż, mają tylko dwanaście lat, więc to prawdopodobnie tylko faza, która minie.

Harry wzruszył ramionami, nie wiedział nic o związkach i tak naprawdę nie chciał wiedzieć.

- Czy wszyscy są przyzwoici dla Luny? - Zapytał. Martwił się, że przestaną spędzać czas z Luną bez Harry'ego, a ona znów będzie samotna i stanie się celem dla łobuzów.

- Oczywiście. - Susan powiedziała z oburzeniem. - Myślisz, że pozwoliłabym komukolwiek być dla niej niemiłym?

- Przepraszam. - Harry zakłopotał się. - Tylko sprawdzałem.

- W porządku. - Susan machnęła ręką, z łatwością zbywając jego implikacje. - Hej, czy Snape powiedział ci o mnie i Irytku?

- Powiedział, że dostałaś szlaban za rzucanie z nim śmierdzącymi kulkami w drzwi gabinetu Dumbledore'a.

Susan uśmiechnęła się złośliwie.

- To był jedyny raz, kiedy nas przyłapano.

Harry odwzajemnił uśmiech, wyobrażając sobie chaos, jaki wywołaliby wściekli Susan i Irytek.

- Co robiliście razem?

- Powiedz mi, dlaczego Snape powiedział „nasz dom”, to ci powiem. - Maproponowała z uśmieszkiem.

- Podstępne! - Oskarżył Harry, podczas gdy Mavis chichotał w tle. - To niesprawiedliwe!

- Panna Susan wykorzystuje sztuczki Mistrza Pottera przeciwko niemu. - Mavis prychnął. - Mistrz Potter prawdopodobnie nauczył pannę Susan, jak być podstępną.

- On ma rację. - Susan powiedziała. - To naprawdę twoja wina.

Harry wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, a ona obserwowała go w milczeniu.

- Wszystko się zmieniło? - Zapytał cicho.

- Nigdy. - Susan odpowiedziała, natychmiast rozumiejąc jego pytanie.

- Nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi? Nadal zachowasz moje sekrety?

Susan skinęła głową, jej zwykle błyszczące oczy były nietypowo poważne.

- Zawsze będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Przysięgam.

Harry zawsze polegał na swoim instynkcie, który nie zawiódł go od 12 lat. A instynkt podpowiadał mu, że Susan wciąż jest tak samo godna zaufania, jak była od dnia, w którym się poznali.

- Twoja ciotka pomaga Snape'owi uzyskać opiekę nade mną.

- Naprawdę? To super! - Susan powiedziała z szerokim uśmiechem. - Czy tego właśnie chcesz?

- Przypuszczam, że tak. - Harry wzruszył ramionami. - Pokazała mi kilka osób, które zgłosiły się po przeczytaniu Proroka, ale polubiły mnie tylko dlatego, że jestem sławny. Snape... Snape jest inny, prawda?

Oczy Susan pociemniały.

- Mówiąc o Proroku, chcesz o tym porozmawiać?

Harry przewrócił oczami.

- Nie ma szans. Opowiedz mi o Irytku.

Susan chrząknęła, ale natychmiast zaczęła opowiadać. Harry słuchał z zapałem, podjadając herbatniki, które dał im Mavis.

- I wtedy Irytek powiedział „Dumbel-bambel boi się małego wężowatego Pottera”, a ja pomyślałam „w takim razie zapełnijmy jego biuro wężami!”.

Harry śmiał się tak mocno z niektórych jej opowieści, że zaczął go boleć brzuch.

- Nie mogę uwierzyć, że nawet nie dostałaś szlabanu. - Powiedział, ocierając łzy śmiechu z twarzy.

- Cóż, wczoraj jeden miałam - przyznała Susan. - Ale potem ktoś został skamieniały, więc nawet nie musiałam zostać na cały.

- W takim razie dobre wyczucie czasu. - Harry powiedział.

- Szczególnie jeżeli to oznacza, że możesz wrócić. - Mgodziła się. - Ach! Czekaj! Mówiłam ci o Marcie?- Krzyknęła nagle.

- Chwila, chwila... - Przerwał jej Harry. - Nigdy nie uwierzysz co powiedział mi Dumbledore!

- Nie, poczekaj, posłuchaj...

- Marta zginęła, gdy komnata się otworzyła...

- Marta została zabita przez potwora...

Harry i Susan wpatrywali się w siebie w szoku przez chwilę, zanim zaczęli się śmiać.

- Jak się dowiedziałaś? - Harry zapytał.

- Luna. - Susan powiedziała po prostu.

- Walone nargle. - Harry mruknął, wciąż niezadowolony, że nie może ich zobaczyć ani usłyszeć.

Susan zachichotała, ale potrząsnęła głową.

- To nie były nargle, po prostu rozmawiała z Martą i ją poznała.

- Czad. - Powiedział Harry, będąc pod wrażeniem. - Luna jest niesamowita.

- Naprawdę. - Susan zgodziła się. - A teraz mamy trop, kto jest prawdziwym Dziedzicem!

Harry prychnął.

- Nie obchodzi mnie, kto nim jest. Dopóki inne domy wiedzą, że to nie ja.

- Nie chcesz go złapać? - Susan zapytała ze zmarszczonym nosem. - Myślałam, że będziesz chciał się zemścić.

Harry dużo o tym myślał, odkąd został wydalony. Dziedzic Slytherina nie zrobił mu nic osobiście. Nie zaatakował jego przyjaciół, nie on popychał go na korytarzach czy złamał nos, nie on -ewentualnie ona-, go wydalił i próbowali wysłać do Surrey.

- Nie przeszkadza nam tak w sumie, nie do końca, co? Więc mówię, że jeśli nam nie przeszkadza, to my nie przeszkadzajmy jemu.

Była to dobra rada, której Harry szybko nauczył się na ulicy. Wiele innych dzieci ulicy i bezdomnych nie przeszkadzało ci, dopóki trzymałeś głowę nisko i nos w swoich własnych sprawach.

- Więc nie możemy poszukać Komnaty Tajemnic? - Susan zapytała z wydymaną wargą. - Theo będzie rozczarowany. Myśli, że będzie tam kilka książek i czasopism o „kulturze i historii Slytherina”.

- Tylko o to Theo może się martwić, no tak. - Harry powiedział drwiąco. - On i Hermiona są cholernie dziwni, jeśli chodzi o książki.

- Może Theo lubi Hermionę tylko ze względu na jej książki? - Susan powiedziała z kpiącą powagą.

Harry roześmiał się i uśmiechnął do Susan. Dobrze było mieć ją obok, prawie jak w Hogwarcie.

Skończyli talerz ciastek, a potem Susan poprosiła o oprowadzenie po domu, zanim Snape wróci.

- W porządku, chodź, pokażę ci rzeczy, które zmieniłem. - Maoferował Harry.

Pokazał jej salon z nowymi, wspaniałymi sofami. I bibliotekę z nowymi półkami na książki. Otworzył drzwi do sypialni Snape'a, by zwrócić jej uwagę na świeżą farbę i meble, które wybrała pani Malfoy po tym, jak zapewniła go, że dobrze zna gust Snape'a. Minęli pracownię eliksirów, ale Harry wyjaśnił, że niczego w niej nie zmieniał, bo bał się, że Snape go zabije.

- A to jest pokój, w którym się zatrzymałem. - Harry powiedział, otwierając drzwi i machając Susan do środka.

- Dlaczego nie jest cały zielony i elegancki, jak reszta domu? - Susan zapytała zaciekawiona.

Harry wzruszył ramionami.

- Uznałem, że Snape nie potrzebuje kolejnego gościnnego pokoju w „swoim stylu”, jak nazywa go mama Draco, więc zostawiłem go w spokoju.

Susan usiadła na łóżku i skrzyżowała nogi pod sobą.

- Ale to już nie jest jego 'pokój gościnny', co? To twój pokój. Więc powinieneś go urządzić jak chcesz.

Harry zawahał się, gdy to powiedziała. Gdyby Snape dostał nad nim opiekę, tak jak powiedział minister Knot, wtedy to byłby jego pokój. Nie było innego miejsca, w którym Harry mógłby spać... Snape nie miał nawet komórki pod schodami.

Ale... ale jeśli go udekoruje, a potem zostanie mu odebrany, to dopiero będzie żałośnie. Nie chciał zbytnio przywiązywać się do sypialni, czy ogólnie do domu. Wszystko można mu łatwo odebrać.

- Pomyślę o tym. - Skłamał.

- No dobra, masz. - Susan pogrzebała w kieszeni przez kilka sekund, zanim wyciągnęła zdjęcie. - I tak powinieneś powiesić to na ścianie.

Harry wziął od niej zdjęcie i uśmiechnął się na widok całej ich grupy, które Daphne Greengrass zrobiła im w pociągu w drodze do szkoły we wrześniu. Wszyscy siedzieli w przedziale i właśnie skończyli jeść, kiedy zobaczyli Daphne przechodzącą obok i Susan zatrzymała ją, by poprosić o zrobienie zdjęcia.

'To nasze pierwsze oficjalne zdjęcie grupowe' - oświadczyła, zarzucając jedno ramię na Harry'ego, a drugie na Rona. 'Wszyscy uśmiech!'

- Powinniśmy wkrótce zrobić nowe. - Powiedziała, grzecznie ignorując to, jak mocno Harry wpatrywał się w zdjęcie. - Musimy je zaktualizować, by obejmowało Lunę.

- Tak. - odpowiedział cicho Harry. - Możemy.

Podszedł do łóżka i przytrzymał zdjęcie przy ścianie.

Pomyślał o przyklejeniu go, lekko pociągając za swój rdzeń magiczny i uśmiechnął się radośnie, gdy zdjęcie zostało magicznie przyklejone do ściany.

Harry i Susan nie zdawali sobie z tego sprawy, ale mały srebrny przyrząd w gabinecie Albusa Dumbledore'a zaczął wydawać wysoki dźwięk.

- Co to za hałas?! - Jeden z portretów na ścianie zapytał dyrektora, który sprawdzał instrument.

Dyrektor Dumbledore westchnął głęboko, zanim odpowiedział.

- Osłony wokół domu Harry'ego Pottera opadły.

***

Harry nie spał dobrze w niedzielną noc, nawet z eliksirem, który Snape przygotował specjalnie dla niego. Leżał w łóżku do wczesnych godzin porannych, myśląc o wszystkich sposobach, w jakie nadchodzące spotkanie mogło pójść źle.

W końcu zrezygnował ze snu i udał się do kuchni. Usiadł przy marmurowym stole i popijał cappuccino. Czuł się trochę jak frajer, kiedy kupił kawę za namową pani Malfoy, ale musiał przyznać, że cappuccino było o wiele smaczniejsze niż zwykła kawa.

Może uda mu się namówić Mavis, żeby czasem przynosił mu trochę do szkoły.

O ile nie będzie we Włoszech, Lady Contessa przysięgała, że jej szkoła serwuje cappuccino przez cały czas.

Harry patrzył przez okno, jak słońce zaczyna wschodzić. Będzie trochę rozczarowany wyjazdem, mimo że starał się tego nie okazywać. Było tu spokojnie.

Harry czuł się tak usatysfakcjonowany, że zaczął lekko drzemać w fotelu, z okularami wciąż na nosie i jedną ręką owiniętą wokół kubka.

- Lucjusz wkrótce tu będzie.

Harry podskoczył o stopę i krzyknął z zaskoczenia. Odwrócił się i zobaczył, że Snape uśmiecha się w drzwiach, trzymając białe pudełko.

- Co ty tu robisz? - Zapytał Harry, sącząc teraz rozlaną kawę.

Snape podszedł do stołu i podsunął Harry'emu pudełko.

- Chciałem ci to dać przed dzisiejszym spotkaniem.

Harry spojrzał w dół na pudełko, potem na Snape'a i ponownie na pudełko.

- Co to jest? - Zapytał ostrożnie.

Snape westchnął, podchodząc do lady, by zrobić sobie gorące cappuccino.

- Możesz je otworzyć i się dowiedzieć. - Powiedział lekko. - Chyba że uważasz, że możesz rozwinąć moc widzenia przez stałe obiekty.

Harry zanotował w myślach, by kiedyś spróbować to zrobić, byłoby to cholernie przydatne.

Zerknął na Snape'a i zobaczył, że ten wciąż jest odwrócony do niego plecami, więc powoli otworzył pudełko i zajrzał do środka.

- Wierzę, że masz dziś pewien wizerunek do wykreowania. - Snape powiedział swobodnie, gdy Harry wyciągnął przedmiot z pudełka.

Był to zestaw szat. Naprawdę eleganckich szat, podobnych do tych, które nosi pan Malfoy. Z wyjątkiem tego, że zamiast jednolitej czerni, którą mężczyzna preferuje, te były głęboko szmaragdowozielone.

- To szaty wizytowe. - Wyjaśnił Snape, nie zwracając uwagi na Harry'ego, który przesuwał dłońmi po grubym, bogatym materiale.

- Są idealne. - Harry powiedział cicho, wyobrażając sobie siebie w czymś tak ładnym. - Dziękuję. Oddam za nie.

- Będę głęboko urażony, jeśli nawet spróbujesz mi za nie zapłacić. - Powiedział Snape. - Większość czarodziejów w twoim wieku posiada już parę szat. Nie potrzebowałeś ich wcześniej, więc przez pomyłkę nie doradziłem ci ich zakupu. Naprawiłem swój błąd, to wszystko.

Harry spojrzał na Snape'a, który obserwował go obojętnym wzrokiem.

- Nie lubię być ludziom coś winien. - Powiedział zwięźle. - Chciałbym ci się odwdzięczyć.

- Nie będę wymagał nic poza tym, żebyś założył je dziś rano i przyprawił Albusa Dumbledore'a o tak okropną migrenę, jaką konsekwentnie przyprawiasz mnie.

Harry, który bardzo starał się nie przeszkadzać Snape'owi w żaden sposób, na wypadek gdyby zmienił zdanie w sprawie opieki, zgromił go wzrokiem.

- To nie jest uczciwa wymiana. Założę się, że były drogie.

Snape rozejrzał się po kuchni.

- A remont naszego domu był z pewnością budżetową decyzją, jestem tego pewien. - Powiedział drwiąco. - Jeśli ty możesz marnować swoje pieniądze na bzdury dla mojej korzyści, to ja z pewnością mogę wydać skromną sumę moich oszczędności na komplet szat dla mojego przyszłego podopiecznego. - Uśmiechnął się do Harry'ego i uniósł brwi. - Nie chciałbym, żeby moje dobre imię zostało nadszarpnięte przez niedopatrzenie w szafie.

Harry prychnął, ale skinął Snape'owi głową z uznaniem.

- Postaram się nie zszargać twojego dobrego imienia. - Powiedział sarkastycznie. Następnie dodał bardziej szczerze. - Dziękuję, proszę pana.

- To nie był żaden kłopot. - Powiedział Snape, machając lekceważąco ręką. - Chociaż powinieneś pospiesznie się przebrać i przygotować na Lucjusza i Amelię. - Sprawdził zegarek i odstawił pusty kubek do zlewu. - Muszę wracać do Hogwartu. Zobaczymy się niebawem, bowiem Albus zaprosił mnie, abym wziął w spotkaniu udział jako twoja poprzednia Głowa Domu.

Harry skinął głową, czując, jak jego nerwy powracają wraz ze wzmianką o nadchodzącym spotkaniu. Snape podszedł nieco bliżej i lekko położył mu dłoń na ramieniu.

- Jesteś pewien taktyki, którą wybrałeś? - Zapytał poważnie. - Sądzę, że „Biedny Osierocony Harry” może zostać lepiej przyjęty niż Dziedzic Potter-Black.

Harry wpatrywał się w podłogę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Nie chcę być „Biednym Osieroconym Harrym”. - Powiedział po chwili. - Nienawidzę Dumbledore'a i nie chcę wydawać się przed nim słaby. On i tak mnie nie lubi, po co zawracać sobie głowę udawaniem?

Spojrzał na Snape'a i zobaczył na jego twarzy wyraz aprobaty.

- Przypuszczam, że nie miałoby sensu. - Mgodził się z łatwo. - Wierzę, że Albus zaszufladkował cię teraz jako potencjalne zagrożenie dla niego i przejrzałby wszelkie próby udawania, że jest inaczej.

Harry zgodził się, pan Malfoy też o tym mówił w piątek wieczorem.

Snape zamierzał opuścić kuchnię, kiedy Harry zwrócił się do niego z jednym ze swoich największych zmartwień;

- Myślisz, że spróbuje mnie skrzywdzić? - Wydukał.

Snape odwrócił się i spojrzał na Harry'ego dziwnie. Jego oczy były ciepłe, ale zmarszczenie brwi zacięte. To było dziwne zestawienie.

- Nie sądzę, by Albus był na tyle odważny, by cię fizycznie zaatakować. A jeśli spróbuje użyć legilimencji na tobie lub w inny sposób zastraszyć, wystarczy, że dasz mi sygnał, a upewnię się, że nigdy więcej tego nie zrobi. - Snape przysiągł. - Do zobaczenia.

Harry patrzył, jak odchodzi i stanął w kuchni, trzymając mocno swoje nowe szaty, rozważając to, co powiedział.

Snape był czasami draniem, ale ogólnie był przyzwoitym facetem.

Dokładnie o ósmej Harry, pan Malfoy i pani Bones weszli przez kominek wprost do gabinetu Dumbledore'a.

Dumbledore stanął, by ich powitać.

- Amelio, Lucjuszu, nie wiedziałem, że do nas dołączycie - powiedział ciepło. - Będę musiał wyczarować kilka krzeseł.

- Nie trzeba. - Malfoy wycedził. - Harry, jeśli mógłbyś.

Harry machnął ręką, skupiając się bardzo mocno na czterech eleganckich krzesłach, które miały się pojawić, i uśmiechnął się do Dumbledore'a, siadając między Madame Bones i Panem Malfoyem.

‘On cię nie onieśmiela’, pouczył go Pan Malfoy. ‘Zastraszysz go, wyglądając na całkowicie posłusznego.’

Jeden punkt dla drużyny Harry'ego, pomyślał z zadowoleniem.

Dumbledore zerknął na Snape'a, który, jak Harry teraz zobaczył, stał przy drzwiach gabinetu.

- Cudownie. - Powiedział, ale jego oczy wskazywały na coś innego. - Chociaż sądzę, że możemy pominąć Radę przy zwykłym spotkaniu z uczniem? - Powiedział, spoglądając uprzejmie na pana Malfoya.

- Nie jestem tu jako członek Rady Dumbledore. - Malfoy uśmiechnął się szyderczo. - Jestem tu w swoim oficjalnym charakterze, reprezentując prawne interesy Dziedzica Potter-Black.

Harry był pod wrażeniem braku zaskoczenia, jakie okazał Dumbledore. Spojrzał na zegar na ścianie i lekko wygiął wargi. Jeśli Dumbledore nie był jeszcze zaskoczony, to będzie za jakieś dziesięć minut.

- Dziedzic Black? - Dumbledore powiedział ze zmieszaniem. - Sądzę, że Harry nie jest jeszcze wystarczająco dorosły, by ubiegać się o swoje dziedzictwo.

- Jesteś w Wizengamocie. - Madame Bones powiedziała zirytowanym tonem. - Mnasz prawa. Harry jest jedynym dziedzicem w obu liniach, co oznacza, że jest uprawniony do ubiegania się o nie w dowolnym momencie.

Harry pomyślał, że Dumbledore mógł zostać powiadomiony przez Gringotta, gdy Malfoy usunął go z linii Blacków, ale sądząc po szybkim błysku gniewu w oczach mężczyzny, najwyraźniej nie.

Dwa punkty dla mnie, zero dla Dumbledore'a.

- Wybacz Amelio, musiałem zapomnieć, że Harry jest jedynym dziedzicem Blacków. Założyłem, że Narcyza będzie próbowała sprawić, by młody Draco je przejął.

Malfoy wygiął górną wargę w niesmaku, ale usiadł wygodnie na krześle i skrzyżował jedną nogę na drugiej. Wydawał się zupełnie nie przejmować Dumbledorem.

Harry przez chwilę mu zazdrościł. Żałował, że nie usiadł tak na początku, bo teraz wyglądałby jak kretyn, naśladujący kogoś innego. Malfoy wyglądał na tak zdystansowanego i niezainteresowanego rozmową, że Harry mógł prawie uwierzyć, że mężczyzna jest znudzony.

- Omówimy tę sprawę? - Dumbledore zapytał z kolejnym uśmiechem w stronę Madame Bones.

- Jeszcze nie teraz. - Malfoy ciągnął. - Mamy dziś wiele spraw do omówienia i czekamy na naszego ostatniego gościa.

Dumbledore odchylił się na krześle i grzecznie złożył ręce na biurku.

- Bardzo dobrze. - Powiedział równo. - Maczniemy, gdy tylko się pojawią.

Niechętnie Harry mógł przyznać, że Dumbledore był doskonały w udawaniu niewzruszonego.

Jeden punkt dla Dumbledore'a, pomyślał z irytacją.

Wszyscy siedzieli w ciszy, gdy zegar odliczał czas. Harry desperacko chciał się odwrócić i zobaczyć, jaki wyraz twarzy ma Snape, ale powstrzymał się.

'Nie patrz zbyt często na Severusa' - ostrzegła go Madame Bones, zanim dotarli na miejsce. 'Albus nie jest świadomy zbliżającej się zmiany twojej opieki i nie chcemy dawać mu wcześniej żadnych sygnałów'.

Tak więc Harry siedział z wyprostowanymi plecami i w milczeniu studiował swoje dłonie leżące na kolanach, aż w końcu, kwadrans później nadszedł gość z kominka.

- Harry! - zawołał Minister Knot, podchodząc, by uścisnąć jego dłoń. - Jak się masz, młodzieńcze?

'W czarodziejskim społeczeństwie wypada najpierw powitać gościa o największej władzy politycznej i pozycji' - poinstruowała go Contessa w niedzielne popołudnie podczas jednego z ich regularnych lunchów. 'Jedynym wyjątkiem są członkowie najbliższej rodziny: małżonkowie, dzieci lub rodzice.'

Trzy punkty Harry'ego, jeden Dumbledore'a. Uśmiechnął się, ściskając dłoń Ministra.

- Miło cię znowu widzieć. - Powiedział, nadając swojemu tonowi ciepły wydźwięk. - Dziękuję, że znalazłeś czas w swoim napiętym grafiku. To wiele dla mnie znaczy.

Zgodnie z oczekiwaniami, Knot wypiął dumnie pierś.

- To nic takiego, chłopcze, oczywiście, że przybyłem. Przywrócenie przyszłego Lorda Potter-Blacka do jego prawowitej brytyjskiej edukacji nie jest zwykłym zadaniem. - Mrugnął do Harry'ego.

- Korneliuszu, jak się masz? - Dumbledore wstał i podał rękę Knotowi. - Nie wiedziałem, że Harry będzie potrzebował Szefa DPPC, adwokata i Ministra Magii do rozmowy ze swoim Dyrektorem.

Harry otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy pan Malfoy potrząsnął subtelnie głową.

'To ja będę mówił. Wynająłeś mnie, abym cię reprezentował i musisz pozwolić mi wykonywać moją pracę' - powiedział Harry'emu bardzo poważnie w piątek wieczorem.

'A jeśli Dumbledore będzie chciał, żebym coś powiedział?' - zapytał Harry.

'Wtedy będziesz oczekiwał ode mnie oficjalnej odpowiedzi.' Malfoy wyglądał na zamyślonego, gdy wyjaśnił: „Wyobraź sobie, że jesteś za dobry, by rozmawiać z Dumbledorem. Postaw się w sytuacji, w której jest on niczym więcej niż ślimakiem pod twoimi butami, a rozmowa z nim tylko dodaje wagi jego słowom.'

Malfoy wyglądał na całkowicie znudzonego rozmową.

- Dziedzic Potter-Black wymaga reprezentacji prawnej, dla której tu jestem. Madame Bones reprezentuje dziedzica Potter-Blacka w loco parentis, jako że jest on podopiecznym Ministerstwa w oczekiwaniu na zmianę opiekuna. A Minister jest tutaj, ponieważ nie jesteśmy w stanie dać ci tego... - Malfoy przerwał, by wyciągnąć oficjalny zwój z wewnętrznej kieszeni szaty i położył go na biurku Dumbledore'a. - ...bez jego obecności.

Dumbledore uśmiechnął się uprzejmie i rozwinął zwój, by przeczytać.

- Pozew o zniesławienie charakteru i pozew cywilny o zwrot czesnego?

Mimo że to Malfoy podał Dumbledore'owi zwój, starzec skierował swoje surowe spojrzenie na Harry'ego.

- Harry, wydaje mi się, że zaszło tu pewne nieporozumienie. - Stwierdził w sposób, który prawdopodobnie miał brzmieć przyjaźnie, ale zamiast tego zabrzmiał po prostu tandetnie. - Chciałem dziś z tobą porozmawiać o twoim powrocie do Hogwartu.

- I porozmawiamy. - Malfoy wtrącił się gładko. - Teraz, kiedy trzecie dziecko zostało ranne pod twoją opieką, a pan Potter nie mógł nawet wejść na teren szkoły, nie ma żadnego uzasadnienia dla jego wydalenia. Mimo że pierwotne dowody były bardzo skąpe, uważamy, że nie powinniśmy się wahać przed przyznaniem dziedzicowi Potter-Black należnej mu edukacji.

- Oczywiście, że nie - powiedział Knot. - Harry jest niewinny. Dziś wieczorem wróci do swojego dormitorium. - Mrugnął jeszcze raz do Harry'ego, który dobrze odegrał swoją rolę i obdarzył go przyjaznym uśmiechem.

- Dziękuję panu. - Harry odpowiedział grzecznie.

- Ale w tej chwili jest to już kwestia dyskusyjna, bo inne sprawy wymagają rozwiązania. - Malfoy kontynuował. - W pierwszej kolejności domagamy się zwrotu czesnego dziedzica Potter-Blacka, który został usunięty z miejsca nauki.

Dumbledore potrząsnął głową i westchnął lekko.

- Obawiam się, że nie mogę tego zrobić. Czesne nie podlega zwrotowi w przypadku wydalenia.

- Chyba że wydalenie zostanie później unieważnione lub w inny sposób uznane za niezgodne z prawem. - Madame Bones poprawiła go. - Co w tym przypadku było niezgodne z prawem i zostanie unieważnione przed zakończeniem tego spotkania. Ponieważ bezprawne i unieważnione wydalenie miało poważny wpływ na ogólną edukację Harry'ego, kwalifikuje się on do pełnego zwrotu czesnego za ten rok.

Harry uśmiechnął się szyderczo do Dumbledore'a, który najwyraźniej starał się znaleźć powód, by zatrzymać pieniądze, które jego rodzice wpłacili z góry na jego edukację.

- W porządku. - W końcu się zgodził. - Mogę wysłać wiadomość do Gringotta i załatwić to szybko.

Malfoy wyciągnął z szaty kolejny pergamin i przesunął go po biurku.

- Albo możesz podpisać to teraz i sprawa zostanie załatwiona natychmiast - powiedział chłodno.

Cztery do jednego, śledził, jak Dumbledore podpisuje pergamin, który natychmiast zniknął.

- Jeśli chodzi o pozew o zniesławienie charakteru, Dziedzic Potter-Black żąda sumy dziesięciu tysięcy galeonów do zapłacenia bezpośrednio przez Albusa Dumbledore'a za stworzenie fałszywego oświadczenia na temat osoby Dziedzica Potter-Blacka, które publicznie zaszkodziło jego nazwisku, jego liniom rodzinnym i jego osobistej reputacji. - Powiedział Malfoy.

- Nie sądzę, abym stworzył fałszywe oświadczenie dotyczące pana Pottera. - Odpowiedział Dumbledore, jego ton był o kilka tonów chłodniejszy niż wcześniej.

- Wydaliłeś go na podstawie stwierdzenia, że spetryfikował wielu innych uczniów. Udowodniliśmy, że tego nie zrobił. Złożyłeś oświadczenie bez żadnego dowodu i zaszkodziło to reputacji Dziedzica Potter-Blacka. To jest sprawa, którą mamy teraz przeciwko tobie. - Malfoy powiedział imponującym tonem, który był zarówno znudzony, jak i pogardliwy.

- Czy zostało udowodnione, że pan Potter nie był odpowiedzialny za trzeci atak? - Dumbledore zapytał cicho. - Ponieważ uważam, że jeszcze nie złapaliśmy sprawcy, a pan Potter wciąż pozostaje najbardziej realnym podejrzanym.

Harry był niesamowicie rozbawiony, słysząc niedowierzające prychnięcie Ministra Magii.

- Daj spokój Dumbledore, trzy ataki, a chłopaka nie było nawet przy trzecim. Jak mógł to zrobić?

Dumbledore pochylił nieznacznie głowę w kierunku Ministra, choć nie odrywał wzroku od Harry'ego.

- Gdzie był pan Potter? - Zerknął na Madame Bones, po czym przeniósł wzrok na Harry'ego. - Być może, jeśli osoba, z którą przebywał, chciałaby znaleźć dla niego alibi, wtedy moglibyśmy bezwzględnie uznać go za podejrzanego.

Harry usłyszał za sobą lekkie prychnięcie Snape'a i uśmiechnął się słabo. Dumbledore był kretynem, jeśli myślał, że ktokolwiek w pokoju się na to nabierze. Dowie się, z kim Harry został, w tym samym momencie, co reszta świata.

- Z pewnością go nadal nie obwiniasz! - Knot zakrzyknął. - Wszyscy wiemy, czyje potwory zabiły wcześniej biedną dziewczynę. To nie przypadek, że wciąż tu jest i że znowu się coś takiego dzieje, co Dumbledore?

- Chcę, żebyś zrozumiał, Korneliuszu, że Hagrid ma moje pełne zaufanie - powiedział Dumbledore, marszcząc brwi na Knota.

Hagrid? Gajowy? Nie ma bata, żeby był dziedzicem Slytherina.

To był niedorzeczny pomysł.

- Tak, cóż, pójdziemy go odwiedzić, jak tylko skończymy tutaj - powiedział ostro Knot.

Harry współczułby gajowemu, gdyby nie przypomniał sobie, jak ten wielki mężczyzna wyrzucił go w Surrey z radosnym pożegnaniem na polecenie Dumbledore'a.

To, że wybrał złą stronę, nie jest moim zmartwieniem, powiedział sobie stanowczo.

- Wracając do sprawy. - Malfoy gładko wypowiedział z uprzejmym ukłonem w stronę ministra i skrzywioną wargą w stronę Dumbledore'a. - Fakty pozostają takie, że wydałeś oficjalne oświadczenie, które zostało dowiedzione jako fałszywe, które zraniło reprezentację dziedzica Potter-Blacka i które spowodowało u niego emocjonalne cierpienie. Możemy rozwiązać tę sprawę dzisiaj lub w otwartym sądzie w późniejszym terminie, w którym to czasie oczywiście dodamy do zarzutów bierne zaniedbanie osoby niesamodzielnej i porwanie nieletniego, z których oba wiążą się z dodatkowymi grzywnami w wysokości odpowiednio piętnaście tysięcy galeonów i dwadzieścia dwa tysiące galeonów.

I to w końcu przełamało spokój Dumbledore'a.

- Na jakiej podstawie grozisz mi tymi zarzutami? - Zażądał.

- Nie miałeś żadnego prawnego upoważnienia do umieszczenia gdziekolwiek dziedzica Potter-Blacka w noc śmierci jego rodziców, a jednak wziąłeś na siebie zabranie niemowlęcia z domu jego rodziców i umieszczenie go u rzekomych krewnych, omijając system prawny obowiązujący w przypadkach takich jak jego. - Powiedział Malfoy. - Co więcej, zaniedbałeś sprawdzenie dobrostanu dziedzica Potter-Blacka, mimo że umieściłeś go w domu mugoli, którzy nie przeszli żadnych kontroli ani dochodzeń, którym poddawane są domy osieroconych dzieci. Doprowadziło to do przemocy fizycznej, emocjonalnej, rażącego zaniedbania i urazu psychicznego Dziedzica Potter-Blacka.

Harry wpatrywał się w swoje nowe szaty, walcząc z chęcią zarumienienia się. To było żenujące, że Minister Magii słyszał o nim takie rzeczy.

- Ojciec chrzestny pana Pottera został uwięziony! - Oznajmił Dumbledore. - Mwolennicy Voldemorta wciąż byli na wolności, o czym z pewnością wiesz, Lucjuszu. Dom jego krewnych był dla niego najbezpieczniejszym miejscem. I nie widziałem żadnego dowodu na rzekome znęcanie się nad chłopcem przez jego krewnych, którzy według wszystkich źródeł są kochającą rodziną.

- Rzekome? - Harry zapytał ostro, spoglądając na dyrektora i zapominając o swoim jedynym zadaniu, by zachować ciszę. - Podarowali mi to jako cholerny prezent urodzinowy? - Zażądał, wskazując na dużą bliznę na prawym policzku. - Miałem siedem lat - wysyczał. - A ciotka uderzyła mnie patelnią tak mocno, że ta pękła, a drugie uderzenie rozcięło mi twarz. - Harry zignorował gniewny syk Snape'a i skupił się na twarzy Dumbledore'a. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że są „kochającą rodziną”.

- Już dobrze Harry. - Madame Bones mruknęła. - Nie musisz niczego udowadniać. Akta będą mówić same za siebie w sądzie.

- Z pewnością to nie musi iść do sądu. - Knot powiedział nerwowo. - Albus potrafi dostrzec najlepszy sposób, by temu zapobiec, prawda Albusie?

'Minister zechce, by sprawa nie trafiła do sądu w takim samym stopniu, jak ty,' wyjaśnił Malfoy. 'Będzie naciskał na Dumbledore'a, by zaakceptował naszą wstępną ofertę, by obywatele nie obwiniali Ministerstwa za umieszczenie cię z krewnymi.'

Dumbledore rzucił zimne spojrzenie Snape'owi, który -gdy Harry dyskretnie na niego zerknął- gromił dyrektora wzrokiem.

- Zgodzę się pod warunkiem, że kwestia wcześniejszego umieszczenia Harry'ego Pottera u krewnych nigdy więcej nie zostanie użyta przeciwko mnie. - Powiedział w końcu.

Malfoy spojrzał na Harry'ego, który rzucił Dumbledore'owi rozbawione spojrzenie.

- Nigdy więcej nie zostanie wykorzystana przeciwko tobie prawnie. - Maproponował z zimnym uśmiechem.

Oczy Dumbledore'a rozbłysły czymś, co przypominało strach.

- Jak pan sobie życzy, panie Potter.

Z westchnieniem wziął od Malfoya nowo ofiarowany pergamin, po czym usiadł ciężko na krześle.

- Czy jest coś jeszcze? - Zapytał.

- Wierzę, że sprawa wydalenia pana Pottera zostanie oficjalnie unieważniona. - Powiedział Snape ze swojego miejsca na tyłach sali.

- Oczywiście. - Dumbledore uśmiechnął się do mistrza eliksirów. - Panie Potter, mam przyjemność oficjalnie przywrócić pana jako ucznia drugiego roku do Hogwartu.

Harry widział, jak napięty był uśmiech dyrektora i jak zimne były jego oczy.

Gdyby mógł, zostawiłby mnie na zawsze na ulicy.

- Dziękuję panu. - Harry powiedział grzecznie, wyłącznie dla ministra Knota. - Jestem pewien, że reszta tego roku będzie o wiele lepsza, gdy tylko znajdzie pan prawdziwego sprawcę tych ataków.

'To twoja wina, że ci uczniowie są atakowani', pomyślał tak mocno, jak tylko potrafił w kierunku Dumbledore'a. 'Jeśli ktoś zginie - to twoja wina.'

Dumbledore musiał przynajmniej odczytać część jego myśli z twarzy Harry'ego, ponieważ jego sztuczny uśmiech zniknął, zamieniając się w zaciśnięte usta. Dyrektor wstał i podszedł do półki, chwycił Tiarę Przydziału i lekko podrzucił ją Harry'emu przez biurko.

- Ponieważ zostałeś oficjalnie usunięty z listy Hogwartu, będziesz musiał zostać przydzielony. - Powiedział, a jego głos był uprzejmy, ale oczy twarde. - Proszę, załóż tiarę na głowę.

Harry zerknął na Madame Bones i Malfoya, którzy skinęli mu głowami, zanim naciągnął kapelusz na głowę.

Za pierwszym razem, gdy założył czapkę, rozmawiali, kłócili się, debatowali i dyskutowali o zaletach i wadach wejścia Harry'ego do każdego domu. Zaowocowało to najdłuższym przydziałem w historii Hogwartu.

Tym razem nakrycie głowy ledwo dotknęło jego włosów, zanim otworzyło swój szeroki szew i krzyknęło.

- SLYTHERIN!

Harry nie mógł się powstrzymać. Po tym, jak oddał Dumbledore'owi kapelusz, ponownie spojrzał za siebie na Snape'a. Twarz mężczyzny była w większości neutralna, ale Harry był pewien, że dostrzegł kąciki jego ust, które próbowały ułożyć się w mały uśmiech.

- A jego różdżka? - Snape wycedził zza jego pleców.

Dumbledore bez trudu otworzył szufladę biurka i wyciągnął różdżkę w jego kierunku.

- Proszę, twoja różdżka.

Harry nie wiedział dlaczego, ale widział, że ze wszystkich rzeczy, które Dumbledore musiał zrobić tego ranka, oddanie Harry'emu jego różdżki rozgniewało go najbardziej.

Harry chwycił ją szybko i poczuł podekscytowanie, gdy różdżka dotknęła jego dłoni. Rzucił Dumbledore'owi pogardliwe spojrzenie i ostrożnie włożył różdżkę z powrotem do kabury.

Pięć do jednego - wygrałem.

- Cudownie chłopcze! - zakrzyknął minister Knot, podrywając się na nogi. - Wierzę, że to wszystko, co miałeś do załatwienia z Harrym, prawda Lucjuszu?

Pan Malfoy skinął głową, wstając i prostując szaty.

- To wszystko. Powinienem cię jednak ostrzec, dyrektorze, że jeśli usłyszę o jakichkolwiek nieprawidłowościach lub nielegalnych działaniach dotyczących sposobu, w jaki traktujesz mojego klienta, wrócę.

Dumbledore nie odpowiedział, ale skinął Malfoyowi głową.

- Chciałbym porozmawiać z panem Potterem na osobności, w sprawie jego zaległych zaliczeń. - Dumbledore powiedział równo, gdy reszta sali podniosła się na nogi.

- Ja się tym zajmę. - Snape natychmiast zaproponował.

- Tak - zgodził się Knot. - Pozwól swoim profesorom wykonywać pracę, do której ich zatrudniłeś, co? Wierzę, że reszta z nas... - Gestem wskazał na Madame Bones, pana Malfoya, Dumbledore'a i siebie. - Ma do załatwienia sprawę na terenie szkoły.

- Aresztowanie Hagrida nie powstrzyma ataków. - Dumbledore powiedział chłodnym tonem. - To byłby kolosalny błąd i strata czasu oraz zasobów.

- Podobnie jak wydalenie Harry'ego? - Zasugerowała Madame Bones. - Uważam, że mężczyzna, który został aresztowany za zabicie kolegi z klasy, jest bardziej odpowiednim tropem do rozważenia.

- To konieczny środek ostrożności. - Minister Knot powiedział, kręcąc melonikiem w dłoni. - Nie możemy pozwolić, by uznano, że nic nie robimy.

- Dlaczego nie pójdziesz do pokoju wspólnego? - Snape mruknął cicho do ucha Harry'ego, podszedłszy za nim bezszelestnie w hałasie kłótni między trzema innymi czarodziejami. - Wierzę, że znajdziesz ośmioro dzieci opuszczających lekcje w ramach przygotowań do świętowania twojego powrotu albo podpalenia zamku.

Harry odwrócił się i obdarzył Snape'a promiennym uśmiechem.

- Tak jest!

Przerwał ostrą kłótnię między Dumbledorem, Madame Bones, panem Malfoyem i ministrem Knotem, by życzyć trzem z nich miłego dnia, zanim wyszedł z gabinetu.

Harry wiedział trzy rzeczy jako absolutne fakty, gdy pędził do lochów w poszukiwaniu swoich przyjaciół:

1. Jego gang postrada zmysły, gdy opowie im, jak Dumbledore musiał zapłacić mu 10 000 galeonów i zwrócić całe czesne z tego roku.

2. Dumbledore nigdy nie przeprosił za nic, co zrobił Harry'emu.

3. Harry przypomni mu o tym fakcie, gdy pewnego dnia sprawi, że zadławi się własną krwią.

 

Forward
Sign in to leave a review.