Jak zaakceptować znajomych syna

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Jak zaakceptować znajomych syna
author
Summary
Mamy rok 2018. Harry jest już szczęśliwym 38-latkiem, posiadającym piękną żonę i trójkę wspaniałych dzieci. Jednak jak to w jego życiu bywa, taka sielanka nie może trwać zbyt długo. By było jeszcze ciekawiej, Harry ląduje w roku 1976. Musi stawić czoła Huncwotom, przyszłym Śmerciożercom, Severus'owi Snape'owi, a to wszystko w wątłym ciele 15-latka. Aha. Czy wspominałam, że wraz z nim trafia tam Draco Malfoy?
All Chapters Forward

Chapter 46

Gdy pełne grozy okrzyki – „Wysłałeś to!”, „Jesteś szalony!”, „Od zawsze wiedziałem, że jesteś głupi, Potter, ale nie wiedziałem, że samobójczy!” – w końcu ucichły, a jego towarzysze zaczęli rozchodzić się do swoich rodzin, Harry coś sobie uświadomił. Mianowicie nie miał żadnego pomysłu, gdzie mógłby spędzić przerwę. Jasne, zawsze mógł iść do Dziurawego Kotła, ale... Wydawało się to dość przygnębiające w czasie świąt. Zresztą miałby stamtąd znacznie ograniczone ruchy.

Cóż, może mógłby zostać z ojcem? Potterowie nie powinni mieć nic przeciwko wnukowi, prawda? Odwrócił się, przeczesując wzrokiem w poszukiwaniu swojego brązowookiego klona...

...tylko po to, by zobaczyć, jak znika właśnie z rodzicami dzięki świstoklikowi.

Cholera.

Zawsze mógł się udać do swojej matki! Kochana Lily nie mogłaby zostawić swojego syna samego w czasie świąt!

Niestety nigdzie nie mógł dojrzeć charakterystycznej burzy ognistych włosów. Prawdopodobnie dawno już przeszła przez portal do mugolskiego świata.

Podwójna cholera.

Na Syriusza i Regulusa nie bardzo mógł liczyć. Co jak co, ale ich matka nie byłaby raczej zadowolona z „brudnej półkrwi bezczeszczącej dom jej ojca”. I to był nawet dokładny cytat! Nie, dziękuję. Już woli żyć w Dziurawym Kotle niż ogłuchnąć od wrzasków Lady Black.

Lestrange’ów nawet nie brał pod uwagę. Prawdopodobnie zginąłby, nim zdążyłby przekroczyć próg ich domu.

Był pewien, że Remus, Peter i Snape – no dobrze, ten ostatni może nie tak bardzo – byliby zachwycani, by móc go gościć, jednak... Tak naprawdę żadnemu z nich nie powodziło się za dobrze i nie chciał się im dodatkowo narzucać.

Więc pozostawał mu już tylko Draco.

Westchnął. Nie był zbyt optymistyczny do tego wyjścia, ale jak przypuszczał, musiałby się tam udać wcześniej czy później.

Zbierając się więc w sobie, przywołał na twarz szeroki uśmiech i pognał za blondynem, który nieubłaganie zbliżał się do dużo młodszego Lucjusza Malfoya i prawdopodobnie swoich dziadków.

- Draco! – zawołał, gdy był już wystarczająco blisko. Blondyn odwrócił się, patrząc na niego z lekkim zaskoczeniem. Harry poczułby się urażony, widząc w szarych oczach podejrzliwość... Ale był ze sobą na tyle szczery, by przyznać, że młody Malfoy miał prawdopodobnie do tego dobre podstawy.

- Co chcesz, Potter? – burknął blondyn, bo może i Złoty Chłopiec nie okazał się taki zły, ale mimo wszystko był on Gryfonem, a oni zawsze powodowali kłopoty. A ten szeroki uśmiech, który posłał mu Chłopiec, Który Przeżył, kiedy zatrzymał się przed nim, nie zrobił nic, by ułagodzić jego nerwy.

- Draco! Największy Ślizgonie moich czasów! Arystokrato z najwyższych...! – O nie... Gdy tylko ta litania pochwał się zaczęła, Draco wiedział, że ma przechlapane. - ...któremu zazdrościć mogą elfy! Światłość mojego...!

- Skończ już z tym, Potter! – przerwał mu blondyn, wyglądając na trochę przerażonego. Harry nie wiedział, czy to ze względu na jego zbliżających się krewnych, którzy zdecydowanie mogli ich usłyszeć, czy na niepokojący kierunek, jaki przybrały jego słowa. Właściwie Harry był mu wdzięczny za przerwanie. Powoli kończyły mu się pomysły i jeszcze chwila, a wyznałby Ślizgonowi dozgonną miłość. – Czego chcesz?

- Mogę u ciebie zostać na parę dni? – zapytał, robiąc najlepszą wersję szczenięcych oczu, które podpatrzył u swojej własnej córki. Na niego zawsze działały, więc miał nadzieję, że Malfoy nie będzie odporniejszy. – Obiecuję, że nawet mnie nie zobaczycie! – zaczął przekonywać, gdy zobaczył sceptyczną minę blondyna. – Potrzebuję po prostu dobrze chronionego miejsca na bazę wypadową! No cóż, przez większość czasu... Muszę także zrobić zadanie domowe, więc przypuszczam, że będę w pobliżu, ale obiecuję, że nawet nie będziesz wiedział kiedy!

- Potter nie sądzę... – zaczął Draco, ale przerwał mu najstarszy Malfoy.

- Ależ skąd, Draco. Z chęcią poznamy twojego kolegę – powiedział, kładąc rękę na ramieniu swojego wnuka. Kierując swoje zimne, szare oczy na Harry’ego, uśmiechnął się, a coś w tym wyrazie niesamowicie przeraziło Pottera. – Nazywam się Abraxas Malfoy i z przyjemnością będę gościł „pogromcę Czarnego Pana” w swoich progach. – Po tych słowach Harry zbladł. Na śmierć zapomniał, że dziadek Draco był w pierwszym wewnętrznym kręgu Voldemorta. A patrząc na jego minę, byłby on zachwycony, mając go pod własną opieką.

Cholera! Zginę! Było jego ostatnią myślą, nim zniknął pociągnięty przez świstoklik.

---

Tak, jak Harry obiecał, był praktycznie niewidoczny dla członków rodziny Malfoy. Można go było zobaczyć czasami na posiłkach, ale przez większość czasu po prostu jadł w przydzielonym mu pokoju, bądź na mieście. Mogło to podchodzić pod złe maniery, ale tak naprawdę podanie swojego gościa na tacy Czarnemu Panu również do tego należało. A Harry mimo wszystko wolał być niegrzeczny, ale żywy.

Dni mijały spokojnie, a Harry wymykał się raz na jakiś czas z posiadłości, by zebrać horkruksy Voldemorta. Był już w posiadaniu pamiętnika (który zwinął już pierwszego dnia, gdy znalazł go na jednej z półek w bibliotece ze wszystkich miejsc. Chociaż jak przypuszczał, gdy chcesz coś schować, ukryj to na widoku), pierścienia (który nie zmienił swojego miejsca, chociaż umieszczona na nim klątwa była bólem w dupie) i diadem, który odebrał chwilę przed odjazdem z Hogwartu. Teraz do uzyskania pozostały mu tylko puchar i medalion. A Harry miał nieprzyjemne przeczucie, że Voldemort miał je w swojej posiadłości.

Na szczęście, będąc taką niesamowitą osobą, jaką był, wymyślił odpowiedni plan ich przejęcia.

Potrzebował tylko pomocy Buntowników, babcinej koszuli nocnej i różowej peruki afro.

No i może jakiegoś awaryjnego świstoklika, by móc szybko dokonać taktycznego odwrotu, gdy Voldemort wybuchnie w eksplozji furii i zniszczenia.

Zapowiadał się ciekawy dzień!

Forward
Sign in to leave a review.