
To naprawdę nietypowe
"Enid, poczekaj." Wednesday odparła lekko zdziwiona nie tyle gwałtowną reakcją wilkołaczki wybiegającej właśnie na balkon, która w jej przypadku była jak najbardziej normą, a raczej brakiem chęci wyrażenia ewidentnie gotujących się w niej emocji.
Boleśnie kolorowa dziewczyna wparowała kilka godzin wcześniej do ich wspólnego pokoju, rzucając się od razu na — znienawidzone całym czarnym sercem Wednesday — jaskrawe łóżko.
Wednesday czekała. Wiedziała, że agresywna słowna burza zaraz nadejdzie, nie było więc sensu fatygować się na stronę Enid. Nastolatka po chwili zastanowienia wróciła więc ze spokojem do pisania. Kolejny rozdział jej nowej książki był na tyle absorbujący, że Wednesday szybko zatraciła poczucie czasu — ze skupienia wyrwało ją dopiero namolne postukiwanie w lewe ramię.
Dziewczyna odwróciła się powoli, choć w głębi serca chciała to zrobić o wiele szybciej.
Za nią nie czekała jednak zazwyczaj wypatrująca uwagi Enid. Zamiast tego na jej ramieniu dostojnie — jak na bezcielesną dłoń przystało — spoczywał Thing. Ten szybko wskazał na jej współlokatorkę, znowu na nią, znów na drugą stronę pokoju i znowu na Wednesday.
Nastolatka przewróciła oczami, ciężko westchnęła i ruszyła w kierunku kolorowej otchłani.
"Enid." Wednesday odchrząknęła, krzywiąc się lekko na atakujący jej zmysły i emanujący nieposkromionym światłem obraz bólu i rozpaczy, jaki się przed nią znajdował. Enid leżała z twarzą zagłębioną w jednej ze swoich kolorowych poduszek.
Co ciekawe dziewczyna wcale nie drzemała, jak zakładała mroczna nastolatka. Po prostu leżała — bez głośnego słuchania muzyki, bez klikania w to diabelskie urządzenie, którym Wednesday gardziła każdym skrawkiem siebie, bez zagadywania swojej współlokatorki, bez rozmyślania na głos i bez chęci plotkowania na interesujące ją tematy, czyli według Wednesday na tematy skupiające się na wszystkim. A co skupia się na wszystkim, jest o niczym — z kolei z tym stwierdzeniem nie zgadzała się wilkołaczka.
Myśl o nieskończonych kombinacjach wątków do rozmów kreujących się w każdej sekundzie w głowie Enid, przyprawiała Wednesday o solidny, satysfakcjonujący ból głowy.
Wracając jednak do spraw bieżących... Enid wciąż nie odpowiedziała jakże różniącej się od niej współlokatorce. Interesujące.
"Enid, wiem, że nie śpisz."
"Twoje zdolności obserwacyjne wciąż mnie zadziwiają, Wens." Z zamyślenia wyrwał ją przygłuszony poduszką mrukliwy głos Enid. Hm, nie do końca spodziewana reakcja. Enid i sarkazm to rzadkie połączenie. Wednesday musiała jednak przyznać, że ciekawiły ją te momenty, kiedy wilkołaczka przestawała się pilnować, opuszczała gardę i do swojej codziennej nieznośnej dawki słodyczy dodawała te jakże smaczne gorzkie elementy.
"Jeśli chcesz zachowywać się jak dziecko, zachowuj się tak dalej." Wednesday odwróciła się na pięcie i z ociąganiem wróciła do swojego czarnego, mrocznego i pozwalającego jej w końcu odetchnąć bez większego bólu kąta. Była pewna, że zaraz usłyszy Enid.
Nie usłyszała.
Po pokoju na poddaszu krążyła tylko przykurzona cisza.
W końcu Wendesday nie wytrzymała, za co odpowiedzialna była oczywiście jej wewnętrzna ciekawość wynikająca z zamiłowania do detektywistycznych tropów i po raz kolejny odwróciła się w stronę Enid. Jej — uh, prawdopodobnie powinna ją określać już od dłuższego czasu przyjaciółką — współlokatorka wciąż leżała w niezmienionej pozycji.
To naprawdę nietypowe.
Wednesday zdecydowała się na fizyczną ingerencję. Wybudzi Enid z tego dziwacznego zimowego snu, przywracając ją do natarczywej normy. Odchrząknęła i ruszyła w stronę nie do końca zrównoważonej dziewczyny, zatrzymując się dopiero przy samej krawędzi jej łóżka. Nadal zero jakiejkolwiek reakcji ze strony Enid. Ta niezmiennie po prostu leżała, oddychając w... poirytowanym, nierównym rytmie.
Wednesday kiwnęła do siebie, jakby potwierdzając rozpoczęcie akcji i dotknęła ramion Enid, gwałtownie nimi potrząsając. Nastolatka momentalnie podskoczyła, w końcu odsłaniając tak długo skrywaną twarz (Wednesday nie wiedziała dlaczego, ale to właśnie ta obrzydliwa poduszka zakrywająca oblicze jej współlokatorki irytowała ją w całym tym zdarzeniu najbardziej).
"Czego chcesz, Wednesday?!" Enid siedziała teraz na swoim łóżku, wciąż ściskając w rękach — w tym momencie — największego rywala Wednesday. Była wyraźnie zdenerwowana. Pytanie tylko, czym? Niecodzienną ingerencją jej przyjaciółki, a może zdarzeniem, które stanowiło przyczynę nietypowego zachowania Enid?
"Dziwnie się zachowujesz."
"I?"
Wednesday milczała. Co dalej? Przedstawicielka rodu Addamsów nie była wprawiona w społecznych interakcjach. To Enid w nich przodowała. Jednak to również Enid z jakiegoś powodu zdecydowała, że zignoruje swoje — rozwinięte prawdopodobnie już do bolesnego maksimum — umiejętności. A co jeśli je zatraciła? Ta myśl wywołała niechciany dyskomfort i dziwny uścisk w klatce piersiowej Wednesday.
Trzeba działać. I to szybko.
"Czy... Coś się stało?" Wednesday z trudem wydobyła z siebie słowa, górując nad przytulającą się z poduszką Enid.
Wilkołaczka w końcu podniosła wzrok i... Nie było to coś, czego Wednesday mogła się spodziewać. Zamiast odrzucającego zasmarkanego i załzawionego, choć na swój sposób jedynego w swoim rodzaju oblicza, Wednesday spoglądała w wyzywające ją do jakiejś niemej, niejasnej jeszcze dla niej walki, oczy Enid. Dziewczyna była zła. I to bardzo.
"Nie." Enid, oczywiście, skłamała. Lakoniczne nieprzystające do wilkołaczki odpowiedzi zaczęły irytować Wednesday. W dodatku jej blondwłosa współlokatorka rzadko kiedy decydowała się na kłamstwo, bo jak z — rozbrajającym niektórych — uśmiechem twierdziła "Czuje się, jakbym nie była wtedy sobą, tylko kimś innym i się gubię, bo nie wiem, gdzie jest granica pomiędzy mną a mną, która nie jest mną, wiesz? Nie lubię tego." Kończyła kategorycznie, trzęsąc głową, jakby w usilnych staraniach wyrzucenia ze swojego umysłu jadowitego węża, podszeptującego jej łatwiejszą i krótszą drogę napiętnowaną kłamstwem.
I wciąż się przy tym ciepło uśmiechała. Uśmiechała się i uśmiechała, aż Wednesday w końcu musiała stanowczo mrugnąć, bo od intensywnej szczerości, a zarazem prostoty tego uśmiechu zaczęły ją boleć oczy.
Enid naprawdę nie lubiła kłamać. To jeszcze bardziej zdezorientowało Wednesday, rysując na jej czole drobną zmarszczkę.
"Enid. Wiem, kiedy kłamiesz."
"Nie kłamię. Daj mi spokój, Wednesday." Odparła z pogłębiającym się grymasem, uciekając spojrzeniem od ciemnych, wpatrujących się w nią przenikliwie oczu.
"Nie."
Enid westchnęła, prawdopodobnie próbując uspokoić narastającą w niej agresję. "Dobrze. Rób sobie, co chcesz." Mruknęła, po czy wróciła do swojej wcześniejszej pozycji, chowając poirytowaną twarz przed Wednesday w — a jakże — tej plugawej, paskudnej i parszywej poduszce, która, choć to musiał być zdecydowanie majak, zdawała się teraz wpatrywać w ponurą dziewczynę z triumfującym uśmiechem.
Wednesday mrugnęła. Raz. Drugi. Kolejna reakcja, której się nie spodziewała. Cóż, ciężkie czasy wymagają ciężkich decyzji. Mroczna nastolatka zacisnęła szczękę, przygotowując się na to, co ma nadejść, ostatni raz mrugnęła i siadła na łóżku Enid, delikatnie nadziewając się na podkulone nogi dziewczyny. Na tyle jednak stanowczo, aby ta zorientowała się, że w jej przestrzeni doszło do jakiegoś nieoczekiwanego, nowego ruchu.