
Chapter 7
Reszta posiłku minęła pod znakiem Draco. Blondyn brylował wśród Ślizgonów, pławiąc się ich zainteresowaniem. Odpowiadał na pytania, chociaż – jak zauważył Harry – zwykle podawał ogólne informacje lub zręcznie zmieniał temat. W ten sposób cały Dom dowiedział się ile naprawdę mają lat i z którego pochodzą roku. Dość szybko doszli także do tego, że Draco jest Malfoy’em, jednak dalej nie mogli zgadnąć jakie nazwisko ma czarnowłosy. Jedynie dotąd milczący Snape zdawał się to wiedzieć. A przynajmniej tak sugerowała pogarda, jaką Harry widział w jego oczach, gdy to na niego kierowały się czarne tęczówki. Dlaczego nie podzielił się tym z resztą? Tego Potter nie wiedział, chociaż miał swoje podejrzenia.
Mimo to Ślizgoni co jakiś czas zwracali się do niego różnymi nazwiskami, próbując go zaskoczyć. Harry musiał powstrzymywać śmiech. Nikt nawet nie zbliżył się do poprawnej odpowiedzi. I czarnowłosy nie mógł się nadziwić jak mało spostrzegawczy byli.
Gdy uczta się skończyła, prefekci zaprowadzili ich do dormitoriów. Wybraniec nie zwracał zbytniej uwagi na drogę. Mimo, że był tu tylko raz, doskonale ją zapamiętał.
No i zawsze miał jeszcze Mapę Huncwotów, którą znalazł wraz ze swoją peleryną w swojej szacie.
- Czysta Krew – głos prefekta obudził go z rozmyślań i Harry prawie prychnął, gdy usłyszał jak brzmi hasło. To było takie typowe. Z lekkim rozbawieniem przekroczył próg Pokoju Wspólnego, krótko się po nim rozglądając. Nie zmienił się on za bardzo. Kamienne ściany bez okien, zielone kanapy i fotele. I węże. Wszędzie węże. Potter tylko przewrócił na to oczami.
Jakiś 7roczny wygłosił mowę powitalną, ogłosił panujące zasady i wskazał pierwszakom ich dormitoria. Reszta uczniów rozeszła się do własnych pokoi, by w spokoju się rozpakować. W rezultacie w Pokoju Wspólnym zostali tylko Draco, Harry i dwóch nieznanych im chłopaków. Byli do siebie dość podobni, więc zielonooki zakładał, że byli braćmi.
- Nazywam się Rudolf Lestrange – odezwał się jeden z nich. Miał śniadą karnację, brązowe oczy i tego samego koloru włosy. Potter poczuł jak coś boleśnie zaciska mu się w żołądku. Już wiedział z kim ma do czynienia i wyjątkowo mu się to nie podobało. – A to mój brat, Rabastan Lestrange* – wskazał głową na stojącego obok niego nastolatka. Miał on długie, sięgające ramion, rude włosy, szare oczy, a jego cera była przeraźliwie blada. Był wyraźnie chudszy niż jego brat, jednak nie wyglądał przy tym jak kościotrup. Przedstawiony skinął im głową na powitanie. – Będziemy razem dzielić pokój – kontynuował Rudolf, a czarnowłosy prawie zaczął walić głową w ścianę.
Czy w jego życiu choć raz wszystko może być proste?