Jak zaakceptować znajomych syna

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Jak zaakceptować znajomych syna
author
Summary
Mamy rok 2018. Harry jest już szczęśliwym 38-latkiem, posiadającym piękną żonę i trójkę wspaniałych dzieci. Jednak jak to w jego życiu bywa, taka sielanka nie może trwać zbyt długo. By było jeszcze ciekawiej, Harry ląduje w roku 1976. Musi stawić czoła Huncwotom, przyszłym Śmerciożercom, Severus'owi Snape'owi, a to wszystko w wątłym ciele 15-latka. Aha. Czy wspominałam, że wraz z nim trafia tam Draco Malfoy?
All Chapters Forward

Chapter 37

- Panie! Panie, ja się poddaje! Nie dam rady już dłużej! Proszę, zabierz mnie do Czarnego Pana! Ja mu wszystko powiem! Tylko mnie stąd zabierz! – krzyczał Harry, desperacko przytrzymując się krat. Jego nogi zadrżały, po czym załamały się pod nim, nie mogąc utrzymać jego ciężaru. Jak najbardziej wciskając w kraty twarz, ponowił swoje nawoływania. – To wszystko mnie przerasta! Nie jestem stworzony do przebywania w takich wilgotnych miejscach! Moje włosy się kręcą, a skóra marszczy i sinieje! Musisz mnie stąd zabrać, błagam! Dodatkowo poziom gryfońskiej głupoty i ślizgońskiego tchórzostwa przesiąka moje piękne ciało i deprawuje mój bystry umysł! – lamentował. Mówił, co mu ślina na język przyniesie, byle by skłonić Śmierciożercę do uwolnienia go z celi. – Całe życie byłem rozpieszczany i wnoszony na piedestały! Nie mogę teraz znieść upadku z nich! Moje serce krwa...!

- Zamknij się już! – warknął jeden z pilnujących ich mężczyzn, w końcu podchodząc do drzwi celi. Potter natychmiast zerwał się na równe nogi, wystawiając swoją rękę przez kraty, w próbie dotknięcia strażnika. Śmierciożerca z obrzydzeniem odsunął się od niego.

- Dobry Panie! Uwolnij mnie, błagam! Ja wszystko powiem! Wszystko! – jęczał, coraz bardziej wciskając się w kraty. Odziana na czarno postać, zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem, ale wyraz desperacji malujący się na jego twarzy, musiał go ostatecznie przekonać.

- Odsuń się od wejścia – warknął – i lepiej niczego nie próbuj. – Potter zrobił, jak mu kazano i chwilę później znajdował się na zewnątrz celi. Gdy strażnik ponownie zablokował drzwi, Harry padł na kolana, tuląc się do nóg mężczyzny.

- Dzięki ci, litościwy Panie! Na magię mą przysięgam, że odwdzięczę ci się za wszystko, co dla mnie zrobiłeś! Będę ci to...! – Jego gorączkowe zapewnienia przerwał głuchy dźwięk, po którym nastąpił jęk Śmierciożercy znajdującego się dalej od celi. Harry nie czekał na nic innego. Zrywając się szybko na nogi i korzystając z rozproszenia strażnika, jednym silnym ciosem znokautował go, posyłając na ziemię. W mgnieniu oka wyszarpnął z kieszeni Śmierciożercy różdżkę, dla pewności związując go i ogłuszając. Kawałek dalej Peter robił to samo z drugim strażnikiem.

- Nie mogę uwierzyć, że to zadziałało – powiedział Snape, patrząc z niedowierzaniem na Harry’ego, który z uśmiechem otwierał drzwi od celi.

- A co by mogło pójść nie tak? – zapytał z rozbawieniem, patrząc, jak uczniowie opuszczają niewielkie pomieszczenie.

- Wszystko! – zaoponował Rabastan. – Poczynając od tego, że Śmierciożerca wcale nie musiał cię wypuszczać, wybraniu na drugiego napastnika ze wszystkich ludzi właśnie Pettigrewa, a na nie udanym nokaucie kończąc!

- E tam – zbagatelizował jego zastrzeżenia, dla większego efektu machając lekceważąco ręką. – Dramatyzujesz. Po pierwsze: Śmierciożerca wypuściłby mnie szybciej czy później, choćby tylko po to, by obciąć mi język. Po drugie: wyłącznie Peter potrafi się zmienić w coś wystarczająco małego, by niepostrzeżenie przejść przez szczurzy tunel i zajść drugiego strażnika od tyłu. A po trzecie: byłem szkolony w walce wręcz. Nic nie miało prawa się nie udać – powiedział, zadowolony z siebie. Uśmiech szybko spełzł z jego ust, gdy został potraktowany silnym uderzeniem w każde ramię.

- AŁA! – wrzasnął, patrząc z wyrzutem na Draco i Syriusza. – Co to niby miało być?!

- To za ślizgońskie tchórzostwo – wyjaśnił Malfoy, posyłając mu krzywy uśmieszek.

- I gryfońską głupotę – dokończył Black, z zadowolonym z siebie wyrazem twarzy.

Harry prychnął, ostentacyjnie odwracając od nich wzrok.

- Swoją drogą, nie wiedziałem, że masz taką smykałkę do dramatyzowania – zakpił Malfoy.

- Wzorowałem się na tobie – odpowiedział, posyłając mu przesłodzony uśmieszek. Draco zrobił się czerwony z gniewu, ale nim miał okazję wyrazić swoje oburzenie, Harry kontynuował: - I użyłem tego, o co zawsze oskarżał mnie Snape – wzruszył ramionami. Merlinie, przecież to nie tak, że nigdy nie został posądzony o bycie rozpieszczonym paniczem. Potrafił to wykorzystać.

No i z pewnym zażenowaniem musiał przyznać, że jego starszy syn potrafił się tak zachowywać. Był jego pierwszym dzieckiem. Mógł trochę przesadzić w rozpuszczaniu go.

- To, co teraz? – zapytał Lily, ucinając temat aktorstwa młodszego Pottera. – Może wydostaliśmy się z celi, ale ciągle nie mamy swoich różdżek i pojęcia jak się stąd wydostać.

- Za to mamy jednego w pełni wyszkolonego aurora, byłego szpiega Voldemorta, który zna te korytarze jak własną kieszeń, kilku Ślizgonów z silnym instynktem samozachowawczym, a także najmądrzejszą czarownicę roku. – Harry rozciągnął usta w nikczemnym uśmiechu. – Nie wspominając o wilkołaku i trzech niezarejestrowanych animagach. – Jak przewidział, jego słowa wywołały burzę. James i Syriusz byli wściekli. Peter i Remus przerażeni. Lily zdezorientowana. A teraźniejsi Ślizgoni... Harry nie do końca wiedział jak to zakwalifikować. Wydawali się wystraszeni faktem, że przebywają tak blisko wilkołaka, a z drugiej strony grozili Huncwotom wyjawieniem ich tajemnicy.

Może jednak zbyt szybko ocenił ich instynkt samozachowawczy jako „silny”.

---

Minęło pięć minut, gdy udało mu się wszystkich uspokoić. Teraz każdy z nich wlepiał w niego swoje oczy, wręcz żądając odpowiedzi. Jedynie Draco posyłał mu mściwy uśmieszek. Pewnie wciąż się dąsał za parodiowanie jego zachowania.

- Przyjaźniłem się z Syriuszem i Remusem w moich czasach. Oczywiście, że wiem, że jesteście animagami, a Lunatyk wilkołakiem – zwrócił się wpierw do Huncwotów, przewracając oczami. Nie spodziewał się, że będzie musiał tłumaczyć akurat to.

Żaden z nich nie miał na tyle taktu, by wyglądać chociaż na zakłopotanego swoim głupim pytaniem.

Bezczelni.

- A wy – tym razem popatrzył na Ślizgonów – nie zapominajcie z kim macie do czynienia. Mogą zrobić z waszego życia piekło, a ja nie będę ich powstrzymywał – zagroził.

- Raz Gryfon, na zawsze Gryfon, co Potter? – zakpił Draco. Harry nie był rozbawiony. Posłał blondynowi miażdżące spojrzenie, pod którym ten wydawał się trochę zmieszać.

- To była moja jedyna rodzina, Malfoy. Nie dam ich dręczyć przez coś, co sam wam powiedziałem. Szczególnie że mój plan opiera się głównie na sztuce animagii i czujnym nosie oraz słuchu Remusa. Masz choć jedno z nich? – zapytał. Odpowiedział mu cisza. – Nie? Tak właśnie myślałem. Więc z łaski swojej choć raz przestańcie myśleć o rywalizacji między Domami, bo mamy ważniejsze rzeczy na głowie.

- Harry ma racje – poparła go Lily. – Teraz musimy działać razem. Na wszystko inne przyjdzie czas później. – Reszta w milczeniu na to przystała. – No – zwróciła się tym razem do byłego Gryfona – to, jaki jest plan?

Forward
Sign in to leave a review.