
Zasłyszane
Sam wpadł do pokoju, kuląc się ze śmiechu. Keith, mimo że nawykł już do irracjonalnych zachowań innych ludzi, poczuł się nieco... zaskoczony. Tak, zaskoczony to dobre słowo, uznał po chwili analizy.
— Nie uwierzysz, jaką plotkę o tobie usłyszałem — wykrztusił wreszcie Sam, nadal chichocząc.
Anyan uniósł brwi, po trosze przyzwalająco, po trosze pytająco.
— Że niby jesteśmy, ja i ty, razem, rozumiesz? W związku. Romantycznym, znaczy — dopowiedział po sekundzie przyjaciel. — Że niby dlatego tak nie zważasz na te wszystkie zakochane w tobie dziewczyny...
Keith zastygł, teraz naprawdę zdumiony. Sam jego zastygnięcie zinterpretował oczywiście po swojemu. Znaczy całkiem nielogicznie.
— Do diabła, Keith ty chyba nie... Znaczy, jeśli tak, to nie problem, ja po prostu nie myślałem, nie chciałem cię urazić...
— Ja nie — odparł Anyan. — W ogóle nie. Rozumiem oczywiście konieczność rozrodu i popędu płciowego oraz obowiązki spoczywające w tym względzie na każdym członku społeczeństwa, zamierzam je spełnić, ale nie pociągają mnie one szczególnie. To znaczy, nie bardziej niż inne — zapewnił szybko. — Nie jest tak, że się brzydzę powinnościami, jak jacyś indywidualistyczni, egoistyczni, niszczący wspólnotę reakcjoniści.
Sam się wyraźnie odprężył. Machnął ręką.
— Jasne, jasne. Nie musisz mi tutaj dawać wykładu — mruknął, opadając na tapczan, i sięgnął po podręcznik.
Keith, w ramach nauki ludzkich nieuczciwych reakcji nie poinformował znajomego, że ten właśnie się oddaje gnuśności, bo czytać równie dobrze może przy biurku. Za to ponownie przemyślał poprzednią wymianę zdań. Jego wizerunek powinien być nieskalany. Czy jednak romans z kolegą liczyłby się jako skalanie? Cóż, byłby z oczywistych względów niepłodny, więc niby tak, ale przecież samo współżycie z jedną osobą nie uniemożliwiało kontaktów płciowych z drugą, wszelkie mity dotyczące osłabiania jakości spermy przez częste uprawienie seksu już dawno obalono...
Ale było coś jeszcze.
— Te wszystkie zakochane we mnie dziewczyny? — powtórzył na głos, starannie modulując pytającą intonację.
Sam uniósł wzrok znad książki.
— No pewnie. Praktycznie wszystkie roczniki się w tobie kochają. Nawet te starsze — westchnął z rozmarzeniem, po czym, dojrzawszy minę przyjaciela, jęknął: — Stary, ty niby naprawdę nic nie wiedziałeś? Nic nie zauważyłeś?
Anyan pokręcił głową. Drugi z chłopaków teatralnie palnął się w czoło, powoli zsunął dłoń wzdłuż twarzy i wreszcie walnął nosem w rozłożony podręcznik. Keith wszystko to przeczekał spokojnie. Nie do końca rozumiał, po co ludziom tak oczywiście przesadne – fałszywe – sposoby okazywania emocji, ale akceptował reguły tego społecznego spektaklu. Przynajmniej w przypadku Sama.
— Jak na takiego wielkiego geniusza — ogłaszał właśnie rzeczony, głosem zduszonym przez książkę oraz poduszkę — to ty czasem jesteś strasznie, niesamowicie, oszałamiająco głupi.