
Chapter 38
Prawdopodobnie nie było normalne to, że Harry cieszył się, rozbierając Śmierciożerców z ich szat.
Prawdopodobnie normalne nie było również to, że z iskrzącymi radością oczami napluł na jednego z nich.
A już na pewno normalne nie było, gdy Harry ubrał na siebie jedną z szat, nałożył maskę i wyszedł z celi – do której zaciągnęli Śmierciożerców – w podskokach i nucąc wesoło pod nosem „Merry Christmas Everyone”.
Nikt jednak nie twierdził, że Harry jest normalny.
Ślizgoni przekonali się o tym w ciągu tych dwóch miesięcy, a i Gryfoni mogli zobaczyć trochę tego szaleństwa. Tak więc żaden z uczniów nie skomentował czynów Harry’ego.
Harry wciąż nucąc, rzucił drugi komplet szat w Malfoya, które ten zręcznie złapał.
- Znasz to miejsce najlepiej z nas wszystkich. Wiesz, gdzie mogą trzymać nasze różdżki? – zapytał, gdy Draco nakładał na siebie maskę i odbierał od Glizdogona różdżkę Śmierciożercy. On i Harry mieli robić za pierwszą linię obrony i ewentualną dywersję.
- Prawdopodobnie w pokoju przy wyjściu z lochów – odpowiedział, marszcząc w zamyśleniu brwi. Nie, żeby ktoś mógł to zobaczyć. – A przynajmniej tam trzymali je w przyszłości – dodał, a zmarszczka na jego czole pogłębiła się. Podróż w czasie była dezorientująca.
Harry skinął głową i odwrócił się do reszty towarzystwa.
- Łapa, Glizdogon. Wy zmienicie się w swoje animagiczne postacie – zakomenderował. Gryfoni nie czekali na dalsze polecenia. Ślizgoni sapnęli, widząc wielkiego, czarnego psa podobnego do ponuraka, który pojawił się w miejscu Blacka. Poruszyli się nerwowo, będąc tak blisko omenu śmierci, nawet jeśli wiedzieli, że jest to tylko Syriusz. Uspokoili się, gdy Łapa usiadł i z wywalonym na wierzchu jęzorem, zaczął energicznie merdać ogonem. Ironia sytuacji nie została nie zauważona, ale każdy ją przemilczał. Peter za to wsunął się do kieszeni szaty Harry’ego. – Wybacz, James, ale twoja postać zwraca zbyt wiele uwagi – zwrócił się do swojego ojca. Starszy Potter tylko skinął głową w zgodzie. – Ogólny plan brzmi tak – zaczął, zwracając na siebie uwagę towarzyszy – odzyskujemy różdżki, wychodzimy poza bariery ochronne i łapiemy Błędnego Rycerza.
- Dlaczego się nie aportujemy? – zapytał Rabastan.
- Pole antydeportacyjne ma większy zasięg niż bariery. Nim zdążymy dojść do ich końca, Śmierciożercy i Czarny Pan dowiedzą się o naszej ucieczce – odpowiedział Draco. Harry pokiwał głową w potwierdzeniu i przeszedł do dalszych wyjaśnień.
- Syriusz i Remus, wy będziecie naszymi uszami i nosami. Ostrzegajcie o każdym zagrożeniu. Ślizgoni wypatrujcie pułapek i innych anomalii w korytarzach. Lily... Hmm... Ty będziesz naszą damą w opałach – powiedział i wyszczerzył się do swojej obrażonej matki. – A James... Najlepiej dołącz do Ślizgonów. Prawdopodobnie wiesz o tym nie mniej od nich. Ja z Draco robimy za eskortę. Wszyscy rozumieją? Świetnie! A więc w drogę!
---
Szło im zaskakująco bezproblemowo. Przeszli już połowę drogi do pokoju z różdżkami i nie natknęli się na żadnego innego Śmierciożercę ani pułapkę. Harry pomyślał, że ucieczka nie będzie jednak tak trudna, jak mu się wcześniej wydawało.
- Dwóch za zakrętem – syknął nagle Remus.
Oczywiście. Harry powinien to przewidzieć.
- Udawajcie przerażonych i nie dziwcie się na nic co powiem! Syriuszu, schowaj się w cieniu! – odsyknął szybko Harry, prostując się i wychodząc na przód grupy. Draco za to odsunął się na sam koniec, kierując różdżkę na „więźniów”.
W ciszy szli przed siebie.
- Worest, Madok – warknął jeden ze Śmierciożerców, którzy wyłonili się zza zakrętu – co to ma znaczyć?
- Czarny Pan chciał ich widzieć – odpowiedział sucho Harry, posyłając sługą Voldemorta wywyższające spojrzenie. Ci wymienili spojrzenia i Potter zobaczył, jak ich ręce powoli kierują się w stronę kieszeni, gdzie najpewniej trzymali różdżki. Cholera.
- A to zabawne – powiedział jeden z nich, patrząc podejrzliwie na grupę. – Właśnie wracam od Czarnego Pana i nic o tym nie słyszałem.
- Nasz Pan nie musi cię o wszystkim informować – odparł pogardliwie Harry, nie dając się zagiąć.
- Nie było ich więcej? – wtrącił się drugi ze Śmierciożerców. Złoty Chłopiec gorączkowo myślał nad odpowiedzią, gdy za jego plecami rozległ się przerażony okrzyk Lily:
- Ponurak! – Dziewczyna ze strachem wypisanym na twarzy wskazywała na coś za plecami sług Voldemorta. Gdy Harry tam spojrzał, zobaczył Syriusza, który wyłaniał się z cieni, warcząc. Śmieciożercy zrobili to samo, odwracając się tym samym plecami do uczniów. Harry natychmiast z tego skorzystał i szybko ich ogłuszył.
- Dobra robota, Łapo, Lily – powiedział, na co pies szczeknął cicho i wesoło zamerdał ogonem, a Gryfonka uśmiechnęła się szeroko. W kilku sprawnych ruchach rozebrali i związali obu mężczyzn, wrzucając ich do najbliższej pustej celi. Snape i James ubrali stroje Śmierciożerców, a w ręce chwycili ich różdżki. Następnie wszyscy ruszyli w dalszą drogę.