
Niekomfortowe wyznanie
Wednesday nie pozostało nic innego, jak podreptać za znikającą na zewnątrz sylwetką swojej przyjaciółki, która zdawała się przyciągać ją tak, jak pająk wabi w swoją morderczą sieć niespodziewającego się nadciągającej tragedii zbłąkanego owada.
Ponurej dziewczynie jednak tragiczny koniec wcale nie przeszkadzał.
Wręcz przeciwnie.
Wydawał się ze wszech miar atrakcyjny.
Pociągający.
Tak jak pociągająca wydawała jej się w tej chwili... cała ta sytuacja.
Wednesday zdecydowanie nie była przyzwyczajona do aż tak nieprzewidywalnego i przede wszystkim kontrastowego zachowania swojej współtowarzyszki. Z kolei zdenerwowanie powiązane z tym, czym jeszcze może zaskoczyć ją Enid, ekscytowało dziewczynę.
W najczarniejszych snach nie wyśniłaby takiego obrotu zdarzeń, jaki postanowiła jej zaserwować na co dzień tak nijaka, nudna i przewidywalna rzeczywistość.
Cóż. Jedyną stałą w życiu jest zmiana, pomyślała wciąż zbita z tropu Addams, przekraczając balkonowy próg.
Enid stała kilka metrów przed nią, opierając się ciężko na poręczy.
Szalejący tej nocy wiatr rozwiewał delikatne blond fale dziewczyny, kreując wokół jej sylwetki jeszcze większy chaos — niesforne włosy wilkołaczki wzlatywały raz do góry, innym razem na boki, aby w końcu zagubić się w odwiecznej gonitwie za niewidzialnym królikiem, który wypadł z równie przezroczystego kapelusza.
Nie do końca świadoma swojego zapatrzenia w tę niesforną pogoń Wednesday przystanęła. Wpatrując się w szalejące na wietrze jasne kosmyki Enid, przesunęła spojrzeniem po jej sylwetce.
Błądziła po niej i błądziła, pozwalając sobie na chwilę zagubienia w zagłębieniach i wypukłościach ciała przyjaciółki.
"Wednesday." Wyraźnie czymś zdziwiony głos wilkołaczki wyrwał ją z błogiego zamyślenia.
Dziewczyna porywczo zatrzasnęła mentalne drzwi do nieprawego miejsca, po którym jeszcze przed chwilą krążyła z tak nieplanowaną brawurą. Jej niedawną wewnętrzną podróż zdradzały błyszczące oczy, powiększone źrenice oraz ledwo zauważalne — przynajmniej w nocnym świetle — rumieńce, tak nieprzystające do ponurej prezencji gotki.
Tak rzadko przecież spotykane na policzkach prawie każdego z Addamsów.
Enid musiała kilka razy mrugnąć, aby upewnić się, że widzi to, co widzi. Wednesday z jakiegoś powodu się zarumieniła. Co gorsza, zarumieniła się jeszcze bardziej, gdy wilkołaczka przyłapała ją na gorącym uczynku.
"Czemu się tak na mnie patrzysz?" Spytała zmieszana. "Mam coś dziwnego na sobie?"
"Nie." Odparła krótko.
Enid przyjrzała się raz jeszcze wcale niewracającym do normy policzkom swojej przyjaciółki, wciąż emanującym aksamitną czerwienią.
Jej ciało postanowiło zrobić krok do przodu.
"To dlaczego...?" Spytała ściszonym głosem.
"Zastanawiałam się, co powiedzieć." Przerwała jej szybko, wzruszając ramionami.
Tym razem to Wednesday uciekała od prawdy. Enid momentalnie wychwyciła pozornie niedbały sposób mówienia, jaki wybrała dziewczyna; zauważyła błądzące — wszędzie wokół tylko nie na bladej twarzy naprzeciwko — jej zniewalająco ciemne oczy. Zwróciła uwagę na napiętą odrobinę mocniej niż zazwyczaj sylwetce Wednesday...
"Aha."
Ciemna barwa wpatrywała się teraz intensywnie w barwę niebieską.
Nic nie wskazywało na to, aby któraś z nich miała w tej chwili coś do powiedzenia.
"Wednesday." Odchrząknęła Enid, próbując odgonić narastającą w niej nerwowość.
"Tak?"
"I co wymyśliłaś?"
"W związku...?" Spytała ta druga.
Wilkołaczka przekrzywiła głowę.
"Przyszłaś tu za mną. Dosłownie kilka chwil temu powiedziałaś mi, że zastanawiałaś się, co chcesz mi powiedzieć."
"Tak."
"Więc?" Enid spojrzała niecierpliwie na starającą się wrócić do swojego standardowego stanu skupienia Wednesday.
Tym razem to mniejsza lokatorka pokoiku na poddaszu zrobiła krok w stronę Enid.
W normalnych warunkach Wednesday czułaby się przytłoczona kontaktem, w którym miała wilkołaczkę na wyciągnięcie ręki. Jednak to nie były codzienny stan rzeczy. Nastolatka starała się przecież właśnie rozwiązać sprawę dziwnego zachowania Enid. A jak wiadomo, dobre śledztwo często wymaga od detektywa kilku, większych lub mniejszych, poświęceń.
Blondynka zmarszczyła czoło i zrobiła jeden krok do tyłu.
Jej przyjaciółka jak cień podążyła za nią, nie pozwalając na poszerzenie się wolnej przestrzeni pomiędzy nimi.
"Dlaczego się tak zachowujesz. Odpowiedz. Bez kłamstw." Wednesday wpatrywała się teraz twardo w swoją kompankę. Wzrok miała ostry, poszukujący.
Enid cofnęła się raz jeszcze, nadziewając się plecami na balkonową barierkę.
Druga dziewczyna w tym samym czasie zrobiła kolejny krok do przodu.
"Powiedziałam ci już, że nie chcę o tym rozmawiać." Wilkołaczka była wyraźnie poirytowana wymuszonym zawężeniem jej planowanego pola ucieczki. W dodatku Wednesday wciąż była daleka od tego, aby dać jej tak potrzebną teraz chwilę spokoju.
"Powiedziałaś, że nie możesz o tym rozmawiać." Dziewczyna ją poprawiła.
"To jedno i to samo, Wednesday." Westchnęła, uciekając wzrokiem.
"Bez kłamstw, Sinclair." Drobna sylwetka Wednesday wykonała jeszcze jeden krok w stronę Enid, wbijając palec wskazujący w jej obojczyk i akcentując nim każde słowo.
Przyszpilona do barierki wilkołaczka miała tego dosyć.
Czy prośba o chwilę niebrzęczącej żadnymi niechcianymi myślami ciszy to naprawdę zbyt wiele?
"Daj. Mi. Spokój. Addams." Warknęła ochrypłym, zwierzęcym głosem. Symboliczny i literalny wilk wyrywał się z jej ciasnego wnętrza.
Chciała go wypuścić. W końcu odetchnąć. Poczuć ulgę. Nie przejmować się konsekwencjami swoich słów i czynów. Dać upust bulgoczącym w niej uczuciom. Zdeptać te wszystkie atakujące ją w nieskończoność myśli, nad którymi było jej coraz ciężej zapanować.
Przestać wątpić. Przestać analizować każde słowo, każdy gest, każdy grymas, jaki...
Nie mogła tego zrobić.
To by wszystko zepsuło.
Dosyć.
"Dosyć!" Enid krzyknęła, odpychając agresywnie rękę Wednesday. Choć siła, jakiej wilkołaczka użyła wcale nie była — jak na jej możliwości — duża, sylwetka drugiej dziewczyny została przekręcona przez ten impakt o prawie sto osiemdziesiąt stopni.
Wednesday po chwili odwróciła się jednocześnie zafascynowana, oszołomiona i wyraźnie zdenerwowana.
"Enid..." wyszeptała pół-miękkim głosem. Jakby nie dowierzając w agresję tłumiącą się w ciele wilkołaczki i fizyczne możliwości, jakie ta posiadała.
Jej współlokatorka spoglądała na nią szeroko otwartymi oczami.
"O mój boże, Wednesday..." jęknęła przepraszająco. "Ja... Ja... Nie wiem, co mnie opętało, przepraszam!" Krzyknęła, nie do końca panując nad swoim głosem. "Nie zrobiłam ci krzywdy?" Dokończyła już ciszej, krzywiąc się przy wypowiadaniu ostatniego słowa.
Mroczna dziewczyna niemo zaprzeczyła.
Enid jednak nie dowierzała.
Enid nigdy nie dowierzała Wednesday, gdy chodziło o potencjalne uszkodzenia fizyczne. Psychiczne zresztą też.
"Pokaż." Rozkazała wilkołaczka.
"Nie."
"Pokaż." Powtórzyła stanowczo swoje żądania.
Wednesday przewróciła oczami, przybliżyła się do współlokatorki i wyciągnęła rękę, aby ta była bardziej widoczna w świetle Księżyca.
Enid nie marnowała czasu. Szybko podciągnęła rękaw czarnego swetra swojej przyjaciółki i przybliżyła twarz do przedramienia o oliwkowej — i nieustannie zaskakującej swoim ciemnym tonem Enid — karnacji.
Dziewczyna niepewnie dotknęła gładkiej skóry Wednesday, która zdawała się każdorazowo napinać przy kontakcie. Przekonana o tym, że stawia swoją przyjaciółkę w niezręcznej sytuacji, blondynka szybko zakończyła przegląd i odetchnęła z ulgą, upewniając się, że jej wilkołacza natura nie spowodowała tym razem żadnych uszkodzeń.
"Nic ci nie jest." Stwierdziła, ściągając rękaw swetra swojej współlokatorki na jego miejsce.
"Informowałam cię o tym od samego początku." Obojętnie potwierdziła.
"Cóż. Musiałam sama sprawdzić."
Wednesday przyjrzała się nieznacznie wyższej od niej dziewczynie, która spoglądała na nią teraz z góry z wyrazem determinacji rysującym się w jej oczach.
Addams zmarszczyła brwi, wyraźnie rozmyślając nad czymś nieprzyjemnym.
"Enid."
"Tak?"
"Czy ty mi nie ufasz?"
Dziewczyna zamrugała.
"Oczywiście, że ci ufam, Wends." Z niebiesko-szarych oczu wilkołaczki emitowało wyłącznie ciepło. "Co to w ogóle za pytanie?"
"To dlaczego..." Cicho zaczęła ta druga.
"Wednesday. Proszę, nie." Wciąż z sympatią, acz stanowczo przerwała jej Enid.
Dziewczyna kiwnęła głową.
"Rozumiem." Wyczulone uszy wilkołaczki od razu wychwyciły rozczarowanie niechętnie przedzierające się przez Wednesday.
"Tu nie chodzi o ciebie. Naprawdę. Ja... Po prostu... Są pewne rzeczy, których nie rozumiem... Które muszę przetrawić, przyzwyczaić się do nich, obyć się z nimi, zbadać... I te rzeczy... Te rzeczy bardzo mnie chwilami przerażają."
Wiatr znowu zatańczył z niesfornym kosmykiem wilkołaczki, na moment przysłaniając jej prawe oko.
"Dlaczego?" W oczach Wednesday Enid mogła zobaczyć szczerą, nieskrywaną troskę.
"Bo są bardzo intensywne."
"I obawiasz się, że...?"
"Że nie będę w stanie nad nimi zapanować. Że przejmą nade mną kontrolę." Nieśmiało spuściła głowę.
Kolejny powiew wiatru obrócił niepokorny kosmyk włosów Enid wokół własnej osi.
A potem tak szybko jak się pojawił, tak i zniknął.
"Hm. A czy..." Wednesday się zawahała. Wyprostowała sylwetkę, odchrząknęła i spróbowała jeszcze raz. "Czy kiedyś mi o tym opowiesz? Wydaje mi się, że mogłabym, ugh, czuć się... nieswojo, jeśli ty nie będziesz czuć się... w porządku." To naprawdę nie było łatwe, wnętrzności introwertycznej nastolatki przewracały się w niemym oburzeniu przy każdym kolejnym słowie, które wypowiadała.
Enid się uśmiechnęła. Szczerze. Szeroko. Z wnętrza serca.
Przez umysł pierworodnej córki Gomez nie przemknęła najdrobniejsza chęć zmrużenia oczu, choć przecież tak ciężko było patrzeć w stronę Słońca.
"Nie wiem, Wednesday. Naprawdę, nie wiem. Ale jeśli tak, jeśli to sobie w jakiś możliwy — mam nadzieję — sposób przepracuję, to będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie." Przerwała i dodała: "No, może drugą." Zakończyła, mrugając zawadiacko.
"Jak to drugą?" Jej mała przyjaciółka momentalnie się zachmurzyła.
Wilkołaczka zaśmiała się na głos i szturchnęła żartobliwie swoją współlokatorkę w ramię.
Czy tylko jej się wydawało, czy Wednesday właśnie przygryzła policzek w próbie powstrzymania marnego uśmiechu próbującego wydostać się na jej mrukliwe oblicze?
"Enid."
"Wednesday."
"Obiecaj mi coś."
"Co?"
"Jeśli coś się stanie... Jeśli z jakiegoś powodu będziesz czuła się źle... Jeśli z czymś, z jakiegokolwiek przyczyny nie będziesz w stanie sobie poradzić, bądź na tyle wyrozumiała i poinformuj mnie o tym. Oczywiście, poza tą jedną niejasną rzeczą, na temat której nie życzysz sobie uchylić rąbka tajemnicy."
Wednesday nie patrzyła na Enid.
"Och... To... Tak. Znaczy. Tak. Dobrze." Odparła chaotycznie. "Poza tą jedną rzeczą." Ostatnie zdanie wypowiadając już prawie szeptem.
Jej przyjaciółka po raz kolejny kiwnęła głową.
"Poza tą jedną rzeczą."
Obie współtowarzyszki stały naprzeciwko siebie, ciesząc się z — choćby i chwilowego — spokoju, jaki pomiędzy nimi zapanował.
Szarpiący ciemną i gęstą nocą wiatr zdawał się powoli ustawać, choć nadal w dużym poważaniu miał rozpuszczone włosy wilkołaczki.
Wednesday irytował pojedynczy jasny kosmyk, który raz po raz poskakiwał po twarzy Enid. Miała ochotę się go pozbyć. Sięgnąć po niego i bez najmniejszego wahania utemperować ten bezładny, a zarazem zaczepny ruch.
Jedyne co wystarczyło zrobić, to wyciągnąć dłoń i schować tego przekornego zawadiakę za małe, uroczo odstające ucho Enid.
Przygryzła wargę, zdając sobie sprawę z tego, do czego podświadomie dążyła i wybrała inną drogę. Drogę, która wymagała od niej podjęcia równie krępującej, choć wydawało jej się, że tak teraz pomocnej dla Enid decyzji.
"Czy..." Wednesday po raz kolejny już dzisiaj ciężko westchnęła. "Enid. Czy chciałabyś, żebym... Czy to jeden z tych momentów, w których życzyłabyś sobie, abym cię teraz... objęła?" Choć dziewczyna wyraźnie skrzywiła się, wykazując jednoznaczną troskę, Enid nie umknęło, jak magnetyczne czarne oczy jej współlokatorki przyglądały się teraz z uporem odbarwionej kamiennej posadzce — mimo tego, że jeszcze kilka sekund wcześniej wpatrywały się w dwa należące do niej niebieskie punkty.
"Nie, Wednesday." Enid sama siebie zdziwiła tą odpowiedzią. Wiedziała jednak, że tylko taka decyzja pozwoli jej uniknąć... kolejnych nieprzyjemności. Czy raczej trudności.
"Och." Tego mrukliwa nastolatka się nie spodziewała.
"Ale dziękuję. Za propozycję." Dodała pośpiesznie, nieśmiało się uśmiechając. I choć był to jedenz z tych drobnych, niewielkich uśmiechów, to zdecydowanie sięgnął i oczu, dodając im tak potrzebnego życiowego blasku, na którego niedobór obecnie cierpiały.
Smutek.
W głębi niebiesko-szarej toni chował się od niedawna smutek.
To właśnie to tak bardzo nie dawało spokoju przyjaciółce wilkołaczki. To właśnie to tak bardzo ją dezorientowało.
Wednesday nie rozumiała.
Enid wciąż nie zachowywała się do końca jak Enid.
"Enid."
"Tak?"
"Nie rozumiem."
Blondynka przechyliła głowę, wpatrując się z ciekawością w opaloną twarz swojej przyjaciółki, stanowiącą — trzeba to przyznać — całkiem niezwykły kontrast w stosunku do jej mrocznej, ponurej i generalnie mrukliwej aury.
"Hm, Wednesday Addams czegoś nie rozumie? Kto by pomyślał." W oczach Enid zatańczył tak dobrze znany jej szkolnej kompance żartobliwy chochlik. Och, jakże dziewczyna za nim tęskniła. I choć od przemiany z wesołej i cierpiącej na nadmierny słowotok Enid w jej mającą się na baczności, melancholijną i małomówną wersję nie minęło wiele, to nastolatka miała wrażenie, jakby czas zdecydowanie rozciągał się nie w tę stronę, co trzeba.
"Dobrze, wiedzieć, że wciąż posiadasz w sobie ten okropny humor." Cierpko rzuciła.
"On zawsze tam będzie, Wednesday." Enid mrugnęła do niższej dziewczyny, opierając się teraz zawadiacko o balustradę — w tym momencie blondynkę niewiele różniło od niesfornego kosmyka pałętającego się wciąż po twarzy wilkołaczki.
Addams kiwnęła głową — zgadzając się z tymi słowami, a może mając nadzieję, że okażą się prorocze.
Enid odchrząknęła, przybierając stosowniejszą do okoliczności minę.
"Czego nie rozumiesz, Wens?" Tym razem już całkiem poważnie zapytała.
"Ciebie."
"O."
"Powiedziałaś, że będziesz zachowywać się tak, jak wcześniej. Wcześniej oddałabyś wszystko za to... Za to, aby doprowadzić do kontaktu... A teraz tak po prostu odmówiłaś." Wednesday nie miała odwagi spojrzeć Enid w oczy. Zatrzymała więc wzrok na splatających się w nerwowym tańcu palcach jej ekstrawertycznej — generalnie — współtowarzyszki.
Enid westchnęła, spoglądając z zawstydzeniem na Wednesday. "Przepraszam. Chodzi o to... Nie chciałam cię stawiać w niekomfortowej sytuacji." Wilkołaczka uciekła wzrokiem, marszcząc przy tym delikatnie czoło.
Znowu kłamała.
Wednesday jednak nie chciała otwierać kolejnej puszki Pandory.
Zdecydowała się więc na coś, na co powinna się zdecydować dawno temu. Wiedziała, że poprawi to humor wilkołaczce, a jej, cóż... Nie czas i nie miejsce na to, aby zagłębiać się w osobiste rejony.
Pora na drobne wyznanie.
"Enid." Blondynka wróciła spojrzeniem do szeroko otwartych i — a to ciekawe — w pewnym stopniu onieśmielonych oczu Wednesday. "Kontakt fizyczny nie jest dla mnie niekomfortowy. Zazwyczaj nie darzę go najmniejszym szacunkiem, bo wymaga otwarcia się na drugą osobę. Wystawia na zranienie i czyni z ciebie łatwą ofiarę." Wyznała szczerze.
Wilkołaczka kiwnęła głową, dając swojej przyjaciółce znać, że rozumie. A może już od dawna wie.
"Z tobą jednak nie mam tego problemu."
"Dlaczego?" Odparła zdziwiona.
"Gdyż..." Wednsesday odchrząknęła. "To dlatego, że ci ufam. Wiem, że świadomie nie narazisz mnie na niebezpieczeństwo, nie będziesz chciała mnie w żaden sposób... uszkodzić. W takiej sytuacji kontakt fizyczny zyskuje więc na — jako takim — szacunku."
Coraz bardziej zachmurzona nastolatka wydobyła z siebie ostatnie słowa, w końcu oddychając z ulgą.
Cała ta wypowiedź kosztowała jej więcej odwagi, aniżeli początkowo zakładała.
Usta jej współlokatorki rozchyliły się w zdziwieniu. Widocznie to wszystko, co do powiedzenia miała — wpatrująca się teraz w Wednesday szeroko otwartymi oczami — Enid. W tych wzburzonych niebiesko-szarych falach odbijał się nie tylko okrągły Księżyc, ale i... Czułość? Przywiązanie? Wdzięczność?
Ciemnowłosa dziewczyna nie potrafiła precyzyjnie określić. Zdecydowanie jednak były to nadto silne i złożone emocje, aby właśnie teraz nad nimi samodzielnie rozprawiać.
"Chwilami twoje zdolności komunikacyjne naprawdę mnie zadziwiają." Wednesday odparła, kręcąc głową z ironiczną dezaprobatą.
"Wendesday!"
Enid w końcu wybudziła się z letargu, znowu szturchając przyjaciółkę w ramię. Jej dłoń została w tym miejscu odrobinę dłużej, niż potrzeba, grzejąc się w chłodnym blasku, wydawałoby się, tak nieprzystępnej na pierwszy rzut oka młodej przedstawicielki rodu Addamsów.
Wednesday czuła, że w miejscu, którego dotykała Enid wykwita właśnie oparzenie drugiego, a może i trzeciego stopnia.
Nie chciała, aby ten proces został w jakikolwiek sposób przerwany.
W końcu dłoń Enid zsunęła się z wcześniej obranego punktu, torując sobie drogę przez jej łokieć, przedramię, nadgarstek, a następnie i palce. Te z kolei delikatnie musnęła, uciekając jednak szybko z niebezpiecznej przestrzeni, jakby spłoszona swoją własną — chwilową — śmiałością.
Dla Wednesday nagłe zerwanie tego połączenia było zdecydowanie nad wyraz brutalnym ruchem jak na standardy jej współlokatorki.
Ciemnooka nastolatka poczuła intensywne mrowienie wszędzie tam, gdzie jeszcze przed chwilą błądziły ciekawskie palce Enid. Mrowienie to było... przyjemne. Jednak pod nim skrywało się coś jeszcze. Tęsknota za energią, przepływającą przez jej ciało za sprawą delikatnych palców Enid; energią budzącą je do życia, a może wyszarpującą z wieloletniego uśpienia.
Wednesday chciała więcej, więcej i więcej.
Enid jednak oferowała mniej niż zwykle.
Ciemne oczy nastolatki zamknęły się, chowając przed wilkołaczką obraz niedowierzania, jaki się w nich malował.
Co ona z nią zrobiła?
Czy Wednesday przeobrażała się w emocjonalną Enid?
A może w końcu — nieubłaganie — do głosu dochodziły spaczone skłonności jej — bogowie, brońcie — wylewnego ojca?
I jedna i druga możliwość przerażała ją nie na żarty.
Wednesday czuła.
Co gorsza, czuć chciała tylko więcej.