
W moich wnętrznościach grasują szczury
Enid po dwóch godzinach przedzierania się przez otaczający Nevermore — i obecnie sponiewierany przez złowieszczą burzę oraz gwałtowną ulewę — las w końcu odnalazła swoją współlokatorkę.
Addams klęczała na środku większej polany otoczonej przez ciągnące się w górę smukłe wierzby.
Niebo wciąż od czasu do czasu przecinały — wywołujące u wilkołaczki dreszcze — błyskawice.
Burza jednak powoli przenosiła się w inne miejsce.
Enid zwolniła swój szaleńczy bieg i zbliżyła się do czarnowłosej dziewczyny.
"Wednesday!"
Druga dziewczyna zdawała się jej nie słyszeć.
Blondynka zrobiła kolejne kilka kroków i raz jeszcze zawołała swoją przyjaciółkę.
Po raz kolejny jednak Wednesday nie zareagowała.
Enid obeszła zmokniętą nastolatkę tak, aby widzieć jej twarz. Przystanęła, badając, jak bardzo ta jest sponiewierana. Poza paroma drobnymi zadrapaniami na twarzy, przemokniętym ubraniem i wyraźnymi dreszczami przeszywającymi ciało drobniejszej dziewczyny nie zauważyła nic więcej.
Wilkołaczka westchnęła z ulgą.
Dopiero w tym momencie poczuła, jak bardzo przez ostatnie godziny była skupiona na odnalezieniu współlokatorki; nie zważając na przerażające grzmoty oraz gęstą ulewę, która zdawać by się mogło, pragnęła zmyć Nevermore i okolicę z powierzchni ziemi.
Enid jednak wiedziała, że nie pozwoliłaby na ten mały koniec świata, dopóki nie odnalazłaby swojej przyjaciółki. Teraz gdy ta w końcu widniała przed nią cała — i prawie — zdrowa, deszcz zdawał się powoli rozmyślać ze swoich niecnych planów.
Niebieskie i wciąż czujne oczy mogły w końcu złagodnieć. Enid westchnęła po raz kolejny i kucnęła, aby zrównać się z Wednesday.
Dziewczyna wciąż nie zareagowała na obecność swojej słonecznej towarzyszki.
Jej spojrzenie było nieobecne.
"Wednesday..." Enid potrząsnęła ramionami nastolatki, sprawiając, że ta ostatecznie zamrugała i zaczęła powoli wracać do rzeczywistości.
Ewidentnie zamglone i wyraźnie czymś... przestraszone, a jednocześnie przytłoczone brązowe oczy automatycznie odnalazły niebieskie źrenice.
Addams po kolejnej chwili milczenia rzuciła się w objęcia Enid.
"Och." Zaskoczona wilkołaczka wydusiła z siebie.
Wednesday przywarła do niej, jakby nie widziały się nie dwie lub trzy godziny, a co najmniej... Ciężko było określić, jak dług czas trwania rozłąki sprawiłby, że jasnowidzka chętniej wyraziłaby swoje emocje, niż zwykle.
Blondynka czuła się zakłopotana. Ta milcząca, ale rozemocjonowana dziewczyna, którą miała przyjemność nazywać swoją najlepszą przyjaciółką, sprawiała wrażenie, jakby pochodziła z innego wymiaru. Albo chociaż była jedną z wielu alternatywnych wersji siebie.
Enid doszła jednak do wniosku, że nie czas i nie miejsce na to, aby kwestionować potencjalną fałszywą tożsamość nastoletniej dziewczyny, dlatego porzuciła swoje wątpliwości i zaangażowała się w uścisk z równie dużą mocą, z jaką zaangażowała się w objęcie jego inicjatorka.
"Nigdy więcej mi tego nie rób." Wyszeptała.
Wednesday zadrżała.
Jej współlokatorka nie wiedziała, czy to z powodu zimna, czy to z nagromadzonych w niej emocji, czy to z powodu obydwu tych rzeczy.
"Słyszysz?"
Ciemnowłosa dziewczyna posłusznie kiwnęła głową schowaną teraz w ramieniu Enid.
"Tak się bałam, że coś ci się stało... Że jedna z tych błyskawic... Że... Że cię nie znajdę, że znikniesz i.... Nigdy, Wens, nigdy więcej mi tego nie rób..." Wilkołaczka rozpoczęła swój słowny marsz, pozwalając w końcu na ujście nagromadzonym w niej emocjom.
Powyginane od powoli opuszczającego las wiatru wierzby przyglądały się w ciszy dwóm złączonym ze sobą nastolatkom klęczącym na środku uroczej niegdyś polany, której obecnie bliżej było do błotnistej sadzawki.
Z drzew wyrywały się okazjonalnie coraz spokojniejsze strzelające szepty.
Enid była pierwszą, która wyrwała się z tego dziwacznego i na wskroś magicznego transu.
Odsunęła się na długość ramienia od swojej przyjaciółki, raz jeszcze przyglądając się jej zewnętrznemu stanowi. Niższa dziewczyna drżała teraz praktycznie nieprzerwanie.
"Enid, proszę..." Wednesday zacisnęła usta, nie kończąc zdania. Jej oczy były szkliste.
Wilkołaczka zmarszczyła brwi i dotknęła dłonią czoła przyjaciółki. To było — jak przewidywała — rozpalone, ostro kontrastując z zazwyczaj zimną skórą czarnowłosej nastolatki. Gdyby Enid nie była tak zaabsorbowana zdrowiem swojej przyjaciółki, mogłaby przysiąc, że Wednesday w jakiś porażająco subtelny, ale w tym samym czasie i wygłodniały sposób przylgnęła czołem do smukłej dłoni blondynki.
Ale Enid myślała teraz wyłącznie o tym, żeby upartą dziewczynę jak najszybciej — niezauważenie — przetransportować do akademika.
"Ciii... Nic już nie mów. Rozmową zajmiemy się później, teraz przede wszystkim musimy doprowadzić cię do porządku..." Westchnęła, mimochodem odsuwając z rozgrzanego czoła Wednesday kilka przemoczonych czarnych kosmyków.
"Enid..." Addams nie byłaby sobą, gdyby posłuchała się rady wilkołaczki.
Blondynka cmoknęła z dezaprobatą i położyła na — teraz już zupełnie sinych — ustach brązowookiej dziewczyny wskazujący palec.
Gest na przekór sprawił, że ta druga wykrzesała z siebie resztki sił.
"Enid..." Powtórzyła, przedzierając się przez palec z kolorowym paznokciem. "Muszę ci coś powiedzieć... Jestem przekonana, że w moich wnętrznościach grasują szczury." Wednesday miękko wyszeptała do ucha swojej przyjaciółki i finalnie przegrała bitwę ze swoim wymęczonym ciałem, zamykając oczy.
******
Kiedy po raz kolejny je otworzyła, obudziła się w ciepłym i suchym miejscu.
"No w końcu! Jeszcze chwila i wysłałabym Thinga, żeby obudził szkolną pielęgniarkę." Do — jeszcze przed chwilą błogo nieświadomego — umysłu mrocznej nastolatki wdarł się drażniący każdy najdrobniejszy nawet nerw składający się na ciało Wednesday słodki głos.
Addams zmrużyła oczy i skrzywiła się, czując przedzierające się przed jej blade powieki ciepłe domowe światło.
"Jeśli tak wygląda piekło, to naprawdę nie chcę tam trafić..." Wymamrotała do siebie, pocierając zbolałą głowę.
Enid nie traciła jednak czasu na dąsanie się i szybko przeszła do kolejnych już dzisiaj oględzin; zaczynając od dłoni i przedramion, przechodząc przez ramiona i kończąc na twarzy oraz... nosie Wednesday.
"Enid, z moim nosem wszystko jest w jak najlepszym porządku."
"Racja." Wilkołaczka zaczęła w podenerwowaniu bawić się dłońmi. Po chwili energicznie wstała, ruszyła do ich wspólnej łazienki i wróciła z apteczką. Pokręciła się nerwowo wokół łóżka i w końcu zdecydowała się usiąść jak najbliższej swojej przyjaciółki, praktycznie stykając się bokiem z jej — wystającym znad kolorowej kołdry — ramieniem.
Jasnowidzka zauważyła, że jej ciało pozytywnie reaguje na ten kontakt.
"Jak się czujesz? Coś cię boli? Ręka, może noga? Upadłaś gdzieś?" Blondynka zaczęła. "Tylko niczego przede mną nie ukrywaj. W taki czy inny sposób i tak się dowiem, więc lepiej dla ciebie żebyś od razu zaczęła ze mną współpracować." Enid przygryzła wargę i spojrzała się z uporem w ciemne oczy przyjaciółki.
Wednesday odwzajemniła spojrzenie.
Odkrycie, o jakim chciała jak najszybciej zapomnieć, a jeśli to okazałoby się niemożliwe, to przynajmniej zdusić je w zarodku lub wepchnąć w te otchłań jej mrocznego umysłu, z którego nie było wyjścia, zaczęło znowu dawać o sobie znać.
Przez głowę czarnowłosej nastolatki przedarł się przeszywający ból wywołany zapewne przez bulgoczące w niej — obrzydliwe — emocje.
"Głowa. Racja. Zacznijmy od głowy. To jest sprawa nagląca." Racjonalnie stwierdziła roztrzepana, choć teraz zaskakująco spójna blondynka.
Przez trawiony gorączką umysł Wednesday przeszła porażająca myśl, że Enid potrafi czytać jej w myślach; z chorobowych rozważań naburmuszoną dziewczynę wyciągnął kojący dotyk.
Czy dotyk może mieć właściwości uzależniające?
Czy to jedna z magicznych mocy Enid?
Czy dziewczyna stara się w ten sposób przejąć nad nią kontrolę?
Podporządkować sobie?
"Wens, jesteś tu?"
Ciemne oczy zamrugały, wracając do rzeczywistości, nad którą nastolatka miała — ku jej gorzkiemu rozczarowaniu — coraz mniejszą kontrolę.
"Tak." Odparła cicho.
"Znowu gdzieś zniknęłaś."
"Już wróciłam. Zawsze wracam." Odparła jeszcze ciszej niż przed chwilą.
Zmartwiony wyraz twarzy Enid przeobraził się w ciekawość; Wednesday czuła, że jej przyjaciółka powstrzymuje się z całych swoich pokracznych — choć równie często imponujących, ale tego wątku młoda Addams nie chciała, najlepiej nigdy, poruszać — sił, aby nie zapytać o to, co właściwie się wydarzyło.
Ale w jej oczach było coś jeszcze.
Jakiś zwierzęcy głód.
Czego?
"To dobrze." Blondynka po chwili niezręcznej ciszy sięgnęła po wacik i zaczęła odkażać największe rozcięcie na czole Wednesday.
Rana zaszczypała nastolatkę, ale był to ból zbawienny.
Ból potrzebny.
Sprawiał, że Wednesday mogła skupić się na przyjemnych dolegliwościach fizycznych, uciekając na moment od torpedujących ją nieustannie od "wizyty" w lesie, a może i wcześniejszych zdarzeń, myśli. Dziewczyna nie wyznałaby tego nikomu na głos, ale zaczynała być coraz bardziej przerażona.
Otóż myśli, które zainfekowały umysł przedstawicielki rodziny Addamsów, zdawały się być odporne na jej — budzący przecież wśród śmiertelników i zdecydowanie mniej śmiertelnych stworzeń — techniki samokontroli.
Co się stanie, gdy jej siła woli okaże się w pewnym momencie niewystarczająca?
Gdy tama w końcu pęknie?
Wednesday nie chciała o tym myśleć.
Dlatego skupiła się na bólu.
A ten w połączeniu z delikatnym, acz pewnym dotykiem Enid okazał się wybuchową mieszanką dla jej wnętrzności.
Jasnowidzka na w pół świadomie zamknęła oczy i rozluźniła ciało.
Gdyby nie mącąca jej w głowie gorączka, skarciłaby się za taki pokaz słabości.
Dla Enid jednak był to rozgrzewający serce pokaz zaufania.
Wilkołaczka uśmiechnęła się do siebie i zajęła się kolejnym większym rozcięciem, chowającym się za lewym uchem ciemnowłosej dziewczyny.
Wednesday miała dziwne wrażenie, które jednak ciężko było jej w jakikolwiek logiczny sposób wyjaśnić, że Enid zajmowała się tą raną dłużej, niż ta tego wymagała.
"Wens... Czy ty wybrałaś się na jakiś masochistyczny bieg, którego celem było zderzenie się z jak największą ilością drzew, gałęzi, krzaków czy, bogowie wiedzą, z czym jeszcze?" Wilkołaczka spojrzała rozbawiona na liczne zadrapania i mniejsze oraz większe otarcia pokrywające ręce, jak i twarz Wednesday.
Jasnowidzka zmarszczyła brwi, myśląc nad czymś intensywnie.
"Z przykrością muszę stwierdzić, że niestety nie pamiętam dokładnie niektórych elementów tej... wycieczki." Stwierdziła w końcu — z zauważalną niechęcią.
Blondynka prychnęła.
Jednak w spojrzeniu swojej współlokatorki wyłapała jeszcze... skrępowanie.
Ale czym, do licha, Wednesday mogłaby być skrępowana?
Enid nie wiedziała.
Przyglądający się z bezpiecznej pozycji obu dziewczynom Thing oddałby wszystkie swoje palce za to, że stwierdzenie, według którego zarówno jedna, jak i druga nastolatka była doskonale wręcz wyszkolona — świadomie czy też nie — w oszukiwaniu siebie było prawdziwe.
Jednak Thing miał przecież o wiele ciekawsze zajęcia od śledzenia tej godnej pożałowania nastoletniej telenoweli. Z tą myślą bezcielesna dłoń wymknęła się przez uchylone drzwi balkonowe na zewnątrz, rzucając przy tym ostatnie zmartwione spojrzenie na dwie ulubione nastolatki w jego życiu.
Ani jedna, ani druga dziewczyna nie zauważyła zniknięcia ich trzeciego małego współlokatora.
Enid kończyła opatrywać Wednesday, skupiając się na długim zadrapaniu zdobiącym bok szyi Addams, gdy ta jednocześnie zadrżała i zakaszlała.
Zmartwiona blondynka pokręciła głową. "Boże, Wens, czemu ty musisz być taka... uparta?"
Wednesday tylko spojrzała się na Enid, prawie że niezauważalnie wzruszając ramionami.
Niebieskooka dziewczyna po raz ostatni nachyliła się nad leżącą na plecach przyjaciółką i dotknęła tego samego miejsca na jej szyi.
Reakcja nastolatki powtórzyła się.
Wednesday zadrżała i zakaszlała.
"Okej, koniec żartów. Czas na maść." Zadecydowała blondynka.
"Jaką maść?" Oczy Wednesday rozszerzyły się.
Enid sięgnęła za siebie, pogrzebała chwilę w torbie z lekami i opatrunkami, a następnie wyciągnęła duży słoiczek z... niepokojąco szarą zawartością.
"To specjalna maść rozgrzewająca według przepisu mojego dziadka. Jest super skuteczna i super... nieprzyjemna w zapachu. Ale, hej, działa! To najważniejsze. Co prawda, została stworzona z myślą o wilkołakach, ale dziadek testował ją na swojej żonie, która wilkołaczką nie była, ale podobnie jak ty lubiła wałęsać się po niezbyt bezpiecznych miejscach i okazało się, że w przypadku ludzi maść przynosi równie zadowalające efekty... W każdym razie..." Enid ucięła i zaczęła odkręcać słoik.
Po chwili obie dziewczyny wyraźnie się skrzywiły.
"Uch, zapach jest niestety taki, jakim go zapamiętałam." Blondynka podrapała się po głowie i odsunęła od siebie słoiczek.
Wednesday wpatrywała się w gęstą maź.
To zdecydowanie nie było coś, co chciała mieć na sobie.
"Raz, raz... Odwracaj się." Enid machnęła ręką w jej kierunku.
"Słucham?" Addams wytrzeszczyła oczy.
"Maść wsmarowuje się w plecy. Raczej sama tego nie zrobisz." Rzuciła od niechcenia.
Wednesday przewróciła oczami.
Prawie nic nie działało jej bardziej na nerwy, niż przemądrzała Enid.
Ciemnowłosa dziewczyna odchrząknęła.
"Enid. Ja... Nic mi nie jest. Czuję się dobrze."
"Wens, nawet nie zaczynaj. Trzęsiesz się i kaszlesz, do tego jesteś rozpalona i masz rumieńce, co samo w sobie powinno już być alarmującym zjawiskiem." Wilkołaczka zajęła się inspekcją maści.
Wednesday nie zamierzała się tak łatwo poddać.
Nastolatka w ogóle nie zamierzała się poddać.
Addamsowie nigdy tego nie robią.
Otworzyła usta, aby wydobyć z siebie kolejny istotny kontrargument.
"Bez dyskusji." Enid nawet na nią nie spojrzała.
Jej współlokatorka zamrugała.
Po chwili delikatnie, jakby to nie ona sama sterowała swoim ciałem, skinęła głową.
Czy ona już zupełnie oszalała?
Od kiedy Wednesday Addams słucha się innych?
Jak to się stało, że władanie nad jej wolą przejęła zdecydowanie zbyt głośna, zbyt kolorowa i zbyt chaotyczna dziewczyna?
Kiedy Wednesday po raz pierwszy opuściła gardę i dlaczego, drogi Lucyferze, to w ogóle zrobiła?
Cóż za krótkowzroczne zachowanie z jej strony.
"Enid, daj mi.... proszę, dojść do głosu."
Niebieskie oczy wilkołaczki spojrzały na nią przelotnie.
"Dobrze, masz czas na jedno zdanie."
"Te dreszcze... To nie od choroby. To po prostu... wrażliwe miejsce. Na mojej szyi."
"Och. Rozumiem." Odparła zaskoczona, ale wciąż podejrzliwa. "Dobrze, w takim razie załóżmy, że za dreszcze odpowiada po części choroba, a po części to, że dotknęłam twojej szyi... zajmowałam się twoją szyją... W sensie, szyja odpowiada za.... Tak. Co do reszty reakcji, wciąż zaliczamy to na poczet choroby." Enid zaśmiała się nerwowo. "A teraz się odwracaj."
Wednesday spojrzała na Enid jednym ze swoim bardziej przeszywających i onieśmielających spojrzeń, ale... kogo ona oszukiwała. Na jej przyjaciółkę spojrzenia te dawno przestały działać. Ciemnooka dziewczyna miała wrażenie, że — absurdalnie — wspomniane spojrzenia sprawiały wilkołaczce zastanawiająco dziką przyjemność.
Co więcej, przekornie, to właśnie głębokie i przytłaczająco otwarte niebieskie spojrzenie Enid zdawało się... onieśmielać Wednesday?
Być może to odpowiednie słowo.
I właśnie teraz jedno z tych przeszywajaco niebieskich spojrzeń ocuciło na chwilę córkę Addamsów, sprawiając, że ta po raz pierwszy tej nocy od momentu, gdy na powrót znalazła się w pokoju na poddaszu, zwróciła uwagę na swoje otoczenie.
I to, co zauważyła nie było przyjemne.
"Enid."
"Tak, Wens?"
"Dlaczego leżę w twoim łóżku?" Do nosa Wednesday wdarły się słodko-owocowe zapachy, zdając się teraz wnikać w każdy skrawek jej ciała. Jak to możliwe, że dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest otoczona przez kolorowe plugastwa, a jej głowa spoczywa na — jak Enid mogła jej to zrobić — znienawidzonej przez Wednesday poduszcze?
"Och." Wilkołaczka zaśmiała się lekko zawstydzona. "Pomyślałam, że bardziej prowokacyjne otoczenie sprawi, że szybciej powrócisz do swojego jako tako... zdrowego trybu."
"Poduszka." Addams wciąż zszokowana brutalnością swojej przyjaciółki wydusiła z bólem.
"A tak." Blondynka uśmiechnęła się złowieszczo. "To akurat zrobiłam ci już totalnie na złość."
W oczach Wednesday coś zabłyszczało.
Jakaś intensywna emocja, która zdawała się robić dziwne rzeczy wnętrznościom Enid.
Wilkołaczka winę zrzuciła jednak na głód, który grasował w jej żołądku od powrotu do akademika.
Wednesday spojrzała na swoje dłonie zanurzone w jaskrawej pościeli.
Jej wnętrzem wstrząsnął kolejny dreszcz.
"Enid, jeśli umrę, wrzuć moje prochy do wulkanu. Nie potrafię wyobrazić sobie przyjemniejszej egzystencji od wieczności w palących męczarniach." Wyznała chłodnym tonem.
Twarz wilkołaczki się nadąsała.
"Wens! Jak będziesz się nadal tak zachowywać to pochowam cię owiniętą w neonowe żółto-czerwone błyszczące płótno." Wyraźnie dumna ze swojego pomysłu Enid wyszerzyła szeroko zęby.
Oczy czarnowłosej nastolatki otworzyły się w niemym przerażeniu.
"No już." Wilkołaczka wskazała ruchem dłoni, aby druga dziewczyna się w końcu posłusznie obróciła.
Wednesday nie pozostało nic innego, jak wykonać... polecenie Enid. Kiedy jednak zaczęła się podnosić, jej oczom ukazało się kolejne szokujące odkrycie. Dziewczyna nie miała na sobie swoich ubrań. Te z jakiegoś nieznanego powodu zostały zastąpione ciemnopomarańczową oversizową bluzą jej przyjaciółki.
"Enid." Wściekły głos nastolatki rozgościł się na poddaszu.
"Tak, Wens?" Niewinnym głosem zapytała blondynka.
"Nie udawaj głupiej. Dlaczego mam na sobie twoje ubrania? Gdzie są moje ubrania?"
Tym razem wilkołaczka wyraźnie się zaczerwieniła.
"Enid."
"Tak. Więc... Cóż, byłaś cała przemoczona i zemdlałaś, więc..."
"Nie zemdlałam. Addamsowie nie mdleją." Z dumą stwierdziła.
Enid — aktualnie równie zawstydzona, co rozbawiona — podrapała się po policzku, starając się ukryć wyrastający na jej twarzy uśmiech.
"No więc, chwilowo byłaś... nieobecna, a musiałam cię jakoś przebrać. Bałam się, żebyś się poważnie nie rozchorowała, chociaż kto to wie, czy i tak nie skończysz z jakimś zapaleniem płuc... Na twoim miejscu jutro, jak się lepiej poczujesz oczywiście, wybrałabym się do szkolnej pielęgnarki. Pani Stewart powinna mieć coś na takie dolegli..."
"Enid." Wednesday spojrzała na nią znacząco.
"A tak, racja. Do brzegu. No więc, przebrałam cię w to, co akurat miałam pod ręką... W sensie, my cię przebraliśmy, ja i Thing. Głównie to on... Ja nie chciałam sprawić, żebyś potem czuła się niekomfortowo z tym, że widziałam... Tak. No. W każdym razie... To cała historia." Wilkołaczka klasnęła w dłonie, skupiając niezręczną energię na swoich palcach.
Wednesday przewróciła oczami.
"Nie mam z tym problemu."
Z Enid zeszła odrobina napięcia.
"Super. Fajnie. To dobrze, bo szczerze mówiąc, trochę się bałam, że... Ale poczekaj. Z czym nie masz problemu?"
Addams popatrzyła się z niedowierzaniem na — mającą zdecydowanie patologiczne problemy ze skupieniem — współlokatorkę.
"Z tym, że widziałaś moje ciało." Powiedziała ot tak.
Enid wytrzeszczyła oczy.
Wednesday, gdy doszło do niej to, co powiedziała, również.
A potem wybrała bezpieczną ewakuację, uciekając wzrokiem w najdalszy kąt pokoju.
"Ha.. To, tak. Super, świetnie... Cieszę się bardzo." Wilkołaczka zaśmiała się nerwowo. "Znaczy. Cieszę się, że nie jest to dla ciebie problemem... W sensie, że nie zaburzyłam głupim zachowaniem twojej prywatności, a nie że cię..."
Czarnowłosa nastolatka nieoczekiwania dotknęła przedramienia przyjaciółki.
"To nie było głupie zachowanie. Zrobiłaś to, co w tej sytuacji było najrozsądniejsze." Wednesday wyznała — rzadko w jej przypadku spotykanym — delikatnym głosem.
Blondynka spojrzała na opaloną i — to chyba nigdy nie przestanie fascynować Enid — kontrastującą z charakterem pierworodnej córki Addamsów dłoń opierającą się teraz o jej blade przedramię.
"A teraz... Maść." Wednesday wyrwała przyjaciółkę z zamyślenia.
"Tak, właśnie, maść!" Blondynka zdecydowanie zbyt głośno wykrzyknęła, powodując, że piskliwe echo poobijało się po małym pokoju odrobinę dłużej niż zwykle.
Niższa dziewczyna obróciła się tak, aby leżeć na brzuchu.
I choć już wcześniej wnętrze ich akademika emanowało dziwnie gęstą energią, ta teraz zrobiła się jeszcze dziwaczniejsza.
Enid głośno nabrała powietrza i odchrząknęła.
"Enid, opierając się na twoich wcześniejszych instrukcjach teraz powinnaś nałożyć maść na moje plecy." Wednesday sucho stwierdziła, przysłuchując się temu, jak wilkołaczka ciężko wypuściła wstrzymywane powietrze.
"Yhm, dokładnie. Tylko... teraz podciągnę ci bluzę... Czy to..."
"Tak, Enid, to w porządku." Blondynka mogła przysiąc, że Wednesday właśnie przewróciła oczami.
Po chwili ciszy wilkołaczka odchrząknęła raz jeszcze i zabrała się do podwijania bluzy, w którą wraz z Thingiem ubrała Wednesday; starając się, aby żaden z jej ruchliwych palców przypadkiem nie dotknął skóry jej przyjaciółki.
Enid jednak — choć zwinna i sprawna — bywała też absurdalnie niezdarna. I tak, jak z jednej strony udało jej się wyminąć ciało Wednesday, z którym zresztą zaraz i tak miała mieć dłuższą styczność, tak z drugiej najmniejszy palec wilkołaczki zahaczył o talię czarnowłosej dziewczyny i przywarł do niej — za sprawą jakiejś tajemnej, drzemiącej w nim siły; wytyczając przy okazji kilkunastocentymetrowy rozniecający ogień we wnętrznościach obu dziewczyn, szlak.
Wednesday mimowolnie zadrżała.
"Przepraszam! Moje palce... są... zimne." Enid cofnęła dłonie jak oparzona.
"To... nic." Z ust nastolatki wydobył się stłumiony głos.
Blondynka kiwnęła głową, dopiero po paru długich sekundach zdając sobie sprawę, że Wednesday tego kiwnięcia nie mogła zobaczyć, więc postanowiła zwerbalizować swoją odpowiedź.
"No tak. Powinnam się domyślić, że lubisz wszystko, co zimne." Zaśmiała się.
Cisza.
"Nie wszystko."
Enid przekrzywiła głowę, na chwilę zapominając o skrępowaniu, które przeszywało całe jej ciało i umysł.
"Hm. A co na przykład?" Wilkołaczka spytała ze szczerą ciekawością.
Wednesday milczała.
Nie wiedząc, jak dalej kontynuować tę rozmowę, Enid w końcu sięgnęła po słoiczek z maścią i bez zbędnych słów schyliła się nad — odsłoniętymi teraz — plecami przyjaciółki, powoli nakładając i delikatnie wmasowując śmierdzący specyfik.
Miejsce, którego właśnie dotykała Enid, zaczęło mrowić przeziębioną dziewczynę.
Zaraz potem na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
Wednesday nienawidziła gęsiej skórki.
"Ani słowa." Rzuciła zimno, czytając w myślach wilkołaczce.
Ta wzruszyła lekko ramionami i kontynuowała nakładanie maści — przesuwając się systematycznie z górnej części pleców do dolnych fragmentów. Maść była gęsta i ciężka w rozsmarowywaniu, rozpływając się dopiero pod wpływem ciepła, dlatego Enid musiała się nieźle napracować, aby jak najlepiej zadbać o zdrowie jej współlokatorki.
Po kilku minutach niewymuszonej i w pewien sposób przyjemnie rozgrzewającej ciszy Enid poklepała niezdarnie łopatki Wednesday, dając jej znać, że ten mały zabieg dobiegł końca.
Czarnowłosa nastolatka usiadła, pozwalając oversizowej bluzie samoistnie opaść po jej bokach.
"Jeszcze tutaj." Enid rzuciła bełkotliwie i pociągnęła w dół część — do niedawna swojej — bluzy, która odsłaniała kawałek smukłego brzucha Wednesday.
Trawiona coraz większą gorączką nastolatka przesunęła wzrok z punktu, w którym przed sekundą znajdowała się dłoń Enid do niebieskich oczu swojej przyjaciółki. Brązowe spojrzenie było bardziej zamglone, niż kilka minut wcześniej, co zmartwiło wilkołaczkę.
"Dziękuję, Enid." Odparła niewyraźnie.
Enid zadowolona z tego, że mogła służyć pomocą swojej przyjaciółce i że ta faktycznie doceniała jej starania, skinęła głową.
"Wens... Nie musisz mi mówić, dlaczego uciekłaś... Czy też... wybrałaś się na wycieczkę do lasu... Przynajmniej na razie. Ale wcześniej, na polanie, wspomniałaś o czymś, co szczerze mówiąc, nie daje mi spokoju... Coś o grasujących szczurach w..."
Oczy Wednesday gwałtownie się powiększyły.
"Słucham?"
"... i po prostu się martwię, czy wszystko na pewno w porządku, czy nie wpakowałaś się znowu w jakiś konflikt pomiędzy światem żywych a umarłych albo, co gorsza, czy ktoś nie rzucił na ciebie jakiejś klątwy..." Wilkołaczka popatrzyła na przyjaciółkę ze szczerze zagubioną miną.
Serce jasnowidzki zaczęło szybciej bić.
"Enid." Przerwała jej delikatnie.
"Tak?" Blondynka spojrzała na nią nieśmiało.
"Tak, jak powiedziałam wcześniej, nie pamiętam wszystkich zdarzeń tej nocy. Co do wspomnianej przez ciebie... szczurzej kwestii, zakładam, że był to zwykły skutek uboczny gorączki trawiącej mój zazwyczaj sprawny umysł." Wednesday uciekła wzrokiem, kończąc ostatnie zdanie. Wiedziała, że Enid zauważy jej minięcie się z prawdą, ale i była pewna tego, że dziewczyna siedząca obok niej nie będzie dalej próbowała ciągnąć jej za język.
Mimo tego, jasnowidzka poczuła gromadzące się pośrodku jej klatki piersiowej poczucie winy.
Enid nie zasługiwała na to, aby być okłamywaną.
Jednak Wednesday w tym momencie oszukiwała i siebie.
Gdyby...
Gdyby pewne jej myśli wydostały się na zewnątrz, doszły do uszu blondynki...
Nie, to nie mogło się wydarzyć.
Brak kontroli Wednesday zniszczyłby wszystko.
Nastolatka nie mogła do tego dopuścić.
To nie byłoby sprawiedliwe z jej strony obciążać tą wiedzą Enid.
Jej przyjaciółka zasługiwała na o wiele więcej.
Enid była wyjątkowa.
Wednesday była tylko... Addamsem.
Dziewczyna z dwoma czarnymi warkoczami w końcu odważyła się spojrzeć na swoją przyjaciółkę. Ta wpatrywała się w nią ze zmarszczonymi brwiami.
"Hm, dziwne..." Stwierdziła po kolejnej minucie przyglądania się — jeszcze do niedawna całkowicie przemoczonej — nastolatce.
"Co jest dziwne?" Odparła.
"Tabletki, które ci wcześniej dałam, powinny już zacząć działać." Nachmurzyła się i raz jeszcze dzisiejszej nocy sprawdziła czoło Wednesday.
Ach, więc to tak.
Taktyką Enid okazało się zingorowanie jej godnego pogardy kłamstwa.
Być może dziewczyna w ten sposób chciała się zrehabilitować za wcześniejsze — nieprzystające do jej standardowego pozytywno-głośnego zachowania — pęknięcia. Ale przecież wilkołaczka zakończyła już nieprzynoszącą jej radości relację z Ajaxem. Poza tym... była to przecież sprawa zamknięta. Przynajmniej dla Wednesday. Wszystko zostało wyjaśnione. Co prawda, Enid z jakiegoś powodu nie przyznała się osobiście Wednesday do swoich problemów oscylujących wokół czerpania przyjemności z romantycznej bliskości z Ajaxem, ale... czarnowłosa nastolatka znalazła sposób na samodzielne odkrycie prawdy.
Tak więc, nie.
Enid nie miała żadnych powodów do tego, aby czuć się zobowiązaną do przywrócenia swojego dobre imienia przed Wednesday.
"Wednesday..." Z zamyślenia wyrwał ją słodki, a zarazem nieugiety głos jej przyjaciółki.
Jasnowidzka zamrugała, zastanawiając się nad tym, jak dzisiejszy dzień stanie się niechlubnie najgorszym dniem w jej życiu — jeśli chodzi o jej wyćwiczoną dzięki wyczerpującym i regularnym treningom, nieudolną obecnie, samokontrolę.
Och, gdyby tylko Wednesday wiedziała, jak silna wola, z której słynęła, zostanie — pod pewnymi względami — podziurawiona na przełomie kolejnych lat jej życia.
Całe szczęście — a może i nieszczęście — wnuczka babci Addams nie potrafiła przewidywać zdarzeń tego typu.
"Czas do łóżka." Wilkołaczka zadecydowała.
Jej dłoń wciąż znajdowała się na czole niższej dziewczyny. Kciuk Enid pocierał teraz w pokrzepiającej manierze skroń chorej jasnowidzki.
Wednesday nie wiedziała dlaczego (a może wiedziała), ale gest ten miał w tym przypadku uspokajające właściwości. Nastolatka poczuła, jak jej mięśnie się rozluźniają, a napięte mury ochronne, które — w trakcie ucieczki do lasu — podwoiły swoją wysokość, zaczynają samoistnie opadać.
Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo jest zmęczona.
Jak fizycznie i psychicznie jest osłabiona.
Jak jej wzrok traci na ostrości w peryferyjnym polu widzenia.
Jak jedynym wyraźnym dla niej elementem jest emanująca teraz dziwnie jasnym blaskiem Enid.
Być może więc gorączka faktycznie zaczęła swój niszczycielski pochód w jej organizmie.
Wednesday chciała się kłócić.
Chciała uparcie pozostać przy swoim zdaniu.
Już miała wstawać z łóżka Enid, ale gdy ta opiekuńczo złapała ją za ramiona i subtelnie popchnęła na — znienawidzoną przez Wednesday — poduszkę, czarnowłosa nastolatka pozwoliła się prowadzić.
I z Enid, i z poduszką rozliczy się w swoim czasie.
Zanim Wednesday kompletnie straciła świadomość jej umysł zarejestrował nietypowe zdarzenie.
Coś miękkiego musnęło jej czoło.
Ale być może to tylko nadmiernie dzisiaj pobudzona wyobraźnia jasnowidzki postanowiła płatać sobie nieśmieszne figle.
*****
Wednesday wybudził jeden z silniejszych dreszczy. Całe jej ciało płonęło. Całe jej ciało jednocześnie drżało z zimna.
Niemożliwe, żeby okazała się pierwszym Addamsem pokonanym przez gorączkę.
Jak konwencjonalnie, jak nieciekawie.
Trzeba będzie jak najszybciej zemścić się na tym epizodzie słabości.
Czy jednak mięśniami Wednesday targała w tym momencie tylko gorączka? Czy były to też...
"Och, obudziłaś się." Zaskoczona Enid weszła cicho do ich pokoju.
Czarnowłosa dziewczyna zamrugała, upewniając się, że to co widzi, nie jest żadnym majakiem.
"Dzień dobry, Enid." Z jej wnętrza wydobył się słaby głos; nastolatka gardziła nim całą swoją — nienajwiększą teraz — mocą.
Wewnętrzną sesję pogardzania sobą przerwał jej cichy śmiech współlokatorki. Zaraz po nim Wednesday usłyszała pośpieszne kroki. W końcu spojrzała, jak jednocześnie rozbawiona i zmartwiona blondwłosa dziewczyna siada na skraju kolorowego łóżka.
"Wens... Jest 2 w nocy." Wilkołaczka poprawiła kołdrę, w którą owinięta była jej towarzyszka.
"Och." Wednesday zdziwiona podniosła brwi.
"Poszłam wziąć szybki prysznic, a w drodze powrotnej natrafiłam na wałęsającego się po pustych korytarzach — tylko duchy Nevermore wiedzą po co — Thinga. Udzieliłam mu reprymendy i zagoniłam do pokoju... Teraz siedzi obrażony w jednej ze swoich kryjówek... Może nie powinnam być dla niego tak ostra... Poczekaj. Pójdę go szybko, chociaż połowicznie przeprosić..."
"Pod żadnym pozorem tego nie rób, Enid. Zasłużył na to. Poza tym przyda mu się trochę żołnierskiej dyscypliny. Thing stał się ostatnio zadziwiająco nieposłuszny." Sprzeciwiła się.
"Wednesday! Thing jest dorosłym... stworzeniem i tak, jak każdy z nas ma prawo do chodzenia własnymi ścieżkami." Nadąsała się Enid.
"Thing jest dłonią, która przede wszystkim ma wykonywać rozkazy..." Odburknęła ta druga.
"To rodzina, a nie sługa! Nie waż się więcej tak mówić... Gorączka wcale cię tu nie tłumaczy." Niezależność Thinga była delikatnym tematem dla wilkołaczki, dlatego Wednesday postanowiła teraz nie zagłębiać się w tę rozmowę.
Wcale nie sięgała po białą flagę, po prostu wykonała dojrzalszy ruch.
Przewróciła więc tylko oczami.
Blondynka widząc rezygnującą ze słownej potyczki przyjaciółkę zmarkotniała.
"Nie wyglądasz najlepiej, Wens..." Westchnęła. "W sensie, ha, zawsze wyglądasz dobrze, ale teraz po prostu jesteś... bledsza, niż zwykle." Enid podrapała się nerwowo po nosie i sięgnęła po apteczkę, którą odłożyła wcześniej na nocną szafkę.
Po chwili podstawiła Wednesday pod nos dwie tabletki i szklankę wody.
Chora nastolatka spojrzała się podejrzanie na dwa medykamenty spoczywające na wyprostowanej dłoni wilkołaczki, jednak po chwili sięgnęła i po tabletki, i po wodę.
Enid obserwowała w ciszy swoją przyjaciółkę.
Gdy ta połknęła oba misterne lekarstwa — Wednesday naprawdę gardziła teraz sobą, gdyby Enid była jej wrogiem, z łatwością mogłaby ją otruć; co wujek Fester by powiedział na tak oczywiste bezmyślne zachowanie — jej współlokatorka wciąż jej się intensywnie przyglądała.
"Enid."
"Hm?"
"Patrzysz się."
Blondynka zachichotała niespokojnie. "Och, tak, racja. Ja... Po prostu... O tutaj." Dziewczyna sięgnęła dłonią do twarzy Wednesday i wytarła kciukiem kącik jej ust, a następnie ruszyła w pościg za kropelką, która zdążyła uciec do połowy podbródka jasnowidzki. "Już... Miałaś na twarzy..." Nie dokończyła, asekurując się gestem dłoni.
Gdyby Wednesday nie miała gorączki, pomyślałaby, że ktoś rozniecił pożar na jej twarzy.
Całe szczęście to tylko podwyższona temperatura.
Enid, wciąż przypatrująca się dolnej części twarzy Wednesday, odchrząknęła i zaczęła wstawać ze swojego łóżka. "A teraz... Czas do snu. Musisz odpocząć, bo inaczej wyślę cię rano do pielęgniarki."
Czarnowłosa dziewczyna nie znosiła szkolnego gabinetu lekarskiego. Według niej pracowali tam sami amatorzy. Równie dobrze mogła sama zadbać o siebie.
Przy tym, jedna myśl nie opuszczała jej głowy.
"Enid, zaczekaj." Złapała bezwiednie dłoń stojącej teraz nad nią współlokatorki.
"Tak?"
"A gdzie ty..."
"Och, o mnie się nie martw." Zbyła ją blondynka. "Przeniosę się na tę noc na twoją stronę, jeśli oczywiście nie masz z tym problemu, albo pójdę do Yoko..." Wzruszyła ramionami.
"Nie."
Wilkołaczka zmarczyła czoło.
"Co, nie?"
"Nie."
"Dobrze, w takim razie..."
"Możesz zostać tutaj... W twoim łóżku jest wystarczająco dużo miejsca dla dwóch osób... Tylko trzymaj się swojej połowy." Stwierdziła z pozoru spokojnym i bezemocjonalnym tonem Wednesday.
"O. Ja... Tak. To znaczy, jeśli ci to nie przeszkadza... Tak. Hmm, to ja..." Jasnowidzka storpedowała ją wzrokiem.
"Enid, przestań mówić i po prostu się połóż, albo zamknę cię na balkonie."
"Ha, nie zrobisz tego." Wilkołaczka wskazała na nią palcem.
"Nie zrobię." Wyznała Wednesday.
Szczerość przyjaciółki zbiła z tropu Enid i sprawiła, że ta na chwilę zapomniała o niezręcznej sytuacji, w jaką się wplątała.
Ale dlaczego miałaby to być niezręczna sytuacja?
Przecież blondynka spędziła wiele nocy w pokoju Yoko, śpiąc ze swoją przyjaciółką i nigdy nie czuła tej dziwnej... nerwowości.
"Enid."
"Tak już, tylko... zgaszę światło." Blondynka ruszyła z ociąganiem w stronę wyłącznika i wróciła do Wednesday, powoli wczłapując się na drugą stronę łóżka.
To tylko wspólne nocowanie, nic takiego.
Ta cała nerwowość wzięła się pewnie z szaleńczej — i wciąż niewyjaśnionej — ucieczki Wednesday do lasu, burzy, której Enid boi się jeszcze bardziej, niż widoku krwi oraz długich poszukiwań swojej współlokatorki zakończonych — całe szczęście — sukcesem.
To tylko wspólne nocowanie.
Wilkołaczka ułożyła się wygodnie przy ścianie i obróciła twarzą do Wednesday, aby po raz ostatni upewnić się, jak prezentuje się stan zdrowotny jej przyjaciółki.
Twarz ciemnookiej dziewczyny sztywno leżącej na plecach zroszona była potem, a przez jej ciało przeprawiał się właśnie solidny dreszcz.
"Nie jest ci zimno, Wens? Może przyniosę ci dodatkowy koc, co?" Enid spojrzała na nią przejęta.
Jasnowidzka odwróciła twarz w jej stronę.
Milczała przez chwilę.
"Nie, ja tylko... tylko..." Zaczeła dziwnie niepewnym i nieprzystającym do jej charakteru tonem.
"Tylko co?" Wyszeptała blondynka.
Wednesday speszona mrugnęła i odwróciła twarz.
"Nic, Enid."
Wilkołaczka nabrała powietrza.
To tylko wspólne nocowanie.
"Chyba że..." Blondynka przesunęła się nieznacznie w kierunku swojej współlokatorki.
Czarnowłosa dziewczyna przyjrzała się jej bliżej.
"Jeśli nalegasz..." Wednesday po długich sekundach namysłu z łaską zgodziła się na niewerbalną propozycję Enid.
Ta nie do końca przygotowana na pozytywną odpowiedź wzdrygnęła się lekko. Szybko jednak doszła do siebie i teraz już zauważalnie przesunęła się na stronę jasnowidzki. Po chwili wahania objęła drobną dziewczynę, przekładając rękę przez jej talię i złączając ich ciała ze sobą.
Addams westchnęła.
"Jeśli to dla ciebie za dużo to..." Wilkołaczka zaczęła się wycofywać.
Wednesday złapała ją zachłannie za nadgarstek i z powrotem wciągnęła w swoją przestrzeń.
"Przestań mówić."
"Dobrze." Enid w momencie, gdy poczuła, że ciało jej przyjaciółki zaczyna się stopniowo rozluźniać, odważyła się położyć swoją głowę na ramieniu drugiej dziewczyny.
"Cieszę się, że cię poznałam, Wens, wiesz?" Jej szept obił się o szyję czarnowłosej nastolatki, wywołując nieproszone dygotanie.
Dygotanie, które — tym razem — nie miało za wiele wspólnego z chorobą Wednesday.
Gardło jasnowidzki było na tyle suche, że ta nie odważyła się odpowiedzieć na wyznanie wilkołaczki. Zamiast tego ścisnęła nadgarstek Enid, wokół którego wciąż posesyjnie owijały się jej długie palce.
Dla blondynki było to wystarczające.
W pokoju na poddaszu zagościła łagodna cisza.
W końcu zapowiadała się spokojna noc.
Żadnych błyskawic, żadnych grzmotów, żadnej apokaliptycznej ulewy.
Tylko błogi spokój.
"Enid.." Wednesday wymamrotała — na granicy snu i jawy.
"Tak?" Wilkołaczka ospale podniosła twarz. Nie wiedziała jednak, że zrobiła to w tej samej chwili, w której Wednesday obróciła się w jej stronę.
I to właśnie w tym momencie świat zawalił się na głowy odpoczywających w swoich ramionach przyjaciółek.
Jasnowidzka skręciła głową w tak niefortunny sposób i o tak niefortunnym czasie, że sprowadziła na siebie ostateczną zagładę.
Usta Enid nieświadomie musnęły usta Wednesday.
Zimne wargi zetknęły się nieznacznie z ciepłymi wargami, po prostu — nieruchomo — przebywając we wspólnej przestrzeni.
Obie nastolatki zamarły, rozciągając każdą kolejną sekundę do granic możliwości.
W końcu blondynka wypuściła powietrze wprost do ust Wednesday i odsunęła się dziko.
"O mój boże. Ja... Boże... Przepraszam..." Wydusiła z siebie, nie dowierzając w to, co się stało. Jakby na potwierdzenie dotknęła swoich warg, nadal czując na nich elektryzujące połączenie.
Wednesday natomiast wydawała się spokojna jak nigdy.
Jakby to, co się właśnie wydarzyło zupełnie nie zrobiło na niej wrażenia.
Albo jeszcze do niej nie dotarło.
Czarnowłosa nastolatka jednak po prostu zastanawiała się nad tym, czy to muśnięcie było kolejnym wytworem jej rozgorączkowanej wyobraźni, czy może faktycznie miało miejsce.
Spojrzała w oczy Enid.
Potem na jej usta.
Na koniec znów zdecydowała się spotkać z niebieskimi, rozszerzonymi — w... Wednesday się zbulwersowała, gdyż nie była w stanie rozszyfrować tej emocji — oczami blondynki.
I choć nie potrafiła nazwać tego, co tam zobaczyła, zszokowane spojrzenie Enid udzieliło jej przynajmniej jednej odpowiedzi.
Muśnięcie okazało się nie błogą fikcją, a przerażającą rzeczywistością.
Zdezorientowana intensywnością emanującą z wilkołaczki i strwożona potencjalnymi konsekwencjami tego przypadkowego złączenia, postanowiła zapomnieć o tym zdarzeniu najszybciej, jak to tylko możliwe.
Wyrzucić je ze swojego umysłu.
"Enid, idź spać. To... nieistotne."
A jednak.
Gdyby przenieść się do przyszłości, możnaby bez zawahania stwierdzić, że wypadek ten okazał się jednym z przełomowych wypadków.
I dla Enid.
I dla Wednesday.
Teraz jednak wilkołaczka — powoli odzyskująca zdolność jako takiego myślenia — nie chciała pozwolić, po raz kolejny w ostatnim czasie, uciec nieprzewidywalnej przyjaciółce.
"Co chciałaś powiedzieć, zanim... Coś zaczęłaś i..." Wydukała, a zaraz potem złapała Wednesday na wszelki wypadek za rękę; ściskając mocno w swojej dłoni dłoń mniejszą, bojąc się, że jej właścicielka może właśnie planować raptowną ucieczkę.
Ta jednak nigdzie się nie wybierała.
"Ja... tylko... Dobranoc. To chciałam powiedzieć." Wednesday po raz ostatni tej nocy spojrzała w onieśmielające ją coraz częściej niebieskie źrenice.
Wielkie serce wilkołaczki zadrgało.
Było coś... W tym spojrzeniu było coś... innego.
Jakby ciemnowłosa dziewczyna po raz pierwszy pozwoliła wydostać się na zewnątrz jakieś silnej, przytłaczającej ją i blondynkę, emocji.
"Och... W takim razie... Dobranoc." Enid szybko wymamrotała i w nerwowym pośpiechu zamknęła oczy.
Sen jednak był ostatnią rzeczą, która zajmowała obecnie jej myśli.
Wednesday z kolei...
Mury obronne chroniące jej zardzewiałe serce skruszyły się w drobny mak.
Emocje i myśli celowo zepchnięte do najdalszych zakątków umysłu rozsadziły mentalną tamę i zaczeły wypełniać każdy fragment duszy i ciała jasnowidzki.
Klątwa Addamsów pożerała ją na jej własnych oczach.
Co ona najlepszego zrobiła?