
Złośliwki
— To miłe, ale i zabawne — zauważyła Luna na jednym ze zjazdów Zakonu Feniksa — jak teraz wszyscy mnie lubią. Wprost uwielbiają wszystko, co robię czy mówię. Najwyraźniej populacja złośliwek w Wielkiej Brytanii bardzo zmalała.
Obecni zamrugali i zapomnieli. Jedynie Andromeda podeszła potem do Luny, dziwnie melancholijna.
— Wiesz — szepnęła — do pewnych ludzi złośliwek lgną. Moja córka miała w dzieciństwie problemy z kolegami; zawsze nabijali się z jej niekontrolowanych zmian wyglądu, przezywali, przebierali, chowali rzeczy... Pewnie się bali.
Dziewczyna potaknęła.
— A potem moja mała została aurorem — dodała gorzko kobieta. — Wysyłali ją na najbardziej niebezpieczne misje szpiegowskie. W sam środek zagrożenia, by szybko się wmieszała w tłum, przybrała odpowiednią postać, opanowała sytuację. Nagle się stała niezastąpiona. I widzisz, złośliwki opuściły jej otoczenie. Wszyscy ją nagle lubili i wprost uwielbiali te jej metamorfozy.
— Myśli pani, że przygarnęłam ich gniazdo po tym, jak opuściły Tonks? — spytała Luna. — To dobrze; w końcu one też muszą gdzieś mieszkać.