
Marcowanie
Kot był dramatem (i świadkiem dramatu, zwanego mordem). Długa sierść, głośne miauczenie, ostre pazurki oraz upodobanie do sherlockowych loków, które w połączeniu z cechą trzecią skutkowało podrapanym po obojczykach i przedramionach Sherlockiem.
Holmes chciał zwierzaka uśpić, jednak próby podetknięcia mu znienacka pod nos ściereczki nasączonej anestetykiem kończyły się klęską. Przekupienie stworzenia też nie wchodziło w grę; zjadało, co mu dano, po czym spokojnie ponownie właziło na detektywa. Zabawki w konkurencji z włosami Sherlocka odpadały w przedbiegach.
— Co robią koty? — spytał wreszcie marudnie Holmes Johna, skapitulowawszy i uznawszy, że jednak skasował jakąś istotną informację.
— Łowią myszy — odparł nieuważnie niepodrapany, całkowicie ignorowany Watson.
Detektyw się zerwał i wybiegł z domu. Kot zamiauczał wściekle. Jego złość trwała ledwie parę minut: Sherlock wrócił, niosąc całą klatkę gryzoni.
— Były w sklepie zoologicznym — rzucił doktorowi. — Powiedziałem, że to dla węża. Sprzedali na wagę.
Kocisko zaś, całkowicie pochłonięte próbami dostania się do klatki, straciło wszelkie zainteresowanie Holmesem.