
Dlaczego ty jesteś czasami tak...?!
Enid otworzyła prawe oko i wysunęła część twarzy z wnętrza miękkiej wielobarwnej okropności. Jej zazwyczaj niechętnie nastawiona do rozmów współlokatorka odetchnęła — nie do końca zdając sobie sprawę, czy to przez to, że poduszka Enid na moment zniknęła z jej pola widzenia, czy to dlatego, że niebieskie oko jej zazwyczaj słonecznej, a teraz pochmurnej jak burzowy wiosenny poranek kompanki, połączyło się z jej ciemną parą.
W każdym razie to nie było teraz istotne.
Osiągnęła swój cel.
Wilkołaczka wpatrywała się w nią w końcu z większą uwagą, starając się rozgryźć, dlaczego Wednesday zdecydowała się na tak — nagłe jak na nią — wtargnięcie w jej wibrującą przestrzeń.
Enid wiedziała, że Wednesday nie przepada za dotykiem ani za bliskością...
Hm, nie. To nie do końca tak.
Zdecydowanie nie było to coś, do czego jej współtowarzyszka dążyła sama, czego poszukiwała i o co się starała. Przynajmniej jeśli spojrzeć na nastolatkę z boku, skupiając się wyłącznie na wierzchniej warstwie, bez próby zagłębienia się w jej — wcale nie takie czarne i pogrążone w mroku, jakimi starała się je przedstawić sama Wednesday — myśli.
Oczywiście Enid nie potrafiła czytać w myślach. Była tylko wilkołaczką.
"Wednesday! Zastanawiałaś się kiedyś, jakby to było wiedzieć, co ludzie myślą, i to tak przez cały czas?" Jej zachmurzona przyjaciółka tylko na nią spojrzała, nie fatygując się nawet sięgnięciem po najkrótszą możliwą werbalną odpowiedź.
Enid niewzruszona kontynuowała dalej. "Oh, to by było niesamowite." Odpowiedziała sobie sama. "Ciekawe, w ilu przypadkach moje własne obserwacje okazałaby się trafne..." Rozmarzyła się. Przez Wednesday z kolei przeszedł nieprzyjemny nawet jak na jej standardy dreszcz niepokoju. "
Ale wiesz, co mnie tak naprawdę najbardziej interesuje? To, jak bardzo trafne okazałoby się to, co myślę, że myślisz, a czego nie myślę, że myślisz... I co myślisz, że tak dobrze ukrywasz, ale ja wiem, że to ukrywanie wcale ci tak dobrze nie idzie, bo w głębi swojego wcale nie tak nieżywego serca, jesteś po prostu małym wrażliwcem."
Enid mrugnęła do Wednesday pół żartem, pół serio, wiedząc, że przekroczyła parę teoretycznie nieprzekraczalnych granic. Ale i będąc pewną, że te już dawno, jeśli nie przestały istnieć, to przynajmniej zostały daleko przesunięte. Jakby na potwierdzenie ciągu myśli wilkołaczki, oblicze Wednesday zmieniło wyraz z obojętnego na... odrobinę mniej obojętny.
Zawsze coś.
Enid jednak wiedziała, że myśl o wilkołaczce czytającej w jej myślach, przeraziła Wednesday. To rozbawiło dziewczynę jeszcze bardziej.
"Enid." Odparła z delikatną nutą melancholii w głosie jej ulubiona i jedyna współlokatorka. "Nie sądzę, aby zdolności telepatyczne były czymś, co powinnaś na co dzień posiadać. Jak na jedną, w dodatku tak natarczywą i namolną osobę, zostałaś z jakiegoś powodu obdarzona już zbyt dużą liczbą znacznych umiejętności. Nie bądź zachłanna."
"Oh." Uśmiech na twarzy Enid przeobraził się w lekkie zdziwienie, spod którego z kolei wychylała się subtelna warstwa zawstydzenia.
Wednesday jednak jeszcze nie skończyła. "Zapewne nie muszę cię informować o tym, że ludzkie myśli charakteryzują się niewyobrażalnym chaosem. Dokładając ten chaos do twojego niezrównoważonego nawet jak na standardy chaosu, bezładu, skończyłoby się to prawdopodobnie unikatowym wybuchem roznoszącym w drobny mak całe Nevermore. Co samo w sobie jest zdecydowanie satysfakcjonującą wizją." Po chwili dodała: "Nie podoba mi się jednak wyobrażenie tego, że po takiej eksplozji zapewne niezbyt wiele z cielesnej ciebie zostałoby w tym świecie".
Prawdopodobnie najbardziej ponura przedstawicielka rodu Addamsów mrugnęła do siebie, lekko krzywiąc się na samowolę, z jaką ostatnie zdanie wydostało się z jej ust. Widocznie musi powrócić do treningów silnej woli, gdyż z jakiegoś powodu jej wilkołacza współlokatorka osłabiła jej zdolności w tym aspekcie.
Wednesday czuła, jak po tej wypowiedzi wszystko wokół niej zdaje się stawać jaśniejsze.
Nie chciała spojrzeć na Enid. Doskonale wiedziała, czego może oczekiwać po tym spojrzeniu. Jej oczy w tym momencie zdecydowanie nie były na to przygotowane — zresztą, kiedy były?
W końcu jednak wzrok, tak jak wcześniej i usta zdecydował za nią. Podniósł się powoli znad — niesłychanie interesującej obecnie Wednesday — drewnianej posadzki; zawędrował nieśmiało w górę, do góry i jeszcze odrobinę wyżej, aż w końcu zatrzymał się tam, gdzie lubił zatrzymywać się najbardziej.
Niebiesko-szare oczy Enid emanowały niemiłosiernym ciepłem, mrużąc się delikatnie od szerokiego uśmiechu wykrzywiającego jej twarz — w jakiś sobie tylko znany sposób wyłącznie dodającego jej uroku.
Wednesday jednak nigdy nie przyznałaby się przed sobą do odpowiedzialności za tę myśl. Wzięła ją w mentalną garść i wepchnęła w jedną z zapajęczonych, zakurzonych i zaśniedziałych rozpadlin swojego umysłu.
Enid w tym momencie uśmiechała się nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Wilkołaczka sama czuła, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej ciele. Czyżby w końcu lato miało zawitać do Nevermore? Dziewczyna na palcach jednej ręki mogła policzyć rzeczy, które uwielbiała tak bardzo, jak właśnie ten okres w roku. Dlatego rozświetliła się jeszcze bardziej już na samą myśl o potencjalnym nadejściu przyjemnego, pobudzającego słonecznego ciepła, którego z kolei tak nie cierpiała Wednesday.
Jej przyjaciółka wpatrywała się w nią teraz z typową dla niej intensywnością. Choć zdecydowanie w jej spojrzeniu pojawiło się coś nowego. Jakaś iskra, której Enid jeszcze nie potrafiła nazwać, z którą jeszcze nie spotkała się wystarczającą ilość razy, i która zdecydowanie jej się spodobała. Wtłaczała w Wednesday odrobinę koloru i... Hm, czegoś jeszcze.
Enid po raz kolejny uśmiechnęła się do siebie, upewniając się, że czytanie w myślach nie jest jednak umiejętnością, która mogłaby ją zainteresować na dłużej. O wiele ciekawsze wydawało się powolne, cierpliwe dokopywanie się do kolejnych warstw Wednesday Addams. Zgadywanie, prognozowanie, doświadczanie, testowanie, zaskakiwanie się...
A już szczególnie satysfakcjonujące były te chwile, gdy sama zainteresowana była przekonana, że udało jej się oszukać Enid.
Enid jednak miała pewną moc.
Była spostrzegawcza.
Tak. Czytanie w myślach zdecydowanie nie jest dla niej. Kolorowa blondynka woli się przy odkopywaniu — wcale nie tak ponurych — wnętrzności Wednesady solidnie napracować.
W tym momencie jednak wilkołaczka oddałaby wiele za to, aby dowiedzieć się, co krąży w ponurej głowie jej markotnej współlokatorki. Enid w głębi duszy wiedziała, że Wednesday zrobi wszystko, aby ochronić przed wszelkim niebezpieczeństwem tych, na których jej zależy.
Jednocześnie dziewczyna była uosobieniem człowieka czynów, a nie słów.
Zazwyczaj.
Enid musiała przyznać, że zachowanie najbardziej markotnej przedstawicielki rodziny Addamsów pozytywnie ją zaskoczyło. Wiedziała, ile wyjście z emocjonalną inicjatywą kosztuje Wednesday i czuła się dobrze z myślą, że to właśnie ona ma możliwość obserwacji — i to z pierwszego miejsca — usilnego przemierzania kolejnych granic komfortu przez swoją najlepszą przyjaciółkę.
Niemniej to nie był dobry moment na pogłębianie ich przyjacielskiej relacji.
Enid nie chciała rozmawiać z Wednesday. Szczerze mówiąc, nie chciała rozmawiać z nikim. Wystarczyło jej już to, że jej myśli nieustannie się kotłowały, kotłowały i kotłowały, podszczypując jej — i tak już kruchy oraz solidnie poobijany — wewnętrzny spokój.
Wilkołaczka miała teraz po prostu za dużo na swojej głowie.
Niestety nieświadoma tego Wednesday wybrała właśnie ten moment na próbę wyciągnięcia przyjaznej ręki czy też chęć pocieszenia — na swój sposób — Enid.
"Wednesday, doceniam to, co robisz, ale ja naprawdę nie chcę teraz rozmawiać." Zdobyła się w końcu na wypowiedzenie dłuższego zdania.
Jej współlokatorka wciąż nie spuszczała z niej oczu.
Po chwili namysłu kiwnęła głową. Enid miała nadzieję, że to koniec, że Wednesday wstanie i wróci na swoją stronę ich — w tym momencie zdecydowanie zbyt ciasnego i klaustrofobicznego — pokoju.
Przewidywania Enid zderzyły się z rozczarowującą rzeczywistością.
Wednesday wciąż tam była. Wciąż siedziała, delikatnie naciskając swoją lewą stroną na — jeszcze niedawno — skulone nogi Enid. Wilkołaczka nie wiedziała, jak i kiedy to się stało, ale jej kończyny zmieniły swoją pozycję, owijając się niepostrzeżenie wokół siedzącej sylwetki jej współlokatorki.
Wednesday jednak zdawała sobie nic nie robić z nieoczekiwanego kontaktu ich ciał, prawdopodobnie zbyt sfatygowana myślą o niecodziennym postępowaniu Enid, tak nieprzystającym do jej domyślnych ustawień zachowania.
"Rozumiem. Jednak..." Wednesday się zawahała, nie znajdując właściwych słów, a być może właśnie natrafiając dokładnie na te, które podświadomie chciała z siebie wydobyć.
"Mam nadzieję, że wszystko w porządku." Ciemnowłosa dziewczyna spojrzała na nią niepewnie, czując się wyraźnie nieswojo pośród towarzyskich burzliwych wód, w których z własnej nieprzymuszonej woli właśnie brodziła. "Bo jeśli nie jest w porządku, wystarczy jedno słowo, Enid, a... Będzie." Dodała zduszonym tonem.
Źrenica w niebieskim oku wilkołaczki wciąż wychylającym się znad paskudnej poduszki lekko się rozszerzyła.
Enid otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak w końcu nie powiedziała nic. Jej zawsze trzymająca odpowiednią postawę przyjaciółka wpatrywała się w nią, starając się przekazać to, co utkwiło pomiędzy słowami.
Enid poczuła rozlewające się wewnątrz niej ciepło. To krążyło po jej ciele, przedostając się z żołądka do kolejnych organów, a następnie kończyn; nie ominęło i serca, zostawiając po sobie kłujący powidok. Powędrowało po linii kręgosłupa, przeprawiło się impertynencko przez tętnicę szyjną, popędliwie przyśpieszając jej pulsowanie, aby w końcu rozlać się dziko po bladych policzkach wilkołaczki.
Wednesday bezzwłocznie zauważyła zmianę w obliczu współtowarzyszki. Jej spojrzenie automatycznie zsunęło się o poziom niżej, przyglądając się hipnotyzującym różowym wykwitom.
Niezwykłe.
Fascynujące.
Zjawiskowe.
Pomyślała dziewczyna. Zaraz potem zakręciło jej się w głowie, a jej pole widzenia zdawało się coraz bardziej rozmazywać, utrzymując jedynie ostrość na policzkach Enid. Coś dzikiego i nieokrzesanego rozdrapywało właśnie wnętrzności Wednesday, rozgrzewając je następnie — pojawiającym się nie wiadomo skąd — ogniem piekielnym.
Ta diabelska kula łaskotała Wednesday, nie oferując ani sekundy tak potrzebnego jej teraz spokoju. W końcu dziewczynie zabrakło tchu.
Tak, to zdecydowanie wina zaburzonej regularności posiłków wynikającej ze zbytniego zaabsorbowania się budowaniem fundamentów historii do jej nowej powieści.
Gdzie jest Thing, kiedy go potrzebuje? Ten bezcielesny stwór zazwyczaj zwracał jej na to uwagę. A może zwrócił i tym razem, tyle że ona sama była zbyt pochłonięta fabułą, nad którą pracowała czy też, co gorsza, swoimi własnymi myślami — dłuższe zagubienie się pośród nich zdarzało jej się ostatnio niepokojąco regularnie.
Nastolatka przekierowała spojrzenie do góry, na — teraz już kompletną — parę oczu wilkołaczki wpatrujących się w nią z lekko zdezorientowanym, ale przede wszystkim nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Wednesday nie rozgryzła jeszcze dlaczego niektóre spojrzenia emanowały tajemniczą wibracją, a niektóre cierpiały na jej kompletny brak . Wiedziała jednak, że te często mają o wiele większą i bardziej dewastującą moc, niż słowa. Musiała też przed sobą przyznać, że preferowała nie zagłębiać się w znaczenie danego spojrzenia, szczególnie gdy chodziło o jej współlokatorkę, przed obawą odkrycia tego, co faktycznie może oznaczać.
Być może coś w jej twarzy zaskoczyło Enid. Być może dziewczyna wyczuła poruszającą się wewnątrz Wednesday diabelską kulę.
Być może.
W końcu wilkołaki słynęły z wyczulonych zmysłów.
Z tym już Wednesday nie jest w stanie nic zrobić.
Córka Morticii i Gomeza wiedziała jedno. Zbyt długie wpatrywanie się sobie w oczy — bez względu na to, jak fascynujące by te nie były — stanowczo nie prowadziło nigdy do niczego dobrego.
Jednak, cóż innego mogła zrobić, gdy właśnie teraz utknęła nie z jednym wpatrującym się w nią namolnie niebiesko-szarym okiem Enid, a z dwoma cierpliwie wypalającymi w niej pęknięcia gałkami.
Znajdowała się na z góry przegranej pozycji. Nawet Addams wie, kiedy nie jest w stanie wygrać.
Z zapatrzenia... Z zamyślenia, wyrwało Enid głębokie westchnięcie jej przyjaciółki, która od jakiegoś czasu nie siedziała już bokiem, a była skierowana przodem w stronę drugiej dziewczyny. Kiedy to się stało?
Wilkołaczka potrząsnęła głową, wracając do rzeczywistości i zastanawiając się nad przyczyną takiego westchnięcia współlokatorki. Wednesday rzadko kiedy decydowała się na tak otwarty pokaz. Czy...?
Nie. Pokręciła głową jeszcze raz, wywołując małe trzesienie ziemi wokół swojej twarzy, w którym dużą rolę odegrały jej jasne faliste włosy. Jeśli Wednesday potrafi trzymać swoje emocje i reakcje na wodzy, Enid też będzie w stanie to zrobić.
"Tak, Wens, wszystko jest w porządku." Westchnęła z lekko poirytowaną nutą — ni to zła na siebie za kolejne minięcie się z prawdą, ni to zdenerwowana na Wednesday, akurat teraz decydującą się na rozwijanie swoich zdolności interpersonalnych.
Wednesday zmarszczyła czoło, próbując odgadnąć cokolwiek, co w tej chwili działo się w głowie jej przyjaciółki. Dezorientacja po chwili przeobraziła się w podrażnienie.
Wednesday wiedziała, a Enid wiedziała, że Wendesday wie.
"Dobrze. Enid. Dam ci teraz spokój." Zdecydowała. "W przyszłości zależałoby mi jednak na tym, abyś nie posługiwała się kłamstwem, kiedy nie wiesz, jaką odpowiedź wybrać lub też nie masz odwagi na jej uzewnętrznienie." Odparła sucho. I... Czy Enid się tylko zdawało, czy w oczach Wednesday zobaczyła poświtującą urazę, a zaraz obok niej błysk zranienia?
Enid coś wymamrotała, znowu chowając twarz w swoją — tak, teraz Wednesday mogła definitywnie użyć tych słów — ulubioną poduszkę.
"Enid. Jeśli chcesz mi coś przekazać, dobrze by było gdybyś nie wpychała swoich ust w... To coś. Nie jestem w stanie cię zrozumieć."
"Nie mogę." Wilkołaczka wysunęła część twarzy ze środka poduszki, po czym szybko wróciła do swojej bezpiecznej przystani.
"Czego nie możesz?" Skrzywiła się Wednesday.
"Powiedzieć ci."
Wednesday poczuła, jak władanie nad nią przejmuje jakże przyjemna chęć zemsty. "Enid. Czy ktoś cię szantażuje?" Po chwili dodała: "Czy ktoś ci z jakiegoś powodu grozi?"
Enid znowu usiadła. Pierwsze co rzuciło się Wednesday w oczy to wyraźnie zezłoszczona, skołowana i zdezorientowana mina wilkołaczki.
Obie przez kilka sekund patrzyły na siebie.
Bez słów, bez mrugania i bez jakże zbędnego w tej chwili wdychania i wydychania powietrza.
Poza usypiajaco tykającym zegarem ściennym, dreptaniem Thinga w miejscu, który — bardzo prawdpodobne — przyglądał się od początku całej tej niekomfortowej interakcji z jednego ze swoich ulubionych ciemnych zamarków oraz hulającym za starym, trzeszczącym oknem wiatrem w małym pokoiku na poddaszu panowała głucha cisza.
Do czasu.
"Oh, boże!" warknęła, przerywając ten jakże pozorny spokój, Enid. "Dlaczego ty jesteś czasami tak...!" wyraźnie podniosła głos, dramatycznie nie kończąc zdania i wyrzucając przy tym obie ręce w górę.
Następnie... wyskoczyła jak oparzona ze swojego łóżka, prawie zrzucając z niego właśnie mrugającą tak lubianą przecież przez nią współlokatorkę.
"Enid, poczekaj." Wednesday odparła lekko zdziwiona nie tyle gwałtowną reakcją wilkołaczki wybiegającej właśnie na balkon, która w jej przypadku była jak najbardziej normą, a raczej brakiem chęci wyrażenia ewidentnie coraz bardziej gotujących się w niej emocji.
Jednak jedyną odpowiedzią, jaką udało jej się uzyskać, był brutalny trzask balkonowych drzwi.