Obliviate (tłumaczenie)

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Obliviate (tłumaczenie)
Summary
Harry przez całe życie miał pod górkę i przeżywał niemożliwe przeciwności losu: nienawistnych krewnych, ich nagłą decyzję o wyrzuceniu go z domu, a potem lata spędzone na ulicach Londynu.Udoskonalił sztukę przetrwania niemożliwych sytuacji. A jego magiczne moce wcale nie szkodzą jego szansom.A teraz? Możliwość uczęszczania do szkoły wypełnionej innymi magicznymi uczniami? Założenie własnego gangu? Walka z dyrektorami, którzy wydają się go nie lubić i nauka Oklumencji u swojego profesora?Życie jest teraz czadowe.Życie jednak nie jest "czadowe" dla Severusa Snape'a, który widzi małego chłopca pokrytego bliznami i wypełnionego traumą i martwi się o to, jak najlepiej wypełnić swoją przysięgę, by zapewnić chłopcu bezpieczeństwo, gdy wspomniany chłopiec ma talent do wywoływania niepochamowanego chaosu.Witam na roku pierwszym.
All Chapters Forward

Eksplozje

Po ostatnich zajęciach w roku Harry siedział przed kominkiem w pokoju wspólnym z innymi chłopcami ze Slytherinu.

Był tylko trochę rozgoryczony, że wszyscy rozmawiali podekscytowani jutrzejszym spotkaniem z rodzinami. Nie miało znaczenia, że nie miał rodziny, do której mógłby wrócić, ani rodziców, którzy przysłaliby mu prezenty. Nic z tego nie miało znaczenia.

Nie miało.

Był tak skupiony, jak bardzo nic z tego nie miało znaczenia, że prawie przegapił Parkinson podchodzącą do niego.

- To smutne, że niektórzy ludzie nie mają rodzin, do których mogliby wrócić. - Słodki ton Parkinson rozniósł się po pokoju wspólnym.

- Zamknij się Parkinson. - Warknął Ron.

Harry machnął mu ręką.

- W porządku.

- Weasley, może sprawdzisz, czy Potter może wrócić z tobą do domu? Z pewnością twoi rodzice nawet nie zauważyliby jednego dziecka więcej - nawet jeśli nie byłoby ich na nie stać.

Bulstrode roześmiała się jak żałosny sługus, którym była, na tę błahą obelgę Parkinson.

- Pansy, twoja twarz powinna tak wyglądać, czy masz rozmazany makijaż? - Blaise zapytał leniwie, nie rzucając jej nawet spojrzenia znad swojej książki.

Harry pomyślał, że powinien zapamiętać tę obelgę, by użyć jej później, gdy zobaczył, jak czerwona robi się twarz Parkinson.

- Nie sądziłam, że ukłonisz się takiemu brudnemu włóczędze jak Potter. - Pansy splunęła.

Pozostali chłopcy zamarli i spojrzeli na Harry'ego, który poderwał się na nogi, gdy tylko zdał sobie sprawę, jaki prezent mu zaoferowała - cel, na którym mógł w końcu wyładować swoją frustrację.

- No to ma. - Draco wyszeptał.

- Jak mnie nazwałaś? - Harry sarknął na nią. - "Brudny włóczęga"? Co?

Zbliżył się do niej, a oczy wszystkich uczniów w pokoju wspólnym zwróciły się na niego.

Nie widział żadnego z nich. Jego wzrok stał się czerwony i był skupiony na Parkinson.

- Nie przestraszysz mnie! - Harry usłyszał w jej głosie drżenie, które obalało jej twierdzenie. - Nie jesteś wyjątkowy, jesteś tylko małą, przegraną sierotą! - wrzasnęła.

Harry nie mógł ich usłyszeć przez gniewne brzęczenie w uszach, ale Nott szepnął do Rona. "1 galeon, że poleje się krew".

Harry chciał chwycić szaty Parkinson, ale Bulstrode stanęła przed nim i odepchnęła go kilka kroków do tyłu.

- Zostaw ją, ty świrze! - Krzyknęła.

Harry machnął ręką i rzucił ją na ścianę.

- Kurwa, nie dotykaj mnie.

Teraz bez przeszkód podszedł do Parkinson, która kuliła się pod ścianą, o którą ją cisnął.

- Dziwak ze mnie? "Przegrana mała sierota"? Brudny włóczęga? Kto ci to powiedział, co?

Parkinson rozejrzała się gorączkowo po pokoju wspólnym - bez wątpienia szukając kogoś, kto przyszedłby jej z pomocą.

Niestety dla niej, ślizgoni cenili sobie samozachowawczość i wszyscy wyczuwali jad w spojrzeniu Harry'ego. Nikt nie przyszedł w obronie dziewczyny, która powinna wiedzieć lepiej, niż prowokować chłopca, który pokonał Lestrange'a bez różdżki.

- Myślisz, że Blaise mi się kłania? - Wysyczał.

Niech mi się ukłoni. Na kolana. Całując podłogę.

Pokój wspólny wypełnił się sapnięciami i śmiechem, gdy Parkinson padła na kolana, całując podłogę przed Harrym.

- Przestań, Potter! - Krzyknęła, nienawistnie nawet ze swojej zgiętej pozycji. - Przestań!

- Zmuś mnie. - zadrwił z niej. - No dalej, jestem tylko małą sierotą, każ mi przestać.

Roześmiał się, okrutnie i szyderczo, gdy próbowała wyrwać się z pozycji, do której zmusił ją magią.

- No dalej Pansyyy. - Powiedział cicho. - Zrób coś.

Parkinson nie poruszyła się, ale Harry i tak został trafiony klątwą tnącą w ramię przez innego ucznia od tyłu.

Obrócił się, szukając wzrokiem zagrożenia.

Tam. Dołohov.

Starszy chłopak miał wyciągniętą różdżkę, a jego oczy błyszczały gniewem. Harry przypomniał sobie, jak słyszał, że Parkinsonowie i Dołohovowie byli spokrewnieni, ale tylko uśmiechnął się do chłopca.

- Ups. - Westchnął, rzucając Dołohowa na ścianę, gdzie wcześniej znajdowała się Bulstrode. Dziewczyna musiała uciec po uderzeniu w ścianę. Dołohow nie będzie miał tyle szczęścia. Harry kazał swojej magii utrzymać go w miejscu.

- Zaatakowałeś go od tyłu? Chyba wiemy, dlaczego nie jesteś w Gryffindorze, tchórzu! - Draco zadrwił wśród grupy uczniów.

Harry zignorował ich i odwrócił się z powrotem do Parkinson, która teraz otwarcie płakała.

- Daj mi jej różdżkę. - Wyszeptał.

Zakręcił jej różdżką w palcach, pochylając się nad jej twarzą.

- Nie możesz teraz nic zrobić, prawda?

- Je-jesteś dziwadłem! Potworem! - Zaskomlała.

Harry podziwiał jej zdolność do pozostawania tak okrutną, nawet gdy wyraźnie przegrywała walkę.

Właśnie decydował, czy wypróbować błyskawice, czy znów polegać na swoim scyzoryku, kiedy portret się otworzył.

- Co tu się dzieje? - Zawołał profesor Snape, z łatwością prześlizgując się przez uczniów do miejsca, w którym znajdowali się Harry i Parkinson, Bulstrode u jego boku z uśmieszkiem na twarzy.

Oczy Harry'ego zwęziły się zarówno na Snape'a, jak i Bulstrode. Oczywiście, że uciekła, by donieść, była tchórzem. Ale Snape... czy Snape powiedział Parkinson, że Harry mieszka na ulicy? Nie złożył przysięgi, nawet nie obiecał, że nie będzie o tym mówił. Nazwała go "brudnym włóczęgą", co było strasznie specyficzne. Czy ktoś jeszcze wiedział oprócz Snape'a?

- Uwolnij ją, natychmiast. - Rozkazał Harry'emu surowo.

Harry użył do tego różdżki Parkinson, szczerząc się do niej złośliwie.

- Potter, teraz ze mną.

Snape odezwał się lodowatym tonem, kierując się w stronę wejścia.

Harry ruszył za nim, ale odwrócił się do skamlącej dziewczyny siedzącej na podłodze. Miał jeszcze jedną rzecz do zrobienia.

Złamał różdżkę na pół, ignorując jej przerażenie.

- Kto teraz nie jest wyjątkowy? - Szepnął, upuszczając dwa kawałki u jej stóp.

Odwrócił się, by szybko wyjść za profesorem, ignorując spojrzenia współlokatorów.

Nie miało znaczenia, że wyglądali na przerażonych. Lepiej, żeby się bali, niż żeby myśleli, że był łatwym celem.

Oni i tak nie mieli znaczenia.

Nic z tego nie miało znaczenia.

Podążając za Snapem do jego gabinetu, zachowywał spokój, przypominając sobie, że nie miało znaczenia, czy zostanie wydalony. Wiedział, jak czarować bez różdżki i był w tym teraz lepszy.

Dałby radę. A może Susan, Ron i reszta jego gangu napiszą do niego? Czy wolno im będzie?

Byłoby dobrze. Naprawdę. Nie mogliby go uwięzić u Dursleyów, po prostu by odszedł. I nie było nic gorszego niż bycie samemu na ulicy, więc czego tu się bać?

- Do środka. - Profesor Snape otworzył przed nim drzwi i odezwał się ściętym tonem.

Harry przeszedł obok niego, nie dbając nawet o to, czy mężczyzna go uderzył.

Wciąż czuł się niespokojny i zły i pomyślał, że trochę więcej walki może sprawić, że poczuje się lepiej.

- Natychmiast się wytłumacz. - Snape powiedział lodowato.

- Ty się wytłumacz! - Harry krzyknął. - Nic nie zrobiłem Parkinson, zachowywała się jak pieprzona suka i jakoś zauważyłem, że jej tutaj nie przywlokłeś!

- Język, Potter! - Warknął profesor. - Jesteś uczniem, a nie zwykłym ulicznym szczurem!

- NIE NAZYWAJ MNIE TAK! Powiedziałeś jej, prawda? O tym, co widziałeś? Pewnie się śmialiście, co? Biedny Potter, śpiący na chodnikach bez możliwości zdobycia pożywienia, poza pozwoleniem mężczyznom na wykorzystanie jego ciała. - Warknął. - A może nie powiedziałeś im tej części, co? Dlaczego nie profesorze? - Próbował popchnąć Snape'a, mając nadzieję, że sprowokuje go do zamachnięcia się na niego. - Miałeś nadzieję, że będę tak cholernie wdzięczny za twoją pomoc, że ci na to pozwolę? Ale się myliłeś, co?!

- NATYCHMIAST PRZESTAŃ! - Snape ryknął, w końcu wyglądając na rozgniewanego.

- ZMUŚ MNIE! - krzyknął Harry, ponownie popychając profesora i nie przejmując się już konsekwencjami. Czuł się, jakby w jego żyłach płonął ogień i potrzebował sposobu, by go uwolnić.

- Potter, nie dotykaj mnie więcej.

Harry zignorował jego syczące ostrzeżenie i uderzył go kilka razy pięściami w klatkę piersiową.

- DLACZEGO? - krzyknął. - Dlaczego nie? To już nie ma znaczenia, co? Oddaj mi! ODDAJ MI! NO UDERZ!

Snape chwycił go za nadgarstki i przytrzymał je nad resztą ciała. Harry warknął i kopnął go, ledwo będąc w stanie stanąć na palcach z powodu kąta, pod jakim był skrępowany.

- PUŚĆ MNIE! NIE DOTYKAJ MNIE!

Gorączkowo kontynuował kopanie Snape'a, dopóki jego ciało się nie wyczerpało. Zadygotał i pozwolił swojemu ciału bezużytecznie zawisnąć na nadgarstkach.

- Nie obchodzi mnie to. - Wychrypiał, jego głos był szorstki od krzyku. - Rób ze mną, co chcesz. Skończyłem.

Snape gwałtownie puścił jego nadgarstki, upuszczając Harry'ego na ziemię.

- Czy ty naprawdę wierzysz, że położyłbym na tobie rękę, na jakimkolwiek uczniu, używając przemocy? - Zapytał Snape, z pustą twarzą.

Harry miał dość tych gierek. Nie wiedział, czego chciał profesor ani dlaczego był dla niego taki miły, ale zamierzał się tego dzisiaj dowiedzieć.

- Może to nie przemocy chcesz? - Usiadł i spojrzał na profesora od góry do dołu chłodnym tonem i ze skrzywioną wargą. - Może po prostu chcesz być "miły", żebym pozwolił ci zrobić ze mną, co zechcesz. W końcu kogo by to obchodziło? Nie mam rodziców, prawdziwych przyjaciół, opiekuna. Kto by mi uwierzył, gdybym powiedział?

Podniósł się na nogi i wyciągnął ręce w bok.

- Proszę bardzo, nie obchodzi mnie to.

Twarz Snape'a przybrała interesujący odcień - coś w rodzaju mieszanki szarości i zieleni.

- Jesteś celowo nieprzyjemny. - Powiedział spokojnie starszy mężczyzna. - Mówiłem ci już wcześniej, nie jestem zainteresowany położeniem na tobie ręki, w jakikolwiek sposób.

Snape spojrzał na niego z politowaniem w oczach, a Harry, który myślał, że jest zbyt wyczerpany, by walczyć dalej, znalazł kolejny przypływ energii w tym spojrzeniu.

- WIĘC CZEGO TY CHCESZ?! Czego ode mnie chcesz?! Dlaczego jesteś taki cholernie miły? Nie chcę twojej cholernej litości! Uderzyłem cię! Przeklinałem na ciebie! Co zamierzasz z tym zrobić?!

Snape cofnął się o kilka kroków od miejsca, w którym stał Harry i wyciągnął różdżkę. Harry cofnął się, zamykając oczy i przygotowując się na odwet, którego, jak sądził, pragnął.

- Otwórz oczy, Harry.

Harry otworzył oczy i zobaczył, że odłożył różdżkę na biurko przed sobą.

- Przywoływałem pergamin i pióro. - Profesor brzmiał na zmęczonego. - Rozumiem, że zrozumienie tego może zająć ci trochę czasu, ale będę to powtarzał - nie zamierzam cię w żaden sposób skrzywdzić. Jesteś ze mną całkowicie bezpieczny.

Harry skrzyżował ręce na brzuchu, chowając drżące pięści tak, by nie było ich widać. Oddychał ciężko i był lekko spocony.

Jeśli wcześniej nie miał zostać wydalony, to teraz na pewno. Był prawie pewien, że uderzenie profesora było sprzeczne z większością szkolnych zasad.

Nie obchodzi cię to, przypomniał sobie w myślach. To nie ma znaczenia.

- Siadaj. - Snape rozkazał. - Zaczniesz pisać szczegółową relację z tego, co się dzisiaj wydarzyło. Opiszesz dokładnie, co zostało powiedziane przez wszystkich w pokoju wspólnym, jak zareagowałeś i jakie były twoje myśli i uczucia podczas tego incydentu.

- Czemu? - Zapytał Harry, szczerze zdezorientowany. Czy to będzie jak przyznanie się do winy, które dołączą do jego akt, kiedy go wydalą?

Snape uniósł na niego brew, wyglądając na wyjątkowo niezainteresowanego.

- Ponieważ to jest kara, Potter. Ponieważ ja tu rządzę i ja tak mówię.

- Ale przecież jestem wydalony! - Wykrzyknął Harry. - Jakie to ma teraz znaczenie?

- Głupi, chaotyczny potwór z ciebie . - mruknął profesor, podchodząc do swojego krzesła przy biurku, gdzie natychmiast na nie opadł.

Snape wyglądał na zmęczonego i mówił bardzo powoli.

- Nie zostaniesz wydalony.

- Ale- ale- ale cię walnąłem! - Wykrztusił niezadowolony. - I złamałem różdżkę tej dziewczyny!

Obie brwi profesora prawie zniknęły w jego linii włosów, gdy Harry zdał sobie sprawę, że właśnie przyznał się do czegoś, czego mężczyzna musiał nie widzieć, zanim opuścił pokój wspólny.

Zamknij się, idioto.

- Dopóki nie usłyszę oficjalnej skargi od panny Parkinson, będę udawał, że nie słyszałem, jak przyznałeś się do takiego czynu.

- Czemu? - Zapytał, desperacko próbując ukryć napięcie, które wyczuwał w swoim głosie. - Dlaczego nie jesteś zły?

- Chcesz, żebym się wściekł? Zażądać natychmiastowego wydalenia i podbić ci oko przy wyjściu? - Snape zapytał z wciąż uniesionymi brwiami.

Harry wzruszył ramionami, gdy wydawało się, że mężczyzna oczekuje odpowiedzi. Tak naprawdę nie chciał się teraz kłócić, ale wiedział, że zasłużył na to po tym, jak potraktował profesora.

- Jesteś dzieckiem, Potter. Głupim dzieckiem, które zaatakowało swojego współlokatora, ale jednak dzieckiem. Nie zostaniesz wydalony za bójkę. Napiszesz to wypracowanie, a ja zadecyduję o dalszej odpowiedniej karze. - Przerwał, unosząc dłoń. - Odpowiednią karą będzie szlaban, a nie wydalenie.

- A za uderzenie cię? - Dopytywał się Harry.

Snape wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak "Na litość boską".

- Potter. - Powiedział głośniej, brzmiąc na zirytowanego. - Z pewnością nie chcesz zostać wydalony.

- No cóż, nie. - Harry przyznał. - Ale przeklęty Dumbledore nie będzie się tym przejmował, kiedy będzie chciał mnie odesłać do Surrey, co?

Profesor Snape spojrzał na niego ostro.

- Dlaczego profesor Dumbledore miałby wysyłać cię do Surrey?

Harry przewrócił oczami i opadł na krzesło kilka rzędów od biurka Snape'a, na którym leżał pergamin i pióro.

- Nie wiem. Ale zrobił to raz, co? I nie zamierzam pozwolić mu tego powtórzyć.

Snape patrzył na niego przez chwilę, zanim podjął decyzję i pokiwał krótko głową.

- Zamierzam użyć mojej różdżki, by zabezpieczyć drzwi przed podsłuchującymi, postaraj się zachować spokój.

Drań.

Harry skrzywił się, gdy mężczyzna przypomniał mu o jego poprzedniej słabości i wyprostował się, ignorując machnięcia różdżką profesora Snape'a.

- Teraz. - Snape pochylił się bliżej niego. - Porozmawiajmy szczerze, dobrze?

Harry skinął głową i zacisnął pięści na myśl o tym, co miało wyjść z ust profesora.

- Kiedy ostrzegałem cię przed ludźmi, którzy nigdy cię nie zrozumieją - mówiłem o większej liczbie mieszkańców tego zamku niż tylko o Minerwie. - Snape powiedział z powagą w oczach.

Harry zastanowił się przez chwilę, co sugerował, zanim zmarszczył brwi i zapytał.

- Dumbledore?

Profesor tylko niezobowiązująco zanucił, ale Harry dostrzegł lekkie przechylenie jego podbródka.

- To, co sugeruję, panie Potter. - Snape kontynuował swobodnie. - To, żebyś włożył więcej ślizgońskiego wysiłku w... uciszenie swoich bardziej niesympatycznych rówieśników.

Harry milczał, próbując zrozumieć jego instrukcje.

...ślizgoński wysiłek, by uciszyć moich niesympatycznych rówieśników?

Jego oczy rozbłysły i uśmiechnął się, gdy zrozumiał, co profesor miał na myśli.

- Tak jest. - Powiedział, naśladując wcześniejszy swobodny ton Snape'a. - Rozumiem.

Usta Snape'a drgnęły minimalnie.

- Upewnij się, że tak będzie, Potter, byłbym bardzo niezadowolony, gdybyśmy musieli odbyć inną rozmowę przed naszym znamienitym dyrektorem.

Harry wzruszył ramionami i przytaknął uroczyście.

- Tak jest. - Powtórzył po prostu.

Profesor wskazał na pergamin leżący przed Harrym na biurku.

- Pisz. - powiedział. - Chciałbym otrzymać pełną relację z tego, co wydarzyło się tego wieczoru, nie szczędząc szczegółów.

Harry syknął z irytacją, ale podniósł pióro. Mimo że gardził pisaniem, wciąż była to lepsza kara niż wyrzucenie z Hogwartu.

Napisał o Parkinson, która z niego szydziła, i o tym, jak Bulstrode położyła na nim ręce. Wspomniał o klątwie tnącej Dołohowa i o tym, jak chciał upokorzyć Parkinson za to, co powiedziała Blaise'owi. Wahał się, czy powinien wspomnieć o złamaniu różdżki Parkinson i uważnie przyjrzał się profesorowi.

Powiedział, że będzie udawał, że nigdy tego nie słyszał, ale powiedział też, żeby podać wszystkie szczegóły. O które chodziło?

Harry odchrząknął lekko, mając nadzieję, że odwróci uwagę profesora od ocenianych przez niego esejów.

- Tak? - Mężczyzna wycedził, nie podnosząc wzroku.

- Chcesz poznać wszystkie szczegóły, czy chcesz udawać, że ich nie słyszałeś?

Czarne oczy Snape'a spotkały się z jego na chwilę, zastanawiając się.

- Uwzględnij wszystkie szczegóły. - Zdecydował. - Upewnię się, że będę jedyną osobą, która to przeczyta.

Harry skinął głową i wrócił do swojego zadania.

'... potem pojawiłeś się ty i kazałeś mi iść za sobą do twojego biura, a ja wciąż byłem wściekły. Koniec.

- Skończyłem, proszę pana.

Profesor Snape bez słowa przywołał pergamin i zaczął go czytać. Harry założył, że skoro nie został odprawiony, powinien pozostać na swoim miejscu, więc obserwował, jak profesor marszczy brwi, im dalej jego oczy sięgają strony.

W końcu prychnął i wrzucił pergamin do szuflady biurka.

- Masz talent do dramatyzowania, prawda Potter?

- Nie, proszę pana. - Harry ostrożnie odpowiedział grzecznie. - Po prostu nie zamierzam słuchać, jak ktoś tak głupi jak Parkinson mówi o mnie takie rzeczy.

Snape uniósł brew z niedowierzaniem.

- I nie mogłeś być bardziej subtelny w swoim odwecie niż zaatakowanie jej na oczach całego domu?

Harry starał się zachować obojętny wyraz twarzy, by profesor nie dostrzegł jego radości z tego, że Parkinson wygląda na słabą przed większością ślizgonów.

- Ona nie była. - Harry wzruszył ramionami. - Poza tym nie będą teraz ustawiać się w kolejce, by mnie dopaść, co?

Usta Snape'a w pełni wygięły się na jego komentarz.

- Nie Potter. - Powiedział z małym uśmiechem. - Wierzę, że po prostu zrobią wszystko, co w ich mocy, by zaatakować cię teraz w bardziej prywatny sposób.

Harry w końcu pozwolił sobie na ostry uśmiech, gdy odpowiedział.

- To dobrze, bo wtedy nie będzie tylu świadków.

Profesor zaśmiał się krótko i ostro.

- Jesteś doskonałym członkiem Slytherinu, co Potter?

Harry wzruszył ramionami, nie rozumiał tego wielkiego zamieszania, jakie wszyscy robili wokół domów. Kapelusz powiedział, że byłby dobry w każdym z nich, z wyjątkiem Hufflepuffu. Cholerna czapka powiedziała, że nie jest "sprawiedliwy" ani "uczciwy".

...Co, dobra, no tak, coś w tym było.

- Po świętach będziesz miał u mnie trzy szlabany, czy to jasne Potter?

Oczy Harry'ego rozszerzyły się z oburzenia.

- Trzy? - Wykrzyknął. - Jak to?!

Profesor Snape wpatrywał się w niego w milczeniu, dopóki Harry nie przewrócił oczami i nie dodał " proszę pana".

- Jeden za publiczne zaatakowanie panny Parkinson, drugi za publiczne zaatakowanie panny Bulstrode, a trzeci za publiczne zrobienie tego samego panu Dolohov.

Harry nie zignorował sposobu, w jaki podkreślał, że robił te rzeczy publicznie. Więc mógł się bić, ile chciał, byle nie na oczach świadków?

Czad.

- Zgoda - Harry westchnął, wstając i wychodząc. - Do zobaczenia po świętach, proszę pana.

- Potter. - Snape zawołał, gdy Harry miał zamiar opuścić pokój.

Rzucił mężczyźnie zaciekawione spojrzenie przez ramię.

- Profesorze?

- Nie zdradziłem pannie Parkinson ani żadnemu innemu uczniowi ani jednego szczegółu z pańskiego życia. I nigdy tego nie zrobię, bez pańskiej wyraźnej zgody.

Snape wyglądał bardzo poważnie, co sprawiło, że Harry poczuł najmniejsze poczucie winy za oskarżenie go o zrobienie właśnie tego.

Harry tylko zanucił, odwracając się w stronę drzwi.

- 'Obra, dobranoc, proszę pana.

Drzwi zatrzasnęły się za nim, zanim zdążył usłyszeć ciche słowa profesora.

- Dobranoc, dziecko.

 

Forward
Sign in to leave a review.