Veritaserum (tłumaczenie)

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
Gen
G
Veritaserum (tłumaczenie)
Summary
Czy Snape naprawdę myślał, że Harry zmartwi się kolejnym szaleńcem, który go ściga?Sam sobie poradzi, dzięki.Zmiany w gangu i w Hogwarcie szaleją, gdy Snape próbuje poradzić sobie z podopiecznym, który jego zdaniem może zmagać się z czymś więcej niż tylko dużą ilością traumy z przeszłości. A Harry tylko chce by wszyscy zostawili go w spokoju i pozwolili mu znaleźć Syriusza Blacka, bo ma do odbycia z nim "przyjacielską pogawędkę". A Susan Bones fantazjuje o tym, co zrobi, jeśli zobaczy chociażby włos Syriusza Blacka w pobliżu swojego najlepszego przyjaciela. A Hermiona i Theo chcą po prostu czytać... sami... razem? A Remus Lupin zastanawia się, co u licha stało się synowi Jamesa, że wykreowało dziecko na tak chaotyczne.Witam na roku 3.
All Chapters Forward

Chapter 5

Kiedy Harry szedł do zamku, ciesząc się ciszą i chłodnym nocnym powietrzem, podjął ważną decyzję: kiedy zostanie Ministrem Magii, pozbędzie się dementorów. Musiał istnieć lepszy sposób na zabezpieczenie więzienia. W sumie, skoro Syriusz Black był w stanie uciec, to najwyraźniej dementorzy i tak nie wykonywali swojej pracy należycie.

Harry wciąż czuł się żałosny, słaby i roztrzęsiony po przebywaniu w pobliżu jednego z nich przez mniej niż minutę. Jak więźniowie tacy jak Black przetrwali ponad dziesięć lat?

Gdyby zamknął oczy, byłby pewien, że wciąż słyszałby krzyki kobiety, o której myślał, że może być jego mamą. Wciąż mógł słyszeć swoje żałosne krzyki z komórki pod schodami. Wciąż słyszał drwiny i obelgi rzucane w jego stronę na ulicach.

Bezwartościowy.

Powiedziałby Susan, żeby uczyniła to ich pierwszym priorytetem, kiedy już będą kierować ministerstwem. Wytępić całą rasę dementorów.

Nienawidził się tak czuć.

Bezbronny.

Słaby.

Zanim otworzył drzwi do Wielkiej Sali, założył maskę „jestem strasznie znudzony i nic mnie nie obchodzi". Tylko dlatego, że czuł się nieszczęśliwy, nie oznaczało, że ktokolwiek inny to zobaczy.

Słabość cię zabije.

Wyzywająco uniósł podbródek, gdy wszyscy w Sali odwrócili się, by na niego spojrzeć.

Ignoruj ich. Ignoruj ich. Ignoruj ich.

Harry trzymał oczy prosto i dołączył do swoich przyjaciół.

- Hej - mruknął, wsuwając się na swoje stałe miejsce.

Susan w milczeniu uniosła na niego brew.

- Nic mi nie jest. - powiedział cicho w odpowiedzi na jej oczywiste pytanie. - Przegapiłem coś?

- Nie - powiedział Ron z szerokim uśmiechem. - Właśnie pojawiło się jedzenie, a Dumbledore jeszcze nie przedstawił Lupina. On wciąż żyje?

Harry uśmiechnął się lekko do Rona, który był tak bezbłędnie bezpośredni.

- Kiedy odchodziłem, żył, ale kto wie, co knuje Snape?

- Snape nie zabiłby Lupina tylko za znęcanie się nad nim w szkole. - Draco powiedział, przewracając oczami na Harry'ego i Rona.

Harry wymienił spojrzenia z Mioną, Nevillem i Luną.

Tylko ktoś, kto nie był celem dręczycieli, mógłby pomyśleć coś tak głupiego.

- Domyślam się, że Draco ma rację. - powiedziała Susan, subtelnie wskazując miejsce, gdzie Snape i Lupin wchodzili teraz przez wejście dla personelu. - Szkoda.

- Czy aktywnie kibicujemy śmierci Lupina? - Harry zapytał z zaciekawieniem, napełniając swój talerz jedzeniem.

- Susan zawsze kibicuje czyjejś śmierci. - mruknął Neville.

- Wcale nie. - powiedziała Susan. - Pomyślałam, że byłoby ciekawie, porozmawiać z nim więcej, biorąc pod uwagę kim jest. Ale potem próbował potrząsnąć Harrym i teraz nie mogę się doczekać, aż klątwa profesora Obrony go zabije.

- Czego próbował? - zażądał Harry, tak jak Ron zapytał - Jakiej klątwy?

- Lupin próbował cię obudzić po tym, jak... no wiesz. - Hermiona skrzywiła się.

Słaby.

- Susan trzepnęła go. - Luna powiedziała. - Nie sądzę, żeby spróbował ponownie.

- Jesteś nieustraszona. - Harry powiedział Susan, będąc pod wrażeniem. Ona tylko wystawiła do niego język i położyła kolejną bułkę na jego talerzu.

- I jest klątwa na pozycji profesora Obrony, nikt nie wytrzymuje dłużej niż rok. Wszyscy to wiedzą, Weasley. - Draco wyjaśnił.

- Myślę, że to tylko plotki. - powiedziała Hermiona.

- Myślę, że to Harry jest tą cholerną klątwą. - powiedział Theo. - Zabił Quirrella i zaciągnął Lockharta do Komnaty, by nigdy nie wrócił, co?

Harry tylko wzruszył ramionami i wziął kęs ziemniaków, podczas gdy wszyscy na niego patrzyli.

- Snape może być klątwą w tym roku, spójrz na niego. - powiedział Ron.

Spojrzeli na stół i zobaczyli, że Snape na przemian gromił wzrokiem Lupina i spoglądał na Harry'ego.

Harry zmarszczył brwi.

Słaby.

- Zaczynamy. - szepnął Blaise, wskazując na Dumbledore'a, który podnosił się na nogi w momencie, gdy ostatnie z dań deserowych odskakiwało.

- Witajcie! - powiedział Dumbledore, światło świec migotało na jego brodzie. - Witajcie na kolejnym roku w Hogwarcie! Mam wam do powiedzenia kilka rzeczy, a jedna z nich jest bardzo poważna, byłbym wdzięczny za waszą pełną uwagę.

Dumbledore odchrząknął i kontynuował: - Jak zapewne wszyscy wiecie po przeszukaniu Hogwart Expressu, nasza szkoła jest obecnie gospodarzem niektórych dementorów z Azkabanu, którzy są tu w interesach Ministerstwa Magii.

- Czad. - Harry jęknął. Nienawidził dementorów, więc oczywiście Dumbledore wpuścił ich na teren szkoły.

Nie był pewien, czego nienawidził bardziej - Dumbledore'a czy dementorów.

- Im szybciej znajdziemy Blacka, tym szybciej odejdą. - Susan szepnęła uspokajająco do ucha Harry'ego.

- Stacjonują przy każdym wejściu na teren, - Dumbledore kontynuował. - a kiedy są z nami, muszę jasno powiedzieć, że nikt nie może opuszczać szkoły bez pozwolenia. Dementorów nie da się oszukać sztuczkami, przebraniami, a nawet Pelerynami Niewidkami. W naturze dementora nie leży rozumienie błagań czy wymówek. Dlatego ostrzegam każdego z was, byście nie dali im powodu do skrzywdzenia was. Liczę, że prefekci upewnią się, że żaden uczeń nie wpadnie w ręce dementorów. - powiedział.

Dumbledore ponownie przerwał. Rozejrzał się bardzo poważnie po sali, ale nikt się nie poruszył ani nie wydał żadnego dźwięku.

- Z weselszej strony. - kontynuował, - Mam przyjemność powitać dwóch nowych nauczycieli w naszych szeregach w tym roku.

- Po pierwsze, profesora Lupina, który uprzejmie zgodził się objąć stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.

Rozległy się niezbyt entuzjastyczne oklaski. Harry i jego przyjaciele w ogóle nie klaskali.

- Wygląda okropnie, prawda? - powiedział Blaise, zwracając uwagę grupy na odrapany wygląd Lupina.

- Pełnia księżyca była zeszłej nocy, ty też wyglądałbyś kiepsko. - odparła Hermiona.

- Co do naszego drugiego nowego profesora. - Dumbledore kontynuował, gdy niemrawe oklaski dla profesora Lupina ucichły. - Cóż, z przykrością muszę wam powiedzieć, że profesor Kettleburn, nasz nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, przeszedł na emeryturę pod koniec zeszłego roku, aby cieszyć się większą ilością czasu z pozostałymi mu kończynami. Jednak z radością mogę powiedzieć, że jego miejsce zajmie nie kto inny jak Rubeus Hagrid, który zgodził się podjąć tej pracy jako dodatek do swoich obowiązków gajowego.

Kilku przyjaciół Harry'ego klaskało grzecznie, ale Harry trzymał ręce mocno na stole. Nie zamierzał wiwatować na cześć olbrzymiego mężczyzny, który wyrzucił go w Surrey w grudniu zeszłego roku na polecenie Dumbledore'a z niczym więcej, jak tylko radosnym pożegnaniem.

- A teraz chciałbym życzyć wam wszystkim dobrej nocy, dobrego odpoczynku i udanego pierwszego dnia zajęć jutro! - Dumbledore z uśmiechem zwrócił się do uczniów.

- Chcecie obstawić, zanim pójdziemy do dormitoriów? - Draco zapytał Susan i Neville'a.

- Co obstawić? - zapytał Neville.

- Pojedynki. - Ron powiedział, wyciągając pergamin z kieszeni szaty. - Pojedynki są dziś wieczorem.

Harry ożywił się niemal natychmiast. Jak mógł zapomnieć? Pojedynek byłby doskonałym momentem, by otrząsnąć się z tego chwiejnego poczucia słabości. A on pojedynkował się pierwszej nocy każdego roku, od czasu swojego pierwszego roku.

 

- Jak to nikt nie chce ze mną walczyć? - zażądał Harry, rozglądając się po cichym pokoju wspólnym w szoku. - Od kiedy?!

- Odkąd dowiedzieli się, że jesteś dziedzicem Slytherina. - Blaise mrugnął do niego porozumiewawczo.

Harry powinien był wiedzieć, że w końcu pożałuje zachęcania do tej plotki w Slytherinie.

- Co ja mam teraz zrobić? - jęknął cicho do Draco kilka minut później, gdy obserwowali dwie dziewczyny z piątego roku, które Harry uważał za najnudniejszy pojedynek na świecie.

- Cieszyć się, że nie jesteś atakowany? - Draco zasugerował, unosząc wysoko swoje blond brwi. - Chociaż raz możesz mieć spokojną noc.

Harry nie chciał spokoju. Pragnął ostrego przypływu, jaki dawały mu prawdziwe pojedynki. Chciał znów poczuć, że żyje i przestać czuć się tak cholernie słaby.

- Albo możesz kogoś wyzwać. - zasugerował Ron. - Nie musisz czekać, aż ktoś cię wyzwie.

Och. Duh.

- Twoje zdrowie Ron, za to możesz być moim sekundantem. - Harry uśmiechnął się do nagle pobladłego Rona.

- Dajmy Ronowi spokój, nie sądzę, żeby doszedł do siebie po zeszłym roku. - Theo powiedział pospiesznie. - Może ja będę twoim sekundantem?

Harry wzruszył ramionami, już przyglądając się starszym uczniom rozproszonym na tyłach pokoju wspólnego.

- Nie obchodzi mnie to, to i tak tylko na pokaz, nie? Kogo powinienem wybrać? - powiedział.

- Rzuć wyzwanie siódmorocznemu, jeśli w ogóle chcesz pozorować wyzwanie. - powiedział Blaise.

- Ale żaden z nich nic mi nie zrobił. - mruknął Harry. - No, może Flint... był palantem, zanim trafiłem do drużyny...

- Nie Flint. - Draco powiedział szybko. - Jeśli zaatakujesz kapitana Quidditcha, naprawdę spodziewasz się zostać w drużynie?

- Rzuć wyzwanie Puceyowi. - powiedział Ron, wskazując miejsce, gdzie jeden z ich pałkarzy stał obok jednego ze ścigających w drużynie, Warringtona. - Jest na zajęciach z obrony na OWUTEMy, więc nie powinien dać się zbyt łatwo pokonać, a poza tym to dobry sportowiec.

- Dobrze myślisz, Weasley. - powiedział Draco. - Pójdę mu powiedzieć, że Harry chce wyzwania, żeby nie miał mu tego za złe podczas treningu.

- Draco. - Harry syknął, gdy Draco szedł w stronę Puceya, nagle wpadając na genialny pomysł.

- Tak? - Draco zerknął na Harry'ego w chwili, gdy ogłaszano zwycięzcę drugiego pojedynku.

- Powiedz też Warringtonowi. - uśmiechnął się. - Nie ma żadnych zasad przeciwko wyzywaniu dwóch osób, co?

- Chcesz pojedynkować się z dwoma siódmorocznymi? - Theo odchrząknął cicho, gdy Draco się roześmiał i szybko przeszedł na stronę starszych uczniów.

- Dlaczego nie? - Harry wzruszył ramionami. - W zeszłym roku pojedynkowałem się z Fredem i Georgem, nie?

- Byli na czwartym roku. - zauważył Ron.

- I byli łatwi. To dopiero będzie zabawa.

- Przestań się kłócić i ruszaj Weasley. - Blaise uśmiechnął się. - Mamy złoto do zdobycia.

- Następny zawodnik! - Cassandra Owens, prefekt siódmego roku, zawołała z przodu sali.

Harry wystąpił szybko naprzód, podekscytowany, by udowodnić sobie swoją siłę.

- Wyzywam Adriana Puceya... - przerwał na dramatyczną chwilę, zanim dodał - i Cassiusa Warringtona.

Ciągłe przebywanie w towarzystwie Draco sprawiło, że na pełne zaskoczenia sapnięcia tłumu, Harry uniósł się dumnie.

- Może to zrobić? - Owens szepnęła do Flinta, męskiego prefekta siódmego roku.

- Powiesz mu, że nie? - mruknął.

- Daj spokój Potter, nie chcemy skrzywdzić naszego szukającego. - Pucey powiedział z lekkim uśmiechem, podchodząc do niego.

- Dlaczego wszyscy zawsze myślą, że wygrają? - Draco parsknął. - Jakby nigdy wcześniej nie widzieli pojedynku Harry'ego.

- Nie wiem, Dray, mogą. Nigdy wcześniej nie pojedynkowałem się z dwoma siódmorocznymi naraz. - Harry mrugnął niewinnie do starszych chłopców. - Ale jeśli się boicie...?

- Zgadzamy się. - Warrington chrząknął, stając obok Puceya.

- Okaaay. - Owens powiedziała, marszcząc brwi na odchylenie od normy. - Ochotnik na sekundanta?

- Będę sekundantem Harry'ego. - Theo zaoferował się natychmiast.

Pucey i Warrington spojrzeli z nadzieją na Flinta, który zmarszczył brwi i potrząsnął głową.

- Bawi się wami. - powiedział płasko. - A Slytherin nie może sobie pozwolić na stratę trzech graczy.

- Ja będę. - zaoferował Blaise. - To tylko na pokaz, prawda? - mrugnął do Harry'ego.

Harry wzruszył ramionami, rozkoszując się sposobem, w jaki Blaise wydawał się lekko spanikowany jego brakiem odpowiedzi.

- Cofnijcie się wszyscy! - Owens zawołała do pokoju. - Potter, Pucey, Warrington, na pozycje.

Harry stanął po przeciwnej stronie dwóch chłopców, którzy w milczeniu opracowywali strategię.

- Gotowi?

Pucey i Warrington odsunęli się od siebie i przyjęli standardową pozycję do pojedynku. Harry tylko napiął dłonie i uśmiechnął się.

Bariera była już w górze, nie mogli się teraz wycofać.

- Start!

Harry roześmiał się, gdy musiał natychmiast uchylić się przed cicho wystrzelonym zaklęciem.

- Myślałem, że nie chcecie mnie skrzywdzić? - uśmiechnął się do Pucey, kiedy zaczął wymierzać własne zaklęcia w kierunku szybko poruszającej się pary.

- Nie chcę tylko, żebyś zepsuł moją ładną buzię. - powiedział, posyłając coś czerwonego w kierunku kolan Harry'ego.

Harry uśmiechnął się, gdy musiał się uchylać, robić uniki i szybko odpowiadać zaklęciami na zaklęcia kompetentnej pary. Postanowił, że od teraz będzie rzucał wyzwania tylko siódmym rocznikom, o wiele bardziej ekscytujące było widzieć zaklęcia lecące w jego stronę i nie mieć pojęcia, co robią.

To jest ten pęd, którego ostatnio nie mógł znaleźć.

Szybko zorientował się, jaka była strategia duetu - Pucey wysyłał zaklęcia ofensywne, a Warrington utrzymywał tarcze i rozpraszał klątwy Harry'ego, kiedy tylko mógł.

Oznaczało to, że Warrington musiał zostać wyeliminowany jako pierwszy.

Zaatakuj Pucey'a szybko, by Warrington upuścił tarczę, która go ochroni, a potem zdejmij Warringtona, zaplanował w myślach.

Harry zatańczył nieco bliżej Pucey'a, oferując się jako łatwiejszy cel.

Ból. Cięcia. Siniaki. Harry rozkazywał swojej magii.

Nie spodziewał się obrony Warringtona.

Jego wzrok nagle przesłonił dym i poczuł, jak się potyka, gdy kamienna podłoga zdawała się zatrząść. Pucey skorzystał z okazji i posłał w Harry'ego coś, co sprawiło, że wrzasnął z zaskoczenia, czując, jak rozcina mu czoło.

Ulecz się. Szybko. Kurwa, ulecz się.

Harry musiał szybko się cofnąć, by skuteczniej robić uniki, podczas gdy jego magia leczyła jego czoło.

Warknął w stronę pary - wciąż nie mogąc ich zobaczyć.

- Zabawa w chowanego jest dla pierwszorocznych. - powiedział.

Usunąć dym. Szybko. Wiatr. Dużo wiatru.

Pozostali chłopcy nagle stali się widoczni, gdy gorączkowo instruowana przez Harry'ego magia lekko zawirowała i wywołała w kopule wichurę na tyle silną, że Warrington upadł do tyłu.

Jego różdżka. Teraz. Lewituj go w miejscu.

Złapał różdżkę Warringtona i rzucił ją za siebie, by skupić się na Puceyu, który poruszał się teraz dwa razy szybciej niż wcześniej.

- Jesteś całkiem sprytny. - powiedział Pucey, wysyłając kilka zaklęć naraz. - Nie sądzę, że chcesz się wycofać i zostać sojusznikiem, co?

- Przez was krwawię. - Harry powiedział beznamiętnie, szybko rozpraszając nadchodzące klątwy. - Nie masz szans.

Pomyślał, że sztuczka Warringtona z trzęsieniem ziemi była świetna i postanowił sam spróbować czegoś podobnego.

Wysadź ziemię za nim.

Pucey spojrzał za siebie, gdy lekka eksplozja spowodowała, że kamienne odłamki spadły mu na nogi.

Harry szybko zastanowił się, jak wkurzony byłby Flint, gdyby pozbawił palców ich pałkarza iz marszczył brwi, gdy zdał sobie sprawę, że odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby "bardzo".

Tak naprawdę nie zależało mu na wkurzeniu Flinta, ale lubił latać i chciał zostać w drużynie z Draco.

Przetnij mu nogę, trochę głęboko.

Harry uśmiechnął się z satysfakcją, gdy Pucey zawył i upuścił różdżkę, a jego lewa noga zaczęła krwawić.

- Zwycięzca - Potter! - powiedział szybko Flint, podnosząc kopułę. - Przestań, przestań, wygrałeś Potter. - powiedział, gdy Harry zbliżył się do Puceya. - Nie wymienię mojej drużyny, żebyś mógł udowodnić, że jesteś najtwardszym facetem w pokoju.

- W porządku. - Harry wzruszył ramionami. - Jeśli Pucey i Warrington to przyznają.

Uśmiechnął się niewinnie do obu chłopców, którzy szybko się zgodzili.

- Chcesz rzucić wyzwanie ich sekundantowi? - zaproponowała Owens.

Harry spojrzał z zaciekawieniem na Blaise'a.

- Nie waż się Potter, jesteśmy sojusznikami. - Blaise syknął, brzmiąc odpowiednio nerwowo w opinii Harry'ego.

- Nie, może następnym razem. - Harry roześmiał się.

Dementorzy niech będą przeklęci, jeśli Harry może czuć się tak silny po pojedynku, znajdzie sposób, by zająć się również nimi.

***

Harry wciąż był z siebie zadowolony, kiedy następnego ranka usiadł obok Susan przy śniadaniu.

- Wyglądasz na szczęśliwego. - powiedziała.

- Brzmisz podejrzliwie. - Harry odpowiedział przewracając oczami.

- Zgaduję, że wygrał swój pojedynek? - Hermiona zapytała Theo.

- W dniu, w którym Harry przegra pojedynek, zjem jedną ze skarpetek Goyle'a. - powiedział Theo, przewracając oczami na Mionę.

Harry zanucił, nalewając sobie filiżankę kawy. Nie miał zamiaru mówić Theo, ani nikomu innemu, że przez kilka panicznych sekund zeszłej nocy bał się, że przegra.

- Nowe plany zajęć. - Luna powiedziała jasno, podając pergamin na stół.

- Dlaczego masz nasze plany? - zapytał Draco. - Nie jesteś ze Slytherinu... Nie jesteś nawet na trzecim roku!

- Profesor Snape po prostu mi je wręczył. - Luna wzruszyła ramionami. - Myślę, że lubi mnie najbardziej.

Harry prawie zakrztusił się tostem na widok miny Draco.

- Nie bądź śmieszna. - Ron powiedział z uśmiechem. - Wszyscy wiemy, że Harry jest jego ulubieńcem.

- Jestem jego chrześniakiem. - Draco nadąsał się.

- Może poproszę, żeby być jego córką chrzestną. - Luna powiedziała niewinnie, nabierając kęs jajka. - Jestem pewna, że się zgodzi.

Było wiele rzeczy, które można było polubić w Lunie Lovegood - a jej nikczemna umiejętność robienia komuś psikusów, bez wydawania się, że robi coś więcej niż niewinne uwagi, była prawdopodobnie jedną z ulubionych rzeczy Harry'ego w niej.

- Jesteś najlepsza Lu. - powiedział, gdy wszyscy śmiali się z zaskoczonej miny Draco.

- Wiem. - uśmiechnęła się.

- Ooh, Theo! Mamy teraz więcej wspólnych zajęć! - Hermiona pisnęła podekscytowana, porównując plany zajęć swoje i Theo. - Spójrz- teraz mamy razem Uroki, Arytmetykę, Runy i Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami!

- Myślałem, że będziesz chodził ze mną na mugoloznawstwo? - Neville zapytał Theo.

- Nie ma sensu. - Theo wzruszył ramionami. - Hermiona może udzielać mi korepetycji na OWUTEMy.

Harry zerknął na plan zajęć Susan, bardziej po to, by odwrócić uwagę od obrzydliwych spojrzeń Hermiony i Theo, ale zmarszczył brwi na widok tego, co zobaczył.

- Wybrałaś arytmetykę i runy?

- Jasne, że tak. - Susan powiedziała promiennie, najwyraźniej nie widząc wady w tym planie.

- Ale ja wybrałem Wróżbiarstwo i Stworzenia. - Harry jej odpowiedział. - Siedzieliśmy obok siebie, kiedy je wybieraliśmy.

- Wiem. - powiedziała Susan. - Dlatego wybrałam Runy i Arytmetykę.

Co jest, kurwa... - Harry wysyczał do niej w Wężomowie, żeby nie była zbyt wściekła, nawet jeśli jej przewrócenie oczami oznaczało, że dokładnie odgadła jego znaczenie. Nie chciał się kłócić z Susan, ale nie mógł też powstrzymać uczucia zdrady, które poczuł po jej słowach. Dlaczego miałaby celowo wybierać klasy tylko dlatego, że Harry w nich nie był?

- Przestań na mnie syczeć, idioto. - powiedziała. - To będzie do bani nie mieć naszych dodatkowych zajęć razem, ale pomyślałam, że musimy się upewnić, że wiemy jak najwięcej, kiedy będziesz Ministrem, prawda? A jak mamy to zrobić, skoro chodzimy na te same zajęcia? Więc ty uczysz się o stworzeniach i przepowiedniach, ja o arytmetyce i runach, ty możesz uczyć mnie mugolskich rzeczy, a razem będziemy mieli połączoną wiedzę ze wszystkich pięciu przedmiotów do wyboru.

- To genialne. - Hermiona odetchnęła.

- To przerażające. - Draco ją poprawił.

- Czad. - Harry powiedział, obdarzając Susan przepraszającym półuśmiechem.

Susan zadarła pompatycznie nos do góry.

- Wiem. - powiedziała.

- Mamy te same zajęcia, stary. - powiedział Ron z lekkim uśmiechem. - Spójrz - identyczne plany zajęć.

Reszta grupy, z wyjątkiem Luny, która była rok za resztą, porównała swoje plany zajęć.

Prawie wszyscy wybrali Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, z wyjątkiem Neville'a, Blaise'a i Susan. I tylko Harry, Ron, Neville i Blaise wybrali Wróżbiarstwo.

- To oklepany przedmiot, wszyscy w Ravenclawie tak mówią. - Hermiona powiedziała.

- Powiedz to przepowiedni w moim kufrze. - powiedział Harry.

Hermiona wciąż wyglądała na sceptyczną, ale Theo zapewnił ją, że mogą uczyć się tego przedmiotu samodzielnie.

Sala zaczynała pustoszeć, gdy ludzie udawali się na swoje pierwsze lekcje. Ron sprawdził swój plan zajęć.

- Lepiej już chodźmy, spójrz, Wróżbiarstwo jest na szczycie Północnej Wieży. Dotarcie tam zajmie nam dziesięć minut...

Pospiesznie dokończyli śniadanie, pożegnali się z resztą przyjaciół i przeszli z powrotem przez korytarz.

Droga przez zamek do Wieży Północnej była długa. Na szczęście Harry znał skrót, którego nauczył się, chodząc za Snapem na prywatne pogawędki w zeszłym roku, i był w stanie zaprowadzić ich do spiralnych schodów, gdzie Snape wspomniał kiedyś o klasie Trewlaney.

Pokonali kilka ostatnich stopni i wyszli na małe podest, na którym znajdowała się już większość klasy. Nie było tu żadnych drzwi, ale Ron szturchnął Harry'ego i wskazał na sufit, gdzie znajdowała się okrągła klapa z mosiężną tabliczką.

- „Sybilla Trelawney, nauczycielka wróżbiarstwa" - przeczytał Neville. - Jak mamy się tam dostać?

Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, klapa nagle się otworzyła, a srebrzysta drabina zjechała tuż u stóp Harry'ego. Wszyscy zamilkli.

- Za tobą. - powiedział Blaise, uśmiechając się, więc Harry wspiął się po drabinie jako pierwszy.

Wyłonił się w najdziwniej wyglądającej klasie, jaką kiedykolwiek widział. Właściwie to wcale nie wyglądała jak klasa, bardziej jak skrzyżowanie czyjegoś strychu ze staromodną herbaciarnią. Co najmniej dwadzieścia małych, okrągłych stolików było w niej stłoczonych, a wszystko otoczone było fotelami z perkalu i grubymi, małymi pufami. Wszystko było przykryte zwiewnymi szalami, a w całym pomieszczeniu paliło się około miliona świec. Było goręcej niż w jakiejkolwiek innej części zamku, a zapach świec był przytłaczający.

Harry pomyślał, że to najbardziej absurdalna i niewygodna klasa, w jakiej kiedykolwiek był.

Ron pojawił się przy ramieniu Harry'ego, gdy klasa zebrała się wokół nich, wszyscy rozmawiając szeptem.

- Gdzie ona jest? - zapytał Ron.

Nagle z cienia odezwał się miękki, zamglony głos.

- Witajcie. - powiedział. - Jak miło widzieć was w końcu w świecie fizycznym.

Profesor Trelawney pojawiła się w świetle ognia i zobaczyli, że jest bardzo szczupła. Jej duże okulary powiększały jej oczy kilkakrotnie, a ona sama była owinięta gazą. Na jej wrzecionowatej szyi wisiały niezliczone łańcuszki i koraliki, a jej ramiona i dłonie były inkrustowane bransoletkami i pierścionkami.

- Siadajcie, moje dzieci, siadajcie. - powiedziała i wszyscy wspięli się niezgrabnie na fotele lub opadli na pufy. Harry, Blaise, Neville i Ron przecisnęli się wokół tego samego okrągłego stołu.

- Witajcie na Wróżbiarstwie. - powiedziała profesor Trelawney, która usiadła w ozdobionym skrzydłami fotelu przed kominkiem. - Nazywam się profesor Trelawney. Być może nie widzieliście mnie wcześniej. Uważam, że zbyt częste przebywanie w zgiełku głównej części szkoły przyćmiewa moje Wewnętrzne Oko.

- Snape mówi, że to dlatego, że jest pijaczką. - Harry mruknął do przyjaciół, którzy zaśmiali się cicho.

Profesor Trelawney poprawiła swój szal i kontynuowała: - Więc zdecydowaliście się studiować wróżbiarstwo, najtrudniejszą ze wszystkich sztuk magicznych. Już na wstępie muszę was ostrzec, że jeśli nie posiadacie Wzroku, niewiele będę w stanie was nauczyć. Książki mogą zaprowadzić tylko tak daleko w tej dziedzinie... Wiele czarownic i czarodziejów, choć utalentowanych w dziedzinie głośnych huków, zapachów i nagłych zniknięć, nie jest jeszcze w stanie przeniknąć zawoalowanych tajemnic przyszłości. - Trelawney mówiła dalej, jej ogromne, błyszczące oczy przesuwały się od twarzy do twarzy. - To dar dany nielicznym. Ty, chłopcze. - powiedziała nagle do Neville'a, który prawie spadł ze swojej pufy. - Czy twoja babcia ma się dobrze?

- Ma na imię Neville, nie chłopiec. - Harry zmarszczył brwi, przerywając jąkającą się odpowiedź Neville'a.

Trelawney przeniosła wzrok z Neville'a na Harry'ego i wydała z siebie coś, co uważał za dość dramatyczne sapnięcie.

- Ty dziecko, masz w sobie mrok. - powiedziała zachrypniętym szeptem, który był wystarczająco głośny, by uciszyć resztę pokoju. - Tak, przeczuwam dla ciebie wiele trudnych chwil.

- To na pewno będzie zmiana. - Harry powiedział znudzonym głosem.

Ron i Blaise śmiali się teraz głośno, ale Neville patrzył na Harry'ego szeroko otwartymi oczami.

Trelawney rzuciła Harry'emu ostre spojrzenie, zanim kontynuowała.

- W tym roku zajmiemy się podstawowymi metodami wróżbiarstwa. Pierwszy semestr będzie poświęcony czytaniu z liści herbaty. W następnym semestrze przejdziemy do chiromancji. Przy okazji, moja droga. - spojrzała nagle na Parvati Patil. - Uważaj na rudowłosego mężczyznę.

Parvati spojrzała zaskoczona na Rona, który stał tuż za nią, i odsunęła od niego krzesło. Harry syknął na nią i uśmiechnął się, gdy Ron uśmiechnął się do niego.

- W drugim semestrze. - kontynuował profesor - przejdziemy do kryształowej kuli. Niestety, w lutym zajęcia zostaną zakłócone przez paskudną grypę. Ja sama stracę głos. A przed Wielkanocą opuści nas jeden z nas.

Po tym oświadczeniu zapadła pełna napięcia cisza, ale profesor Trelawney wydawała się tego nieświadoma. Harry uważał, że wykonuje przyzwoitą robotę, przekonując innych uczniów, że widzi przyszłość. Snape powiedział, że jest oszustką i pijaczką, ale Harry pomyślał, że Snape ze wszystkich ludzi będzie miał trochę więcej wiary w ten temat.

- A teraz podzielcie się na pary. Weźcie filiżankę z półki, podejdźcie do mnie, a ja ją napełnię. - powiedziała Trewlawney, podnosząc srebrny czajniczek. - Potem usiądźcie i pijcie, pijcie, aż zostaną tylko resztki. Trzykrotnie obróćcie je wokół filiżanki lewą ręką, następnie odwróćcie filiżankę do góry dnem na spodku, poczekajcie, aż ostatnia herbata spłynie, a następnie podajcie filiżankę partnerowi do przeczytania. Zinterpretujecie wzory, korzystając ze stron piątej i szóstej książki „Uwolnić przyszłość". Będę poruszać się między wami, pomagając i instruując. Aha, i kochanie... - złapała Neville'a za ramię, gdy chciał wstać - Po tym, jak stłuczesz swoją pierwszą filiżankę, czy byłbyś tak miły i wybrał jedną z tych z niebieskim wzorem? Jestem przywiązana do różowego.

Oczywiście, Neville ledwie dotarł do półki z filiżankami, gdy rozległ się brzęk tłuczonej porcelany. Profesor Trelawney podeszła do niego, trzymając szufelkę i szczotkę, a Harry przewrócił oczami i naprawił stłuczoną filiżankę z miejsca, w którym siedział.

- Och. - Trelawney spojrzała zaskoczona na filiżankę, która była teraz z powrotem w jednym kawałku. - Tak, to się czasem zdarza z magicznymi filiżankami. Proszę bardzo. - Oddała Neville'owi różową filiżankę, a on z uśmiechem udał się do ich stolika.

Harry partnerował Ronowi, podczas gdy Blaise i Neville partnerowali sobie nawzajem. Szybko wypił przesadnie przyprawioną herbatę i zamienił się filiżankami z Ronem.

- No dobra. - powiedział Ron, gdy obaj otworzyli swoje książki na stronach piątej i szóstej. - Co widzisz w mojej?

- Mnóstwo rozmoczonych resztek herbaty. - Harry prychnął.

- Poszerzcie swoje umysły, moi drodzy, i pozwólcie swoim oczom zobaczyć to, co przyziemne! - Profesor Trelawney zawołała przez mrok.

- Racja, masz krzywy krzyż... - Harry skonsultował się z książką. - To znaczy, że czekają cię „próby i cierpienia" albo słońce, które oznacza „wielkie szczęście". Więc albo będziesz cierpiał, albo będziesz szczęśliwy.

- Cóż, nie ma presji na to które. - powiedział Ron, a cała czwórka musiała stłumić śmiech, gdy Trelawney spojrzała w ich kierunku.

- Moja kolej... - Ron zajrzał do filiżanki Harry'ego, marszcząc czoło z wysiłku. - Tam jest taki kleks, trochę jak melonik. - powiedział. - Zgaduję, że będziesz pracował dla Ministerstwa Magii...

Odwrócił filiżankę w drugą stronę.

- Jest tu coś. - powiedział, - to wygląda jak zwierzę... tak, jeśli to była jego głowa... to wygląda jak hipopotam... nie, owca....

Profesor Trelawney odwróciła się, gdy Harry i Blaise parsknęli śmiechem.

- Pozwól mi to zobaczyć, mój drogi. - powiedziała z wyrzutem do Rona, podchodząc i odbierając Harry' ego kubek. Wszyscy zamilkli i zaczęli się przyglądać. Profesor Trelawney wpatrywała się w filiżankę, obracając ją w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.

- Sokół... mój drogi, masz śmiertelnego wroga.

- Naprawdę? - powiedział Harry, udając tyle entuzjazmu, ile tylko mógł. - Myślisz, że to ktoś, kto wcześniej próbował mnie zabić?

- Możliwe. - Trelawney powiedziała poważnie, a sarkazm Harry'ego przeleciał jej przez głowę.

Ponownie skierowała swoje ogromne oczy na kubek Harry'ego i kontynuowała obracanie go.

- Klub... atak. Ojej, ojej, to nie jest szczęśliwy kubek...

- Wow, to zaskakujące. - powiedział Blaise, mrugając do Harry'ego.

Wszyscy wpatrywali się jak zahipnotyzowani w Trelawney, która wykonała ostatni obrót pucharem, sapnęła, a potem krzyknęła.

Rozległ się kolejny brzęk tłuczonej porcelany. Neville rozbił swoją drugą filiżankę. Harry doszedł do wniosku, że nie naprawi tego, ponieważ tym razem była to wina Trelawney.

Trelawney opadła na wolny fotel, z błyszczącą dłonią na sercu i zamkniętymi oczami.

- Mój drogi chłopcze... mój biedny, drogi chłopcze... nie... lepiej nie mówić... nie... nie pytaj mnie...

- O co chodzi, pani profesor? - powiedział natychmiast Neville. Wszyscy podnieśli się na nogi i powoli stłoczyli wokół stołu Harry'ego, przyciskając się do krzesła Trelawney, by dobrze przyjrzeć się kubkowi Harry'ego.

Cofnijcie się. - syknął Harry, sprawiając, że wszyscy poza jego przyjaciółmi cofnęli się o dwa kroki.

- Mój drogi. - Ogromne oczy Trelawney otworzyły się dramatycznie. - Masz Ponuraka.

- Co mam? - powiedział Harry.

Poczuł, jak jego twarz rozgrzewa się z zażenowania, ponieważ wydawał się być jedną z niewielu osób, które nie rozumiały. Reszta klasy, poza Deanem Thomasem, Gryfonem, miała usta otwarte w szoku.

- Ponuraka, mój drogi, ponuraka! - zawołała profesor, która wyglądała na obrażoną, że Harry nie zrozumiał. - Olbrzymi, widmowy pies, który nawiedza kościelne dziedzińce! Mój drogi chłopcze, to omen - najgorszy omen - śmierci!

Harry mrugnął do niej powoli, podczas gdy jego koledzy zaczęli szeptać między sobą.

- Ja umrę czy ja sprawię, że ktoś inny umrze? - zapytał.

Trelawney wyglądała na zaskoczoną jego pytaniem, a szepczący uczniowie zamilkli.

- Ty, mój drogi.

- Czy wiesz kiedy?

Profesor spojrzała na pozostałych uczniów, którzy wyglądali na równie zdezorientowanych jak ona.

- Wkrótce. Obecność Ponuraka oznacza, że wkrótce umrzesz. - powiedziała.

- Przed Bożym Narodzeniem czy po? - zapytał Harry. - Bo w takim razie mam dużo do zrobienia, więc byłoby czadowo, gdybyś miała jakąś oś czasu...?

Ron zaczął się śmiać, co rozśmieszyło Blaise'a i Neville'a.

- Myślę, że na tym skończymy na dzisiaj... - powiedziała Trelawney, rzucając Harry'emu niechętne spojrzenie. - Tak... spakujcie swoje rzeczy.

- Stary, oszalałeś. - Ron zachichotał, gdy wychodzili z klasy. - "Mam dużo do zrobienia."

- „potrzebuję osi czasu" - Blaise zacytował go niepoprawnie. - Nie była zadowolona.

- Nie martwisz się w ogóle? - zapytał Neville.

- Nie - Harry wzruszył ramionami. - Zapytam Lunę podczas lunchu, co mówią na ten temat nargle. Jeszcze się nie pomyliły. A Luna ostrzegłaby mnie, gdybym szykował się na śmierć.

 

Kiedy reszta ich porannych zajęć dobiegła końca, Harry powstrzymał Susan przed usadowieniem się na jej stałym miejscu obok niego podczas lunchu.

- Potrzebuję Luny. - wyjaśnił z przepraszającym grymasem. - To ważne.

- W porządku - powiedziała Susan, zajmując miejsce Luny.

Luna podeszła do ich stolika i usiadła obok Harry'ego, jakby już wiedziała, że powinna.

- Witaj. - powiedziała.

- Lu możesz zapytać nargle, czy niedługo umrę? - Harry powiedział natychmiast, powodując, że reszta grupy, oprócz Blaise'a, Neville'a i Rona, spojrzała szybko w górę. - Trelawney powiedziała, że tak, ale nie powiedziała mi kiedy.

Luna podrapała się po nosie i odwróciła lekko głowę, prawdopodobnie po to, by lepiej słyszeć nargle.

- Nie dzisiaj. - Luna powiedziała poważnie.

Harry uśmiechnął się na to.

- A co z jutrem? - zapytał.

- Dam ci znać jutro wieczorem. - powiedziała.

Harry domyślił się, że to „luno-wy" (jak nazwałaby to Cyzia) oznaczający „nie wiem".

- Dlaczego profesor Trelawney powiedziała, że umrzesz? - zapytał Theo.

- Miał psa w swoich resztkach herbaty. - powiedział Blaise.

- To nie był pies - to był Ponurak! - powiedział Ron gorąco. - Harry, mówiłeś, że znalazłeś psa tego lata, prawda? To nie był wielki czarny pies, prawda?

Harry spojrzał przez Lunę na Susan, która skrzywiła się w grymasie.

- Tak, był. - powiedział. - Głodujący.

- Mój wujek Bilius widział jednego i umarł dwadzieścia cztery godziny później! - powiedział Ron, blednąc gwałtownie pod swoimi piegami. - To znak, Harry!

- To nonsens. - powiedziała Hermiona. - Wróżbiarstwo to zgadywanka i nawet wtedy nie zawsze znajdziesz prawdziwe odpowiedzi.

- Nie wiesz, o czym mówisz! - powiedział Ron, zaczynając się złościć. - Ponuraki przerażają większość czarodziejów!

- Nie krzycz na nią. - powiedział Theo, jego normalnie łagodne oczy stały się twarde. - Ma prawo do swojej opinii, tak jak ty masz prawo do swojej.

- Ale Harry może umrzeć! - Ron zawołał.

- Nie umrę. - powiedział Harry. - Trelawney po prostu chciała być dramatyczna na pierwszej lekcji.

Spojrzenia, które rzucali mu Neville, Ron i, co zaskakujące, Draco, mówiły mu, że Trelawney była czymś więcej niż tylko jawnym dramatyzmem.

 

Harry był zadowolony z wyjścia z zamku po lunchu. Wczorajszy deszcz ustąpił. Niebo było czyste, bladoszare, a trawa była sprężysta i wilgotna pod stopami, gdy wyruszyli na swoje pierwsze w życiu zajęcia z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami.

Harry, Draco i Ron dyskutowali o zbliżającym się treningu Quidditcha, podczas gdy Hermiona i Theo szli ramię w ramię i szybko rozmawiali o arytmetyce.

Profesor, Hagrid, czekał przed swoją chatą na skraju terenu z dużym brązowym psem u swoich stóp. Gdy Harry i jego przyjaciele zebrali się z resztą klasy, pies podniósł głowę i warknął na niego lekko.

- Przestań, Kieł. - Hagrid zmarszczył brwi. - Przepraszam cię, Harry, Kieł zazwyczaj dobrze ocenia charakter.

„Kieł" wciąż patrzył podejrzliwie na Harry'ego, który zasyczał na niego cicho. Wziął Stworzenia za okazję do przebywania na zewnątrz i z dala od pisania ciągłych esejów - tak naprawdę nie lubił zbytnio zwierząt. Nigdy nie wydawały się go lubić i uczucie to było w większości odwzajemnione. Zrobił wyjątek dla Sevvie, która była idealna i użyteczna, i miał trochę miękkie miejsce dla wszystkiego, co wyglądało, jakby cierpiało, zwierzę lub nie.

- Mam dziś dla was prawdziwą gratkę! Zbliża się wspaniała lekcja! - krzyknął Hagrid. - Jesteście tu wszyscy? Dobrze, chodźcie za mną!

Przez chwilę Harry myślał, że Hagrid poprowadzi ich do lasu; Harry nie był tam wcześniej, ale pomyślał, że może być fajnie odkryć, dlaczego jest to zabroniony. Jednak Hagrid odszedł na skraj drzew i pięć minut później znaleźli się przed czymś w rodzaju wybiegu. Nic tam nie było.

- Zbierzcie się wszyscy wokół ogrodzenia! - zawołał. - Upewnijcie się, że wszystko widzicie.

Hagrid uśmiechnął się do wszystkich.

- Teraz potrzebujecie stworzeń! Jeszcze chwilę.

- Ale z niego idiota. - Draco jęknął obok niego.

- Założę się, że nie zadaje zbyt wielu prac domowych. - Harry uśmiechnął się.

W ich stronę kłusował tuzin najdziwniejszych stworzeń, jakie Harry kiedykolwiek widział. Miały ciała, tylne nogi i ogony koni, ale przednie nogi, skrzydła i głowy czegoś, co wydawało się być gigantycznymi orłami, z okrutnymi, stalowymi dziobami i dużymi, jaskrawo pomarańczowymi oczami. Szpony na ich przednich nogach były długie na pół stopy i wyglądały zabójczo. Każda z bestii miała na szyi grubą skórzaną obrożę, która była przymocowana do długiego łańcucha, a końce wszystkich z nich były trzymane w ogromnych rękach Hagrida, który wbiegł na wybieg za stworzeniami.

- No już, już! - ryknął, potrząsając łańcuchami i popychając stworzenia w stronę ogrodzenia, przy którym stała klasa. Wszyscy cofnęli się lekko, gdy Hagrid dotarł do nich i przywiązał stworzenia do ogrodzenia.

- Hipogryfy! - Hagrid ryknął radośnie, machając do nich ręką. - Piękne, prawda?

Harry zerknął na Draco, który wpatrywał się w hipogryfy w podobny sposób, jak Theo patrzył na Hermionę, i parsknął. Gdyby Harry wziął te zajęcia tylko po to, by uniknąć pisania długich prac domowych, Draco wziąłby je nawet wtedy, gdyby wymagały codziennych esejów.

- Więc - powiedział Hagrid, zacierając ręce i rozglądając się dookoła. - jeśli chcecie podejść trochę bliżej... - dodał.

Nikt poza Draco nie wydawał się mieć na to ochoty. Harry, Ron, Hermiona i Theo niechętnie wystąpili naprzód za Draco.

- Pierwszą rzeczą, którą musicie wiedzieć o hipogryfach, jest to, że są dumne. - powiedział Hagrid. - Hipogryfy łatwo się obrażają. Nigdy ich nie obrażaj, bo to może być ostatnia rzecz, jaką zrobisz.

- Brzmi jak Harry. - Ron mruknął do Draco.

- Co? - Draco potrząsnął głową i spojrzał na Rona.

- Powiedział, że nigdy ich nie obrażaj, bo mogą cię zabić. Powiedziałem, że to brzmi jak Harry. - Ron powtórzył. - Ale z ciebie łasuch na zwierzęta, stary.

Draco uderzył Rona w ramię, po czym szybko zwrócił uwagę z powrotem na hipogryfy.

- Zawsze czekasz, aż hipogryf wykona pierwszy ruch. - Hagrid kontynuował. - To grzeczne, widzisz? Podchodzisz do niego, kłaniasz się i czekasz. Jeśli się ukłoni, możesz go dotknąć. Jeśli się nie ukłoni, to odsuń się od niego, bo te szpony bolą. Dobra. - kto chce iść pierwszy?

Większość klasy cofnęła się w odpowiedzi. Nawet Draco wyglądał, jakby nagle zaczął mieć obawy co do zwierząt. Hipogryfy rzucały swoimi zadziornymi łbami i napinały potężne skrzydła; nie wydawały się lubić być tak uwiązane.

- Nikt? - powiedział Hagrid z błagalnym spojrzeniem. Kiedy nikt nie odpowiedział, wielki mężczyzna rozejrzał się po uczniach, zanim (no kurwa oczywiście) wylądował na Harrym.

- Pozwólcie, że Harry nam pokaże! - oznajmił z szerokim uśmiechem.

Harry szczerze nie miał pojęcia, co takiego zrobił, by Hagrid pomyślał, że są przyjaciółmi. Może Hagrid myślał, że Harry nieświadomie oczyścił jego imię jako osoby, która otworzyła Komnatę Tajemnic, co oznaczało, że są przyjaciółmi? Jakby Harry miał przyjaźnić się z kimś, kto całuje Dumbledore'a w dupę.

W każdym razie, choć bardzo tego nie chciał, Harry nie mógł się teraz wycofać. Wolałby zostać zmasakrowany przez hipogryfa, niż wyglądać na słabego przed tymi wszystkimi uczniami.

- W porządku. - powiedział po prostu, zaciskając pięści, by ukryć swój dyskomfort.

Zza jego pleców rozległ się wdech, a Lavender i Parvati wyszeptały

- Oooh, nie, Harry, pamiętaj o liściach herbaty!

Harry syknął na nie, zirytowany ich przypomnieniem. Przeszedł przez ogrodzenie padoku i zbliżył się do Hagrida - choć wystarczająco daleko, na wypadek, gdyby musiał się szybko wydostać.

- Dobry chłopak, Harry! - ryknął Hagrid. - W takim razie zobaczmy, jak sobie radzisz z Hardodziobem.

Odwiązał jeden z łańcuchów, odciągnął szarego hipogryfa od jego pobratymców i zsunął jego skórzaną obrożę. Klasa po drugiej stronie wybiegu zdawała się wstrzymywać oddech. Oczy Draco zwęziły się w czymś, co Harry uznał za zazdrość.

Powinien był się zgłosić.

- Spokojnie, Harry. - powiedział cicho Hagrid. - Masz kontakt wzrokowy, teraz postaraj się nie mrugać... Hipogryfy nie ufają ci, jeśli za dużo mrugasz...

Oczy Harry'ego natychmiast zaczęły łzawić, ale nie zamknął ich. Hardodziob obrócił swój wielki, ostry łeb i wpatrywał się w Harry'ego jednym, wściekle pomarańczowym okiem.

- To jest to. - powiedział Hagrid. - Tak jest, Harry... teraz się ukłoń...

Harry nie zamierzał się kłaniać. Nie robił tego innym Czarodziejom, nie zrobiłby tego cholernemu ptakowi. Szarpnął szybko podbródkiem w dół, co było największym ukłonem, jaki hipogryf mógł od niego otrzymać.

Hipogryf podniósł się na tylnych łapach i wydał z siebie pisk.

- Ach - powiedział Hagrid, brzmiąc na zmartwionego. - Cofnij się, Harry, spokojnie...

Harry cofnął się tak szybko, jak pozwalała mu na to jego duma.

- Dobra, kto jeszcze chce spróbować? - Hagrid nerwowo zapytał patrzącą z szeroko otwartymi oczami klasę.

Reszta klasy, prowadzona przez Hermionę i Theo, powoli zaczęła ostrożnie wspinać się na wybieg. Hagrid po kolei odwiązywał hipogryfy i wkrótce ludzie nerwowo kłaniali się na całym wybiegu. Hermiona i Ron ćwiczyli na kasztanowym, podczas gdy Harry stał z tyłu i obserwował, jak Draco i Theo pracują z Hardodziobem.

- Nie jesteś taki straszny, co? - Draco rechotał, czule poklepując duży dziób. - Po prostu nie lubisz Harry'ego, bo jest straszny, prawda?

- Odwal się. - Harry zawołał przez wybieg, gdzie pozostawał tak daleko od stworzeń, jak tylko mógł, technicznie wciąż będąc na lekcji.

- W porządku Hardodziobie, Harry nas też przeraża. - Draco roześmiał się.

Stało się to w mgnieniu oka. Draco wydał z siebie wysoki krzyk, a w następnej chwili Hagrid wepchnął Hardodzioba z powrotem do obroży, kiedy ten próbował dosięgnąć Draco, który leżał skulony w trawie, z krwią wykwitającą na jego szatach. Harry szybko podbiegł do niego, odtrącając ludzi.

- Umieram! - krzyknął Draco, gdy klasa wpadła w panikę. - Umieram, spójrzcie na mnie! To mnie zabiło!

- Nie umierasz! - powiedział Hagrid, który zrobił się bardzo biały. - Niech ktoś mi pomoże, muszę go stąd wyciągnąć!

Hagrid pochylił się, jakby chciał podnieść Draco, a Harry zmarszczył brwi.

- Jesteś czarodziejem czy nie?

Pochylił się obok Draco i ostrożnie podwinął mu rękaw.

- Nie umierasz, przestań jęczeć, zawstydzasz sam siebie. Brzmisz słabo. - wysyczał cicho do Draco, żeby nikt inny go nie usłyszał.

Harry zobaczył, że na ramieniu Draco jest długa, głęboka rana. Krew rozbryzgała się na trawie wokół miejsca, w którym leżał.

- Chcesz, żebym to naprawił? - zapytał Harry, wahając się z ręką na ramieniu Draco.

Draco tylko w milczeniu skinął głową. Przygryzał wargę, co, jak przypuszczał Harry, było próbą powstrzymania się od płaczu.

Ulecz jego ramię. Napraw skaleczenie. Ulecz go.

Harry skoncentrował się tak mocno, jak tylko mógł, na obrazie ramienia Draco, które znów było uzdrowione i nieskalane.

Draco wypuścił drżący oddech, gdy magia Harry'ego zapieczętowała skaleczenie, pozostawiając jedynie bardzo słabą, białą bliznę, świadczącą o tym, że kiedykolwiek tam było.

- Dobra robota Harry! - Hagrid nagle ryknął pośród rozproszonych oklasków kolegów z klasy. - 10 punktów dla Slytherinu!

Harry pomógł Draco wstać i zgromił wzrokiem Hagrida.

- Dlaczego zaatakował Draco, co? Nie możesz go kontrolować?

- To była wina Malfoya. - Dean Thomas bronił Hagrida. - On obraził Hardodzioba!

- Jak to? - zażądał Ron, stając po drugiej stronie Draco.

- Zasugerował, że Hardodziob bał się Pottera. Hardodziob był prawdopodobnie obrażony, że ktokolwiek pomyślał, że Potter może być przerażający. - Finnigan prychnął.

- Sugerujesz, że nie jestem straszny? - powiedział Harry, podchodząc krok bliżej Finnigana i powoli sięgając po nóż. - Ponieważ mogę to naprawić.

Finnigan zatoczył się do tyłu i upadł na ziemię, sprawiając, że przyjaciele Harry'ego ryknęli śmiechem na widok jego czerwonej twarzy.

- Wystarczy. - Hagrid powiedział szorstko. - Malfoy nie powinien tego mówić i żadnych bójek w mojej klasie.

Harry spojrzał z niedowierzaniem na olbrzymiego mężczyznę.

- Obwiniasz Draco, bo nie mogłeś zapanować nad swoim zwierzakiem?

- Zajęcia skończone. - Hagrid powiedział głośno, bezczelnie ignorując Harry'ego. - Rozejść się. Idź już.

Harry obrócił się na pięcie i ruszył w stronę zamku, wściekły na niekompetencję „profesora".

Draco jest jego, a Hagrid pozwolił go zranić, bo jest idiotą.

A Dumbledore go zatrudnił.

- Draco nawet nie obraził tego głupiego ptaka! - warknął do przyjaciół. - Hagrid to idiota!

- Myślałam, że hipogryfy są naprawdę interesujące. - Hermiona powiedziała z wahaniem. - A z Draco wszystko w porządku, prawda? Więc to chyba nic takiego, prawda?

- Oczywiście, że to poważna sprawa! - Harry splunął. - Dumbledore nie powinien zatrudniać ludzi, których lubi, jeśli nie mają odpowiednich kwalifikacji!

- Charlie, mój brat, mówi, że Hagrid zna się na Stworzeniach. - powiedział Ron. - Przypuśćmy, że dlatego Dumbledore go zatrudnił.

- Zna się na stworzeniach? Chciał pozwolić Draco wykrwawić się na tej cholernej ziemi, bo nie potrafi kontrolować hipogryfa!

- Ale Draco nic nie jest. - powiedział Ron, ignorując gorący ton Harry'ego. - Więc wszystko dobre, co się dobrze kończy, prawda?

Harry już miał powiedzieć Ronowi, że nie „wszystko dobre, co się dobrze kończy", kiedy Draco szturchnął go łokciem.

- Kto teraz jest żenujący? - wyszeptał, a jego policzki zaróżowiły się. - Nie musisz mnie bronić.

- Więc sam się, kurwa, wylecz następnym razem. - powiedział Harry.

- Tak zrobię!

Harry i Draco zatrzymali się przed wejściem do Hogwartu i zgromili się wzrokiem pełnym złości.

- Pozwól mi to dobrze zrozumieć. - powiedział Theo. - Harry jest zły na Draco, bo Draco został ranny, a Draco jest teraz zły, że Harry go uleczył?

- Tak - krzyknął Draco, gdy Harry powiedział - Nie!

- Zamknij się. - obaj powiedzieli do Theo, mimowolnie i jednocześnie.

Harry zamrugał do Draco kilka razy, zanim Draco wydał z siebie mały chichot.

- Okej, prawdopodobnie nie uleczę się następnym razem, umierałem, wiesz. Dziękuję.

- Nie umierałeś. - Harry przewrócił oczami. - Gdy miałem siedem lat, krwawiłem mocniej. - Przechwalał się. - I wciąż żyję.

- To... to nie jest dobre, Harry. - powiedziała Hermiona.

Harry zarumienił się, gdy zobaczył, że wszyscy przyjaciele się na niego gapią.

- Nic mi nie było. - powiedział. - Wyleczyłem się, co?

Nikt nie wyglądał na przekonanego tym argumentem, więc Harry zdecydował, że od teraz zachowa swoje osiągnięcia dla siebie.

- Nieważne. - zmarszczył brwi. - Hagrid nadal jest niekompetentny, Dumbledore to idiota, a ja mówię ojcu Draco, że został zaatakowany przez pieprzonego gigantycznego ptaka-konia podczas lekcji.

 

Draco spędził resztę dnia, próbując przekonać Harry'ego, żeby nie mówił o tym ojcu.

- On po prostu zwariuje. - Draco powiedział to po raz pięćdziesiąty podczas kolacji tego wieczoru.

- Nie możesz używać logiki na Harrym. - Susan powiedziała ze złośliwym uśmiechem. - Musisz się z nim targować.

Harry ożywił się, teraz zainteresowany tym, co Draco chciałby wymienić.

- Dam ci dziesięć galeonów. - Powiedział Draco.

- Nie.

- Kupię ci tyle czekolady, ile zdołasz zjeść, kiedy pójdziemy do Hogsmeade.

- Nie, dzięki, mam własne pieniądze, nie?

Draco zawahał się, zanim w końcu zaproponował coś w stylu: - Będę ci winien przysługę.

- Zgoda. - Harry powiedział szybko. - Żadnego morderstwa, nic, przez co zostaniesz wydalony, ale poza tym żadnych pytań. I i tak powiem Snape'owi. Hagrid nie może przyprowadzać do klasy niebezpiecznych zwierząt, jeśli nie potrafi ich kontrolować.

Draco nie wyglądał na zadowolonego, ale Harry z radością dodał kuzyna do stale rosnącej listy osób, które były mu winne przysługę.

 

Forward
Sign in to leave a review.