Sectumsempra (tłumaczenie)

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Sectumsempra (tłumaczenie)
All Chapters Forward

Villa Zabini

- Witamy w Villi Zabini. - Blaise powiedział z dumą, rozkładając szeroko ramiona.

Zaśmiał się z rozdziawionych ust Harry'ego, aż ten na niego spojrzał.

Tu mieszkasz? - Zapytał z niedowierzaniem.

- Czasami. - Blaise przyznał. - Mamy też domy we Francji, Anglii, Stanach i chyba jeden na Tajwanie.

- Kurwa, co? - Harry powiedział cicho.

Blaise roześmiał się, jego matka go pokocha.

- Chodź, wejdź do środka i poznaj Contessę.

Blaise pociągnął Harry'ego przez podwórze do wejścia do willi. Harry obrócił się powoli, wpatrując się z otwartymi ustami w ocean, na który wychodziła ta willa.

- Wow. - Wyszeptał.

- To nic takiego. - Blaise odparł, mrugając do niego porozumiewawczo. - Poczekaj, aż zobaczysz basen.

- Macie cholerny basen? - Harry syknął, gdy weszli do salonu.

- O jejku, proszę zważać na język. Są tu obecne damy.

Blaise uśmiechnął się, gdy jego matka zeszła po schodach w ich stronę. Wyraźnie przygotowała się na ich gościa. Jej królewskie klejnoty były wpięte w jej ciemne włosy i wokół smukłej szyi.

- Blaise, mój najdroższy amati, witaj w domu. - Objęła go ciepło, całując w oba policzki. - Ufam, że twój rok był udany?

- Tak, Matko, Hogwart był tak wspaniały, jak mi mówiłaś.

Tylko dzięki Harry'emu, pomyślał. Blaise był pewien, że gdyby nie byli w tym samym Domu, byłoby strasznie nudno.

- Eccellente. - Poklepała go pieszczotliwie po policzku, zanim odwróciła się do Harry'ego.

- A to musi być Harry Potter, o którym tyle słyszałam!

Pochyliła się w jego stronę, bardzo powoli i wyraźnie pokazując swój zamiar, i ku zaskoczeniu Blaise'a, Harry pozwolił jej pocałować się lekko w oba policzki.

Blaise nigdy nie widział, żeby Potter pozwolił komukolwiek go dotknąć, poza Susan Bones, a nawet ona nie mogła tego dokonać bez jego wzdrygnięcia się lub gniewnego spojrzenia.

- Dziena za zaproszenie. - Harry powiedział cicho.

- Oczywiście, kochanie, jesteś sprzymierzeńcem Zabinich, prawda? - Uśmiechnęła się delikatnie do Harry'ego i pogłaskała go po policzku. - Jesteś zawsze mile widzianym gościem, dopóki jesteśmy ze sobą związani, Harry Potterze. Casa mia è casa tua, mój dom jest twoim domem.

Blaise prawie roześmiał się na głos z podziwu, jaki Harry okazał matce.

Wiedział, że matka go pokocha.

***

Juliana Zabini nie była kobietą, której łatwo zaimponować.

Miała siedmiu zmarłych mężów, którzy mogliby to potwierdzić.

Ale Harry Potter był niezwykły.

Nosił się z ostrożnością zahartowanego w boju żołnierza, z nieuzasadnionymi bliznami na twarzy, umacniającymi ten wizerunek. W przeciwieństwie do swojej postury, mówił cicho i wydawało się, że większość komunikacji odbywa się poprzez jego czarujące szmaragdowe oczy.

Juliana potrafiła wyczuć moc, która emanowała z tego delikatnego chłopca. Moc, którą, jak się wydawało, z łatwością manipulował i wykorzystywał. Jej Blaise napisał do niej wiele listów, w których podkreślał liczne zalety Harry'ego Pottera i jego lekcje na temat poszanowania władzy, których uczył innych uczniów.

Dziecko było bystre, przebiegłe, sprytne i, po wielu dyskusjach z nim, wydawało się być całkowicie ukierunkowane równo pomiędzy frakcjami Czarnego i Białego Pana. Był Szary.

Meraviglia.

Kilka dni po przyjeździe chłopców wyszła na podwórko, gdzie obaj leżeli na szezlongach i śmiali się.

- Dzień dobry panowie. - Zawołała do nich, siadając z gracją obok syna.

- Dobry wieczór Matko. - Blaise odpowiedział posłusznie.

- Hej proszę panią. - Powiedział cicho Harry.

Juliana nie pozwoliła sobie na grymas na mowę dziecka, miała zbyt wiele wdzięku na taki akt. Ale to przypomniało jej o oczekiwaniach na następne 12 dni...

- Harry, kochanie, zastanawiam się, czy mogłabym cię przekonać do wzięcia ze mną lekcji podczas twojego pobytu tutaj?

Harry, sprytne dziecko, jakim był, rzucił jej bystre spojrzenie.

- Jakich lekcji, Lady Hrabino?

Roześmiała się lekko, konsekwentna uprzejmość dziecka była ogromną częścią jego uroku. Nawet jeśli najwyraźniej źle zrozumiał jej królewski tytuł.

- Contessa, Harry. - Poprawiła delikatnie. - Chociaż, już ci mówiłam, nazywaj mnie Juliana. - Harry zarumienił się i skinął jej głową. - A ponieważ wierzę, że staniesz się niezwykle ważny dla Świata Czarodziei, zastanawiałam się, czy nie widziałbyś korzyści z lekcji elokwencji?

Harry spojrzał szybko na Blaise'a, a na jego delikatnej twarzy pojawiło się wyraźne zakłopotanie.

- Lekcje elokaucji? - Zapytał, marszcząc nos. - Sorki, nie łapię?

Blaise roześmiał się na widok zdezorientowanej miny Harry'ego.

- Elo-kewn-cji. - Wymówił powoli. - To wymyślne słowo na lekcje wymowy.

Harry, niech mu serce błogosławi, zrobił się naprawdę niesamowicie czerwony.

- Nie, dzięki. Radzę sobie. - Mamrotał ponuro.

Juliana podeszła do krzesła Harry'ego i powoli usiadła obok niego.

- Harry, moja Meraviglio, wierzysz, że obraziłabym cię w taki sposób?

Harry schylił głowę, ale potrząsnął nią powoli.

- Nie, proszę pani.

- I masz rację, nie zrobiłabym tego. Rozumiesz, że jesteśmy sojusznikami, tak? - Harry spojrzał na nią szeroko otwartymi, dużymi, zielonymi oczami.

- Tak, proszę pani.

Powoli położyła dłoń na jego policzku.

- Jako twój sojusznik pragnę dla ciebie tylko tego, co najlepsze, tak? Chcę, żebyś odniósł sukces, bo kiedy ty się rozwijasz, my rozwijamy się razem z tobą. Uważam, że twój akcent jest częścią twojego... fascino rustico, twojego uroku. Ale znajdą się tacy, którzy tego nie uznają, którzy będą szydzić na mojego tesoro Harry'ego za jego wymowę. Nie pozwolę na to. Nie, jeśli mogę temu zapobiec. Uspokoisz damę, zgadzając się spędzić jedną jedyną godzinę popołudniami, ucząc się mówić z dumą?

Harry przyglądał się jej uważnie, a sądząc, że dziecko musiało być raczej biegłe w odczytywaniu wyrazu twarzy, skinął głową.

- 'Obra, mogę to zrobić.

- Fantastico! - Powiedziała promiennie. - Zaczniemy po naszym wieczornym posiłku, tak? Tak!

Blaise parsknął śmiechem na uprzejmie zakłopotaną minę Harry'ego.

Tak, Harry Potter był prawdziwym cudem.

***

Harry nie mógł uwierzyć, jak cholernie szykowny był dom Blaise'a.

Mógłby spędzić całe dwa tygodnie na zwiedzaniu, a i tak nie zobaczyłby wszystkiego! A Blaise nie wyolbrzymiał ze swoją biblioteką - była świetna. Same rzędy książek z najciekawszymi tytułami.

Kultura Czarodziejska: Zapomniane Ścieżki. - "Magia obronna: kompletny przewodnik". - Zaklęcia zatrzymujące akcję serca - i trzy regały poświęcone wyłącznie "mrocznym" i "szarym" zaklęciom.

Których, jak powiedział mu Blaise, Hogwart absolutnie nie posiadał.

Harry spędzał poranki w bibliotece, czytając tak wiele książek, jak tylko mógł i robiąc staranne notatki na temat zaklęć, które chciał wypróbować.

Po śniadaniu, kiedy Blaise w końcu się budził, obaj zwykle szli na plażę nad oceanem, którą Harry uwielbiał. Albo pływali w basenie, co Harry'emu podobało się o wiele bardziej po tym, jak Blaise nauczył go pływać. Pewnego szczególnie błyskotliwego wieczoru poszli do najbliższej wioski Czarodziejskiej i ćwiczyli pojedynki drużynowe z kilkoma chłopcami z wioski. Najwyraźniej Włochy nie miały takich samych poglądów na magię nieletnich jak Wielka Brytania.

Czadowo.

Po kolacji Harry usiadł w gabinecie z Contessą i pracował nad poprawną wymową.

Co było cholernie śmieszne.

Ale Harry nie mógł zaprzeczyć, że nie mógł się doczekać ich lekcji. Mimo że spędzała dużo czasu na poprawianiu jego mowy, Contessa była błyskotliwa i chętnie dyskutowała z Harrym na różne tematy. Pomyślał, że to miłe, że mieli większość tych samych poglądów ("Nazywanie tego "czarną" magią to tylko sposób, aby brzmiało brudno" - powiedziała). Chociaż było kilka tematów, w których się nie zgadzali.

- Stworzenia po prostu nie są tak inteligentne jak my, czarodzieje. - Powiedziała Contessa. - Z wyjątkiem Wróżek, które zasiadają we Włoskiej Radzie, nie powinny one wymagać reprezentacji, by mącić wody naszych organów zarządzających.

- A co z wilkołakami przez 30 dni w miesiącu? - Harry odparł. - Albo goblinami, którym powierzamy nasze złoto. Ilu z twoich skrzatów domowych zna twoje rodzinne sekrety? Jak możesz im ufać, że dotrzymają twoich sekretów, ale że nie mają zdania na temat ich życia? Pomyśl o tym.

***

Rankiem w dniu swoich urodzin obudził się z całym stadem sów siedzących na obszernym parapecie przed jego pokojem dla gości.

- Merlinie. - Odetchnął, otwierając szybę, by wpuścić je do środka.

Roześmiał się, gdy sześć sów zdawało się rywalizować o to, która pierwsza do niego podejdzie.

- Uspokójcie się, no już.

Ostrożnie odpiął pakunki i zwoje przyczepione do każdej sowy, pogłaskał je po piórach i wskazał im okno sowiarni.

- Idźcie tam, dobra? Możecie od razu wlecieć, a tam czeka na was mnóstwo dobrego jedzenia. - Powiedział cicho.

Pięć sów natychmiast odleciało, gdy tylko zostały uwolnione od swoich paczek. Tylko jedna sowa, malutka, czarna, puszysta istota z dużymi żółto-zielonymi oczami, skakała wokół komody, pohukując radośnie.

- Nie jesteś głodna? - Harry zawołał. - Nie? Dobra, możesz zostać na chwilę.

Pogłaskał delikatnie pióra podekscytowanej małej sowy i przesunął paczki na swoje łóżko.

- To wszystko dla mnie? - Wyszeptał w zachwycie.

Cieszył się, że Blaise wciąż spał, ponieważ miał trudności z przełknięciem gorących łez, które próbowały uciec.

Nie będziesz przez to płakał, powiedział sobie surowo.

Po prostu... nigdy wcześniej nie dostał prezentu urodzinowego.

Harry powoli otworzył pierwsze pudełko, skanując list, by zobaczyć, że to od Rona.

Wszystkiego najlepszego, stary! Wygląda na to, że dobrze się bawisz we Włoszech! Może następnego lata zatrzymasz się u nas na kilka dni? To nie Villa, ale mam wielu braci, z którymi możemy pograć w Quidditcha!

Mama zrobiła to specjalnie dla ciebie, powiedziałem jej, że to twoje ulubione.

Nie mogę się doczekać, by zobaczyć cię w pociągu!

-Ron


Harry uśmiechnął się na krótki i rzeczowy list Rona. Wyciągnął metalową blaszkę z pudełka i z radością zobaczył, że to jego ulubiona tarta melasowa. Była jeszcze ciepła i pachniała, jakby dopiero co wyjęto ją z piekarnika. Wybrał mały kawałek i skubał go, podczas gdy otwierał następną przesyłkę, grubą i ciężką kopertę od Neville'a.

Wyciągnął pergamin z koperty i zobaczył, że wypadła z niej mała srebrna figurka. Roześmiał się, gdy zobaczył, że jest to idealny model Diabelskich sideł, z wyjątkiem wytłoczonego insygnium rycerskiego hełmu otoczonego kwiatowymi grawerunkami z przodu.

Hej Harry,

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Tęsknię za wami wszystkimi i nie mogę się doczekać powrotu do szkoły. Chociaż to było dziwnie udane lato z babcią. Wydawała się naprawdę zadowolona, że jesteśmy przyjaciółmi, a jeszcze bardziej, gdy powiedziałem, że zawarliśmy sojusz (nie wydawała się zbytnio rozumieć gangów, oczywiście nie jestem pewien, czy ja też).

Powiedziała mi, że czasami sojusznicy dają sobie nawzajem tokeny - coś, co ma znaczenie dla nas obojga. Oto więc małe diabelskie sidła z herbem rodziny Longbottomów.

Do zobaczenia 1 września.

Twój przyjaciel, Neville.


Harry był szczęśliwy, że pamiętał, że urodziny Neville'a były dzień przed jego i wysłał mu książkę o magicznych roślinach. Prawdopodobnie nie dostał jej przed napisaniem tego listu.

Uśmiechając się znacznie szerzej niż zwykle, Harry z niecierpliwością otworzył następną paczkę. Okazało się, że była to zakazana książka o magii krwi od Theo i krótka notatka przypominająca mu, żeby "ukryj okładkę, żebyś nie został z nią przyłapany i obaj nie skończymy jako składniki eliksirów".

Harry uśmiechnął się i natychmiast położył rękę na okładce, sprawiajc za pomoc magii, aby wyglądała niewinnie... i legalnie. Roześmiał się, gdy zobaczył, że książka ma teraz tytuł " Wycieczka Magnusa Bane'a do Meksyku! Powieść graficzna". Theo padnie, gdy zobaczy teraz książkę. Harry zerknął do środka, aby upewnić się, że zawartość nie uległa zmianie i westchnął z ulgą, gdy indeks nadal podkreślał sekcje dotyczące różnych rodzajów magii krwi.

Następną paczką, którą otworzył, również była książka... wraz z sześciostronicowym listem od Hermiony.

Kto tyle pisze? Potrząsnął głową. Przejrzał większość listu, przyrzekając sobie, że przeczyta go dokładniej później i roześmiał się, gdy Hermiona napisała, że kupiła mu książkę o zaklęciach leczniczych, ponieważ - „kto wie, w jakie bzdury wpakujesz się w tym roku?"

Hermiona potrafiła być zabawna, kiedy chciała.

Harry przyciągnął do siebie pudełko wyraźnie oznaczone "OD SUSAN BONES, TWOJEJ NAJLEPSZEJ PRZYJACIÓŁKI" i uśmiechnął się na widok nieprzyzwoitej ilości naklejek, którymi ozdobiła je czarownica.

HARRY! Nie będę pisać, pisać i pisać, bo zobaczymy się za 2 tygodnie! Ale musisz użyć swojego prezentu, żeby zrobić milion zdjęć (ups, to podpowiedź, prawda?) Włoch i domu Draco! Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć ich i Ciebie! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

Kocham, Susan!


Harry pomyślał, że list Susan brzmiał dokładnie tak, jak ona sama - żywiołowo, entuzjastycznie i towarzysko.

Praktycznie przeciwieństwo samego Harry'ego.

Natychmiast użył jej prezentu, zielonego magicznego aparatu, podchodząc do okna i robiąc kilka zdjęć widoku. Będzie musiał zapytać ją, jak wywołać kliszę, gdy zobaczy ją za kilka tygodni.

Mała czarna sowa, która latała po jego pokoju, pohukiwała, dopóki Harry nie zrobił jej zdjęcia.

- Jesteś wymagająca, co? - Roześmiał się.

- HARRY! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! - Blaise wpadł do jego pokoju, wyraźnie mając nadzieję, że złapie go z zaskoczenia. - Ugh. - Nadąsał się. - Jakim cudem zawsze budzisz się przede mną?

Harry spał o wiele lepiej teraz, gdy udało mu się oczyszczać umysł każdej nocy, ale nadal spał o wiele mniej niż jego koledzy z dormitorium.

- Prawdopodobnie dlatego, że jesteś leniwy. - Zażartował.

- Leniwy i dumny z tego. - Blaise oświadczył, opadając na łóżko Harry'ego. - Co tam dostałeś?

- Masz. - Harry pchnął stos otwartych prezentów w stronę Blaise'a. - Możesz popatrzeć, a ja otworzę prezent Draco.

Podszedł do cienkiej, kwadratowej paczki i zobaczył, że nie była od Draco, ale od profesora Snape'a.

Potter,
Mam nadzieję, że udaje ci się trzymać z dala od kłopotów, chociaż sam pomysł wydaje mi się śmieszny.

Upewnij się, że pilnie się uczysz, wykonujesz letnie zadania i ćwiczysz oklumencję tak często, jak tylko możesz.

Wierzę, że zrozumiesz znaczenie dołączonej paczki.


Harry wyciągnął prezent z opakowania i rozpromienił się, gdy zobaczył, co to było.

- Co to jest? - Blaise zapytał zaciekawiony.

- Płyta CD. - Harry powiedział radośnie. - Led Zeppelin, ulubiona płyta mojej mamy.

- To mugolska rzecz? - Zapytał Blaise.

- Ta. - Harry wzruszył ramionami.

- Ale mugolskie przedmioty nie działają w miejscach z dużą ilością magii, jak tego użyjesz?

- Kurwa. Nie mam pojęcia.

Harry odwrócił się z powrotem do listu Snape'a, by dokończyć jego czytanie, mając nadzieję na instrukcje, jak sprawić, by odtwarzacz płyt działał w Hogwarcie.

Wierzę, że zrozumiesz znaczenie dołączonej paczki. Jestem pewien, że jesteś wystarczająco przebiegły, by znaleźć sposób na wykorzystanie go w tym roku, pomimo przekonania, że jest to niemożliwe.

-S. Snape.


Harry roześmiał się, Snape był takim draniem.

- Powiedział, że jest pewien, że znajdę sposób, by dokonać niemożliwego.

Blaise przewrócił oczami i zajrzał do pustej koperty.

- Jesteś jego cholernym ulubieńcem... hej, czekaj, tu jest jeszcze jeden skrawek papieru!

Wyciągnął małą notatkę i przeczytał ją na głos:

Potter, ta sowa to niesforny koszmar, który przyprawiał mnie o ciągłe bóle głowy. Wierzę, że będziecie do siebie pasować. Nie ma imienia, ale wygląda mi na demona. Napisz do mnie, bachorze.


Blaise spojrzał na Harry'ego, który wpatrywał się z otwartymi ustami w latającą sowę.

- Jesteś moja? - Harry zapytał cicho. Sowa huknęła i skubnęła go w ucho.

- Założę się, że Snape lubi cię bardziej niż Draco. A Draco jest jego chrześniakiem. - Blaise zaśmiał się.

Harry pogłaskał swoją nową sowę i wzruszył ramionami z drobnym uśmieszkiem.

- Myślę, że Snape ma po prostu dobry gust.

- Prawie żałuję, że nie ma tu Rona. - Blaise westchnął. - Przyjąłby mój zakład, jeśli Draco przeklnie lub zapłacze, kiedy usłyszy, jak mówię mu, że Snape woli ciebie.

Blaise zeskoczył z łóżka i otworzył drzwi.

- Chodź już, matka chce cię rozpieścić śmiesznym śniadaniem i prezentami, zanim Draco pojawi się, by zabrać cię do swojego dworu.

Harry położył malutką czarną sowę na ramieniu i podążył za Blaisem do jadalni, gdzie z otwartymi ustami spojrzał na pokój.

- Zrobiliście to dla mnie? - Harry zapytał Blaise'a. Pokój był udekorowany zielonymi i srebrnymi balonami i wstęgami, a na jednej ze ścian wisiał wielki transparent z napisem "Buon Compleanno Harry!".

- Oczywiście, Harry! - Powiedziała Contessa, podchodząc do niego i całując go w oba policzki. - Masz urodziny tylko raz w roku, tak?

Harry nie chciał jej powiedzieć, że to jego pierwsze oficjalne urodziny.

- A kim jest ta piękna istota? - Wykrzyknęła, powoli głaszcząc głowę sowy.

- Dziękuję Contesso. - Uśmiechnął się do niej nieśmiało i schylił głowę. - Jest prezentem od profesora Snape'a.

- Nie musisz mi dziękować, moja Meraviglio, jesteśmy teraz jak rodzina. Chodź, usiądź, przynieś swojego ukochanego towarzysza. Trilli przyniesie nam jedzenie, podczas gdy ty otworzysz swoje prezenty, tak?

Harry pozwolił się zaprowadzić do stołu, gdzie Contessa posadziła go u jego szczytu.

- Proszę. - powiedział Blaise, popychając pudełko w stronę Harry'ego. - Najpierw otwórz moje!

Harry ostrożnie rozpakował paczkę i cicho sapnął, gdy zobaczył, co jest w środku.

- Ale one są czad. - Odetchnął.

- Harry, najdroższy, pamiętaj o gramatyce i nie skracaj swoich wypowiedzi. - Poprawiła go Contessa.

Harry skrzywił się, zawsze go ganiła za to, jak mówił, i przeprosił, podczas gdy Blaise się z niego śmiał.

- Są ze smoczej skóry! I są zaczarowane, by powiększać się do trzech rozmiarów! - Blaise wyjaśnił z zapałem. - To najmodniejsze i najbardziej praktyczne buty dla czarodziejów.

- Dziękuję. - Harry powiedział, głaszcząc obsydianowe buty. - Są naprawdę wspaniałe.

- O wiele lepiej, mój drogi. - Pochwaliła go Contessa. - A to jest ode mnie. - Podsunęła małe pudełko Harry'emu, który przyjął je z lekkim rumieńcem.

- Nie musieliście te-tego robić. - Zaprotestował słabo.

Contessa podeszła do Harry'ego i położyła swoje małe dłonie na jego policzkach.

- Zrobiliśmy, ponieważ jesteś familiare. A my rozpieszczamy naszą familiare, kiedy tylko możemy.

Harry nie znał wielu słów, których używała Contessa, ale rozpoznał "familiare" i po raz drugi tego dnia musiał się przymusić, by się nie rozpłakać.

- Dziękuję. - Wyszeptał bardziej zdławionym głosem, niż chciał.

Contessa pocałowała go w czoło i Harry nie ruszał się, gdy to robiła. Nie była przerażająca ani groźna, to było prawie jak... jak posiadanie mamy, pomyślał.

- Czy teraz otworzysz prezent, mój Harry, żeby mój Blaise miał szansę poczuć się zazdrosny? - Zapytała z cichym śmiechem.

Harry uśmiechnął się do niej, zobaczył, jak mrugnęła do Blaise'a i z radością otworzył prezent.

Wyciągnął coś, co wyglądało jak więcej smoczej skóry, w każdym razie pasowało do jego butów, ale nie miał pojęcia, co to było.

- Eee, dziękuję?

Contessa i Blaise roześmiali się, chociaż szybko poprawiła jego wypowiedź.

Najwyraźniej "eee" nie było "odpowiednim odgłosem, jaki powinien wydawać młody mężczyzna o jego pozycji". Harry przewróciłby oczami, gdyby nie to, że obawiał się, że i za to go zbeszta.

- To kabura na różdżkę. - Powiedziała mu. - Pozwolisz, że pomogę ci przymocować ją do przedramienia?

Harry nieśmiało wyciągnął prawą rękę, obserwując ją ostrożnie, gdy brała kaburę i zakładała ją.

- Wsuniesz tu swoją różdżkę, tak? Sam materiał jest zaczarowany tak, by był nieprzenikalny. Tylko ty będziesz w stanie przywołać z niego swoją różdżkę, co możesz zrobić jednym ruchem nadgarstka. - Wyjaśniła.

- Harry nie używa różdżki, matko. - Blaise parsknął śmiechem. - Nie sądzę, żeby użył jej choć raz, poza zajęciami z McGonagall, odkąd ją dostał. Mam rację?

Harry pomyślał, że użył jej jeszcze kilka razy, ale nie mógł sobie przypomnieć.

- Użyłem jej zeszłego lata. - W końcu powiedział.

- Widzisz? - Blaise roześmiał się. - On po prostu terroryzuje wszystkich swoimi rękami. - Blaise poruszył palcami jak pająk, jakby chciał udowodnić swoją rację.

Contessa uśmiechnęła się czule do Blaise'a.

- Co jest jeszcze większym powodem, dla którego powinien nosić swoją różdżkę, tak?

- Dlaczego? - Zapytał Blaise, marszcząc ciemne brwi. - Czy bez niej nie wygląda potężniej?

- On nie musi wyglądać potężnie. - Poprawiła Blaise'a. - Jego sojusznicy wiedzą, że jest potężny, tak? Chodzi o to, żeby wrogowie go nie doceniali. Wyobraź sobie ich szok, kiedy nasz Harry zostaje rozbrojony i nadal atakuje bez różdżki.

Harry wyobraził to sobie doskonale i obdarzył Contessę ostrym uśmiechem.

- To genialne. - Powiedział jej.

- To strategia. - Powiedziała po prostu. - Nauczysz się mój Harry, ja cię nauczę.

Harry uśmiechał się przez resztę śniadania. Które przerwał Draco, pojawiając się cztery godziny wcześniej, niż planowali.

- Um, przepraszam. - Powiedział, rumieniąc się słabo. - Przypuszczam, że różnica czasu mnie zmyliła...

Blaise i Harry spojrzeli na siebie sceptycznie, po czym obaj wybuchnęli śmiechem.

- Mówiłem, że będzie wcześniej. - Powiedział Blaise. - Założę się, że wstałeś przed wschodem słońca, co?

- Oczywiście, że nie. - Draco zaprzeczył wyniośle. Harry uśmiechnął się do niego, nie lubił zakładać się tak jak inni chłopcy ze Slytherinu, ale prawie byłby skłonny założyć się, że Draco kłamał.

- Jaaasne. - Blaise mruknął. - Równie dobrze możesz usiąść i zjeść. Matka nie pozwoli Harry'emu wyjść, dopóki nie będzie nadmiernie najedzony.

Harry łypnął na Blaise'a, nawet gdy Contessa z łatwością się z nim zgodziła.

- Nasz Harry jest o wiele za chudy. - Powiedziała zwiewnie. - Trzeba mu przypominać, żeby więcej jadł.

Harry mentalnie jęknął na błysk w oczach Draco.

Jak powiedział, nie lubił się zakładać, ale gdyby chciał, postawiłby dziesięć galeonów na to, że Draco będzie go nękał, by jadł więcej przez następne tygodnie.

Po śniadaniu Harry niechętnie spakował prezenty urodzinowe do kufra, posadził nową sowę na ramieniu i rzucił ostatnie smutne spojrzenie przez okno.

- Napisz do mnie, moja Meraviglio, tak? Wykorzystaj swoją uroczą nową sowę, tak?

Harry skinął nieśmiało głową.

- Tak, Contesso. Dziękuję za gościnę.

Obdarzyła go ciepłym uśmiechem, sprawiając, że jej brązowe oczy zalśniły.

- Oczywiście, kochanie, zawsze jesteś mile widziany. Casa mia è casa tua, Harry Potterze.

Harry, który nigdy nie miał prawdziwego domu, poczuł, jak łzy napływają mu do gardła, gdy odchodził razem z Draco.

Nie płacz nad rzeczami, których nie możesz mieć, przypomniał sobie szorstko. Przez słabości można zginąć.

Nie mógł zapomnieć jednej z najwcześniejszych lekcji, jakich nauczył się w życiu.

Forward
Sign in to leave a review.