
Niedowiarstwo (niekiedy) popłaca
— Śmierć nie istnieje jako osobny byt, to tylko głupie przesądy. A już z całą pewnością nie mówi.
— DOPRAWDY? A CO JA WŁAŚNIE ROBIĘ? — zainteresował się Śmierć.
Sherlock wzruszył ramionami.
— Mówisz. Czyli nie jesteś śmiercią.
— UDOWODNIJ — odparł byt nadnaturalny, rozbawiony spokojem i pewnością siebie, bijącą z młodego Holmesa. — PRZEKONANIA RELIGIJNE BĄDŹ IDEOLOGICZNE NIE LICZĄ SIĘ JAKO DOWODY.
Chłopak się zamyślił.
— Śmierć jest... cóż, zakończeniem życia. Stanem. Końcem stanów. Faktem. Fakty nie potrzebują jeszcze swoich personifikacji, wymyślają je głupi ludzie, by czuć się lepiej.
— TO NICZYM NIEUZASADNIONA WIARA — zauważył Śmierć. — JAK CIĄG PRZYCZYNOWO-SKUTKOWY. KIEDY SIĘ JUŻ UDUSISZ WŁASNYMI WYMIOCINAMI I PÓJDZIESZ ZE MNĄ, TO POROZMAWIASZ SOBIE O TYM Z HUME'EM.
Zabawne, ale do Sherlocka dopiero teraz dotarło, że wziął całkiem sporo całkiem nielegalnych substancji o działaniu narkotycznym. Substancji całkiem niepewnego pochodzenia.
— A — stwierdził domyślnie — czyli umieram albo jestem w ciężkim stanie i mam halucynacje. To wszystko tłumaczy. Kim był Hume? Jakaś nieważna wiedza, którą skasowałem, ale która została w mojej podświadomości?
Byt westchnął ciężko.
— NIEWAŻNE. NIE JESTEM CZĘŚCIĄ TWOJEJ PODŚWIADOMOŚCI. JESTEM... ZRESZTĄ, NIEISTOTNE. NIE JESTEM TU, BY SIĘ KŁÓCIĆ. MAM ROBOTĘ DO WYKONANIA, JESTEM JUŻ NIECO SPÓŹNIONY, A...
— Wcale nie — oparł Sherlock, wchodząc w swój tryb analizy. — Widać, że kłamiesz, nawet pod tym kapturem, mowa ciała i ruch kosy cię zdradzają. Nie masz oczekujących zobowiązań zawodowych, ale jakieś... jakieś masz? Rodzina, tak? Oczywiście, że rodzina, znowu zdradziła cię kosa – pewnie masz jakieś problemy z żoną – nie, z dziećmi, z córką konkretniej, może wkurza cię jej chłopak – bingo, prawda? Machasz tym ostrzem jak cepem, to dziecinnie proste, myślałby kto, że halucynacja mojego własnego umysłu będzie trudniejsza do rozczytania, co za rozczarowanie...
— ZAMKNIJ SIĘ I UMIERAJ! — warknął zirytowany Śmierć.
Holmes uparcie żył, a nawet gadał. Coś o znudzeniu rutynową pracą, poszukiwaniu adrenaliny, użeraniu się z petentami – byt musiał przyznać, że diagnoza nawet się zgadzała.
— DOBRA — westchnął w końcu — CO MAM ZROBIĆ, BY ZMIENIĆ MOJE NUDNE, GŁUPIE ŻYCIE?
Mężczyzna wyglądał na nieco zaskoczonego.
— Nigdy nie myślałem, że rozmowy na haju z moją podświadomością okażą się tak... bezpośrednie. Że niby mam zmienić swoje – nasze – życie, tak? Dobra, co by tutaj... myślałem o pomaganiu policji. Jako konsultant. Nie byłem pewien, ale to się wydaje potencjalnie ciekawe i może przynieść choć trochę ekscytacji, aczkolwiek pewnie też się mi znudzi za chwilę, wszystko zawsze się mi nudzi...
— A JA — spytał zdumiony byt nadprzyrodzony — MAM NIBY CO, PATRZEĆ?
— Cóż, można tak to ująć, moje drogie id. Powinno być mniej nudno. Zobaczymy.
Śmierć wahał się przez moment. Pomysł sprawiał wrażenie wariackiego, ale kto wie? Ten człowiek był dziwny. Może obserwowanie go faktycznie pomoże w oderwaniu się od codziennych spraw? A i pracy przy detektywie-konsultancie powinno być sporo, nazwa profesji obiecywała trupy. Byt zgodził się więc – to stworzenie raczej już nie umrze, kryzys minął, jego brat i lekarze się o to postarali – przecież nic na układzie nie tracił.
Czy raczej: sądził, że nie traci, bo człowiek spojrzał na niego szelmowsko, po czym rzucił:
— Och. Ale w takim razie wisisz mi przysługę, nie?