
Malfoy Manor
- Ojcze, jesteśmy! - Draco krzyknął, gdy tylko Harry przeszedł przez kominek.
Cóż, jak tylko Harry przeleciał przez kominek.
- Draco, przestań wrzeszczeć w domu jak banshee.
Draco zarumienił się lekko, gdy jego ojciec wszedł do salonu.
- Przepraszam.
Ojciec tylko machnął ręką i uśmiechnął się do niego.
- Nie martw się, sądzę, że w mieście jest prawdopodobnie kilka osób, które cię nie usłyszały. - Skierował swoje srebrzyste spojrzenie na Harry'ego. - A teraz przedstaw mi swojego przyjaciela, Draco.
Draco wyprostował się, jak go nauczono, i gestem wskazał Harry'ego.
- Ojcze, to jest Harry, Harry Potter. Harry, to mój ojciec, Lucjusz Malfoy.
Jego ojciec podszedł i podał Harry'emu rękę.
- Miło mi, panie Potter, wiele o panu słyszałem.
- Dziękuję panu i dziękuję za zaproszenie. - Harry powiedział cicho, uważnie przyglądając się wysadzanej klejnotami lasce, zanim uścisnął mu dłoń.
- Oczywiście, Severus mówił, że jesteś wzorowym członkiem Slytherinu.
Harry przechylił głowę, spoglądając na jego ojca i uśmiechnął się lekko.
- Ale nie powiedział, że jestem grzeczny, prawda?
Ojciec roześmiał się, co Draco rzadko słyszał, i spojrzał na Harry'ego pytająco.
- Nie, nie powiedział czegoś takiego.
Harry uśmiechnął się do niego, nawet gdy jego oczy szybko rozbiegły się po pokoju.
- Chodź Harry, mogę cię oprowadzić! O nie, czekaj, najpierw muszę dać ci prezent urodzinowy. A może jesteś głodny? - Draco wiedział, że bredzi, ale to był pierwszy raz, kiedy jeden z jego prawdziwych przyjaciół przyjechał do niego i był podekscytowany.
Gregory i Vincent nie liczyli się jako przyjaciele. Zwłaszcza, że ostatnim razem wszyscy byli w pieluchach.
- Draco, może zaprowadzisz Harry'ego do jego pokoju, a potem wręczysz mu prezent i będziecie mogli zwiedzić dwór, jeśli nadal będziecie mieli na to ochotę? - Zasugerował ojciec.
- Dobry pomysł, chodź Harry.
Harry podążył za Draco, obracając głowę na boki, by podziwiać dwór.
- To ładne miejsce. - Zaoferował.
Draco wypiął dumnie pierś.
- Jest w naszej rodzinie od pokoleń. Mój prapradziadek, a może praprapradziadek, kazał go zbudować.
Draco nie sądził, by Harry był pod wrażeniem historii jego rodziny, bo powiedział tylko: "Fajnie".
Było fajnie.
Draco zaprowadził Harry'ego na trzecie piętro i pomachał mu do pokoi gościnnych.
- To są twoje pokoje. - Powiedział mu. - Sypialnia, łazienka i salon.
- Ty i Blaise jesteście tacy cholernie szykowni. - Harry roześmiał się, odkładając sowę na grzędę przy oknie, po czym opadł na łóżko. - No dalej, gdzie jest cała służba? - Zażartował.
Draco przewrócił oczami, od dawna przyzwyczajony do pogardy Harry'ego dla lepszych rzeczy w życiu.
- Nie mamy "służby", mamy skrzaty domowe i są tu doskonale szczęśliwe. - Westchnął. - Ale jeśli uważasz, że posiadanie ładnych rzeczy jest niedorzeczne, to przypuszczam, że nie chcesz prezentów urodzinowych?
Harry przewrócił się na bok i uśmiechnął lekko do Draco.
- Nie musiałeś mi niczego kupować, to było naprawdę miłe z twojej strony, że zaprosiłeś mnie do siebie.
Draco uśmiechnął się do niego.
- Zamknij się, spodoba ci się. Zostań tutaj!
Pobiegł szybko do swojego pokoju, na końcu korytarza od pokoju Harry'ego, i chwycił prezent.
- Masz! Otwórz! - Draco rzucił paczkę Harry'emu i podskakiwał na nogach, dopóki Harry jej nie otworzył.
- Co do cholery? - Harry wyszeptał.
Podniósł wzrok znad nowiutkiego Nimbusa 2001 i spojrzał na Draco.
- Kupiłeś mi miotłę?!
Draco uśmiechnął się i skinął głową.
- Ja też mam jedną! A teraz możemy razem spróbować swoich sił w drużynie!
Harry wpatrywał się w niego jeszcze przez kilka sekund, po czym gwałtownie się roześmiał.
- Oszalałeś! Jest o wiele lepsza niż ta, którą wziąłem ze szkoły! Możemy polatać?
- Tak! - Zakrzyknął Draco. - Są z najwyższej półki! Wezmę swoją i możemy wyjść na zewnątrz!
Harry podskoczył z niecierpliwym wyrazem twarzy.
- No to chodź!
Draco już miał iść po swoją miotłę, ale zawahał się, miał jeszcze jeden prezent dla Harry'ego, ale... Harry wyglądał teraz na bardzo podekscytowanego. Szczęśliwy, w sposób, w jaki Draco rzadko go widywał. Na pewno to może poczekać?
- Ścigamy się! - Zawołał Draco, wypierając z głowy myśli o innym prezencie.
Chłopcy spędzili przyjemne kilka godzin na boisku, goniąc za zniczem i ćwicząc niektóre z ruchów, które Draco widział u profesjonalnych graczy podczas meczów. Niechętnie przyznał, że Harry byłby doskonałym szukającym i zmusił go, by pomógł mu poćwiczyć.
- Nie ma mowy, żeby nie wybrali nas do drużyny. - Draco powiedział radośnie, gdy odkładali miotły. - Będziemy nie do zatrzymania!
Harry uśmiechnął się promiennie, jego policzki zarumieniły się od wiatru, a oczy ożywiły.
- Naprawdę myślisz, że jestem wystarczająco dobry, by dostać się do drużyny?
Draco złapał się tuż przed klepnięciem Harry'ego w ramię, prawie zapominając o gwałtownej awersji Harry'ego do bycia dotykanym.
- Oczywiście. - Powiedział łatwo. - Jesteś tak samo dobry jak ja w szukaniu a ja jestem niesamowity.
Harry uniósł brwi na Draco i uśmiechnął się z rozbawieniem.
- To jakim cudem za każdym razem to ja łapałem znicza, skoro jestem tak samo dobry jak ty?
Draco skrzyżował ręce i rzucił przyjacielowi krótkie spojrzenie.
- Szczęście początkujących. - Mruknął nadąsany.
Harry tylko zaśmiał się z jego dąsów i zaproponował, żeby się ścigali z nim z powrotem do dworu.
***
Harry Potter był interesującą osobą.
Lucjusz próbował subtelnie zagłębić się w przeszłość dziecka podczas ich częstych rozmów - jak to się stało, że "Chłopiec, Który Przeżył" potrzebował zakwaterowania podczas wakacji?
Dziecko było bardzo wymijające.
- Co jest ważniejsze, moja przeszłość czy przyszłość? - Zapytał, jego oczy błyszczały z rozbawienia. - Chcesz mi opowiedzieć o swojej przeszłości? - dodał niewinnym tonem, który Lucjusz z łatwością przejrzał.
Wyglądało na to, że dziecko wiedziało o powiązaniach Lucjusza, a mimo to zgodziło się gościć w jego domu.
Albo był niesamowicie głupi, czego Lucjusz od niego nie wyczuł. Albo wiedział, że nie ma się czego obawiać. Czy wierzył, że Lucjusz nie będzie żywił urazy w imieniu swojego upadłego Pana, czy też był arogancko pewny, że będzie w stanie się obronić, jeśli do tego dojdzie?
- Umiesz się pojedynkować? - Zapytał chłopca podczas śniadania pewnego ranka, w połowie jego pobytu.
Potter i Draco wymienili rozbawione spojrzenia. Spojrzenia, które sprawiły, że Lucjusz uwierzył, że Draco trzyma sekrety Pottera blisko piersi.
- Tak. - Powiedział chłopak z rozbawionym uśmiechem na twarzy. - Podobno uczyłem się od najlepszych.
Draco roześmiał się ostro, co szybko ukrył pod karcącym spojrzeniem Narcyzy.
- Przepraszam, wybaczcie mi. - Powiedział cicho, jego szare oczy wciąż błyszczały z rozbawienia.
Lucjusz zignorował go i skupił się na Potterze.
- Co byś powiedział na trening po śniadaniu? Magia nieletnich nie jest wykrywalna w naszym domu, ze względu na poziom magii mojej, Narcyzy i skrzatów.
- Kochanie, czy to naprawdę konieczne? - Narcyza mruknęła. - Pomyślałam, że zabiorę dziś chłopców na zakupy, by odpowiednio się ubrali.
Narcyza z coraz większą pogardą przyglądała się codziennej garderobie Pottera. W nocy martwiła się o niego, że "biedny chłopiec potrzebuje kobiecego dotyku". Lucjusz żywił bardzo prywatne przekonanie, że gdyby to od niej zależało, Narcyza adoptowałaby każde osierocone dziecko, które napotkała, magiczne lub nie.
Nigdy nie rozumiał, w jaki sposób wykształciła w sobie tak empatyczne serce, biorąc pod uwagę rodzinę, w której się wychowała.
Potter, który zdawał się w równym stopniu uwielbiać i bać jego małżonki, pospiesznie odpowiedział na prośbę Lucjusza.
- Oczywiście! Możemy się pojedynkować. Chciałbym zobaczyć, czego możesz mnie nauczyć. - Dodał nieśmiałym głosem.
Lucjuszowi być może pochlebiałaby uwaga dziecka, gdyby nie szybkie spojrzenie Draco pełne strachu, które mówiło mu, że być może Potter próbuje zrobić z niego głupca.
- Nie rób mu krzywdy, dobrze? - Usłyszał, jak Draco syczy do Pottera, gdy cała trójka weszła do sali pojedynków.
- Żadnych obietnic. - Potter mrugnął.
Lucjusz wyśmiałby arogancję dziecka, z wyjątkiem... Z wyjątkiem tego, że chłopiec zachowywał tę samą swobodną postawę, co Voldemort, zanim został Czarnym Panem i rządził Slytherinem. Jego oczy były bystre, skupione na Lucjuszu. Beztrosko kręcił różdżką między palcami. Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech, który był w równym stopniu zaciekawiony i żądny krwi.
- Kłaniamy się. - Powiedział Lucjusz.
Potter szarpnął głową w pozorze ukłonu, nie odrywając wzroku od Lucjusza, ale też wyraźnie odmawiając podporządkowania się dla sportu.
- Zaczynamy. - Potter powiedział cicho, z drwiącym akcentem w głosie i uśmiechu.
Nie miało znaczenia, co Lucjusz rzucał w kierunku Pottera, chłopak unikał, rozpraszał i blokował każdą wymierzoną w niego klątwę, urok i zaklęcie. Zastanawiał się, czy James Potter miał jakieś korzenie wśród magicznych stworzeń. Potter z pewnością walczył z gracją Wilii i z szybkością Fae.
W pewnym momencie Lucjusz dostrzegł szansę, wyglądało na to, że Potter był rozproszony tworzeniem skomplikowanej tarczy i rozbroił go. Przez chwilę był zarówno podekscytowany, że w końcu zakończył pojedynek, jak i rozczarowany, że Potter pozwolił mu się rozbroić tak nagle po zaledwie pięciu minutach defensywy dziecka.
- Mam zaczynać? - Potter roześmiał się, nie przejmując się jego stanem bez różdżki, zanim na Lucjusza spadła lawina różnokolorowych świateł. Ledwo zdążył podnieść tarczę, by ich uniknąć i spojrzał na chłopca.
Lucjusz martwił się, że opowieści Draco o mocy jego sprzymierzeńca były przesadzone, jak to jego syn ma w zwyczaju robić od czasu do czasu, ale był zaintrygowany, widząc, że jeśli w ogóle, to jego syn ją zaniżył. Publicznie uwielbiany Harry Potter wydawał się używać swojej magii tak naturalnie, jak ktoś używał swoich kończyn.
To było tak płynne, jak zaciekłe.
Musiał natychmiast przejść do defensywy, tracąc zdolność do odparcia Pottera, gdy chłopak z łatwością rzucał w jego stronę ciągłe klątwy.
- Powiedziałem Draco, że cię nie skrzywdzę, chcesz się poddać? - Potter zaszydził.
- Malfoyowie się nie poddają. - Powiedział sztywno, zarówno obrażony, jak i zirytowany. Przegrywał pojedynek z dwunastoletnim dzieckiem. To było upokarzające.
- Przepraszam, Draco. - Potter zawołał przez ramię do syna, którego Lucjusz z pewnością usłyszał, jak jęknął.
Zanim Lucjusz zdążył mrugnąć więcej niż dwa razy, jego lśniąca tarcza nagle zamarzła w cielesny blok lodu, stopiła się z podłogą, a on sam został ogłuszony w miejscu.
- Contessa jest geniuszem. - Potter odetchnął, nie zważając na nic, po czym z gracją i śmiertelną powagą podszedł do niego i z łatwością wyrwał mu obie różdżki z rąk.
- Miałeś szczęście. - Powiedział cicho, z twardym błyskiem w oczach. - Zwykle nie uważam pojedynku za zakończony, dopóki ktoś nie zacznie krwawić.
Lucjuszowi chwilowo ulżyło, że został ogłuszony, bo żaden z chłopców nie mógł być świadkiem jego dreszczu niepokoju na słowa Pottera. Ton głosu w połączeniu z groźnym wyrazem twarzy, a wszystko to pochodzące od niewysokiego dziecka, stanowiło imponujący pokaz.
- Jak, u licha, udało ci się osiągnąć taką łatwość we władaniu magią? - Lucjusz zapytał go, gdy Potter puścił go i schował różdżkę.
Chłopiec uśmiechnął się i skromnie wzruszył ramionami.
- Zawsze wiedziałem, że jestem wyjątkowy, nie wiedziałem tylko, że potrafię władać magią, co?
Lucjusz wątpił, czy kiedykolwiek żył czarodziej, który opanował magię niewerbalną i bezróżdżkową w takim wieku.
Rzeczywiście wyjątkowy.
Potter wydawał się również mocno zainteresowany polityką. Spędzili kilka pamiętnych wieczorów w biurze Lucjusza, dyskutując o najlepszych sposobach budowania politycznych sojuszy.
- Chodzi o to, komu możesz rozsądnie pomóc w przyszłości, kiedy poproszą cię o przysługę. - Pouczył go Lucjusz. - Jeśli sprzymierzysz się wyłącznie z jasnymi lub ciemnymi rodzinami, będziesz zaangażowany w ciemne lub jasne działania.
- A co z neutralnymi rodzinami? - Zapytał Potter.
- Jest bardzo niewiele oficjalnie zadeklarowanych neutralnych rodzin. Prawdziwa partia neutralności pozostaje poza wszelkimi konfliktami ciemności i światła.
Potter nucił przez chwilę, rozmyślając, gdy przechodził przed ścianą broni, którą Lucjusz udekorował swoje biuro.
- A co z szarą stroną? Czy nie byłaby to trzecia strona w każdym konflikcie? Wtedy mógłbyś walczyć o swoje przekonania, ale nie musiałbyś trzymać się konkretnego kąta.
Lucjusz pochylił głowę, widząc tok myślenia Pottera.
- Szary sojusz byłby możliwy, gdyby znalazło się wystarczająco dużo zainteresowanych kandydatów. Obecnie świat czarodziei jest ściśle podzielony na jasnych i ciemnych.
- A co, jeśli chcę zdobyć sojuszników, ale nie chcę być winien żadnych przysług? - Potter zamyślił się, zmieniając temat teraz, gdy najwyraźniej był zadowolony z odpowiedzi Lucjusza. - Jak mam to zrobić?
- Nie możesz być sojusznikiem równości, jeśli oczekujesz, że będą ci pomagać bez pomocy z twojej strony. - Powiedział mu.
- W takim razie, hipotetycznie oczywiście, jak Voldemort i Dumbledore to zrobili? - Zapytało dziecko, ostrożnie głaszcząc wykuty przez gobliny miecz Lucjusza wiszący na ścianie. - Wątpię, żeby biegali i robili przysługi ludziom, którzy walczyli po ich stronie w wojnie.
- Nie mieli sojuszników. - Podkreślił. - Mieli zwolenników.
Jego zaintrygowanie Potterem wzrosło dziesięciokrotnie, gdy chłopak posłał mu ostry uśmiech.
- Zwolenników, rozumiem.
***
Severus nie był zaskoczony, gdy Lucjusz zaprosił go na drinka podczas pobytu Pottera we dworze. Dziecko napisało do niego kilka listów opisujących jego pobyt u Zabinich i obecne miejsce zamieszkania w Malfoy Manor. Podobno Lucjusz, pewny siebie mężczyzna, wyzwał Pottera na pojedynek, a Potter zastosował "czadową nową taktykę, której nauczyła go mama Blaise'a" i rozbroił go.
Severus miał nadzieję, że Potter kiedyś podzieli się z nim tym wspomnieniem.
- Severusie, proszę, usiądź. - Lucjusz powitał go po przybyciu.
- Lucjuszu... - Skinął mu głową. - Ufam, że lato mija dobrze?
Lucjusz zaśmiał się krótko, powściągliwie i serdecznie.
- Z pewnością jest interesujące. - Przyznał.
Severus wyobrażał sobie, że posiadanie Pottera jako gościa w domu byłoby dość interesującym doświadczeniem.
- Chłopcy się zachowują? - Zapytał, przyjmując szklankę whisky.
- Tak. Sądzę, że obecnie trenują do prób Quidditcha.
Severus powinien był wiedzieć, że jeśli miłość Jamesa Pottera do tego sportu nie została przekazana Potterowi, Draco i tak go przekona.
- Cudownie. - Powiedział drwiąco. - Jestem pewien, że Draco i Potter z pewnością będą korzystnymi dodatkami do naszej drużyny.
Lucjusz obrzucił go rozbawionym spojrzeniem i niezobowiązująco zamruczał.
Obaj mężczyźni siedzieli w wygodnej ciszy, popijając drinki. Severus cierpliwie czekał, aż Lucjusz wyjawi prawdziwy powód, dla którego tak nagle go zaprosił. Podczas gdy nie było niczym niezwykłym, że Severus przychodził i dzielił się kolacją i drinkami z Malfoyami, co innego być zaproszonym tego samego wieczoru.
- Severusie, zastanawiam się, po czyjej stronie leży twój prawdziwy interes? - Lucjusz w końcu zapytał, po napełnieniu ich kieliszków.
Severus wpatrywał się w swoją whisky, wirując wokół szklanki.
- Zastanawiam się, dlaczego mnie o to pytasz. - Powiedział równo.
- Hmm, a gdybym ci powiedział, że mogę mieć kilka przedmiotów, które łączą mnie z dawnymi czasami, a których być może chciałbym się teraz pozbyć, co byś zasugerował?
Próba nawiązania subtelnej rozmowy z takim politykiem jak Lucjusz była równie zawiła, co próba połączenia wielu eliksirów w celu uzyskania jednego rezultatu. Jeden niewłaściwy krok i możesz zostać śmiertelnie ranny.
- Sugerowałbym, jeśli chcesz znaleźć ukojenie u nowego sojusznika, żebyś pozbył się powiązań z przeszłością. - Severus powiedział powoli, mierząc jego reakcję. - Sugerowałbym również, że jeśli moje przypuszczenia co do twoich intencji są błędne, to żebyś o tym nie mówił.
- A jeśli twoje przypuszczenia nie są błędne? - Lucjusz zapytał z uniesioną brwią. - Gdybyś miał rację, że mógłbym chcieć zerwać więzi z przeszłością, czy powiedziałbyś mi, gdzie leży twoja lojalność?
Severus wpatrywał się w Lucjusza, jego brata we wszystkim oprócz krwi, i miał nadzieję, że przyszłość po tej samej stronie znów jest możliwa.
- Moja lojalność leży wyłącznie po stronie głupiego dzieciaka, które obecnie szaleje po boisku. - Powiedział ostrożnie, nie identyfikując wyraźnie Pottera na wypadek, gdyby ta rozmowa była później oglądana przez kogoś innego. - Wygląda na to, że zamierza stworzyć własną stronę. Jeśli jednak ta odpowiedź nie spodoba się tobie lub komukolwiek, komu zdecydujesz się ją zgłosić, zapraszam cię albo na pojedynek, albo na rundkę Obliviate.
Lucjusz uśmiechnął się do przyjaciela,
- Nie ma potrzeby dramatyzować, przyjacielu. - Powiedział przed podniesieniem kieliszka. - Proponuję wznieść toast za Szary Sojusz, który wkrótce powstanie.
Podczas gdy Severus przechylił swój kieliszek w stronę Lucjusza z własnym uśmiechem, Lucjusz miał w myślach mały, czarny pamiętnik, dla którego musiał znaleźć nowy dom...
***
- Chłopcy, spotkajmy się we Esach i Floresach za dwie godziny, dobrze? - Narcyza poprosiła.
- Dobrze, Matko. - Draco odpowiedział posłusznie. - Chodź Harry, zróbmy szybko zakupy, żebyśmy mogli sprawdzić, czy uda nam się znaleźć Weasleya i Granger.
Harry uśmiechnął się na entuzjazm Draco. Ron napisał, że jego rodzina i Hermiona również odwiedzą dziś Aleję Pokątną i zasugerował, żeby się spotkali. Najpierw jednak Harry musiał odhaczyć coś z listy rzeczy do zrobienia.
- Muszę iść do Gringotta. - Szepnął, upewniwszy się, że inni kupujący są poza zasięgiem słuchu. - Mam coś do dodania do mojego konta, nie?
Draco zmarszczył brwi w zamyśleniu, po czym nagle się ożywił.
- Masz to przy sobie? - Wysyczał. - Merlinie Harry, jesteś szalony!
Harry uśmiechnął się krzywo i na chwilę podniósł kamień, który tego ranka wyciągnął z kufra.
- Najbezpieczniejszym miejscem na świecie jest Gringott, prawda? Przynajmniej o wiele bezpieczniejsze niż Hogwart. - Roześmiał się.
Draco rozejrzał się, prawdopodobnie zaniepokojony podsłuchującymi, po czym jęknął.
- No to chodźmy to załatwić, zanim stanie się coś strasznego.
Harry uśmiechnął się do Draco i bez trudu ruszył za nim.
- Jak myślisz, jaką straszną rzecz mógłbym spowodować? - Zapytał z zaciekawieniem.
Draco tylko na niego spojrzał.
- Znając ciebie? Prawdopodobnie tornado pełne inferi albo gradobicie wielkości kafli.
Harry zastanowił się.
- Tornado pełne inferi byłoby raczej przydatne, co? Ale gdzie miałbym je trzymać, gdybym go nie potrzebował?
Draco tylko jęknął i odmówił przedyskutowania z nim tej możliwości. Najwyraźniej "nie potrzebował żadnej dodatkowej pomocy przy swoich szalonych pomysłach".
Chamstwo.
Weszli do Gringotta i Harry uśmiechnął się ostro do goblina przy ladzie.
- Gryfek. - Powitał, kiwając głową z szacunkiem. - Muszę odwiedzić mój skarbiec.
Harry usłyszał zaskoczone sapnięcie Draco, gdy Gryfek pochylił głowę w geście szacunku.
Może gdyby inni czarodzieje traktowali gobliny jak ludzi, a nie jak służących, widzieliby więcej takich pokazów, pomyślał Harry z irytacją.
Jeden krok do zmiany świata na raz.
- Czy zaczarowana sakiewka na monety jest nie w smak Dziedzicowi Potter? - Gryfek zapytał z zaciekawieniem.
Harry potrząsnął szybko głową, wdzięczny za łatwą w użyciu sakiewkę, którą goblin podarował mu zeszłego lata.
- Nie, jest genialna, jeszcze raz dziękuję. Muszę tylko dokonać depozytu.
- Przepraszam, Dziedzicu Pottera. Muszę tylko zobaczyć twój dowód tożsamości, a potem możesz dokonać wpłaty.
Harry uniósł prawą rękę i skupił na niej swoją magię, pokaż. Draco, cholerna Królowa Dramatów, ponownie sapnął, gdy jego pierścień Dziewictwa zamigotał w zasięgu wzroku.
- Skąd to masz? - Zapytał. - Ojciec powiedział, że nie mogę dostać swojego, dopóki nie osiągnę pełnoletności.
- Moi rodzice nie żyją, co? - Harry powiedział swobodnie, ignorując ostre ukłucie żalu, które poczuł na te słowa. - Możesz ubiegać się o Dziedzictwo, jeśli jesteś pełnoletni, a twój Lord wciąż żyje, lub możesz otrzymać je wcześniej, jeśli jesteś jedynym Dziedzicem w kolejce do Dziedzictwa, gdy przejdziesz test krwi.
- Dziedzic Potter ma rację. - Gryfek powiedział, sprawdzając magiczny pierścień na prawej dłoni Harry'ego. - Pierścień Dziedzica nie zaakceptuje noszącego, jeśli nie jest on jeszcze pełnoletni, chyba że jest jedynym dziedziczącym w linii. - Skinął głową na dłoń Harry'ego. - W porządku, dziedzicu Potter, czy chciałbyś odwiedzić skarbiec, czy pozwolić mi złożyć depozyt za ciebie?
- Och, mógłbyś? - Harry spytał, odzyskując pierścień. - Byłoby czadowo Gryfkej, dzięki.
Wyciągnął kamień z kieszeni i owinął nim dłoń Gryfka.
- Chyba nie muszę ci mówić, że wolałbym, żeby nikt nie wiedział, że kiedykolwiek byłem w jego posiadaniu. - Wyszeptał.
Gryfek spojrzał na jego dłoń, po czym rzucił Harry'emu ostry i złośliwy uśmiech.
- Dziedzic Potter jest bardzo sprytny i przebiegły. - Powiedział cicho swoim poważnym głosem. - To znajdzie się w skarbcu Potterów i jeśli ktokolwiek dowie się o jego posiadaniu, sam stawię się przed tobą, byś mnie poćwiartował.
- To nie będzie konieczne. - Harry powiedział pospiesznie. - Po prostu włóż go do mojego skarbca, nie będzie potrzeby ćwiartowania.
Gryfek udowodnił zeszłego lata, że jest dobrym zarządcą skarbców, Harry nie chciałby go zastępować.
- Jak sobie życzysz. - Gryfek ponownie pochylił głowę. - Czy jest coś jeszcze, w czym mogę pomóc?
- Nie. - Powiedział Harry uprzejmie. - Tylko ta jedna mała rzecz. Niech twoje złoto się mnoży, Gryfku.
- I niech twoi wrogowie kulą się u twych stóp, Dziedzicu Potter. - Gryfek odpowiedział serdecznie.
- Na pewno będą. - Harry mrugnął do niego.
Gdy chłopcy opuścili bank, Draco spojrzał na Harry'ego z niedowierzaniem.
- Jak, u licha, sprawiłeś, że goblin cię szanuje?
Harry przewrócił oczami i skrzyżował ramiona w irytacji.
- Cóż, to nie było trudne, co? Po prostu uszanowałem ich pierwszy. - Zaśmiał się. - No wiesz, proste rzeczy, jak nazywanie ich po imieniu zamiast "goblin". Gryfek jest tak samo magiczny jak my.
Draco wydawał się nie mieć na to odpowiedzi, poza wpatrywaniem się w Harry'ego w szoku.
- Daj spokój. - Harry powiedział, porzucając temat. - Lepiej ruszajmy, jeśli chcesz mieć czas na znalezienie Rona i Hermiony.
Chłopcy biegali po alejce, zbierając swoje zapasy szkolne i starając się unikać napotkanych fanatyków Harry'ego Pottera.
Draco zaśmiewał się do łez, gdy Harry z poważną twarzą powiedział mężczyźnie, że nie nazywa się Harry Potter, tylko "Malfoy, Draco Malfoy".
- Nie wyglądasz na Malfoya. - Powiedział mężczyzna, przyglądając się Harry'emu uważnie.
- Jak śmiesz. - Harry zadarł nos do góry. - Mój ojciec się o tym dowie.
- Ale z ciebie palant. - Draco roześmiał się.
Harry parsknął śmiechem i od tego momentu zaczęli się bawić w wykradanie tożsamości kolegów z klasy za każdym razem, gdy go zaczepiano.
- Co tam się dzieje? - Zapytał Draco, wskazując na zatłoczoną księgarnię.
- Nie wiem. - Harry odpowiedział. - Ale wydaje mi się, że widzę tam rodzinę Rona. - Wskazał na grupę rudzielców i Draco skrzywił się. - Chodźmy więc, i tak musimy kupić te śmieszne książki Lockharta.
- Weasley, Granger! - Zawołał Draco, machając do przyjaciół. - Co tam się dzieje, na Merlina?
Hermiona pisnęła z podekscytowania i wskazała na tabliczkę z napisem;
'GILDEROY LOCKHART
będzie podpisywał kopie swojej autobiografii
MAGICZNE JA
dzisiaj od 12:30 do 16:30".
- Wspaniale. - Draco jęknął.
Ron przedstawił im resztę swojej rodziny, przynajmniej tych, których Harry wcześniej nie poznał.
- To jest mój tata, Artur, i moja mama, Molly, i moja siostra, Ginny, zaczyna z nami szkołę w tym roku.
- Cześć. - Powiedział do nich Harry. - Dziękuję za te krówki pani Weasley.
Mama Rona, pulchna czarownica o dziko kręconych rudych włosach, podeszła do niego z wyciągniętymi ramionami, jakby chciała go złapać i ścisnąć.
- Och, Harry. - Westchnęła, nie zwracając uwagi na jego szybki taniec poza jej zasięg. - To było nic takiego! Byłam taka szczęśliwa, mogąc zrobić coś miłego dla przyjaciela Rona. - Uśmiechnęła się do Harry'ego, a on odwzajemnił jej nerwowym uśmiechem, choć został uratowany przed odpowiedzią, gdy siostra Rona, Ginny, pisnęła na niego i zaczerwieniła się.
Co?
Ron roześmiał się i wyjaśnił Harry'emu i Draco po cichu.
- Ginny ma obsesję na twoim punkcie. Cały czas o tobie mówi.
Draco parsknął śmiechem, a Harry skrzywił się na Rona. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, było więcej obłąkanych ludzi wpatrujących się w jego czoło.
- Mam nadzieję, że nie będzie w Slytherinie. - Harry mruknął mrocznie.
Ron zachichotał i poprowadził całą trójkę do środka, przepychając się i przeciskając przez tłum.
Długa kolejka wiła się aż na tyły sklepu, gdzie Gilderoy Lockhart podpisywał swoje książki. Każdy z nich chwycił egzemplarz Standardowej Księgi Zaklęć, Klasa 2 i zakradł się do kolejki, aby poczekać na swoją kolej, aby wziąć książki Lockharta i zapłacić.
Gilderoy Lockhart powoli pojawił się na horyzoncie, siedząc przy stole otoczonym dużymi zdjęciami jego własnej twarzy, mrugając i błyskając oślepiająco białymi zębami do tłumu. Prawdziwy Lockhart miał na sobie szaty w kolorze błękitu, który dokładnie pasował do jego oczu. Jego spiczasty kapelusz czarodziejski był ustawiony pod dziwacznym kątem na jego falujących włosach.
Niski, irytująco wyglądający mężczyzna tańczył wokół niego, robiąc zdjęcia dużym czarnym aparatem, który emitował kłęby fioletowego dymu przy każdym oślepiającym błysku.
- Z drogi. - Warknął na Harry'ego, cofając się, by zrobić lepsze ujęcie. - To dla Proroka Codziennego.
- Odpierdol się. - Powiedział Harry, patrząc zaciekle na fotografa.
Gilderoy Lockhart go usłyszał. Spojrzał w górę. Gapił się. Potem poderwał się na nogi i krzyknął.
- Czy to nie Harry Potter?
- Nie, to Neville Longbottom. - Harry próbował protestować, choć nikt poza Draco zdawał się go nie słyszeć.
Tłum rozstąpił się, szepcząc w podekscytowaniu. Lockhart zanurkował do przodu, chwycił Harry'ego za ramię i pociągnął go na przód.
- Zabieraj łapy. - Harry syknął, posyłając iskrę parzącej magii w ramię Lockharta.
Irytujący mężczyzna puścił go szybko, wydając z siebie pomruk między prostymi, białymi zębami, po czym wyciągnął rękę i położył ją za Harrym, nie dotykając go jednak ponownie.
- Zrób ładny uśmiech, Harry. - Powiedział Lockhart przez błyszczące zęby, podczas gdy fotograf pstrykał dalej. - Razem jesteśmy warci pierwszej strony.
Harry próbował wrócić do Rona, Draco i Hermiony, ale Lockhart przyciągnął go do siebie za kołnierz koszuli.
- Masz pół sekundy, żeby mnie puścić, zanim wylądujesz w szpitalu. - Harry warknął do niego.
Lockhart rzucił mu oszołomione spojrzenie, ale szybko puścił jego koszulę.
- Panie i panowie. - Powiedział głośno, machając dla uciszenia.
- Ależ to niezwykła chwila! Idealny moment, abym mógł ogłosić coś, nad czym siedziałem już od jakiegoś czasu! Kiedy młody Harry wszedł dziś do Esów i Floresów, chciał tylko kupić moją autobiografię, którą z przyjemnością mu teraz wręczę, za darmo. - Tłum ponownie zaklaskał. - Nie miał jednak pojęcia, że wkrótce dostanie o wiele, wiele więcej niż moją książkę, Magiczne ja. On i jego koledzy ze szkoły otrzymają prawdziwego magicznego mnie. Tak, panie i panowie, z wielką przyjemnością i dumą ogłaszam, że we wrześniu tego roku obejmę stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart!
Tłum wiwatował i klaskał, a Harry'emu wręczono całą twórczość Gilderoya Lockharta. Zataczając się lekko pod ich ciężarem, zdołał wydostać się z centrum uwagi na skraj sali, gdzie zobaczył czekających przyjaciół.
- Założę się, że podobało ci się to, Neville. - Draco roześmiał się.
- Wszystko w porządku, Harry? - Zapytał Ron. - Co zrobiłeś Lockhartowi, żeby cię puścił? Pociąłeś go?
Harry potrząsnął głową.
- Poparzył się. Ale z niego palant.
Hermiona spojrzała na niego, niezadowolona z jego osądu.
- Myślę, że jest wspaniały. - Powiedziała.
- Więc możesz wziąć te bezużyteczne, jebane książki. - Powiedział Harry, oferując swój stos.
- Och. - Hermiona zarumieniła się lekko. - Swoje już kupiłam, ale dziękuję.
- No to masz, Ginny, możesz je wziąć.
Harry wrzucił swój stos książek do kociołka młodej dziewczyny.
- Dzi-dziękuję. - Ginny zająknęła się, patrząc na niego gwiaździstym wzrokiem.
- Nie ma za co. - Harry mruknął, czując się nieswojo pod jej spojrzeniem.
- Dzieci, tutaj jesteście! - Zawołał ojciec Rona, podchodząc do ich grupy. - Wszyscy macie swoje książki? Świetnie, chodźmy...
Sugestia ojca Rona została przerwana przez przybycie ojca Draco.
- No, no, no... Artur Weasley.
- Lucjuszu... - Powiedział pan Weasley, kiwając chłodno głową.
- Słyszałem, że w Ministerstwie jest dużo pracy. - Stwierdził pan Malfoy. - Te wszystkie najazdy... Mam nadzieję, że płacą ci za nadgodziny?
Sięgnął do kociołka Ginny i wyciągnął, spomiędzy błyszczących książek Lockharta, bardzo stary, bardzo zniszczony egzemplarz Podręcznika Transmutacji dla Początkujących.
- Najwyraźniej nie. - Powiedział pan Malfoy. - A niech mnie, jaki jest pożytek z bycia hańbą dla miana czarodzieja, jeśli nawet dobrze ci za to nie płacą?
- Merlinie. - Draco westchnął cicho. - To nie będzie dobre.
Harry spojrzał na Rona i zobaczył, że jego uszy są w jaskrawym odcieniu czerwieni. Najwyraźniej była to oznaka zbliżającej się kłótni.
- Panie Malfoy. - Harry przerwał. - Draco i ja skończyliśmy zakupy.
Malfoy wyglądał na chwilowo zaskoczonego, widząc Harry'ego i Draco stojących obok Rona.
- Masz, dziewczyno, skoro to najlepsze, na co stać twojego ojca. - Pan Malfoy wrzucił książkę Ginny z powrotem do jej kociołka. - Chłopcy, chodźcie, sądzę, że Narcyza czeka, byśmy dołączyli do niej na lunchu.
Harry i Draco pożegnali się pospiesznie z Ronem i Hermioną, po czym wyszli za ojcem Draco ze sklepu.
- Dzięki, Harry. - Mruknął Draco.
- Spoko. - Harry odpowiedział.
Ostatniej nocy w Malfoy Manor, Draco zdecydował, że będą mieli "prawdziwe nocowanie" co najwyraźniej oznaczało, że musieli zaciągnąć pościel Harry'ego do pokoju Draco i stworzyć na podłodze miejsce do spania.
Harry, który spał już na wielu podłogach w swoim życiu, nie był pewien, jak to miało być przyjemne. Chociaż mógł przyznać, że wyłożona pluszowym dywanem podłoga Draco była tak samo wygodna, jak większość łóżek.
Draco kazał też Zgredkowi przynieść więcej przekąsek i smakołyków, niż obaj mogliby zjeść.
Harry roześmiał się, gdy dziwny mały skrzat zatańczył przed nim swój zwykły taniec, mrucząc o rzekomej "wielkości" Harry'ego.
Skrzat był dziwny jak diabli, ale Harry'emu podobało się, jak bardzo zawsze chciał mu pomóc.
- Mam dla ciebie kolejny prezent urodzinowy. - Draco powiedział cicho, gdy dzielili się miską czekoladowych łakoci. Harry już miał zaprotestować, kiedy Draco mu przerwał. - Dowiedziałem się, dlaczego Voldemort zaatakował twoją rodzinę.
Harry usiadł i spojrzał twardo na Draco.
- Poważnie? Czad. Jak się dowiedziałeś? Nie, czekaj, czego się dowiedziałeś?
Draco obrócił się i rzucił Harry'emu pełne winy spojrzenie.
- Zapytałem ojca, był wtedy częścią wewnętrznego kręgu Voldemorta. - Harry tylko skinął niecierpliwie głową, wiedział już, że Malfoy był po stronie Voldemorta.
- Powiedział, że istnieje przepowiednia. - Draco kontynuował z wahaniem. - Wszystko, co wiedzieli, brzmiało: "Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...
Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli. A narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...". Podobno było coś więcej, ale szpieg tego nie usłyszał. Jakiś jasnowidz powiedział to jednak Dumbledore'owi, więc on zna resztę.
Harry przewrócił się na plecy i wpatrywał się w sufit, rozmyślając.
Voldemort i Dumbledore muszą być jebanymi idiotami.
- Harry? - Draco odezwał się cicho. - Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest. - Powiedział krótko. - Tylko myślę.
- Przepraszam. - Powiedział Draco. - Nie chciałem zrujnować naszej nocy.
- Nie zrujnowałeś. - Harry szybko go zapewnił. - Cieszę się, że mi powiedziałeś. Tylko... jak często przepowiednie się spełniają? Czy spełniłem ją już tamtej nocy, kiedy zginęli moi rodzice? Czy naprawdę jestem jedynym dzieckiem urodzonym pod koniec lipca rodzicom, którzy sprzeciwili mu się co najmniej trzy razy? Dlaczego Voldemort potraktował to tak poważnie?
Draco skrzywił się, marszcząc nos w zamyśleniu.
- Nie wiem, nie znam się za bardzo na wróżbiarstwie. Wujek Sev mówi, że to oklepany temat. Ale rodzina mojej matki, Blackowie, traktowała je bardzo poważnie. Przypuszczam, że Voldemort również?
Harry zanucił, wciąż się zastanawiając.
- Muszę usłyszeć całość. - Zdecydował. - Dumbledore mi nie powie, jestem tego pewien. Ciekawe, czy twój ojciec wie, kto był szpiegiem? Prawdopodobnie wiedziałby, kto był jasnowidzem, zgadza się? Wtedy mógłbym się tego od niego dowiedzieć.
- Albo. - Mruknął Draco, przeciągając słowo. - Mógłbyś pójść do Sali Przepowiedni w ministerstwie i po prostu poprosić o zapis.
Harry wpatrywał się w niego, dopóki jego zdumione spojrzenie nie zmieniło się w uśmiech.
- Jesteś geniuszem. - Odetchnął. - Mogę po prostu wejść i o to poprosić?
Draco zarumienił się słabo na pochwałę Harry'ego i skinął głową.
- Tak powiedział ojciec. Potrzebowałbyś tylko eskorty, żeby dostać się do Ministerstwa, a potem zejdziesz do Sali Przepowiedni i oddasz kroplę krwi, a pozwolą ci wziąć każdą przepowiednię związaną z twoją magią.
- Draco... - Harry powiedział, myśląc szybko. - Czy DPPC jest w ministerstwie?
Draco potwierdził, a Harry przetoczył się z powrotem na plecy.
- Czadersko.
Resztę nocy spędzili grając w pięciokartowego pokera, mugolską grę, której Harry uczył Draco.
Kiedy blondyn w końcu padł ze zmęczenia, o wiele później niż zwykle, Harry leżał i snuł plany.
Następnego ranka Draco wydawał się przygnębiony, gdy Harry zbierał swoje rzeczy, które, dzięki obsesji Narcyzy na punkcie zakupów, zdawały się pomnożyć wielokrotnie w ciągu ostatnich tygodni.
- Mógłbyś tu zostać do rozpoczęcia semestru. - Draco zaproponował po raz dziesiąty tego ranka.
- Powiedziałem Susan, że pojadę do jej domu i już, przestań mnie dręczyć. - Harry warknął, zirytowany jego dąsaniem się.
- W porządku. - Mruknął Draco. - Ale powinieneś wrócić następnego lata.
Harry uchylił się od udzielenia mu prostej odpowiedzi, nie chcąc poświęcać się ustalonym planom.
- Byłbym bardziej niż szczęśliwy, mogąc kontynuować nasze debaty przez sowią pocztę. - Pan Malfoy podał mu rękę, gdy Harry i Draco weszli do salonu.
Harry uścisnął mu dłoń i zgodził się kontynuować korespondencję podczas roku szkolnego. Ojciec Draco wiedział sporo o polityce i Harry miał nadzieję, że być może będzie mógł dalej używać logiki, by odłamywać jego bzdurne ideały czystej krwi.
- Będziemy za tobą strasznie tęsknić, kochanie. - Narcyza powiedziała, przytulając Harry'ego mocno, coś, co musiał znosić od kobiety przez ostatnie kilka tygodni. - Proszę, napisz i daj nam znać, jeśli jest coś, co możemy dla ciebie zrobić. A może po prostu napisz i opowiedz mi o swoich zajęciach i kolegach z klasy?
Harry wzruszył ramionami i niejako ominął udzielenia konkretnej odpowiedzi. Lubił Narcyzę, była ciepła, przyjazna i miła, ale nienawidził pisać listów.
Listy omawiające politykę i prawa wszystkich Czarodziei? To był logiczny powód do pisania listów. Powiedzenie mamie Draco, jak minął mu dzień? Nie za bardzo.
- Zobaczymy się w pociągu, prawda? Możemy znowu usiąść razem? - Draco błagał.
- Tak Draco, zobaczymy się w pociągu. - Harry zaśmiał się, przewracając oczami.
- Powodzenia Harry Potterze. - Powiedział pan Malfoy, gdy Harry przygotowywał się do złapania świstoklika. - Staraj się irytować Severusa tak często, jak to możliwe.
Harry roześmiał się i rzucił trójce Malfoyów rozbawiony uśmiech, gdy opuszczał ich salon.