
Uczta powitalna
- SLYTHERIN!
Harry wyjrzał spod czapki i natychmiast zapragnął ponownie ukryć twarz. Cała Wielka Sala wpatrywała się w niego, większość z szeroko otwartymi w szoku ustami.
Harry przełknął i stanął na chwiejnych nogach, by oddać kapelusz profesor McGonagall.
Zastanawiał się nad ucieczką i powrotem do Londynu, kiedy usłyszał klaskanie jednej osoby. Rozejrzał się i jego oczom ukazała się Susan przy stole Hufflepuffu, wstająca i klaszcząca z całych sił. Niemal natychmiast dołączył do niej Draco przy stole Slytherinu. Potem Hermiona z Ravenclaw. I w końcu Neville z Gryffindoru.
Uśmiechnął się i mrugnął szybko do Susan, mając nadzieję, że potraktuje to jako podziękowanie, zanim podszedł z wysoko uniesioną głową do stołu Slytherinu.
Nie pozwól, by zobaczyli twój strach.
Draco natychmiast przesunął się i zrobił dla niego miejsce.
- Niezły styl Potter. - Powiedział. - Myślę, że pobiłeś dziś dwa rekordy.
Harry przekrzywił głowę w zmieszaniu.
- Ta? Co takiego zrobiłem?
Dziewczyna z krótkimi, czarnymi włosami i małym nosem roześmiała się.
- Cóż, najpierw siedziałeś pod Tiarą dłużej niż ktokolwiek w historii. - Wycedziła, patrząc na niego z mieszaniną rozbawienia i pogardy, co Harry'emu nie do końca przypadło do gustu. - Potem cudowny Złoty Chłopiec Magicznej Brytanii został wysłany do jamy z wężami.
Draco przewrócił oczami, po czym uśmiechnął się do Harry'ego.
- To jest Pansy, Pansy Parkinson. Zachowuje się jak troll, ale ma właściwe zdanie.
Pansy nadymała się oburzona, ale uśmiechnęła się słodko do Draco. Harry był prawie pewien, że jej uśmiech był tak sztuczny, jak to tylko możliwe, ale musiał przyznać jej pochwałę za umiejętności aktorskie.
- Przepraszam, Draco. - Powiedziała słodko. - Nie zdawałam sobie sprawy, że twój ojciec będzie tak zadowolony z twojego związku z "Chłopcem, Który Przeżył".
Harry dzielnie próbował zignorować jej skomlący i rechoczący głos, gdy kłóciła się z Draco o " obcowanie" z nim. Obserwował resztę przydziału i bawił się sam ze sobą, próbując odgadnąć, gdzie ktoś zostanie przydzielony, zanim kapelusz to powie.
- Weasley, Ronald!
Harry ożywił się, patrząc, jak rudowłosy chłopak z pociągu podchodzi do stołka - blady, ale zdeterminowany.
Ambitny jak ślizgon, a tak naprawdę nawet jego determinacja, by być w Gryffindorze, była bardziej jak u ślizgona. Ale kapelusz powiedział, że bierze pod uwagę twoją prośbę, więc może Gryffindor?
Skrzywił się, wiedząc, że kapelusz ma trudną decyzję do podjęcia.
Po jakiejś minucie szew rozdziawił się szeroko i oznajmił.
- SLYTHERIN!
Harry zaklaskał grzecznie, ale zobaczył, że był jednym z niewielu, którzy to zrobili przy stole Slytherinu. A przy stole Gryffindoru było kilka rudych głów, które wyglądały, jakby zostały ogłuszone.
Podziwiał, z jaką dumą Ron trzymał głowę przez brak oklasków; Harry nie czuł się tak pewnie, kiedy szedł przez cichą salę do ich stołu.
Ron usiadł na miejscu po lewej stronie Harry'ego, powodując, że ten przesunął się nieco w prawo, i uśmiechnął.
- W porządku, stary? Obaj jesteśmy teraz wężami, co?
Harry z roztargnieniem skinął głową, obserwując, jak Zabini, Blaise zostaje przydzielony jako ostatni uczeń Slytherinu.
- Wszystko w porządku, Potter? - zapytał Zabini, siadając po drugiej jego stronie.
Harry zmarszczył brwi, zirytowany faktem, że jest całkowicie otoczony przez innych uczniów.
- W porządku.
Zabini pochylił się, by uśmiechnąć się do Rona.
- Jak twoja rodzina zareaguje na to, że jesteś w zielonym zamiast czerwonym?
Uszy Rona poczerwieniały, ale nadal starał się wyglądać na niezainteresowanego, uniósł ramię i powiedział.
- Zgaduję, że dowiemy się jutro przy poczcie, prawda?
Zabini roześmiał się, jasnym i wesołym dźwiękiem. Draco, siedzący naprzeciwko Harry'ego, parsknął, a chłopakowi siedzącemu po drugiej stronie Draco, ( Nott?) drgnęły w rozbawieniu usta.
Zabini zwrócił swoją uwagę z powrotem na Harry'ego, gdy wszyscy zignorowali przemowę dyrektora.
- Więc co trwało tak długo pod Tiarą? Zasnęła? - Wyszeptał.
Sądząc po błysku w oczach ciemnoskórego chłopca, Harry odniósł wrażenie, że szukał dobrych plotek i postanowił mu ich nie dostarczać.
- Cholerny kapelusz powiedział, że chce pogadać i zabrał mi cały czas jęcząc o swoim nudnym życiu. - Harry szepnął do niego zaciekle, kłamiąc przez zęby, ale wyzywając go, by mu zaprzeczył.
Brunet, o którym Harry był w 75% przekonany, że nazywa się Nott, obok Draco prychnął i rzucił mu "spojrzenie".
- Zostaw go w spokoju, dobra? - Powiedział Draco. - Nie musi ci wiele mówić, jeśli nie chce.
Harry skinął mu głową z wdzięcznością, nie do końca pewien, dlaczego Draco go bronił, ale i tak był wdzięczny.
Grzecznie klasnął, gdy przemowa dyrektora dobiegła końca, mimo że szczerze nie miał pojęcia, co ten człowiek powiedział, a potem prawie spadł z krzesła, gdy około 50 różnych półmisków z jedzeniem pojawiło się z nikąd na ich stole. Spojrzał surowo na Parkinson, która prychnęła na jego wzdrygnięcie.
- Coś śmiesznego?
Nie zamierzał bać się tych dzieciaków. Odmawia. Nie mogą go skrzywdzić, a jeśli spróbują, to zna mnóstwo klątw i zaklęć.
- Nic, Potter. - Splunęła, jej sztuczny uśmiech nie pasował do jej tonu. - To interesujące, że ten niesamowity Złoty Chłopiec boi się odrobiny magii.
Ron, który do tej pory był raczej cichy, parsknął głośno i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Żartujesz, prawda? Założę się, że Harry ma więcej magii w swoim małym palcu, niż ty w całym swoim cholernym ciele.
Parkinson tylko przewróciła oczami i uśmiechnęła się do Harry'ego, mimo że to nie on rzucił jej wyzwanie.
- Udowodnij to.
Draco, który słuchał, ładując swój talerz, spojrzał ochoczo i mrugnął do Harry'ego.
- Potter, czy mógłbyś ściągnąć do nas ten talerz kukurydzy z końca stołu?
Harry spojrzał na Rona, który skinął głową z błyszczącymi złośliwie oczami i wzruszył ramionami.
- Jasne.
Spojrzał na talerz wskazany przez Draco, leżący na drugim końcu stołu, i szarpnął za swój rdzeń, skupiając się na widoku talerza lewitującego i lecącego do jego rąk.
Cały stół Slytherinu zamilkł, gdy wszyscy patrzyli, jak talerz ostrożnie zbliża się prosto do wyciągniętych rąk Harry'ego.
- Merlinie. - wyszeptał starszy uczeń, jego twarz pobladła.
- Czy ty właśnie użyłeś magii bez różdżki i bez słów? - Zapytał Nott, zdumiony.
Harry roześmiał się na widok gapiących się na niego kolegów z klasy. Ten rodzaj uwagi był inny niż wtedy, gdy został wezwany do przydzielenia. Wtedy gapili się tylko z powodu małej blizny na jego czole. Teraz podziwiali jego magię.
Wzruszył ramionami, próbując okazać trochę pokory, po czym zaoferował danie Parkinson.
- Kukurydzę, Parkinson? - Zapytał grzecznie, uśmiechając się ostro.
Zabini i Ron zaczęli się śmiać, podczas gdy reszta stołu wybuchła szeptem, przeplatanym ostrymi spojrzeniami rzucanymi w jego stronę.
- Na bogów Potter, to będzie niesamowite. - Zabini sapnął między wybuchami śmiechu.
Harry zanucił w zgodzie, nawet jeśli nie był pewien, do czego Zabini się odnosił.
Wiedział, że ma dość bycia ofiarą łobuzów i potworów. Miał więcej magii w swoim małym palcu niż kretyni tacy jak Parkinson w całym swoim ciele. Był lepszy od niej, a jeśli reakcje jego klasowych rówieśników były wiarygodne, był lepszy od większości z nich.
To będzie niesamowite i nikt nie mógł mu tego odebrać.