Jak zaakceptować znajomych syna

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Jak zaakceptować znajomych syna
author
Summary
Mamy rok 2018. Harry jest już szczęśliwym 38-latkiem, posiadającym piękną żonę i trójkę wspaniałych dzieci. Jednak jak to w jego życiu bywa, taka sielanka nie może trwać zbyt długo. By było jeszcze ciekawiej, Harry ląduje w roku 1976. Musi stawić czoła Huncwotom, przyszłym Śmerciożercom, Severus'owi Snape'owi, a to wszystko w wątłym ciele 15-latka. Aha. Czy wspominałam, że wraz z nim trafia tam Draco Malfoy?
All Chapters Forward

Chapter 26

 

Od czasu ich Wielkiej Zemsty, jak nazywali to uczniowie, minęły już trzy tygodnie i powoli zbliżało się Halloween. Hogwartczycy żyli teraz wyłącznie balem organizowanym z tej okazji i coraz dziwniejszymi pomysłami na kostiumy. Harry nie wiedział, czym oni wszyscy tak się ekscytowali. Nienawidził bali, odkąd w czwartej klasie musiał na takim zatańczyć, a przebieranie się za różne istoty w świecie gdzie istniały wampiry, uważał za zwyczajnie idiotyczne. Ku jego zniesmaczeniu nikt zdawał się nie podzielać jego uczuć.

Nawet Snape oczekiwał Święta Duchów!

Co prawda, wspominał raz czy dwa, że będzie to doskonała okazja, by przetestować jego nowy eliksir antyalkoholowy, ale nie zmieniało to faktu, że nie mógł się już doczekać tego dnia, przez co Harry mimowolnie czuł się rozczarowany i osamotniony.

Szczególnie że miał teraz dużo poważniejsze rzeczy na głowie.

Mimo że wojna na żarty z Huncwotami skutecznie odciągała jego ponure myśli od tematu wojny, doskonale zdawał sobie sprawę, że w tym czasie ona nadal trwa. A co gorsza, tutaj społeczeństwo czarodziejskiego świata nie miało żadnej nadziei na ratunek, nawet jeśli miałby to być roczny dzieciak. Dlatego, gdy nie miał już lekcji do odrobienia, dowcipów do zrobienia czy odpracowania szlabanu (których udało mu się już trochę nałapać tak samo, jak minusowych punktów), a także udało mu się uwolnić od Malfoya, schodził samotnie do Komnaty Tajemnic bądź rozsiadał się w Pokoju Życzeń i szczegółowo przeglądał wszystkie dostępne informacje na temat działalności Czarnego Pana i jego Śmierciożerców. Porównywał to wszystko z własnymi wiadomościami, jakie posiadał o pierwszej wojnie z Voldemortem, sprawdzając, co się zmieniło, a co pozostało takie samo. Nie pomagało to jednak zbyt wiele, jako że nigdy zbytnio nie interesował się tym tematem, zbyt zajęty próbą przeżycia, gdy uganiał się za nim szaleniec z wężową twarzą. Również to, co wiedział, zdawało się w tym świecie nie wydarzyć. Nie mógł jednak przestać tego robić. Bezsilne patrzenie jak coraz więcej uczniów wychodzi zrozpaczonych z Wielkiej Sali po dostaniu listu informującego o śmierci jakiegoś członka rodziny, zwyczajnie go zabijało. Nie potrafił stanąć z boku, wyłącznie się temu wszystkiemu przyglądając. Machnąć ręką i stwierdzić, że swoją wojnę już przecież przeżył. Nie mógł skazać tych wszystkich ludzi na strach, a w końcu i śmierć z rąk najstraszniejszego czarnoksiężnika wszech czasów.

Hermiona stwierdziłaby pewnie, że odzywa się w nim jego kompleks bohatera, ale on tak tego nie widział. Nie gnał przecież na pomoc każdej zagrożonej istocie. Po prostu uważał, że jak jest w stanie coś zrobić, to jego obowiązkiem jest zrobienie tego.

Tak więc teraz, nie zważając na to, że tutaj nie był Chłopcem-Który-Przyżył, miał się nim dobrowolnie stać, poświęcając swoją prywatność, normalność, a także radość ze spędzania czasu z rodzicami.

Ostatecznie i tak nie pozwolono by mu siedzieć w cieniu i cieszyć się życiem.

Nie, kiedy po Slytherinie rozeszła się plotka, że w przyszłości pokonał Czarnego Pana.

-----

Harry niecierpliwie wpatrywał się w drzwi do Wielkiej Sali, nawet nie próbując ukryć swojego podekscytowania. Siedzący obok niego Draco, a także Snape i bracia Lestrange lepiej sobie z tym radzili, chociaż oni też niespokojnie zezowali w stronę wejścia. Czekali, aż w przejściu pojawią się Huncwoci, by mogli napawać swe oczy skutkami ich ostatniego kawału.

Był to jeden z większych żartów od czasu Wielkiej Zemsty, ale jak to mówią: Oko za oko, ząb za ząb. Gdyby niesforni Gryfoni nie postanowili zmienić ich na cały dzień w chodzące hot dogi, przez co wyglądali jak ci ludzie reklamujący jedzenie, których można często zobaczyć w amerykańskich filmach, nie działoby się teraz to.

Harry właściwie czuł się usprawiedliwiony, mimo że ich kawał miał trwać przez cały weekend.

No ale w końcu oni nie mieli w swoim posiadaniu psiego animaga, który mógłby latać za nimi przez cały czas i włazić pod nogi, by się wywracali.

I gdyby żart Huncwotów nie był skierowany na nich, pewnie by się z niego śmiał, ale w takim wypadku... Cóż. Można powiedzieć, że nie lubił być dłużnym. Żaden z nich nie lubił.

Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem, które jednak zostało zagłuszone przez gwar Wielkiej Sali i w pomieszczeniu w końcu pojawiły się cztery wyczekiwane przez niego osoby. Harry wyszczerzył się, widząc, jak Huncwoci próbują niepostrzeżenie przemknąć się do swojego stołu, a na ich twarzach zakłopotanie mieszało się z bólem.

Oh, zemsta jest taka słodka.

Oczywiście w żaden sposób nie skrzywdzili żadnego z Gryfonów, mimo że Snape, jak i Lestrange’owie podchodzili bardzo entuzjastycznie do tego pomysłu. Koniec końców Potterowi udało przekonać się ich, że to, co on dla nich zaplanował, jest dużo lepsze. Patrząc teraz na pełne satysfakcji i triumfu miny Ślizgonów, mógł powiedzieć, że w końcu to w pełni do nich dotarło.

Gdy cała piątka skończyła już swój obiad, podnieśli się ze swoich miejsc, chcąc udać się do Komnaty lub Pokoju Życzeń, by tam spędzić razem popołudnie. Jednak udało im się dotrzeć jedynie do Wielkiego Holu, gdy od tyłu dobiegły ich wołania. Odwrócili się powoli, patrząc, jak w ich stronę biegną cztery, wściekłe Gryfonki.

- Co to ma, do cholery, być?! – zawołała czarnowłosa, gdy tylko zatrzymały się przed Ślizgonami. Jej twarz wykrzywiona była w gniewnym grymasie, a oczy ciskały błyskawice. Harry nie mógł powstrzymać wpływającego na jego usta uśmiechu.

- Taki język w ustach damy? – zapytał Draco. – Spodziewałem się czegoś innego po czarownicy czystej krwi – zacmokał z dezaprobatą, a Harry zakrztusił się, starając się nie roześmiać.

- Nie kpij sobie Malfoy! – warknęła druga dziewczyna. Jej włosy również były w czarnym kolorze, chociaż dużo bardziej niesforne niż jej koleżanki. Na jej nosie znajdowały się okrągłe okulary. – Wiemy, że to wasza wina! Macie nas w tej chwili odczarować!

- Ale o czym ty mówisz? – zdziwił się Rudolfus. – Jak możesz nas oskarżać o coś takiego!

- Ty głupi Śmiercioż...!

- No już, już. Spokojnie – przerwała swojej przyjaciółce, jasnowłosa dziewczyna. – Tak do niczego nie dojdziemy.

- Ale Lunio! – zawyła Gryfonka, która jako pierwsza odezwała się do Ślizgonów. – Oni zamienili nas w dziewczyny!

- Już nie przesadzaj, Black – zakpił Snape. – Przecież zawsze narzekałeś, że nie potrafisz zrozumieć kobiet. Teraz masz na to idealną okazję. – Uśmiechnął się kpiąco.

- Ty...!

- Syriuszu, opanuj się! – wrzasnął (wrzasnęła?) Remus marszcząc się groźnie w kierunku przyjaciela, który popatrzył na niego wzrokiem zbitego szczeniaka. – Musimy się dowiedzieć jak to odczarować, a obelgami i krzykami niczego nie osiągniemy!

- Ah, dobrze wiedzieć, że w tej waszej żałosnej grupce, ktoś jednak potrafi myśleć – wtrącił się Malfoy.

- Nie bądź dla nich taki surowy, Draco – powiedział z rozbawieniem Harry. – W końcu jak ty byś się czuł, gdyby ktoś zamienił cię w dziewczynę?

- Na pewno nie zacząłbym krzyczeć jak jakaś histeryczka – rzechnął się arogancko blondyn. – Zresztą ja w każdej postaci jestem zachwycający!

- Oczywiście – Potter posłał mu rozbawione spojrzenie. – Szczególnie gdy jest nią fretka, prawda? – Nie mógł się powstrzymać, by tego nie powiedzieć. To po prostu samo cisnęło mu się na usta.

Nim jednak Draco miałby szansę wszem i wobec ogłosić swoje święte oburzenie, do ich rozmowy wtrącił się James.

- Oh, mniejsza o to, że zamienili nas w dziewczyny! – wykrzyknął lekko spanikowanym tonem. – To mogłoby być nawet zabawne! I nie zaprzeczaj, Łapo! Znam cię jak własnego brata!

- Ty nie masz brata – wytknęła mu ostatnia, najniższa z dziewczyn.

- Cicho Peter! – warknął w stronę Glizdogona, po czym ponownie popatrzył na Ślizgonów. W jego oczach malowała się rozpacz. – Ale czy naprawdę musieliście sprawić byśmy... byśmy... – zaciął się, nie mogąc tego powiedzieć. Na szczęście Remus wybawił go z tej kłopotliwej sytuacji.

- Czy – tutaj ściszył głos – okres był naprawdę konieczny?

Harry nie mógł się już dłużej powstrzymywać i wybuchnął gromkim śmiechem, chwytając się za brzuch. Reszta Ślizgonów poszła w jego ślady.

Forward
Sign in to leave a review.