Jak zaakceptować znajomych syna

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Jak zaakceptować znajomych syna
author
Summary
Mamy rok 2018. Harry jest już szczęśliwym 38-latkiem, posiadającym piękną żonę i trójkę wspaniałych dzieci. Jednak jak to w jego życiu bywa, taka sielanka nie może trwać zbyt długo. By było jeszcze ciekawiej, Harry ląduje w roku 1976. Musi stawić czoła Huncwotom, przyszłym Śmerciożercom, Severus'owi Snape'owi, a to wszystko w wątłym ciele 15-latka. Aha. Czy wspominałam, że wraz z nim trafia tam Draco Malfoy?
All Chapters Forward

Chapter 52

Minął tydzień od zawstydzającego zawiśnięcia na ścianie Wielkiej Sali, a strach przed powtórzeniem tego traumatycznego wydarzenia został wyparty na rzecz zemsty. Ślizgoni i Gryfoni mogli się różnić jak dzień i noc, ale oba gatunki były niezwykle dumnymi stworzeniami. Więc po tygodniu paranoicznym obserwowaniu pleców i przesadzonej próbie zachowywania się normalnie wokół Harry’ego, jak nigdy cała dziesiątka zgodziła się, że nadszedł czas na zemstę. Do owego wniosku wbrew oczekiwaniom nie było im trudno dojść, a nawet przełknięcie faktu, że obie ledwie tolerujące się grupy w czymś się zgadzają, nie zajęło im więcej niż dwa dni. Potem nadszedł czas na planowanie. Dość sprawnie poszło im ustalenie miejsca i daty spotkania. Trochę mniej próba wymknięcia się Harry’emu, ale koniec końców cała dziesiątka trafiła do Pokoju Życzeń na czas.

I to właśnie wtedy zaczęły się problemy.

Ponieważ okazało się, że chociaż ich ostatnie żarty były wspaniałe, a dzięki ich połączonym umiejętnością mogli robić psikusy, o jakich nie śniło im się, gdyby pracowali samodzielnie, tak następował problem w komunikacji, gdy nie było tam Harry’ego, który by im pośredniczył.

Na początku miejsce łącznika próbowała zająć Lily. Chociaż prawdopodobnie jako jedyna była tutaj całkowicie rozsądna, tak według części Ślizgonów miała ona trzy zasadnicze wady.

Po pierwsze: była kobietą, co nie spodobało się młodszemu Blackowi (Mogę być tu najmłodszy, ale nie upadłem na tyle nisko, by słuchać kobiety!). Oczywiście, wynikła z tego kłótnia, którą udało się w końcu ugasić Remusowi (Jestem pewien, że twoja matka, Regulusie, będzie zachwycona tą wiadomością).

Po drugie: była Gryfonką, z czym z kolei miał problem Draco (Jakby pomysły Gryfokretynów były cokolwiek warte). Konflikt ponownie został rozwiązany przez Remusa, który przypomniał wszystkim zgromadzonym, że jeżeli plotki są prawdziwe, to w przyszłości Harry również był Gryfonem.

Po trzecie: była szlamą, czego strawić nie mogli bracia Lestrange (Zamknij się, szlamo!). Nie trzeba chyba mówić, że po tym zdaniu ponownie wybuchła kłótnia, chociaż tym razem po stronie Gryfonów opowiedział się również Severus, a Regulus i Draco rozsądnie zachowali milczenie. Oczywiście, Remus ponownie znalazł się w roli rozjemcy. Uśmiechając się uroczo, świecąc kwiatami, sercami i innymi słodkościami w całej swojej sweterkowej chwale wypowiedział jedno zdanie, które skutecznie powstrzymało wszelkie argumenty (Jeśli jeszcze raz usłyszę to słowo z waszych ust, w czasie następnej pełni rozszarpię wam gardła zębami).

Niecałą minutę później Remus Lupin został mianowany wicepośrednikiem Buntowników i nawet Syriusz oraz James nie mieli śmiałości zrobić czegoś, co by go chociaż trochę zirytowało.

---

Chociaż ich problemy z komunikacją zostały rozwiązane, a każdy konflikt umierał w zarodku, gdy Remus szóstym zmysłem wyczuwając każdą złośliwość, którą chcieli powiedzieć, posyłał im promienny uśmiech, tak nawet godzinę później nie wymyślili adekwatnej zemsty dla jednego Harry’ego Pottera. Wszystkie standardowe zagrywki zostały odrzucone już na początku, stwierdzając, że była to zemsta niewystarczająca, a każdy “wielki” żart był podejmowany z pewną dozą niepewności i obawą przed zemstą Harry’ego. Dostawali dreszczy na samą myśli, co mógłby dla nich zgotować. Wystarczyło zobaczyć, co zrobił Voldemortowi! Nie. Sami nie chcieli trafić na jego złą listę. Ale jednak z zemsty zrezygnować nie potrafili.

Główkowali tak przez kolejne pół godziny, wymieniając się pomysłami, ale nie wyglądało na to, by w końcu mieli wymyślić Zemstę Idealną. I tak. To zasługiwało na wielkie litery.

- A gdyby tak… - zaczęła Lily, mając na twarzy wyraz oświecenia, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się i do pomieszczenia zawitała najmniej pożądana osoba.

- A wy co tak spiskujecie beze mnie? - zapytał Harry, opadając na nowo powstały fotel. - Planujecie się zemścić, czy coś? - rzucił z rozbawieniem, ani przez chwilę nie myśląc, że mogła to być prawda. Jak dla niego cała sytuacja została załatwiona. Buntownicy go unikali, ukarał ich i wszystko wróciło do normy. Nie zauważył, że reszta ekipy drastycznie zbladła, a ich miny zamarzły.

- C-co? - wyjąkał Syriusz, mężnie utrzymując przyjemny uśmiech na ustach, chociaż czuł, jak po jego skroni spływa kropla potu. - No co ty. Tak sobie tylko… gadamy. - Reszta gwałtownie pokiwała głowami, całkowicie się z nim zgadzając.

- To super. Bo nie chciałbym ponownie zawieszać was na ścianie Wielkiej Sali - powiedział ze śmiechem Harry. Buntownicy zaśmiali się tylko niezręcznie i z ulgą przyjęli zmianę tematu. Nawet jeśli tą zmianą był plan kolejnej wyprawy do kryjówki Wężogębego.

- Jasne, spokojnie ogłuszymy i zwiążemy Voldemorta. Nie ma z tym żadnego problemu. Bułka z masłem.

---

Kolejne spotkanie zgromadzenia Zemsty Idealnej odbyło się tydzień później i trwało niecałe pięć minut. Rada dziesięciu jednogłośnie zdecydowała o zaprzestaniu misji polegającej na zadośćuczynieniu Harry’emu za zawstydzenie ich. Wicepośrednik ogłosił wynik, podbił wiążącą umowę o niewspominaniu o tym przedsięwzięciu i rozwiązał zgromadzenie Zemsty Idealnej ze skutkiem natychmiastowym. Następnie zgodnie zdecydowali o przebaczeniu Harry’emu za jego krzywdzące działania i zapomnieniu o całej sprawie. I to całkiem dosłownie, bo przez kolejne dwa tygodnie każdy uczeń został zaciągnięty w odosobnione miejsce i potraktowany Oblivate. Tak więc ostatecznie owe haniebne wydarzenie pamiętali wyłącznie Buntownicy oraz nauczyciele.

I pewien pierwszoroczny Puchon, który wychował się z szóstką starszego rodzeństwa, którzy gdyby nie byli mugolami prawdopodobnie trafiliby do Slytherinu. Dzieciak mógł być płaczliwy, ale doskonale wiedział, jak grać niewiniątko (Zdarzenie w Wielkiej Sali? Nie mam pojęcia, o czym mówisz). Ale to już inna historia.

Forward
Sign in to leave a review.