
Zastanawiałaś się kiedyś, czy lubisz dziewczyny?
"Wednesday, zastanawiałaś się kiedyś, czy lubisz dziewczyny?" Enid spytała, leżąc do góry nogami na swoim łóżku.
Jej siedząca przy maszynie do pisania przyjaciółka wytrzeszczyła oczy.
"Wens?"
Niższa dziewczyna odwróciła się powoli.
"Nie, Enid, nie zawracam sobie głowy tak trywialnymi sprawami." Odparła chłodno.
Wilkołaczka zamrugała kilka razy. Wyraźnie coś ją gryzło.
"Racja."
Wednesday widząc, że jej odpowiedź nie zadowoliła kolorowej współlokatorki, po chwili ciężkiej ciszy dodała odrobinę łagodniejszym tonem: "Wydaje mi się, że płeć w moim przypadku jest najmniej istotna i liczy się... zupełnie coś innego."
"Och tak? Jak co na przykład?" Enid wyraźnie zainteresowana zmieniła swoją absurdalną pozycję na coś bardziej przystępnego.
Addams odwróciła się ze wściekłym wyrazem twarzy, wiedząc, że Enid złapała ją w swoją towarzyską pułapkę i teraz nie da jej już spokoju, pragnąc kontynuować tę wyrosłą znikąd rozmowę.
Wednesday uparcie milczała.
"Bo ja chyba lubię." Wilkołaczka stwierdziła ot tak, znowu przebierając beztrosko nogami w powietrzu. "W sensie też. Tak, jak chłopaków... Wychodzi na to, że tylko nie Ajaxa..." Dodała markotnie. "I wiesz, najdziwniejsze jest to, że teraz dogadujemy się jakoś tak lepiej, jako przyjaciele, niż wcześniej będąc razem. Nie zmienia to faktu, że czuję się winna, że go w tę relację bezsensownie wplątałam." Westchnęła ciężko, walcząc stopami z wyimaginowanym stworem.
Ciemnowłosa dziewczyna od dłuższego czasu nie trudziła się już próbami przywołania do względnego porządku swojej współlokatkorki. Kuriozalny chaos zdawał się podążać wszędzie tam, gdzie kierowała się Enid.
Pozwoliła jej więc dalej robić to, co robiła.
Czymkolwiek to było.
"Ha! A co myślisz o tym, żeby znaleźć mu nową towarzyszkę? Może tę gorgonkę, która przeniosła się do nas w tym roku? Co? Divina ma z nią najwięcej zajęć, zaraz do niej napiszę, żeby mi przesłała jej rozpiskę i wtedy..." Enid wpadła w słowotok.
Wendesday wyciszyła dalszą część tej słownej autostrady, na której próżno było szukać jakiegokolwiek limitu prędkości. Jednak im bardziej wyciszała jej kolejne odcinki, tym intensywniej przedzierał się do niej wyboisty początek. "Bo ja chyba lubię" — dudniło w głowie nastolatki coraz głośniej i głośniej. I z jakiegoś powodu Addams nie była w stanie tych wypowiedzianych przed chwilą przez Enid słów wyciszyć.
W końcu z jej ust wyrwały się samowolne słowa, zatrzymując szaleńczy sprint Enid.
"Co to znaczy, że lubisz dziewczyny?" Wednesday mocno przygryzła swój język zaraz po tym, jak zdanie to wychyliło się na światło dzienne. I choć język ją zabolał, według niej samej wciąż nie był to dostateczny sprzeciw na tak oburzającą samowolę jej ciała.
Enid zamrugała, wyraźnie zdezorientowana.
"Yyy, nie rozumiem?"
"To proste pytanie." Nastolatka stwierdziła sucho, jednocześnie chcąc i nie chcąc brnąć w tę absurdalną konwersację dalej.
Wilkołaczka odchrząknęła i zaśmiała się nerwowo.
"No wiesz, Wendesday.... Kiedy ktoś ci się podoba, tak... tak, jak podobał ci się Tyler..."
"Jeśli mówimy o kwestiach romantycznych, to nigdy nie podobała mi się ta mierna imitacja człowieka." Jasnowidzka przerwała jej z nieoczekiwaną pasją.
"No dobrze. No tak. Racja. No to, tak jak podoba ci się... Właściwie, jaki jest twój typ, Wens?" Enid po raz kolejny się zamyśliła, odchodząc od — jak to miała w irytującym zwyczaju — głównego tematu.
"To nie jest w tym momencie istotne. Ja pierwsza zadałam pytanie."
Wilkołaczka przewróciła oczami. Choć zrobiła to raczej z sympatią, aniżeli z faktyczną złością.
"Po prostu chyba podobają mi się też dziewczyny. Nie wiem, nigdy szczególnie do tego nie przywiązywałam uwagi, ale teraz jak się zastanowię... Zobacz, to Dalia, jest na ostatnim roku, Yoko przesłała mi to zdjęcie, twierdząc, że będziemy do siebie świetnie pasować." Enid przygryzła wargę, czując się wyraźnie niekomfortowo. "Hah, oczywiście nie mam tu na myśli, że wystarczyło, żebym kiwnęła palcem, a Dalia byłaby mną zainteresowana, to takie, wiesz, zwykłe badanie tematu, testowanie wód... Boże... W każdym razie nie chodziło o to, że nagle jestem nią zainteresowana, tylko... tylko... tak z ciekawości... zobaczyć, co mogłabym poczuć... to był zresztą pomysł Yoko, żeby sprawdzić..." Niebieskooka wilkołaczka schowała twarz w dłoniach, wyraźnie zażenowana kierunkiem, w jakim zaczął podążać jej monolog.
Wednesday zmrużyła oczy i z ociąganiem spojrzała na zdjęcie, ignorując — albo udając, że ignoruje — dalszą część zwierzeń swojej gadatliwej współlokatorki. Po czym stwierdziła z niechęcią: "Nie wiem, co może ci się w niej podobać".
Enid uniosła tępo twarz.
"Jest śliczna!"
Ponura nastolatka, która była dzisiaj jeszcze bardziej naburmuszona, niż zwykle, zmarszczyła brwi, zapominając zupełnie o rozdziale swojej powieści, który jeszcze przed chwilą z takim zaangażowaniem oraz zapałem pisała.
"Czy tylko to się dla ciebie liczy, Enid? Wygląd zewnętrzny?" Odparła spokojnie, choć w jej głosie wyraźnie przeważało intensywne niedowierzanie, suche rozczarowanie i jeszcze jakaś — rzadko wyrażana przez nią, a przez to trudna do wychwycenia przez blondynkę — emocja.
Enid zamrugała.
Dziewczyna po raz kolejny zmieniła pozycję na łóżku, tym razem skupiając się na w miarę ludzkim ułożeniu i nieopatrznie sprawiając, że jedna z wielu barwnych maskotek spadła na podłogę.
Wednesday w głębi ducha żałowała, że nie była to ta paskudnie kolorowa, a zarazem ulubiona poduszka Enid, którą zdawała się przytulać w każdej wolnej chwili.
Nastoletniej Addams wcale ten fakt nie irytował, po prostu nie znosiła kolorów.
To wszystko.
"Oczywiście, że nie." Enid odpowiedziała po chwili, czując się co najmniej lekko urażona. "Gdybyś nie zauważyła, to na przykład ciebie szanuję przede wszystkim za to, jak niezależna jesteś, jak odważna jesteś, jak dokładna jesteś i jak bardzo nie boisz się wyrażać własnego zdania, chociaż w tym przypadku dobrze by było, abyś raz na jakiś czas może go jednak nie wyrażała... A przy tym nie jestem ślepa i widzę, jak wyglądasz." Wypaliła bezwiednie. "Doceniam twoje wnętrze i zewnętrze. Więc proszę, nie sugeruj między słowami, że jestem pusta i powierzchowna. Moja matka robi to już wystarczająco często." Wilkołaczka fuknęła, kończąc swoją wypowiedź, będąc w tej chwili jeszcze bardziej urażoną, niż w trakcie jej rozpoczęcia.
Wednesday odwróciła się na krześle, spuszczając wzrok na maszynę do pisania.
Musiała to zrobić.
Reakcja jej ciała ją do tego zmusiła.
Słowa Enid zbyt jej schlebiły. W dodatku zrobiły to w nieoczekiwany sposób. Nastolatka nie była na to gotowa. Jej maska na chwilę opadła, podnosząc automatycznie jeden z kącików ust dziewczyny.
Jasnowidzka położyła dłonie na maszynie, zbierając myśli. Już miała się odwracać, gdy zza mniejszego stosu książek wyłonił się Thing, przebierając zbyt szybko — nawet jak na standardy samej Wednesday — palcami.
Bezcielesna dłoń przygwożdżona ostrym spojrzeniem nastolatki zaczęła więc jeszcze raz.
Wednesday została poinformowana, że jej sugestia odnośnie zbyt dużego skupiania się na wyglądzie zewnętrznym zabolała Enid i powinna to jak najszybciej wyjaśnić.
Faktycznie, jej słowa ułożyły się w niefortunne zdanie.
Ciemnowłosa dziewczyna złączyła dłonie — szukając w nich być może cierpliwości — i po raz kolejny odwróciła się w stronę swojej współlokatorki.
Jednak Enid już nie czekała na odpowiedź.
Wilkołaczka leżała teraz na łóżku w najzwyklejszej z możliwych do przybrania póz — co samo w sobie, jak na jej chaotyczne upodobania było po prostu nietypowe i w jakiś sposób denerwowało Wednesday.
Blondynka miała też założone słuchawki, jednak żadna z części jej ciała nie drgała w rytm muzyki.
Enid była zła.
Widocznie Wednesday po raz kolejny zanurzyła się w swoich myślach na o wiele dłuższy okres, aniżeli jej się zdawało.
Córka Addamsów odsunęła krzesło i ruszyła w stronę swojej — teraz była już pewna, że obrażonej za zignorowanie jej wypowiedzi — przyjaciółki.
Po kilkunastu sekundach wahania siadła na tak dobrze jej już znanej kolorowej przestrzeni.
Enid spojrzała na nią kątem oka i bezwzględnie nie było to jedno z jej pozytywnych spojrzeń.
Ciemnowłosa nastolatka wysunęła dłoń w stronę swojej przyjaciółki jednak gdy ta zaczęła przemieszczać się po kolorowej pościeli, dziewczyna nagle zdała sobie sprawę z tego, co jej ciało po raz kolejny dzisiaj samoczynnie wyczyniało.
"Przepraszam." Powiedziała stanowczo, chowając szybko dłoń za siebie, aby blondynka nie zauważyła jej nieuzasadnionego chwilowego braku kontroli.
Wilkołaczka tylko fuknęła.
Wednesday przewróciła oczami i kontynuowała: "Przepraszam, Enid. Po pierwsze za to, że niefortunnie zasugerowałam coś, czego nie miałam wcale na myśli. Po drugie... Przepraszam za to, że ci nie odpowiedziałam. Wcale nie chciałam cię zbyć czy zignorować. Istotne jest dla mnie to, żebyś wiedziała, że w żadnym wypadku nie postrzegam cię w takim świetle, w jakim postrzega cię twoja matka."
Oczy Enid odrobinę złagodniały.
"Po prostu..." Wednesday wzięła głębszy oddech. "Z niesmakiem muszę przyznać, że schlebiły mi twoje słowa. Przynajmniej ich część."
"Och." Leżąca na brzuchu blondynka zaczęła powoli wykopywać się ze swojego kokonu. Im bardziej zaczęła się odsłaniać, tym dla Wednesday jaśniejsze było to, że dziewczyna miała w ramionach swoją ulubioną poduszkę.
Wnętrzności niższej nastolatki zapłonęły na ten widok.
"Nie wiem, dlaczego się jej nie pozbędziesz." Dziewczyna skrzywiła się, wskazując twarzą na coś w objęciach Enid.
Wilkołaczka spojrzała pod siebie i zaśmiała się z głębi serca.
"Bo ją lubię." Po prostu odparła.
"Z chęcią przetestowałabym na niej moje nowe sztylety."
"Wens! Nawet się nie waż... Zresztą i tak wiem, że tego nie zrobisz." Stwierdziła wyraźnie czymś rozbawiona.
"Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz, Enid."
"Hej, fakt, że coś cię irytuje nie oznacza wcale tego, że musisz się natychmiast tej rzeczy... lub kogoś pozbyć." Blondynka westchnęła z nutką fałszywej irytacji. "Zobacz, ty mnie, Wens, niezmiennie irytujesz, wyprowadzasz z równowagi, doprowadzasz do granicy rozsądku i szaleństwa, a jednak... niezmiennie cię lubię. Można się lubić, a jednocześnie wzajemnie irytować. To się nie wyklucza." Mrugnęła bezczelnie na koniec.
Wednesday się zamyśliła.
"Więc wiesz, ja nic nie sugeruję, ale może, tylko może, jesteś po prostu o tę poduszkę odrobinę zazdrosna."
Addams natychmiastowo storpedowała wzrokiem swoją przyjaciółkę, ale Enid już od dawna była odporna na to — nie do końca surowe, zimne i mordercze — spojrzenie. Wilkołaczka na przekór zaczęła w nim zauważać nieśmiałe iskierki ciepła, drobne nitki przywiązania i... wyjątkowo satysfakcjonujące plamki mrocznego humoru.
To była jej Wednesday.
Dlatego blondynka wzruszyła tylko niewyraźnie ramionami, dając do zrozumienia współlokatorce, że takim spojrzeniem w jej przypadku daleko nie zajdzie.
"Dobrze. W takim razie..." Wednesday zaczęła wstawać z łóżka Enid, jednak ta złapała ją w połowie drogi.
"Nie, nie, nie i nie. Siadaj. I nie myśl, że ujdzie ci to tak szybko na sucho. Zostało ci jeszcze kilka wyjaśnień." Niebieskooka dziewczyna pociągnęła za przedramię niższą nastolatkę i ta bez oporu wróciła na swoje miejsce.
Wednesday popatrzyła przelotnie na obszar na swojej skórze, którego dotknęła Enid i zaczęła wpatrywać się posłusznie w przyjaciółkę.
"Wrócmy do twojego nietaktownego zachowania. Tak więc, jeśli nie miałaś wcale na myśli tego, że jestem powierzchowna i pusta, to dlaczego to zasugerowałaś? Dobrze wiesz, jak obchodzić się ze słowami, więc nawet nie próbuj mi wmawiać, że był to po prostu przypadek."
"To nie był przypadek."
Cisza.
Enid zamrugała.
Wednesday spojrzała na swoją dłoń znowu brodzącą pośród kolorów.
W końcu podniosła głowę.
Łagodne niebieskie oczy Enid momentalnie znalazły ciemne i jakże przeszywające źrenice.
"To co to było?" Wilkołaczka zapytała nieśmiało.
Ciemnowłosa nastolatka zachmurzyła się na moment, zbierając myśli. Wciąż jednak jej czujne oczy nie zdecydowały się opuścić twarzy przyjaciółki.
"Po prostu... Dalia jest jak to błyskotliwie określiłaś..." Wednesday uniosła dłoń.
"...śliczna!"
"Tak, dokładnie taka, ale poza tym nic sobą nie reprezentuje. To osoba, która..."
"Wens, nie możesz tak mówić. Ta dziewczyna na pewno ma w sobie coś interesującego. Każdy z nas ma. Potrzeba jednak chęci, odwagi i cierpliwości, aby..."
"Nie wiesz tego, Enid." Spojrzała na nią znacząco Wednesday.
Wilkołaczka wstrzymała oddech, błagając bogów i wszelkie duchy krążące po Nevermore o tak potrzebny jej teraz spokój.
"Racja." Zdecydowała się odpuścić.
Addams przechyliła głowę nie do końca spodziewając sie takiej reakcji, jednak po chwili na jej twarzy nie było śladu po tym drobnym zdziwieniu.
"A teraz, jeśli pozwolisz, skończę wypowiedź, której nie dane mi było skończyć, bo ktoś postanowił mi impertynencko dwa razy przerwać." Fuknęła.
"Przepraszam." Enid przeprosiła, choć — patrząc na uśmiech jaki błąkał się po jej twarzy — nie były to wcale przeprosiny z głębi serca i takowymi też nie miały być.
Wednesday spiorunowała współlokatorkę wzrokiem.
Gdy jednak niebieskie oczy wilkołaczki przyjrzały się bliżej swojej towarzyszce, zauważyły, że jej postawa i spojrzenie nie są tak niewzruszenie pewne jak zazwyczaj.
Ciemnowłosa nastolatka skupiła swój wzrok na jednej z fotografii wiszących na ścianie.
"Dalia czy Ajax to osoby... One nie są wystarczające."
Enid zmarszczyła brwi.
Wciąż jednak nie przerywała Wednesday, dając jej przestrzeń do wyrażenia bardziej precyzyjnej opinii.
Zadziwiające, że w tej chwili dziewczyna z dwoma skrupulatnie zaplecionymi warkoczami nie miałaby nic przeciwko, aby nadpobudliwa przyjaciółka weszła jej w słowo.
A najlepiej gdyby zapomniała o całej tej rozmowie.
Ale Wednesday nigdy nie porzucała tego, co zaczęła.
"Ty jesteś... wyjątkowa, Enid. I zasługujesz na kogoś, kto będzie równie wyjątkowy jak ty. Kto zobaczy, jak zróżnicowaną, opartą na skrajnościach osobą jesteś. Kto da ci przestrzeń do, po prostu, do bycia. Do wyrażania siebie. Nie uważam, aby Ajax czy Dalia spełniali te warunki. Nie mam im nic do zarzucenia, poza tym, że istnieją."
Jasnowidzka nie miała odwagi spojrzeć teraz w oczy wilkołaczki.
Po — trwającej wieczność — chwili ciszy usłyszała kojący delikatny śmiech Enid, który powoli zaczął roztapiać jej spięte, sztywne ciało.
W końcu opornie podniosła wzrok.
Nie była jednak przygotowana na to, z jak bezmyślną otwartością jej przyjaciółka będzie na nią spoglądać.
Twarz Enid wyrażała teraz wszystko, co blondwłosa dziewczyna czuła.
Uwielbienie, zaskoczenie, wdzięczność, przywiązanie i... radość.
Nic nie ukrywała.
W Wednesday od zawsze ta uparta otwartość wywoływała dreszcze. Córka Addamsów podziwiała swoją współlokatorkę za tę umiejętność. Jeśli jednak miałaby być ze sobą szczera, to nie było wszystko — otwartość Enid, błysk jakim wtedy emanowały jej lekko zaszklone, roztopione poczuciem szczęścia błękitno-szare oczy sprawiały jej absurdalną przyjemność. Większą nawet od — strach było się przyznać — przyjemności, jaką odczuwała, gdy mierzyła się z wyjątkowo złożonym śledztwem czy gdy wybierała się na polowania na duchy z Pugsleyem oraz wujkiem Festerem.
Zastanawiające.
Jej powolne tonięcie w oczach Enid przerwała sama... Enid.
"Wens... Czasami mam wrażenie, że jesteś najsłodszym człowiekiem, jakiego do tej pory poznałam." Powiedziała przekornie, jednocześnie roztrzepując z sympatią idealnie ułożoną grzywkę swojej przyjaciółki.
Jasnowidzka zamrugała wciąż nie do końca będąc w pełni obecną.
Nie zadała sobie nawet trudu, aby poprawić potargane przez Enid włosy.
"To nieprawda. Po prostu stwierdziłam fakt."
"Yhm."
Ciało wilkołaczki wibrowało silną energią. Blondynka wciąż wpatrywała się w Wednesday, jakby czegoś wyczekując.
Addams miała też wrażenie, że Enid powoli, acz systematycznie przysuwała się do niej.
Spokojnie.
Cierpliwie.
"Enid, co ty robisz?"
Wilkołaczka emanowała już taką radością, że ta zaczęła uparcie przenikać do przestrzeni Wednesday.
W końcu blondynka uśmiechnęła się zawadiacko i jasnowidzka już wiedziała, czego się może od niej spodziewać.
"Wens... czy mogę...?"
Wednesday z przyzwyczajenia przewróciła oczami.
"Możesz."
Słowo nie zdążyło do końca opuścić ust nastolatki, a Enid już obejmowała ją całą swoją mocą, sprawiając, że dziewczynie w pewnym momencie zabrakło tchu.
Po kilku chwilach, podczas których wibrujące od blondynki ciepło przedarło się nie tylko przez chłodną skórę, ale i sztywne stawy oraz napięte mięśnie Wednesday, ta zaczęła się rozluźniać.
Addams pozwoliła sobie na chwilę relaksu, biorąc przykład ze swojej współlokatorki, która wydawała się całkowicie zrelaksowana, a przez to i bezbronna w jej ramionach.
"Ach, na świecie nie ma nic przyjemniejszego." Westchnęła z dramatyczną lubością blondynka.
"Hm." Wednesday pozwoliła sobie ukradkiem zachłysnąć się owocowo-morskim zapachem Enid. Zadziwiające, ale wcale nie przeszkadzała jej dominująca w nim wyraźna nuta słodyczy.
Wręcz przeciwnie.
Sprawiała jej przyjemny ból.
Ciszy jednak było już w ich małej przestrzeni wyraźnie za wiele.
Odpoczywającym w swoich objęciach dziewczynom przerwał nagły grzmot.
Niespodziewane — a może też niezauważone przez przyjaciółki z racji na ich rozbiegane myśli — nadejście burzy doprowadziło do dwóch rzeczy.
Po pierwsze, przestraszona Enid ścisnęła Wednesday jeszcze mocniej, a następnie gwałtownie przyciągnęła do siebie, tracąc na moment balans ciała. To z kolei poskutkowało tym, że ciało wilkołaczki z pozycji siedzącej przeniosło się naturalnie do pozycji leżącej, a za nim nieświadomie podążyło — przykleszczone teraz do ciała Enid — ciało Wendesday.
Blondynka miękko wylądowała na łóżku.
Na niej następnie spoczęła jej drobna współlokatorka.
Wednesday popatrzyła się na Enid.
Enid spojrzała na Wednesday.
Po drugie, w pokoju zrobiło się dziwnie duszno.
W każdym razie obu nastolatkom ciężej było złapać oddech.
Nie było w tym nic dziwnego.
To prawdpodobnie efekt gwałtownie zmieniającej się za oknem pogody.
Kolejną krępującą ciszę przerwał kolejny błysk, a następnie cichy pisk blondynki.
Tym razem Enid nie przyciągnęła do siebie bliżej Wednesday.
Nie za bardzo miała już jak.
"Przepraszam. Burza to kolejna rzecz obok widoku krwi, która nie należy do moich ulubionych." Wilkołaczka zaśmiała się nerwowo.
Wednesday milczała.
Gdy niebieskooka dziewczyna rzuciła jej kolejne zawstydzone spojrzenie, zdążyła zauważyć, że policzki nastolatki przybrały... szkarłatny odcień.
W przypadku tonu skóry jasnowidzki było to sporym wyczynem.
Blondynka delikatnie potrząsnęła wciąż spoczywającą w jej ramionach dziewczyną, mając nadzieję, że ten ruch wybudzi ją z zdecydowanie zbyt krępującego Enid transu.
Efekt był praktycznie zerowy.
Wednesday wciąż wpatrywała się w Enid.
Jej spojrzenie jednak błąkało się daleko stąd.
"Wens? Wednesday, wszystko w porządku?" Blondynka odważyła się raz jeszcze potrząsnąć przyjaciółką. Sprawiła tylko, że zapach tuszu do papieru i zaskakująco lekkiej korzenno-drzewnej mieszanki bezceremonialnie zainfekował jej zmysł węchu.
Gdyby tylko Enid zdawała sobie sprawę, jak bardzo przerażona w tym momencie była Wednesday.
Pierworodna Addamsów zmagała się z najpotężniejszą burzą uczuć, z jaką kiedykolwiek przyszło jej się zmierzyć. Co więcej, wyzwanie to bez dwóch zdań zaliczało się do grupy niezwykle atrakcyjnych wyzwań dla Addamsa. A może raczej byłoby takowym, gdyby nie chodziło tutaj o... chaotycznie kolorową postać, której sylwetka obijała się teraz po głowie — zresztą nie tylko głowie — Wednesday.
Czemu ten dotyk był tak błogi?
Czemu Wednesday zaprzedałaby swoją duszę, żeby ta chwila trwała i nigdy trwać nie przestała?
Czemu tak się czuła?
Czemu w ogóle coś czuła?
Miała wrażenie, że każda cząsteczka, która składa się na jej osobę powoli łączy się i przeplata z każdą cząsteczką, z której zbudowana jest Enid.
A to definitywnie nie była myśl z rodzaju tych przyjemnie przerażających.
Ta myśl sprawiła, że Wednesday nie mogła oddychać.
Potrzebowała powietrza.
Musiała wyjść.
Gdziekolwiek.
Jak najdalej.
Wszędzie, byle nie zostać tutaj.
Z Enid.
Byle ten uścisk, ta dziwna potrzeba, chęć bliskości i trwania w tym niespotykanym dla niej zawieszeniu, w jakim znalazła się wraz z Enid w końcu opuściły jej umysł oraz ciało.
"Ja... muszę iść."
Wednesday wyrwała się bez ostrzeżenia z silnych objęć wilkołaczki i uciekła na drugą stronę pokoju.
Enid popatrzyła się w pustą teraz przestrzeń pomiędzy jej ramionami.
"Gdzie musisz iść? Na dworze się błyska! Wednesday!" Odpowiedziała zbita z tropu.
Po dziewczynie z dwoma — obecnie nie tak do końca perfekcyjnie układającymi się warkoczami — nie było już jednak śladu.
Enid spojrzała się z niedowierzaniem w stronę kupki książek usadowionej na biurku jej współlokatorki, zza której drugi raz tego wieczoru postanowił wychylić się Thing.
"Nie wzięła nawet kurtki." Szepnęła ni to do siebie, ni to do bezcielesnej dłoni, która starała się teraz ze wszystkich sił ugryźć się w nieistniejący język.
Blondynka wstała z łóżka i zaczęła grzebać w swojej garderobie z wyrazem mocnego postanowienia rozkwitającego na jej twarzy. Po chwili miała na sobie czapkę, kurtkę i nieodłączny różowy komin; w rękach z kolei trzymała białe glany.
"Thing ubieraj się." Zarządziła.
Małemu Addamsowi jednak wcale nie widziała się ta szaleńcza wyprawa.
Spojrzał za okno, potem na Enid, następnie znów za okno. Pomachał wskazującym palcem, stuknął z oburzeniem o kant biurka i schował się do swojej jamy.
Wilkołaczka warknęła z oburzeniem.
"Dobrze. Będziesz kiedyś coś chciał." Powiedziała i ruszyła w kierunku drzwi, dumnie unosząc głowę.
Thing jednak wiedział, że Enid była przerażona.
Jakby na potwierdzenie jego myśli pojawił się kolejny — prawdpodobnie najpotężniejszy dotąd — grzmot, który sprawił, że cały pokój został pochłonięty na sekundę przez oślepiające światło, a Enid podskoczyła z przerażenia tak wysoko, jak podskoczyć mogą wyłącznie, cóż... wilkołaki.
"Módl się Wednesday, naprawdę się módl, żebym cię nie znalazła." Wyszeptała tylko przez zaciśnięte zęby i wyszła w poszukiwaniu swojej dzikiej, nieokiełznanej oraz widocznie również obłąkanej współlokatorki.