
Chapter 2
Harry nie bardzo wiedział, co się tak właściwie wydarzyło. W pewnym momencie szybko zbliżał się na swojej Błyskawicy do ziemi, ścigając znicz, podczas gry w quiddicha z Weasley’ami, by następnie pojawić się na Hogwartowskich błoniach, chwiejąc się i ogólnie czując dość nieproporcjonalnie. Po otrząśnięciu się z dziwnego zamroczenia, naprędce wyczarował lustro, które pokazało mu obraz jego samego, tyle że odmłodzonego o 23 lata.
Właściwie dość szybko przeszedł z tym do porządku dziennego.
Mając za szwagrów Fred’a oraz George’a Weasley, człowiek uczy się dostosowywać.
Gdy tylko obraz bliźniaków przemknął mu przez myśl, jego ciało się rozluźniło, a on sam nawet lekko się uśmiechnął. Był pewien, że to kolejny dowcip braci Gin...
Och. Ginny.
Harry zbladł.
Jego żona go zamorduje.
---
Po opanowaniu chwilowego przerażenia, Harry postanowił w końcu rozeznać się w sytuacji. Odsuwając od siebie myśli o czekającej go konfrontacji ze swoją ukochaną, wolnym krokiem ruszył w stronę wejścia do szkoły. Rozglądał się ciekawsko, nie mogąc przyzwyczaić się do nienaturalnej ciszy panującej na zamkowych korytarzach. Zwykle nawet podczas godziny policyjnej dawało się usłyszeć ciche chrapanie portretów i uspokajający szum magii. W lecie Hogwart wydawał się uśpiony. Jakby karmiony był magią uczniów, a ich brak sprawił, że zamek przeszedł w stan wegetacji, czekając na koniec wakacji, by znowu się przebudzić. Zatracony we własnych myślach i odczuciach, Harry nawet nie zauważył kiedy doszedł pod biuro dyrektora. Uśmiechając się lekko, wzruszył ramionami i zaczął wymieniać nazwy wszystkich sobie znanych słodyczy. Gdy doszedł do „cytrynowych dropsów”, gargulec uskoczył, a on wdrapał się po schodach do gabinetu McGonagall. Zapukał i gdy usłyszał ciche zaproszenie, popchnął drzwi i wkroczył do pomieszczenia.
Komnata nie zmieniła się za bardzo, odkąd ostatnio ją widział. Minevra nie wyrzuciła praktycznie nic co należało do Albusa, jednak uporządkowała wszystko to co w niej zostało. Harry rozejrzał się z ciekawością, stwierdzając w myślach, że jednak ostatnio było tu trochę czyściej. Następnie przeniósł swój wzrok na osobę siedzącą za biurkiem i zamarł. Zamrugał gwałtownie, nie wierząc w to co widział. Gdy obraz się nie zmienił, zbladł.
Dowcip Fred’a i George’a przestawał mu się podobać.
- Ach! Pan Potter! Co pana do mnie sprowadza?! I to w czasie wakacji! Proszę usiąść! Cytrynowego dropsa?
Na wygodnym krześle za biurkiem siedział uśmiechnięty i jak najbardziej żywy Albus Dumbledore.