
Nauka korespondencyjna
1
Rankiem dziewiątego września Harry nie mógł pozbyć się złego przeczucia, które nie opuściło go nawet wtedy, gdy ostatnia ofiara bazyliszka została przewieziona do jakiegoś szpitala w Londynie, a on dowiedział się od zmartwionej profesor McGonagall, że kilka następnych dni spędzi w gospodzie na ulicy Pokątnej. Napięcie utrzymywało się aż do sobotniego popołudnia, kiedy profesor Dumbledore w trakcie spotkania przy herbacie poinformował go, że najbliższe miesiące spędzi na mugolskich przedmieściach pod czujnym okiem swojej ciotki. Najwyraźniej kobieta zgodziła się gościć go nawet po tym, jak powiedziano jej, że od teraz będzie mógł swobodnie uprawiać magię.
– Namiar został wprowadzony niedawno i był swego rodzaju eksperymentem – tłumaczył Dumbledore, machając różdżką nad talerzem z kanapkami, których liczba natychmiast się podwoiła. Muszę nauczyć się tego zaklęcia , pomyślał Harry, chwytając kromkę z szynką i pomidorem. – Twoja matka, jak możesz się domyślać z fascynujących opowieści Petunii, regularnie czarowała poza szkołą i bez wątpienia pokazała siostrze wiele ciekawych uroków i transmutacji… oczywiście nadal nie wolno jej było łamać Kodeksu Tajności… i prawdopodobnie nie przysporzyło jej to sympatii twojej ciotki…
– Więc po co w ogóle to zmieniać? – zapytał sfrustrowany. – Niektórzy i tak nigdy nie przejmowali się zakazem. Słyszałem, jak Malfoy opowiadał, że pewnego razu transmutował swoją zabawkę w prawdziwego smoka, który spalił włosy jego kolegi, Teodora Notta… chociaż nadal nie wierzę, że to nie była przypadkowa magia…
– Ach, to doskonały przykład, Harry. Twoi przyjaciele, bliźniacy Weasley, z pewnością podzielili się z tobą podobnymi historiami. Tak, jak już pewnie się domyślasz, Namiar nie pokazuje, kto to zrobił, lecz gdzie rzucono czary… więc ministerstwo może zareagować tylko wtedy, kiedy mieszkasz z mugolami, a wokół nie ma żadnego dorosłego czarodzieja…
– Ale to niesprawiedliwe! – krzyknął, myśląc o wszystkich tych chwilach po rozpoczęciu semestru, kiedy zazdrościł niektórym uczniom biegłości w posługiwaniu się różdżką, jaką najwidoczniej zdobyli w trakcie wakacji. – Mówi pan, że w praktyce zakaz dotyczył tylko uczniów mugolskiego pochodzenia?
– Dokładnie, Harry. Chyba nie będzie ci ciężko uwierzyć, że takie ograniczenie zaproponował polityk, który zaledwie kilka miesięcy później został zdemaskowany jako naśladowca i gorliwy zwolennik Lorda Voldemorta. Niektóre prawa uchwalone w czasie wojny nie były ani sensowne, ani sprawiedliwe, a jednak nawet teraz bardzo ciężko wprowadzić jakieś zmiany. Na szczęście w tym przypadku Korneliusz nie miał innego wyjścia, jak tylko zatwierdzić nowy dekret.
– Dlatego będziemy w stanie uczyć się w domu. Rozumiem, profesorze. Ale jak to w ogóle możliwe? To znaczy… w Hogwarcie rzucaliśmy zaklęcia bez nadzoru… na przykład żeby odrobić zadanie domowe… ale nawet gdyby coś się stało, w pobliżu zawsze był ktoś, kto mógł nam udzielić pomocy.
Dumbledore uśmiechnął się i spojrzał na niego znad okularów połówek.
– Jesteś tego pewien, Harry? – zapytał, puszczając do niego oko. – Nigdy nie schowałeś się, powiedzmy, w nieużywanej klasie, żeby ćwiczyć nowe zaklęcia, nie mówiąc nikomu, dokąd idziesz? A twoja przyjaciółka, panna Granger, nigdy nie warzyła w tajemnicy eliksirów? Ale masz rację, prawdopodobnie zakaz nie zostałby zniesiony w najbliższym czasie, gdyby nie trudna sytuacja, w jakiej znaleźli się teraz nasi uczniowie. Departament Edukacji musiał się naprawdę natrudzić, żeby przygotować sensowny projekt ustawy… uwzględniono nawet dane statystyczne, według których przed wprowadzeniem Namiaru magiczne wypadki nie były wcale częste…
– Jakoś ciężko w to uwierzyć, profesorze, patrząc na takich jak Crabbe i Goyle – rzucił, zastanawiając się, jak by to wyglądało, gdyby nierozgarnięci chłopcy próbowali ćwiczyć nowe, trudne klątwy z dala od troskliwej opieki pani Pomfrey.
Dumbledore skinął głową.
– Twoja opiekunka domu wyraziła podobne obawy w odniesieniu do młodego Neville’a, zanim jego babcia zapewniła nas, że przez dwa najbliższe semestry chłopiec znajdzie się pod opieką bardzo dobrych korepetytorów. Ale na razie nie masz się czym martwić, Harry. W nauce korespondencyjnej będą brać udział tylko wybrani uczniowie, którzy zostali pozytywnie ocenieni przez wszystkich swoich nauczycieli… ty sam się do nich zaliczasz… nawet Severus musiał przyznać, że prawdopodobnie nie wysadzisz w najbliższym czasie żadnego kociołka, jeśli tylko wystarczająco się skoncentrujesz.
Harry rozdziawił usta w szoku na ten nieoczekiwany komplement.
– Całkiem zaskakujące, tak. Nigdy bym w to nie uwierzył, gdyby nie fakt, że twój profesor był w naprawdę dobrym humorze… ostatecznie nie będzie musiał spotykać się ze swoimi uczniami aż do przyszłego roku.
2
Profesor Dumbledore wytłumaczył mu wtedy, na czym będzie polegać nowy kurs korespondencyjny. Najwyraźniej każdy profesor miał przygotować dla nich obszerne notatki za pomocą samonotującego pióra, uwzględniając nie tylko teorię, ale również szczegółowe instrukcje dotyczące zajęć praktycznych, listę typowych błędów i rzeczy, których lepiej unikać, a nawet odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania i pomocne materiały źródłowe. Następnie uczniowie będą mieć kilka dni, żeby dobrze to wszystko przyswoić i wykonać ewentualne zadanie domowe. Wtedy, raz w tygodniu, odwiedzą ich asystenci, którzy sprawdzą ich wiedzę, wytłumaczą ewentualne niejasności i zademonstrują użycie zaklęcia. Każdy będzie mieć, jak zwykle, okazję, aby przećwiczyć je po raz pierwszy pod opieką dorosłego, zanim postarają się doprowadzić je do perfekcji przed następnym spotkaniem. Profesor Dumbledore zachęcał go również, aby w razie potrzeby kontaktował się bezpośrednio ze swoimi profesorami lub opiekunką domu, która tylko czekała na jego sowę.
Pewne trudności miała sprawiać nauka eliksirów i zielarstwa. Profesor Sprout uznała najwidoczniej, że przedmiot będzie w dużej mierze teoretyczny, a zaległości nadrobią na zajęciach pozalekcyjnych na trzecim roku. Podstawą do wystawienia oceny miały stać się trzy duże projekty, które obejmowały hodowanie jakichś obrzydliwych, ale niezbyt wymagających roślin, a także drobniejsze zadania takie jak ocenianie przesłanych próbek gleby, pisanie esejów czy rysowanie omawianych akurat okazów. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, mieli znacznie wyprzedzić materiał, żeby po powrocie do zamku móc poświęcić nieco więcej czasu na ćwiczenia w szklarniach.
Profesor Snape jednak spodziewał się, że uczniowie pozbawieni nadzoru już wkrótce wysadzą swoje domy w powietrze, dlatego wybrał dla nich całą masę lektur uzupełniających. Była tam obszerna, ilustrowana encyklopedia, która opisywała najlepsze sposoby przygotowywania składników, a także szablony, kolorowe tablice do powieszenia na ścianie, zeszyty ćwiczeń i przewodniki ze szczegółowymi instrukcjami dotyczącymi warzenia. Każdy krok opatrzony był ruchomymi zdjęciami i podpisem, w którym wyjaśniono, jakie właściwości powinien mieć eliksir na tym etapie i co trzeba zrobić, żeby doprowadzić go do perfekcji.
Najbardziej fascynującym odkryciem były jednak gigantyczne, oprawione fotografie, które pokazywały cały proces w przyspieszonym tempie i trochę przypominały mu filmik instruktażowy pozbawiony dźwięku. Każda z nich była niebotycznie droga i koncentrowała się na jednej, konkretnej miksturze, a do tego magia odpowiedzialna za ich animację miała się wyczerpać po roku lub dwóch, ale Harry, zachwycony, natychmiast zamówił pakiet przeznaczony dla uczniów pierwszego i drugiego roku.
Zastanawiał się też, czy pójdzie mu lepiej, czy gorzej niż zwykle, jeśli jego pracę będzie nadzorować asystent, a nie znienawidzony profesor. Postanowił zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby pozytywnie go zaskoczyć, nawet jeżeli oznaczało to, że będzie musiał warzyć eliksiry w każdej wolnej chwili.
Kiedy wrzesień zamienił się w październik, a Harry otrzymał pierwsze materiały do nauki od swoich profesorów, największym zaskoczeniem okazała się historia magii. Na lekcjach nudził się śmiertelnie, a po kilku tygodniach spędzonych w Hogwarcie nie mógł już słuchać o bitwach goblinów bez koszmarnego bólu głowy, ale te notatki były fascynujące. Ktokolwiek je przygotował, omówił trzy pierwsze części ich podręcznika z ubiegłego roku, a opowieść o zamierzchłych czasach, kiedy czarodzieje nie nosili nawet różdżek i najczęściej odprawiali tajemnicze, mroczne rytuały, okazała się bardziej wciągająca niż jakakolwiek historia, jaką zdarzyło mu się przeczytać w mugolskiej szkole podstawowej.
Harry przejrzał je dwa razy, zanim zauważył, że na końcu dodano małą adnotację: według autora, niejakiego Remusa Lupina, Binns nie był w stanie sprostać nowym wyzwaniom edukacyjnym, a zatrudnienie nowego profesora okazało się konieczne, kiedy niewzruszony duch przez trzy tygodnie wykładał w pustej klasie. Dopiero kilka dni temu zorientował się, że coś jest nie tak i po długiej rozmowie z dyrektorem zgodził się przejść na dawno spóźnioną emeryturę. To oznaczało, że, na dobre i na złe, mogli się pożegnać z łatwymi, nudnymi lekcjami historii, a profesor Lupin już straszył ich obszernym programem naprawczym.
Kolejną niespodzianką była astronomia. Sinistra zawsze miała zwyczaj zagadywania swoich uczniów na śmierć, ale na zajęciach zwyczajnie brakowało jej czasu, żeby przekazać im wszystkie fascynujące anegdoty. Teraz jednak, kiedy nie było takiego ograniczenia, a obserwacje nieba mieli prowadzić w czasie wolnym, skoncentrowała się na objaśnienie teoretycznej strony swojego przedmiotu. I Harry nareszcie zrozumiał, dlaczego nauka o ciałach niebieskich była obowiązkowa dla każdego młodego czarodzieja. Okazało się, że takie rzeczy jak fazy Księżyca miały niebagatelne znaczenie w przygotowywaniu eliksirów, odprawianiu rytuałów, a nawet w codziennym rzucaniu zaklęć czy tradycyjnych obrzędach religijnych. Jak wynikało z notatek, niektóre gałęzie magii mogły okazać się łatwiejsze lub trudniejsze w różnych porach miesiąca, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Harry, który nie wiedział nic o czarodziejskiej duchowości i ceremoniałach, przysiągł sobie, że dowie się więcej na ten temat.
Nie wszystko jednak zmieniło się na lepsze. Gilderoy Lockhart był najwidoczniej w swoim żywiole, teraz, kiedy jedyne, co musiał zrobić, to w barwny sposób sparafrazować różne fragmenty podręcznika (którego zresztą nie było na ich liście), powierzając przeprowadzenie praktycznych lekcji swoim asystentom. Materiały były zadziwiająco niedokładne, ale trzeba przyznać, że zapadały mu w pamięć znacznie szybciej niż książki z Esów i Floresów, a doktor Robinson, który przyjechał w weekend, żeby nauczyć go prostego zaklęcia odpychającego, naprawdę znał się na rzeczy. Tego samego nie można było powiedzieć o nerwowej, nieśmiałej pani Pattinson, która zastępowała Flitwicka, ale na szczęście jeden z jego ulubionych profesorów po raz kolejny stanął na wysokości zadania i dostarczył im notatki tak kompleksowe, że żadna demonstracja nie była potrzebna.
3
W październiku Harry zorientował się, że Privet Drive naprawdę zaczyna przypominać mu dom. Nieobecność Dudleya okazała się prawdziwym błogosławieństwem. Teraz nie było już złośliwego, agresywnego kuzyna, który mógłby go szturchać, gonić czy popychać, a na dodatek Harry nie musiał znosić kary za żadne przewinienia, których tak naprawdę się nie dopuścił. Na początku trochę się obawiał, że wujek Vernon nadal będzie zły za incydent z latającym samochodem, ale najwidoczniej jego wujostwo postanowiło tym razem udawać, że Harry nie istnieje. Kiedy pierwszy szok minął, a on zdążył przyzwyczaić się do ciszy i samotności, musiał przyznać, że taki układ jest mu całkiem na rękę.
Hermiona, która miała urodziny we wrześniu i była od nich prawie rok starsza, miała dużo czasu, żeby oswoić się z myślą, że tak naprawdę jest czarownicą, zanim weszła do pociągu. Harry natomiast dowiedział się o tym zaledwie parę tygodni przed pierwszym semestrem w Hogwarcie, a większość tego czasu spędził, zastanawiając się, jakimi ludźmi byli jego rodzice, gdzie teraz jest Voldemort, o którym Hagrid (najwidoczniej słusznie) twierdził, że nadal istnieje, albo co się stanie pierwszego września, jeśli Dursleyowie nie będą chcieli zawieźć go na dworzec kolejowy.
Następne miesiące nie były lepsze. Nikt nie zwracał na niego uwagi w podstawówce, ale teraz najwidoczniej był sławny, a każdy, kogo spotkał, znał już jego imię i miał wobec niego jakieś oczekiwania. Na domiar wszystkiego zagrożenie ze strony tajemniczego czarnoksiężnika stawało się coraz bardziej realne, a Harry musiał pogodzić próby ochrony kamienia filozoficznego z pielęgnowaniem niespodziewanej przyjaźni, która zawiązała się między nim a Ronem i Hermioną. I chociaż wszystko to było bardzo ważne, a Harry cieszył się, że po raz pierwszy w życiu może naprawdę być dzieckiem, nie miał do tej pory okazji, żeby przemyśleć swoje położenie.
Rodzina Weasleyów była naprawdę biedna, ale nawet teraz, kiedy wielkimi krokami zbliżało się przesłuchanie dyscyplinarne, mieli wystarczająco dużo przyjaciół, żeby pan Weasley dostał nie mniej niż trzy nowe oferty pracy. Najprawdopodobniej, jak uspokajał Ron w swoim ostatnim liście, skończy się tylko na ostrzeżeniu, a za kilka miesięcy nikt już nie będzie pamiętać, że Ginny miała coś wspólnego z otwarciem Komnaty Tajemnic. Ron nigdy nie przykładał się do nauki, nie próbował zdobywać najlepszych ocen ani naprawdę wyróżniać się na jakimś przedmiocie, ale z perspektywy czasu Harry wcale mu się nie dziwił. Kiedy będą gotowi skończyć Hogwart, na jego przyjaciela będzie już czekać mały, ale wygodny pokój w Norze, a pani Weasley prędzej umrze, niż pozwoli mu cierpieć z głodu. Każdy z pięciu braci będzie też w stanie zapewnić mu jakieś porady zawodowe, i to pod warunkiem, że nie zechce od razu przyjąć ciepłej posadki w ministerstwie u boku swojego ojca.
Hermiona na pierwszy rzut oka była w gorszej sytuacji, ale Harry wiedział, że jest dokładnie tak samo chroniona, jak jego pozostali rówieśnicy. Świąteczne wyjazdy na narty, wakacje spędzane za granicą i najwyższej jakości ubrania były wyraźnym potwierdzeniem, że jej rodzice nie szczędzili zasobów, żeby ich córka miała wszystko, czego potrzeba, aby odnieść sukces. Hermiona niejednokrotnie opowiadała, że są całkiem blisko, a pan i pani Granger już teraz zachęcali ją, żeby po skończeniu Hogwartu zamieszkała z nimi i nadrobiła zaległości w mugolskiej edukacji. Przyszłość stała przed nią otworem i nawet jeśli za kilka lat będzie chciała wybrać się na uniwersytet dla czarodziejów we Francji lub staż na Alasce, ani przez chwilę nie będzie musiała martwić się, że nie uda jej się tego wszystkiego zorganizować.
Neville oczywiście narzekał na swoją rodzinę więcej niż raz, ale z całą pewnością odziedziczy po niej wszystkie posiadłości, a do tego wystarczająco dobrze zna magiczny świat, żeby poradzić sobie niezależnie od okoliczności. Harry nagle uświadomił sobie, jak wiele stracił, mieszkając z Dursleyami. Ani ciotka Petunia, ani wujek Vernon nigdy nie zadali sobie trudu, żeby nauczyć go, jak poruszać się w mugolskim świecie. Nie zamierzali mu też z całą pewnością pomóc, gdyby nagle pojawił się na ich progu z magicznym kufrem, sową i dyplomem ukończenia Hogwartu, prosząc o miejsce, w którym mógłby się na jakiś czas zatrzymać. Co z tego, pomyślał, że w podziemiach Gringotta czekają na niego jakieś pieniądze, skoro nie miał zielonego pojęcia, gdzie normalni czarodzieje robią zakupy spożywcze, jaką pracę wykonują albo jak wygląda rynek nieruchomości? Harry kochał Hogwart, ale nawet on musiał przyznać, że po skończeniu szkoły będzie żałośnie nieprzygotowany do dorosłego życia, jeśli nie włoży w to jakiegoś wysiłku.
Ron i Hermiona nie zostawią cię na lodzie , powiedział sobie stanowczo, wpatrując się w sufit. Ale czy na pewno? Harry zbyt wiele razy był świadkiem wielkich przyjaźni, które kończyły się z najgłupszych powodów, kiedy ludzie stawali się starsi i przestawali mieć ze sobą cokolwiek wspólnego. Dudley w przedszkolu był praktycznie nierozłączny z Dennisem i jego bratem Stanem, czyli tymi samymi chłopcami, których prześladował zaledwie trzy lata później. W głębi serca Harry zaczynał też rozumieć, że w najważniejszych, najcięższych momentach życia człowiek był zupełnie sam. Nie miało znaczenia, jak wielu osobom ufałeś ani jak bliskie mieliście relacje; prędzej czy później znajdziesz się w sytuacji, w której nikt nie będzie w stanie udzielić ci pomocy.
Harry nie miał żadnego wsparcia, kiedy musiał zmierzyć się z Quirrellem. Zaledwie kilka tygodni później Ron i Hermiona robili wszystko, co w ich mocy, żeby podnieść go na duchu, ale przez zwykłe zrządzenie losu (i ingerencję tego dziwnego skrzata, Zgredka, który musiał być teraz bardzo zadowolony, że Harry jednak wrócił na Privet Drive) nie mieli kontaktu przez lwią część wakacji. Pani Weasley zapewniała, że zawsze znajdzie się dla niego miejsce w Norze, ale kiedy przyszło co do czego, musiała zająć się przede wszystkim własnymi dziećmi. Nie, Harry nigdy nie przestanie im dziękować za troskę i zainteresowanie, ale to nie znaczy, że mógł powierzyć im swoją przyszłość. Myślał, że ma wiele czasu, zanim będzie musiał nauczyć się odpowiedzialności, ale pierwszy rok w Hogwarcie minął w mgnieniu oka. Zanim się zorientuje, będzie podchodzić do OWTM-ów, a jeśli nie chce liczyć na łut szczęścia, musi się przygotować na to, co czeka go w prawdziwym świecie.