Jak zaakceptować znajomych syna

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Jak zaakceptować znajomych syna
author
Summary
Mamy rok 2018. Harry jest już szczęśliwym 38-latkiem, posiadającym piękną żonę i trójkę wspaniałych dzieci. Jednak jak to w jego życiu bywa, taka sielanka nie może trwać zbyt długo. By było jeszcze ciekawiej, Harry ląduje w roku 1976. Musi stawić czoła Huncwotom, przyszłym Śmerciożercom, Severus'owi Snape'owi, a to wszystko w wątłym ciele 15-latka. Aha. Czy wspominałam, że wraz z nim trafia tam Draco Malfoy?
All Chapters Forward

Chapter 25

Remus uśmiechał się delikatnie, ciepło patrząc na śmiejących się Ślizgonów, Syriusza i Petera, a także na buraczego Jamesa. Czasy były trudne więc taka rozrywka na pewno wszystkim im dobrze zrobi. Harry wybrał doskonały sposób na zemstę. Chociaż dalej ciężko było mu uwierzyć, że jest on synem Rogacza. Co prawda ich fizycznemu podobieństwu ciężko było zaprzeczyć, jako że różnił ich jedynie kolor tęczówek i niewielkie szczegóły w rysach twarzy. Jednak zachowanie młodszego Pottera całkowicie różniło się od jego przyjaciela. Podróżnik w czasie był bardziej cyniczny, mniej arogancki i zdecydowanie bardziej dojrzały niż wskazywałby na to jego wygląd. Oczywiście, Remus wiedział, że tak naprawdę nie ma do czynienia z nastolatkiem, a z dorosłym mężczyzną. Mimo wszystko i tak uważał, że zielonooki czasami zachowywał się bardziej jakby był w wieku Dumbledore’a, a nie jego rodziców. Oczywiście, pomijając jego Huncwocką stronę. Bursztynowym tęczówkom nie umknął także fakt, że Harry jak i Draco byli niezwykle ostrożni nie ważne co by robili. Zdawało się to być działanie podświadome i Lupin mógł tylko się domyślać co takiego przeżyli ci chłopcy, by nawet we względnie bezpiecznych murach Hogwartu zachowywać taką uwagę. Dlatego dzisiejsza zabawa im także się przysłuży.

Jakkolwiek Remus nie miał zamiaru w tym celu wyjawiać swojego najbardziej żenującego sekretu. Istnieją w końcu jakieś granice, prawda?

Ale Lupin był mądry. Nie był Jamesem by próbować karmić ich oprawców jakimś marnym, wstydliwym szczegółem. W ostatecznym rozrachunku tylko zostałby zmuszony do wyjawienia czegoś więcej. Nie. Remus był tym inteligentnym w ich grupie. I chociaż zwykle nie brał zbyt czynnego udziału w ich kawałach, doskonale wiedział jak zachowywać się jak na prawdziwego Huncwota przystało. Jego przyjaciele dowiedzieli się o tym cokolwiek boleśnie. Ale to historia nie na teraz.

- Dobrze, Remusie – powiedział w końcu Harry, wycierając łezkę rozbawienia, która kręciła mu się w kąciku oka. – Jaki jest twój sekret? – zapytał, uśmiechając się do niego wesoło.

To był tem moment. Lunatyk wkracza do akcji.

Etap pierwszy: dezorientacja.

- Jestem wilkołakiem – oświadczył, dalej mając na twarzy ten swój łagodny uśmieszek, jakby przed chwilą wcale nie zrzucił przysłowiowej bomby. Z zainteresowaniem przyglądał się twarzom swoich towarzyszy. James, Syriusz i Peter spoglądali na niego z mieszaniną niedowierzenia, strachu (nie przed nim, o niego), a także znikomej ilości zaciekawienia. O dziwo, na twarzy młodszego Pottera widniał podobny grymas. Draco łączył w sobie zaciekawienie i zaskoczenie, a pozostała trójka Ślizgonów wpatrywała się w niego z przerażeniem, obrzydzeniem i szokiem. Stwierdzając, że to wystarczy roześmiał się, sprawiając, że członkowie domu Slytherina (ci z tego czasu) natychmiast się rozluźnili, biorąc całą sytuację za głupi żart. Reszta zachichotała nerwowo z całej siły starając się nie dać po sobie niczego poznać, co tylko bardziej rozśmieszyło Remusa.

Dobrze. Wszystko szło zgodnie z planem.

- Żałuję, że nie miałem przy sobie aparatu – powiedział, patrząc na wszystkich roześmianymi oczami. – Wasze miny były komiczne.

- Jak bardzo nie byłbym rozbawiony tym przezabawnym żartem – zakpił Snape – to chyba nie myślisz, że to uwolni cię od obowiązku wyjawienia swojego sekretu, Lupin?

Ah. Cały Severus. Lunatyk niczego innego się po nim nie spodziewał.

Czas na etap drugi: wyparcie.

- Ależ, Severusie! Nie możecie mnie do tego zmusić – powiedział głosem, który Harry’emu przypominał ten Hermiony, gdy ta tłumaczyła jemu i Ronowi coś co powinno być dla nich wręcz oczywiste. – W końcu nikt nie powiedział, że mają to być prawdziwe sytuacje. – Zabawne jest to, że on faktycznie mówił szczerze, pomyślał z lekkim rozbawieniem zielonooki. Nie mógł jednak pozwolić, by jego przyszły profesor tak łatwo się wymigał.

- Remusie, prosiłem cię o podanie najbardziej żenującego sekretu z twojego życia. Oczywiście, że musi być to prawdziwe zdarzenie. – Wilkołak westchnął ciężko, ukrywając swój triumfalny uśmieszek. Oni wszyscy grali jak im zagrał. To było wręcz zbyt piękne żeby było prawdziwe! Normalnie czuł się jak władca marionetek! HAHAHHAHA!

Ugh. Chyba przebywał ostatnio zbyt dużo czasu w towarzystwie Syriusza.

Ale nie ważne. Czas na ostatni, trzeci etap: rezygnacja.

- Dobrze, już dobrze – mruknął, udając niezadowolonego. – W te wakacje nachodziła mnie dziewczyna z pobliskiego osiedla, która upierała się bym spędzał z nią jak najwięcej czasu. Argumentowała to tym, że „jesteśmy małżeństwem, a ono musi się trzymać razem”. Musiałem się nieźle nagimnastykować, by spędzić choć chwilę samotnie. Potrafiła mnie znaleźć w każdym miejscu. Nawet na złomowisku w starej lodówce – nie pytajcie. – Wzdrygnął się, przypominając sobie tę sytuację. W pewnym momencie był tak zdesperowany, że nawet wysypisko śmieci wydawało mu się atrakcyjne. Szczęście w nieszczęściu to właśnie wtedy dostał list od Rogacza, który zapraszał go na resztę wakacji do jego posiadłości. Od razu się zgodził, w locie pakując swoje manatki i natychmiastowo chwytając za dołączony świstoklik.

Tylko... Właśnie. Zawsze jest jakiś haczyk. Mógł śmiało powiedzieć, że tamta część wakacji była jedną z najlepszych chwil w jego życiu. Razem z Jamesem, Syriuszem i Peterem grali w Eksplodującego Durnia do późna, zajadając się przy tym słodyczami, rozgrywali mecze quidditcha dwóch na dwóch, a nawet wybierali się do pobliskiego lasu i grali w podchody. Jednak w jeden z ostatnich wieczorów Łapa wpadł na pomysł zagrania w prawda czy wyzwanie.

Naturalnie wszyscy się zgodzili.

Gra toczyła się swoim rytmem. Pytania były coraz bardziej bezpośrednie, a wyzwania z każdą chwilą głupsze. I wtedy padło na pytanie grupowe (które zadawali na przemian zawsze, gdy butelka wskazała między dwie osoby). Na ich nieszczęście była teraz kolej Blacka. A jak wiadomo pierworodny tej starej i szlachetnej rodziny miewał głupie pomysły. Bardzo głupie. Więc pytanie brzmiało: „Czy potrafisz wyobrazić sobie, którąś z naszych matek w sytuacji intymnej?”. A Remus – wciąż dość naiwny mimo towarzystwa, w którym się obracał – na bohatera swojej wizji wybrał Walburgę Black. Jego twarz w jednej chwili zalśniła neonową czerwienią. Było to równoznaczne z odpowiedzeniem na pytanie. I mimo że chłopaki bardzo kreatywnie próbowali z niego wyciągnąć o kim pomyślał, nie dał się. Milczał jak grób.

Szczególnie, że tej samej nocy przyśniło mu się to, co tak bardzo chciał wyrzucić ze swojego umysłu, a rano obudził się z mocno doskwierającą erekcją.

Forward
Sign in to leave a review.