
Chapter 14
- Ekhem – Draco i Harry przenieśli swoje spojrzenia na Rabastan’a, który chrząknięciem spróbował zwrócić na siebie ich uwagę – Jak bardzo ta scenka nie byłaby piękna i urocza, tak chciałbym wam przypomnieć, że ta dziura dalej tam jest. – powiedział, wskazując miejsce, w którym wcześniej znajdowała się umywalka. Potter westchnął, starając się przełknąć zdenerwowanie. Jak bardzo pewnego by nie grał, nie zmieniało to faktu, że tam był dziesięciometrowy bazyliszek, który najchętniej by ich wszystkich pożarł. Co ma być to będzie. Pomyślał ponuro i głęboko odetchnął, patrząc na Ślizgonów.
-Okey. Ja schodzę pierwszy. Droga w dół nie jest zbyt przyjemna, a reszta wcale nie jest lepsza. Dlatego musicie zrozumieć, że to ja chwilowo tutaj rządzę. Wiecie... Znajomość terenu i tym podobne. – powiedział stanowczo, na końcu machając lekceważąco ręką. Mimo wszystko jego towarzysze zdołali pojąć powagę sytuacji, bo, mimo że niechętnie, skinęli głowami w cichym potwierdzeniu.
- Tylko się za bardzo do tego nie przyzwyczajaj, Potter – ostrzegł Draco, a czarnowłosy nie mógł się powstrzymać przed przewróceniem oczami. Gdyby blondyn dłużej był tak miły, to by się jeszcze zaczął zastanawiać, czy ktoś go przypadkiem nie wielosokował.
-Jasne, jasne – mruknął i raz jeszcze nabierając do płuc dużą dawkę świeżego powietrza, skoczył w przepaść. Wylądował na ugiętych nogach, starając się ignorować dziwne chrupotanie pod stopami. Odsunął się kawałek, by nie zostać przygniecionym przez nadchodzącego Ślizgona. Chwilę później cała piątka była na dole. Harry zasyczał zamykając przejście, a następnie szybkim Lumos oświetlił korytarz. Rozejrzał się wokół siebie, stwierdzając, że nic się tu nie zmieniło. Ruszył przed siebie, a za nim podążyła reszta towarzystwa. Szedł starając się uważać na czym staje i maksymalnie wytężając słuch. Ślizgoni podziwiali wzory, przypominające węże, zdobiące ściany, które w nikłym świetle wydobywającym się z ich różdżek, wydawały się poruszać jak żywe. Harry nie wątpił, że to właśnie robiły. W końcu dotarli do wielkich wrót, na których wyżłobione były dwa gady. Gdyby nie był tu już któryś z kolei raz, mógłby pomyśleć, że stoi przed zwykłą ścianą. I tak właśnie zdawali się sądzić Ślizgoni.
- I co teraz, mądralo? – zadrwił Snape – Czyżbyś się zgubił? – Bracia Lestrange zachichotali złośliwie, całkowicie ignorując fakt, że w takim wypadku oni także mieli by przechlapane. Potter po prostu wywrócił oczami.
- Otwórz się – wysyczał. Węże syknęły w odpowiedzi, rozplątując się, a kamienna ściana z jękiem się rozsunęła. Harry z kpiną popatrzył na swoich towarzyszy. – Witajcie w Komnacie Tajemnic - powiedział, dramatycznym gestem wskazując ogromne pomieszczenie.
Sekundę później pojawił się bazyliszek.