Obliviate (tłumaczenie)

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Obliviate (tłumaczenie)
Summary
Harry przez całe życie miał pod górkę i przeżywał niemożliwe przeciwności losu: nienawistnych krewnych, ich nagłą decyzję o wyrzuceniu go z domu, a potem lata spędzone na ulicach Londynu.Udoskonalił sztukę przetrwania niemożliwych sytuacji. A jego magiczne moce wcale nie szkodzą jego szansom.A teraz? Możliwość uczęszczania do szkoły wypełnionej innymi magicznymi uczniami? Założenie własnego gangu? Walka z dyrektorami, którzy wydają się go nie lubić i nauka Oklumencji u swojego profesora?Życie jest teraz czadowe.Życie jednak nie jest "czadowe" dla Severusa Snape'a, który widzi małego chłopca pokrytego bliznami i wypełnionego traumą i martwi się o to, jak najlepiej wypełnić swoją przysięgę, by zapewnić chłopcu bezpieczeństwo, gdy wspomniany chłopiec ma talent do wywoływania niepochamowanego chaosu.Witam na roku pierwszym.
All Chapters Forward

Lunch informacyjny

Kilka dni po tym przerażającym wydarzeniu na placu zabaw Harry siedział w jednym z londyńskich autobusów, jeżdżąc od przystanku do przystanku bez celu. Lubił jeździć autobusem, wiedział, że może cieszyć się klimatyzacją, którą mu dawał, a od czasu do czasu mógł nawet zgarnąć drobne, które spadły za siedzenia, aby później coś przekąsić.

Miał szczęście tego ranka, kiedy usiadł w swoim ulubionym miejscu z tyłu i znalazł dychę pod rzędem lepkich siedzeń. Z zadowoleniem wpatrywał się w okno, myśląc o tym, że wyda te pieniądze na parę butów ze sklepu charytatywnego i kanapkę, a może nawet na chipsy. Wtedy ktoś usiadł obok niego, wyrywając go gwałtownie z marzeń i powodując, że zesztywniał i spróbował przesunąć się tak blisko okna, jak tylko mógł.

- Przypuszczam, że myślisz, że jesteś sprytny, chłopcze? - Odezwał się jedwabisty głos.

Harry pozbył się strachu z twarzy i odwrócił do mężczyzny w ciemnym ubraniu, który próbował go zaatakować na placu zabaw. Pamiętał, że mężczyzna w jakiś sposób był w stanie oprzeć się magicznym żądaniom Harry'ego, co nie udało się nikomu innemu, na kim wcześniej próbował. Pamiętał też, że mężczyzna próbował zaciągnąć go na skraj lasu i powiedział, że "zostawi go po tym, jak skończy swoje sprawy", jakby Harry nie wiedział dokładnie, co to oznacza.

- Nie-nie wiem, o co panu chodzi. - Szepnął cicho.

Wiedział, że mężczyzna odgradza go od wyjścia i nie mógł użyć swojej magii na oczach wszystkich ludzi w autobusie, bo inaczej z pewnością zostałby przyłapany na robieniu czegoś "dziwacznego". Mógłby nawet zostać zaatakowany przez normalnych ludzi w autobusie, gdyby się odważył.

Nie okazuj strachu, ale nie antagonizuj go... Harry myślał rozpaczliwie sam do siebie. Nie chciał wszczynać bójki, ale nie chciał też tak łatwo ustępować. Teraz miał pieniądze, a ten człowiek nie miał niczego, co Harry potrzebował. Z łatwością jednak rozpoznał wyraz gniewu i obrzydzenia na twarzy mężczyzny...

To było to samo spojrzenie, które otrzymywał od ludzi przez całe swoje życie.

- Myślisz, że z własnej woli zrobiłem sobie odpoczynek na placu zabaw? - Mężczyzna odezwał się z ostrym sykiem, cichym, ale wyraźnym i gniewnym. - Naprawdę jesteś takim idiotą, żeby okazywać tak rażące lekceważenie wobec Statutu Tajności przed bandą mugolskich chłopców?

- P-proszę, nie wiem, o co panu chodzi. - Harry jąkał się nerwowo. - Nie ma-mam pojęcia o żadnych mugolach ani tajemnicach. Przepraszam.

Harry próbował skulić się w sobie, by znaleźć się jak najdalej od wściekłego mężczyzny. Ten rzucił Harry'emu drwiące spojrzenie i zaczął przyglądać mu się w milczeniu, podczas gdy autobus kontynuował jazdę. Harry zaczął panikować i desperacko starał się tego nie okazywać.

Kim był ten człowiek? Dlaczego wrócił po tym, jak Harry próbował go odesłać i zmusić do pójścia spać? Czego chciał?

Harry nie miał żadnych pieniędzy, poza tą dychą, którą znalazł, ale obawiał się, że po poprzednim spotkaniu i sposobie, w jaki mężczyzna przyglądał mu się od góry do dołu, to nie pieniędzy chciał.

Absolutnie nie będzie mógł mnie dotknąć.

Harry spojrzał na mężczyznę swoim najostrzejszym spojrzeniem.

- Czego tak w sumie pan ode mnie chce? Bo nie mam forsy, a moi rodzice niedługo będą chcieli mnie do domu zgarnąć.

Mężczyzna (Snap? Snoop? Snake? Harry był pewien, że powiedział mu swoje imię ostatnim razem) prychnął niegrzecznie.

- Potter, o ile nie zacząłeś odnosić się do swoich krewnych jako do swoich rodziców, doskonale zdaję sobie sprawę, że twoi rodzice zmarli prawie 10 lat temu i dlatego nie czekają z niecierpliwością na twój powrót.

CO? Zmarli? Nie, to nie tak... on prawdopodobnie nawet nie zna moich rodziców.... Nawet jeśli mnie zna i wie, jak się nazywam...

Pomimo wewnętrznego niepokoju, jaki wywołała w Harrym deklaracja mężczyzny, jego twarz pozostała bez emocji, poza przebłyskiem zmieszania, które mężczyzna był w stanie dostrzec.

Wzdychając ciężko, mężczyzna chwycił go za nadgarstek, ignorując jego prawie ukryte wzdrygnięcie się przy kontakcie, i pociągnął go, jednocześnie szarpiąc za łańcuch, by zasygnalizować, że chce wyjść z autobusu.

- Chodź Potter, wciąż muszę dostarczyć twój list i odpowiedzieć na wszystkie twoje niedorzeczne pytania i wolałbym zrobić to w bardziej prywatnym miejscu.

Harry zaczął protestować, ale mężczyzna mruknął coś cicho, co skutecznie odcięło Harry'emu możliwość mówienia. Teraz już na poważnie zaczął panikować, próbował mówić, ale nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Sfrustrowany tym nowym problemem i przerażony, Harry został wyciągnięty z autobusu za nadgarstek i pociągnięty za mężczyzną, ignorowany przez przechodniów na chodniku.

Gdzie on mnie zabiera? Do jego domu? W zaułek? Na posterunek policji? Do tego szpitala Hogwart, o którym mówił ostatnim razem? Bogowie, proszę, niech to nie będzie powrót do Dursleyów...

Harry nie miał zamiaru nigdy wracać na Private Drive, dopóki nie będzie miał wystarczającej kontroli nad swoją magią, by jego krewni żałowali każdego ostrego słowa, każdej kary, każdej odmowy najmniejszej odrobiny uczucia.

Mężczyzna szedł dalej chodnikiem, ignorując próby wyrwania się małego chłopca z jego uścisku, aż dotarł na obrzeża delikatesów.

- Posłuchaj chłopcze. - Harry nie mógł ukryć wzdrygnięcia na to określenie, więc odwrócił wzrok od dociekliwego spojrzenia mężczyzny. - Poświęciłem swoją przerwę obiadową, żeby cię namierzyć i w związku z tym zostaniesz poinformowany o zbliżającej się procedurze rekrutacyjnej, podczas gdy ja będę jadł. Jeśli jest to dla ciebie w jakikolwiek sposób nie do przyjęcia, nie krępuj się i powiedz coś. - Mężczyzna uśmiechnął się do niego świadomie, gdy Harry otworzył usta i próbował to zrobić.

Czekaj, on wie, że nie mogę mówić? Sprawił, że nie mówię? Czy on też włada magią?

Harry przytaknął krótko, najwyraźniej nie miał tu zbyt wielu opcji. Zaczął też subtelnie przyglądać się mężczyźnie. Był wysoki i szczupły, miał czarne włosy do ramion i nosił coś, co wydawało się być czarną peleryną nałożoną na czarne spodnie i czarną koszulę z długim rękawem zapinaną na guziki.

Na pewno lubi czerń...

Harry potulnie podążył za mężczyzną do delikatesów i usiadł przy stoliku wskazanym przez mężczyznę, odczuwając ulgę, gdy zobaczył, że w lokalu jest wiele innych osób delektujących się posiłkiem.

Im więcej świadków, tym większe moje szanse... Harry pomyślał z przekąsem.

Mężczyzna usiadł naprzeciwko niego i machnął ręką pod stołem, powodując, że Harry drgnął na krześle. Zamiast bólu, Harry poczuł mrowienie w powietrzu. Było to uczucie zarówno znajome, jak i nieznane.

Mężczyzna spojrzał na niego spekulacyjnie.

- Zacznę, Potter, od przypomnienia ci, że nazywam się profesor Snape i jestem jednym z profesorów w Hogwarcie.

Ooooh, Snape, przynajmniej byłem blisko...

- Po naszym ostatnim spotkaniu, moja współpracownica, profesor McGonagall, dała mi twój list, a ja zaproponowałem, że cię wytropię i dostarczę ci go, jednocześnie uzyskując kilka odpowiedzi.

Mężczyzna uśmiechnął się do niego w zdecydowanie nieprzyjazny sposób, który sprawiał, że wyglądał zarówno, jakby cierpiał, jak i jakby sam Harry zaraz miał cierpieć. Harry miał właśnie zapytać o swój "och, jaki tajemniczy", ale najwyraźniej ważny list, gdy podszedł kelner i poprosił o zamówienie. Profesor Snape szybko spojrzał na Harry'ego, zanim złożył zamówienie na dwie kanapki z szynką, chipsy i dwie wody.

Kiedy kelner odszedł, Harry ze wstydem wymamrotał.

- Nie mam na jedzenie, żeby ci oddać.

Profesor zadrwił.

- Nie sądzę, by tani lunch w delikatesach uszczuplił moje konto w twoim imieniu Potter. - Mruknął. - Potraktuj to jako zapłatę z góry za odpowiedzi, których mi udzielisz.

Harry spojrzał na mężczyznę przez czarną grzywkę, która zakrywała jego czoło.

- Jakie pytania?

Snape wyprostował się i spróbował uchwycić zielone, błyszczące spojrzenie Harry'ego.

- Po pierwsze, jak mnie... obezwładniłeś? - tu Snape skrzywił się, jakby zirytowany swoją wcześniej bezbronną pozycją. - Podczas naszego ostatniego spotkania?

Harry nadal unikał spojrzenia profesora, szybko zastanawiając się, co powinien powiedzieć. Wiedział, że lepiej jest nie ujawniać swoich atutów, w tym przypadku magii, ale wiedział też, że ten człowiek nie da się tak łatwo nabrać na jego niewinność.

Ostatecznie zdecydował się na odrobinę ostrożności i odezwał się z wyćwiczonym wahaniem, odpowiadając "profesorowi".

- Nie wiem zbytnio, po prostu nie chciałem iść z tobą gdzieś tam i nie chciałem też trafić do paki, a potem nagle wyszło, że śpisz, więc szybko się zmyłem.

Zerknął na twarz starszego mężczyzny, aby zobaczyć, jak ten reaguje na półprawdy Harry'ego i z ulgą zauważył, że mężczyzna zdawał się to akceptować.

- Przypadkowa magia, prawdopodobnie wywołana przez twoje śmieszne zmartwienia.

Harry wzruszył ramionami, nie potwierdzając ani nie zaprzeczając słowom mężczyzny, ale zauważył, że ten wydawał się być świadomy jego magii. Co musiało oznaczać, że mężczyzna był tak magiczny, jak Harry zaczynał wierzyć.

Zanim mężczyzna zdążył zadać kolejne pytanie, kelner wrócił z zamówieniem. Snape niedbale popchnął jeden z talerzy i wodę w stronę Harry'ego, który niezłomnie zignorował talerz i ostro zadał własne pytanie.

- Jesteś pewny, że po tym jedzeniu ci za to nie wiszę? Nie zjem tego, żebyś potem chciał liczyć na jakieś przysługi.

Dokładnie taki scenariusz miał miejsce wcześniej i przysiągł sobie, że nigdy nie przyjmie jedzenia, pieniędzy ani schronienia od innej osoby, chyba że wcześniej jasno określi swoje warunki. Jeśli potem taka osoba zmieni zdanie, Harry nie miał skrupułów, by sprawić im ból. W jego oczach to była sprawiedliwość.

- Po raz kolejny i ostatni zapewniam cię Potter, że jedyną ceną, jakiej za to żądam, jest odpowiedź na moje pytania. - Snape przewrócił oczami, gdy to mówił, wewnętrznie zirytowany, że głąb był najwyraźniej zbyt rozpieszczony, by nawet łaskawie zgodzić się na obiad ze swoim przyszłym profesorem.

- Czad, dzięki, psze pana. - Harry obdarzył go nieśmiałym uśmiechem i zaczął atakować swoje jedzenie z całym zapałem chłopca, który nie jadł posiłku od dłuższego czasu i nie wie, kiedy dostanie następny.

Snape skrzywił się z niesmakiem, widząc jego brak odpowiednich manier przy stole.

- Kiedy już przestaniesz atakować swoje jedzenie jak dzikie zwierzę, mam do ciebie więcej pytań, chłopcze, i wierzę, że będziesz miał dla mnie kilka własnych.

Harry rzucił mu lodowate spojrzenie.

- Nie mów na mnie chłopiec.

Snape pochylił krótko głowę w czymś, co wyglądało na uznanie prośby.

Harry nienawidził być nazywany "chłopcem". Jakby nie był osobą zasługującą na imię. Nawet jeśli było to imię wybrane przez ludzi, którzy mieli go gdzieś i którzy (być może) już nie żyli.

- Jak sobie życzysz, panie Potter. - Odpowiedział Snape. - A teraz proszę o informację, dlaczego pańskie listy nie zostały dostarczone przez Sowią Pocztę.

- Sowia Poczta? Jaja se robisz?

Harry uspokoił się nieco przy posiłku i przekonaniu, że Snape sam włada magią, ale zaczynał się martwić, że ten człowiek jest tak samo szalony, jak niektórzy śmierdzący włóczędzy, z którymi spotykał się w schroniskach. Nawet nie do końca wiedział, czym były sowy.

- Chcesz mi powiedzieć, że ty, twoi krewni i znajomi, z którymi przebywałeś, byli zbyt tępi, by zauważyć sowy, które śledziły cię, próbując dostarczyć twój list do Hogwartu?

Profesor nadal wyglądał na zirytowanego, ale jego ton brzmiał bardziej na zaskoczonego niż naprawdę zirytowanego.

- Wiesz co, widziałem kilka dużych, puchatych ptaków w tamtym tygodniu. - Harry powiedział w zamyśleniu po przełknięciu zimnej i czystej wody. - Myślałem, że to trochę głupie, że tak się kręcą po ulicach z tymi wszystkimi głośnymi samochodami i naparzającymi się ludźmi, ale jakoś nie miałem na to wpływu, co?

- Te "duże puszyste ptaki", jak to inteligentnie określiłeś, były sowami, panie Potter. - Snape westchnął. - Zostały wysłane, by dostarczyć panu list akceptacyjny do Hogwartu. Czarodzieje wykorzystują sowy do dostarczania poczty, ponieważ są one inteligentnymi i zdolnymi stworzeniami.

Harry wyraźnie ożywił się na to wyjaśnienie.

- Więc to jest magia, to co mogę robić? - Wyszeptał, z powagą wpatrując się w swoje dłonie.

- Co dokładnie potrafisz, Potter? - Snape zapytał powoli, jego czarne oczy utkwiły w oczach Harry'ego, ale Harry nie zauważył tego w tym momencie.

Wciąż wpatrywał się w swoje dłonie, niezdolny do przyjęcia potwierdzenia czegoś, co podejrzewał o sobie przez ostatnie pięć lat. Być może to właśnie ten szok sprawił, że zaczął mówić nieco swobodniej niż zwykle.

- Mogę przenosić przedmioty, wcale ich nie dotykając. - Przyznał cicho, myśląc o wszystkich rzeczach, które mógłby teraz tak łatwo zrobić. - Mogę zmusić ludzi i zwierzęta do robienia tego, co zechcę. Mogę rozmawiać z wężami. Mogę przenosić się w różne miejsca tylko o tym myśląc. Mogę pozbyć się skaleczeń i siniaków i ogrzać się, gdy na zewnątrz jest zimno. Mogę sprawiać, że ludziom, którzy są dla mnie źli, przytrafiają się złe rzeczy... Mogę sprawić, że będą cierpieć, jeśli zechcę.

Severus zaczerpnął tchu, zszokowany do głębi twierdzeniami Pottera o jego kontroli nad magią.

Czekaj, czy on powiedział, że może kontrolować ludzi? Czy chłopak świadomie używał Klątwy Imperiusa?

To byłoby zarówno okropnie ironiczne, jak i po prostu straszne, gdyby złote dziecko jasnej strony celowo używało takiej klątwy.

Severus był również zaskoczony zdolnością Pottera do rozmawiania z wężami, ponieważ w ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat nie słyszał o żadnym wężoustym poza Czarnym Panem.

- Potter, powinieneś wiedzieć, że Hogwart przeszkoli cię, jak kontrolować magię, abyś używał jej tylko z odpowiednimi zaklęciami i intencjami. - Snape powiedział. - Będziesz musiał kontrolować siebie i nie używać niepotrzebnie swojej magii przeciwko innym. I... - Tu Snape zawahał się, przyprawiając Harry'ego o rozstrój nerwowy. - Na twoim miejscu nie rozgłaszałbym, że potrafisz komunikować się z wężami, ponieważ w przeszłości nie było to dobrze widziane przez czarodziejskie społeczeństwo.

Harry podniósł wzrok znad swoich rąk i spojrzał na profesora twardym, zaciekawionym wzrokiem. Nie powinien był mówić tego wszystkiego, wiedział lepiej.

- Kumam, psze pana. - Powiedział. - Mogę już dostać mój list? - Nienawidził prosić o rzeczy, dawać komuś okazji do odtrącenia go, ale bardzo desperacko pragnął teraz tego listu.

Harry wyczuł również zmianę w zachowaniu profesora i martwił się, że zdradził zbyt wiele informacji o swojej magii i gotów był zakończyć rozmowę. Miał nadzieję, że profesor nie będzie pamiętał, do czego się przyznał.

Snape sięgnął do płaszcza i wręczył Harry'emu grubą kopertę z prostym napisem z przodu:

Pan H. Potter

Tylny rząd londyńskiego autobusu #32

Londyn

Cóż, to chyba wyjaśnia, w jaki sposób znowu mnie znalazł... Harry pomyślał do siebie, zaczynając skanować list akceptacyjny i załączoną listę zaopatrzenia.

Czuł się, jakby serce wpadło mu do żołądka, gdy zdał sobie sprawę z fatalnej wady swojego planu ucieczki do "Szkoły Czarodziejów".

- P-psze pana... czy ten Hoggywarts ma jakieś pieniądze dla dzieci które ich nie mają?

Snape westchnął i ponownie przewrócił oczami, z pewnością uwielbiał to robić.

- Potter, po pierwsze, prestiżowa i zaawansowana szkoła dla czarownic i czarodziejów nazywa się Hogwart, a nie jakakolwiek bzdurna nazwa, którą właśnie wyplułeś. - Snape powiedział z niezrażonym szyderstwem. - Żałuję, że twoi krewni cię nie poinformowali, ale kiedy pójdziesz po swoje zaopatrzenie z Alei Pokątnej, wierzę, że wycieczka do Czarodziejskiego Banku Gringotta, oświeci cię, że nie jesteś zubożały.

Harry był zdezorientowany tym stwierdzeniem, ale zdecydował się przyjąć je za dobrą monetę, ponieważ poczuł ogromną ulgę, że nie odmówiono mu już miejsca w szkole.

- Czad, psze pana, jak się tam dopchnę?

Snape opisał Harry'emu, jak dotrzeć do Alei Pokątnej i poinstruował go, by najpierw odwiedził bank, aby uzyskać dostęp do funduszy na zakup przyborów. Harry wiedział, że Snape był pod złudzeniem, że Vernon i Petunia pójdą z nim i Harry ostrożnie nie powiedział nic, co sprawiłoby, że uwierzyłby, że będzie inaczej.

Gdy Snape skończył instrukcje dotyczące tego, jak znaleźć i wsiąść do pociągu 1 września, Harry zdecydował się zadać pytanie o coś, co ciążyło mu na sercu, odkąd znaleźli się w autobusie.

- Mogę zadać jeszcze jedno krótkie pytanie? Psze pana. - Dodał pośpiesznie, mając nadzieję, że jeśli będzie wystarczająco uprzejmy, mężczyzna się ugnie i odpowie.

Snape spojrzał na niego z zastanowieniem, gdy w końcu odpowiedział.

- Możesz.

Harry zebrał w sobie tyle odwagi, ile tylko mógł i starał się, by jego twarz nie zdradzała emocji, nie byłoby to dla niego korzystne, gdyby profesor widział, jak bardzo pragnął tej odpowiedzi.

- Powiedział pan, że moi rodzice nie żyją? Na pewno? - Jego głos był niski, słabo brzmiący i bardzo zdesperowany. Musiał jednak wiedzieć. Musiał wiedzieć, czy powinien przestać wpatrywać się w twarz każdego uzależnionego od narkotyków włóczęgi, którego napotkał, szukając oczu takich jak jego.

Harry wpatrywał się w stół, wstrzymując oddech w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie był pewien, czy to lepiej, czy gorzej, że jego rodzice nie żyli, czy też że po prostu się o niego nie troszczyli, ale wiedział, że musi wiedzieć na pewno.

- Na litość Merlina, dziecko, czy Petunia nic ci nie powiedziała o twoich rodzicach? - Snape brzmiał na wściekłego, a kiedy Harry na niego spojrzał, zobaczył, że oczy profesora ledwo maskują gniew.

Dlaczego jest taki wściekły? Jest na mnie zły? Czy przekroczyłem granicę i teraz będzie próbował mnie skrzywdzić?

Harry schylił głowę i owinął ramiona wokół brzucha, wbijając paznokcie w skórę, przypominając sobie, że prowokowanie wściekłego dorosłego naprzeciwko niego nie przyniesie nic dobrego.

- N-n-nie psze pana, przepraszam. Moja ciotka mówiła, że porzucili mnie, gdy byłem mały, bo nie chcieli żadnych dzieci z powodu narkotyków i nigdy nie miałem od nich wieści.

- Jak ona śmiała? - Wysyczał.

Severus mógł powiedzieć, że odpowiedź dziecka była tym, co uważał za prawdę i został teraz pozostawiony w niezręcznej sytuacji wyjaśnienia małemu dziecku, co naprawdę stało się z jego rodzicami. Mógł pogardzać Jamesem Potterem, ale niechętnie przyznawał, że mężczyzna przynajmniej trochę dorósł i zginął, próbując uratować życie Lily i Harry'ego.

Harry był na skraju swojego siedzenia, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, gdy słuchał profesora mówiącego o mrocznych czarodziejach i strażnikach tajemnic oraz o tym, jak jego rodzice zginęli, próbując uratować mu życie.

Harry czuł napływające łzy na myśl o tym, że zamiast rodziców, którzy byli zbyt zaabsorbowani sobą i uzależnieni od narkotyków, by się o niego troszczyć, urodził się dwojgu ludziom, którzy byli tak bezinteresowni i odważni, że zginęli, próbując uratować mu życie. Powstrzymał łzy, ponieważ przysiągł sobie lata temu, że nigdy więcej nie będzie płakał przy kimś innym i nadal słuchał wyjaśnień, dlaczego czarownice i czarodzieje nazywają go "Chłopcem Który Przeżył".

Nie musiało im zbytnio zależeć na moim życiu, skoro porzucili mnie u Dursleyów i nigdy do mnie nie zajrzeli...

Po tym, jak cały jego świat wywrócił się do góry nogami, Harry cierpliwie wysłuchał, jak Snape tłumaczył mu drogę do pubu o nazwie " Dziurawy Kocioł", a następnie jak wejść do "Alei Pokątnej".

W końcu był w stanie pożegnać się ze starszym mężczyzną i chwycił swój list, swoją życiową linię, swój nowy początek, do piersi i odszedł, aby dołączyć do świata, w którym miał się znaleźć...

Chociaż najpierw zamierzał wykorzystać tę dychę, by kupić sobie nowe buty sportowe.

Kiedy Severus patrzył, jak chłopiec odchodzi od niego, ściskając swój list, postanowił, że zanim zacznie się szkoła, złoży wizytę Tuni. Planował dowiedzieć się dokładnie, dlaczego zdecydowała się oczernić odważne i waleczne poświęcenie Lily dla swojego syna w jakiejś na wpół niedorzecznej i obrzydliwej historii o tym, że nie chciała być rodzicem i uzależniła się od mugolskiej formy eliksirów zmieniających umysł. Sam Merlin będzie jedynym, który może ją uratować, jeśli Tunia nie będzie miała dobrego powodu.

 

Forward
Sign in to leave a review.