
Ręczniczek
Tonks, świeżo upieczona młodsza auror, siedziała w damskiej toalecie, zalewając się łzami. Z powodu przypadkowo podsłuchanej rozmowy! Przypadkowo podsłuchanej w toalecie, ze wszystkich możliwych miejsc!
— Jakim cudem takie beztalencie dostało posadę w Ministerstwie? Tylu lepszych kandydatów odrzucono, pamiętasz Aureliusza? Miał doskonałe wyniki w sprawdzianach fizycznych, a w końcu bycie aurorem to raczej praktyka, nie teoria!
Drugi głos – Violet Geerns, córka urzędnika wysokiego szczebla, zawsze świetnie poinformowana – parsknął śmiechem, wyjaśniając:
— Ona jest przecież z Blacków, tych Blacków, wydziedziczyli jej matkę za małżeństwo z mugolem, ale to nadal ich krew... Przyjęcie siostrzenicy Bellatriks do pracy w Ministerstwie – jako aurorki do tego! – to symbol, gest polityczny. Dowód jedności świata czarodziejskiego, pokazanie, że Śmierciożercy i ich poglądy to tylko aberracja, nawet wśród starych rodów. No, Minister potrzebuje też uciszyć plotki o dyskryminacji tychże rodów – wiesz, że Malfoyowie codziennie fiukają z pretensjami?
— Ja? Skądże, mnie nikt o niczym nie mówi — westchnęła z żalem Julia Cregwick, pierwszy głos. — Wiem tylko, że Narcyza miała niesamowitą szatę na ostatnim balu! Widziałaś zdjęcia?
Dziewczyny porzuciły politykę na dobre, skupione na modzie, po chwili wyszły. Za to Tonks została, czując, jak łzy lecą jej ciurkiem po twarzy, rozmazując staranny makijaż (jej pierwsze tygodnie w pracy!).
Jednak po minucie czy dwóch stanowczo, wierzchem dłoni, otarła oczy, dumnie uniosła podbródek. Przyjęli ją tylko ze względu na politykę? Pokaże im, że jej nie docenili. Sądzili, że jest z Blacków? Pokaże im wszystko, czego nauczył ją ojciec. Wyrzucili kogoś zdolniejszego, by znaleźć jej stanowisko? Będzie aurorem dość dobrym, by to wynagrodzić – Aureliuszowi i innym.