Veritaserum (tłumaczenie)

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
Gen
G
Veritaserum (tłumaczenie)
Summary
Czy Snape naprawdę myślał, że Harry zmartwi się kolejnym szaleńcem, który go ściga?Sam sobie poradzi, dzięki.Zmiany w gangu i w Hogwarcie szaleją, gdy Snape próbuje poradzić sobie z podopiecznym, który jego zdaniem może zmagać się z czymś więcej niż tylko dużą ilością traumy z przeszłości. A Harry tylko chce by wszyscy zostawili go w spokoju i pozwolili mu znaleźć Syriusza Blacka, bo ma do odbycia z nim "przyjacielską pogawędkę". A Susan Bones fantazjuje o tym, co zrobi, jeśli zobaczy chociażby włos Syriusza Blacka w pobliżu swojego najlepszego przyjaciela. A Hermiona i Theo chcą po prostu czytać... sami... razem? A Remus Lupin zastanawia się, co u licha stało się synowi Jamesa, że wykreowało dziecko na tak chaotyczne.Witam na roku 3.
All Chapters Forward

Chapter 3

- Harry, czas wstawać.

- Spadaj. - Harry mruknął do poduszki.

- Daj spokój, skarbie, na pewno masz już dość tego pokoju.

Harry nagle zdał sobie sprawę, że to nie Snape w pokoju mu przeszkadza. Snape nigdy nie nazwałby go „skarbem".

Podniósł głowę i zobaczył, że mama Draco stoi u stóp jego łóżka.

- Och, pani Malfoy.

- Cyzia, skarbie. Jesteśmy rodziną, prawda?

- Jasne - zgodził się Harry tępo, opuszczając głowę z powrotem na poduszkę. - Gdzie jest Snape?

- Wyszedł, a ty musisz wziąć prysznic, skarbie, śmierdzisz.

Twarz Harry'ego spłonęła na tę zniewagę.

- Nikt cię nie zmusza by tu być - mruknął ponuro. - Możesz sobie iść.

Tut, tut. - powiedziała 'Cyzia'. - Czy w ten sposób rozmawiasz z rodziną?

- Nie mam rodziny. - Harry westchnął, zirytowany natarczywym udawaniem przez wszystkich, że są jego rodziną. Co dobrego było w udawanej rodzinie, która cię lubiła, kiedy tak naprawdę miałeś tylko prawdziwą rodzinę, która cię nienawidziła? Jeśli ludzie udawali, że są twoją rodziną, mogli też udawać, że cię lubią.

Prawdopodobnie tak właśnie było.

Ufanie komukolwiek w ten sposób nie jest mądre.

- Oczywiście, że masz. - powiedziała Cyzia, siadając delikatnie (mimo że Harry zdecydowanie jej nie zaprosił) z boku jego łóżka. - Nie udaję twojej rodziny, naprawdę jesteśmy biologicznie spokrewnieni.

Harry usiadł i spojrzał na nią uważniej, zaciekawiony jej stwierdzeniem.

- Tak? - powiedział ostrożnie, przyciągając kolana do piersi.

- Czy Draco ci nie powiedział? - zapytała z lekkim zmarszczeniem brwi.

Harry niejasno przypomniał sobie nieopatrzny komentarz Draco z pierwszego roku, że są spokrewnieni, ale był zbyt skupiony na Dumbledorze decydującym o całym jego życiu, by właściwie słuchać.

- Możliwe. - Harry pozwolił. Spojrzał na jej blond włosy, szare oczy, ostre kości policzkowe i długie, smukłe kończyny. - Nie jesteśmy do siebie podobni.

Cyzia roześmiała się, a Harry lubił jej śmiech. Był ciepły i muzykalny, dokładnie taki, jaki wyobrażał sobie u swojej matki.

Głupio tak myśleć.

Głupio marnować czas na myślenie o rzeczach, których nigdy nie możesz mieć ani usłyszeć.

- Pozwól mi pomyśleć... Ty, kochanie, jesteś moim drugim kuzynem ze strony Jamesa. Jego matka, twoja babka ze strony ojca, była ciotką mojej matki.

- Więc rzeczywiście jesteśmy spokrewnieni? - Harry zapytał cicho.

Cyzia uśmiechnęła się i powoli sięgnęła, by położyć dłoń na jego przykrytym kołdrą kolanie.

- Jesteśmy. Jesteś moim ulubionym kuzynem.

Harry zaśmiał się lekko, gdy odsunął się od jej dłoni.

- Masz wielu innych kuzynów do wyboru?

- Zejdź na dół i napij się ze mną herbaty, a omówię z tobą całą naszą wspólną historię rodzinną. - powiedziała. Kiedy Harry się zawahał, od niechcenia dodała: - Masz interesującego kuzyna, który jest metamorfomagiem.

Harry rozważył jej propozycję. Naprawdę był zmęczony, nie chciał wstawać z łóżka, ale...

Ale nie miał rodziny, prawda? A mama Draco właśnie zaproponowała, że opowie mu o jednej, którą z nim dzieliła. A metamorfomagowie byli naprawdę rzadkością.

- Co chcesz w zamian? - zapytał Harry.

Nikt nie robił niczego za darmo.

- Chciałabym, żebyś wziął prysznic. - powiedziała, dramatycznie trzymając się za nos. - Nastoletni chłopcy wymagają codziennych kąpieli.

- Boże, wynoś się. - Harry jęknął, jego twarz płonęła ze wstydu. - Idę. Idę. Ja pierdolę.

Cyzia znów zaśmiała się wesoło.

- Piętnaście minut, skarbie. - zawołała, zamykając za sobą drzwi.

Harry zastanawiał się, czy Draco byłby zły, gdyby przeklął jego mamę.

Prawdopodobnie tak.

Niektórzy ludzie byli dziwni, jeśli chodziło o takie rzeczy.

 

Harry nie zamierzał tego przyznać, ale po prysznicu poczuł się trochę lepiej. Wiedzące spojrzenie Cyzii, gdy wszedł do kuchni, sprawiło, że zmarszczył brwi.

- Spędzasz za dużo czasu z Severusem. - zaśmiała się. - Zaczynacie nabierać wzajemnych zachowań.

Harry zmarszczył brwi mocniej.

- Nie prawda. - mruknął, opadając na kuchenne krzesło.

- Severus powiedział Lucjuszowi kilka tygodni temu, że jego badania „idą czadowo". - powiedziała. - Nie sądzę, żeby to było po 'Severus-owemu'.

Harry uśmiechnął się lekko.

- „Severus-owemu"? - powiedział.

- O tak, na pewno zauważyłeś, że Severus ma wiele zwrotów, których lubi ciągle używać - powiedziała Cyzia, zajmując zwykłe miejsce Snape'a naprzeciwko Harry'ego.

- Głównie nazywa mnie 'bachor', jak sądzę. - Harry wzruszył ramionami.

- Sądzę, że to określenie jest bardziej czułe niż jego zwykłe „sukinsyn". - Mrugnęła. - A teraz, przypomnij mi, jak ma na imię twój uroczy skrzat domowy. Severus mówi o nim „ten irytujący skrzat", ale jestem pewna, że nie tak go nazywasz.

- Mavis. - Harry krzyknął.

Trzask!

- Mistrz Potter wstał z łóżka! Mavis martwił się, że Mistrz nigdy nie...

- Zamknij się. - Harry syknął do Mavis, jego twarz rozgrzała się ponownie. Mama Draco nie musiała wiedzieć, że Harry był...

Słaby, wyszeptał jego umysł.

Mavis spojrzał między Harry'ego i Cyzię, załamując ręce.

- Mavis jest przykro. Mavis trzyma sprawy Mistrza dla siebie. Mavis tylko martwił się o Mistrza Pottera.

- W porządku. - Harry westchnął, znów wyczerpany. - Cyzia chce coś od ciebie.

- Mavis, mógłbyś przynieść tacę z herbatą dla Mistrza Pottera? - Cyzia uśmiechnęła się czarująco do Mavis. - Może jakieś kanapki i ciasteczka, jeśli masz.

- Oczywiście, że Mavis je ma! - Mavis ożywił się i skoczył w stronę lodówki. - Mavis zaraz przygotuje herbatę i przekąski dla Mistrza i jego przyjaciela!

- Dziękuję. - Cyzia ponownie uśmiechnęła się do Mavis.

- Nie jestem głodny. - Harry powiedział, ponownie przewracając oczami. Snape ciągle go nagabywał, żeby też coś zjadł, a on tego nie rozumiał. Harry nie był niewdzięczny, po prostu był wyczerpany i nieszczęśliwy - i bezwartościowy - i nie czuł głodu.

- Być może ja jestem. - Cyzia powiedziała, studiując pogodnie swoje idealne paznokcie. - Będziesz musiał nauczyć się, jak być odpowiednim gospodarzem jako przyszły Lord Potter-Black.

- Przepraszam. - Harry wymamrotał, czując się karcony pomimo swobodnego tonu Cyzi.

- Nie martw się, kochanie, nauczę cię tych rzeczy. Od czego jest rodzina? - uśmiechnęła się.

- Mówiąc o rodzinie...? - zapytał Harry, chcąc, by opowiedziała mu o reszcie ich wspólnych krewnych.

- Hmm, od czego by tu zacząć... - Cyzia w zamyśleniu postukała paznokciem w podbródek. - Najpierw zacznę od naszych żyjących krewnych. Jestem ja, Draco i Lucjusz, oczywiście twoi kuzyni. I Syriusz, choć obawiam się, że jego życie nie będzie zbyt długie, skoro tak prowokuje Severusa. Moja siostra Andromeda, jej mąż Ted Tonks i ich córka Nymphadora, szkolący się auror, która jest metamorfomagiem.

Oczywiście, że ktoś tak interesujący jak metamorfomag wybrałby na karierę coś tak głupiego jak bycie gliną - zadrwił Harry w myślach.

- I oczywiście moja druga siostra, zawsze urocza Bellatriks i jej mąż Rodolphus Lestrange. Dziękuję, Mavis. - powiedziała Cyzia, gdy Mavis cicho postawił na stole serwis do herbaty i różne talerze z przekąskami.

- A więc mam. - Harry policzył szybko, - dziewięciu krewnych, którzy wciąż żyją? Siedmiu dorosłych?

Siedem wyborów, które byłyby lepsze niż Surrey.

- Masz ośmiu krewnych, których dzielimy, nie licząc mnie. - Cyzia poprawiła go łagodnie. - Twój ojciec był czystej krwi i większość starych rodzin jest spokrewniona w ten czy inny sposób.

Harry prychnął, chwytając „miniaturową tartę z melasą" (jak Mavis nazwał jego dziwne, ale smaczne dzieło) z talerza znajdującego się najbliżej niego.

- Więc jeśli mam tych wszystkich krewnych, dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział?

- Bycie spokrewnionym z Blackami jest uważane za hańbę. - Cyzia powiedziała zwiewnie, nalewając im po filiżance herbaty. - Przypuszczam, że nikt nie chciał cię rozczarować tą wiedzą.

- Dlaczego to hańba? - zapytał Harry, przyjmując herbatę i dosypując do niej cukru. - Poza Syriuszem, oczywiście.

- Syriusz, Bella i jej mąż są uwięzieni. Syriusz został naznaczony jako zdrajca Światła, jak wiesz, a Bella i Rodolphus są całkiem dobranym zestawem w swoim szaleństwie. Torturowali rodziców twojego przyjaciela Neville'a, dopóki nie stali się niczym więcej niż pustymi skorupami - przeżyli, ale stracili umysły.

Harry poruszył się niezręcznie. Snape myślał, że jest szalony, prawda? On też wcześniej torturował ludzi. Może nie aż tak, ale prawdziwy siostrzeniec Bellatrix nosił blizny z rąk Harry'ego.

- Andy uciekła i ożeniła się z mugolakiem, co było hańbą w naszej rodzinie. - Cyzia kontynuowała. - I chociaż uważam się za absolutnie zachwycającą krewną, wielu uważa ród Malfoyów za pieski na kolanach Czarnego Pana - powiedziała wesoło.

Harry prychnął na jej ton.

- Ale już nie, co? - powiedział z lekkim uśmiechem.

- Nigdy więcej, kochanie, na zdrowie. - Cyzia uniosła do niego kubek z kolejnym mrugnięciem.

Harry nie miał takiego zamiaru, ale parsknął śmiechem. Cyzia była śmieszna.

- Mogę zadać ci pytanie? - Harry powiedział ostrożnie.

- Właśnie to zrobiłeś, - powiedziała, uśmiechając się łagodnie. - Ale pozwolę na jeszcze jedno, jeśli mogę zadać ci jedno w zamian.

Harry zastanawiał się, czy wszyscy ślizgoni byli wielkimi fanami wymian.

Prawdopodobnie byli.

- W porządku, ale nie zamierzam odpowiadać, jeśli nie chcę. - Harry powiedział, myśląc, że nie byłoby w porządku nie ostrzec jej wcześniej.

- I ja też - powiedziała Cyzia. - Śmiało, kochanie.

- Bellatriks jest twoją siostrą, tak? I wszyscy mówią, że jest kompletnie szalona. Że zrobiła te wszystkie okropne rzeczy. Więc zawsze była szalona?

Harry nie był szalony. Był tego pewien.

Po prostu... ostatnio czuł się naprawdę kiepsko. A Snape nazwał go obłąkanym, powiedział, że jest szaleńcem i że ma depresję.

A Snape nigdy go nie okłamywał.

Cyzia odstawiła filiżankę i wyglądała na zamyśloną jego pytaniem.

- Nie była - powiedziała w końcu. - Kiedyś była uroczą, znęcającą się nad innymi starszą siostrą.

- Więc co się stało? - zapytał Harry.

Tut, tut. - Cyzia powiedziała, uśmiechając się po raz kolejny. - Myślę, że teraz moja kolej. Jeśli chcesz, łaskawie pozwolę ci na drugie pytanie, jeśli mogę mieć tę samą uprzejmość.

- Zobaczymy. - Harry mruknął, opadając na siedzenie w przygotowaniu na jakiekolwiek pytanie, które miała zadać. - Nie krępuj się.

- Postawa, kochanie. - mruknęła, sprawiając, że Harry wyprostował się, wydając z siebie kolejny pomruk. - Dlaczego lubisz mieszkać z Severusem?

Harry dokładnie przemyślał sformułowanie jej pytania.

- „Dlaczego?" Nie „czy lubię?" - odpowiedział. - Kto powiedział, że lubię mieszkać ze Snapem?

Cyzia zaśmiała się i wskazała na niego palcem.

- To jest pytanie.

- Dobra - Harry zastanowił się nad powodami, dla których lubił tu mieszkać. - Cóż, to ładny dom, wiesz? Poza tym jest mój. Snape powiedział, że nie można mi go odebrać. Zawsze będzie mój. Mam sypialnię. Mavis ma swoje miejsce na poddaszu. A Sevvie może latać na podwórku.

- Źle mnie zrozumiałeś, kochanie. - Cyzia powiedziała z ciepłym uśmiechem. - Nie dlaczego lubisz swój uroczy dom, ale dlaczego lubisz mieszkać z Severusem? Wybrałeś go, musi być coś, co lubisz w tym ekscentrycznym człowieku.

Harry zmarszczył brwi. Miona nazywała Lunę „ekscentryczną", a on wiedział, że tak naprawdę oznaczało to „dziwną".

- Snape nie jest dziwny. - powiedział ostro. - Czasami może być trochę drażliwy, ale to w porządku facet, co? Nie jest kłamcą i wie o mnie więcej niż ktokolwiek inny, a i tak mnie lubi, co? Więc nie nazywaj go „dziwnym". - splunął.

Cyzia w najmniejszym stopniu nie dała się zastraszyć jego irytacją. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy przestał mówić i zaczął dłubać w kanapce.

- Jest mnóstwo ludzi, którzy cię lubią. - powiedziała, chwytając garść winogron. - Severus był chyba jednak pierwszy.

- Dokładnie. - Harry zgodził się. - Był pierwszą osobą, która polubiła mnie bez powodu. I nawet jeśli są rzeczy, których Snape już we mnie nie lubi, nie oznacza to, że nadal nie jest moim przyjacielem.

- Nie mogę sobie wyobrazić, że jest coś, czego Severus nie lubi w tobie. - Cyzia powiedziała z małym chichotem.

'Harry, brzmisz jak obłąkany. Brzmisz jak szalony.'

- On myśli, że jestem szalony. - Harry powiedział bez ogródek. - Nazwał mnie szaleńcem, co? Myśli, że jestem jak twoja siostra.

- Naprawdę? - Cyzia zanuciła. - I jesteś całkiem pewien, że miał to na myśli? Że celowo obraził dziecko, które zmieniło jego od dawna znanego Patronusa?

- Powiedział to, tak? Mówiłem ci, że Snape nie kłamie. Jeśli powiedział, że jestem obłąkany, to tak myśli.

- Czy zachowywałeś się szaleńczo? - zapytała Cyzia. Harry byłby zirytowany tym pytaniem, ale nie wyglądała, jakby robiła sobie z niego jaja.

- Nie wiem - przyznał ostrożnie. - Nie sądzę.

Cyzia wyglądała na zamyśloną, zaciskając usta i wpatrując się szarymi oczami w zielone oczy Harry'ego.

- Nie sądzę, żebyś w ogóle był podobny do Belli. Przypominasz mi trochę Syriusza, kiedy był młody. - powiedziała cicho. - Co nie ma być obelgą, pomimo tego, że twoja zaczerwieniona twarz mówi mi, że tak uważasz.

Harry odepchnął gniewnie krzesło i już szykował się do powrotu do swojego pokoju, kiedy...

- Ludzie też myśleli, że jest szalony. - powiedziała. - Przychodziły mu do głowy wspaniałe pomysły na psoty i plany na przyszłość, a on podskakiwał po zamku, terroryzując ludzi samą swoją energią. Nikt nie zdawał się rozumieć, że to nie były tylko szalone pomysły, to były plany i były niesamowite, a Syriusz był geniuszem, że na nie wpadł.

- Tak - odetchnął Harry, wbrew sobie wciągając się w to.

Nie chciał mieć nic wspólnego z taką łajzą jak Syriusz Black, ale Harry wiedział, jakie to uczucie. Snape z pewnością nie rozumiał jego planów złapania Blacka, nie dbał nawet o to, by ich wysłuchać.

Oskarżył go o bycie naćpanym tylko dlatego, że Harry w końcu poczuł się całkowicie żywy.

- O tak, Syriusz byłby czasami taki żywy. - powiedziała z czułym uśmiechem, prawie jakby wyrwała to zdanie z głowy Harry'ego.

Harry sprawdził swoje bariery i z ulgą stwierdził, że to niemożliwe.

- A potem był wyczerpany. - Cyzia kontynuowała. - Całkowicie pozbawiony energii. Nasz wspólny przyjaciel powiedział mi, że kiedyś był tak zmęczony i rozczarowany życiem, że próbował powiesić się w swoim pokoju w dormitorium.

Harry zbladł i subtelnie schował ręce pod kolanami.

Robił to już wcześniej. Może nie dokładnie to, co Black, ale podciął sobie żyły, nie?

Potem magia go uleczyła, nawet jeśli jej o to nie prosił, a Snape znalazł go dwa tygodnie później.

Wciąż jednak miał blizny.

I... i nie zrobił tego ponownie, ale ostatnio dużo o tym myślał. Leżał w swoim łóżku i zastanawiał się, jak by się czuł, gdyby przypadkiem się nie uleczył.

Byłbyś taki wolny.

- Potem oczywiście twój ojciec uratował mu życie i Syriusz wprowadził się do niego i twoich dziadków następnego lata.

- Co? - Harry spojrzał ostro na Narcyzę, wyrwany z własnych kłębiących się myśli przez tę nową informację. - Mój tata uratował mu życie?

- Uratował. - potwierdziła uprzejmie.

- Dlaczego się do niego wprowadził?

Cyzia zmarszczyła brwi na jego pytanie, a jej oczy wyglądały na smutne i gniewne.

- Moja ciotka Walburga, matka Syriusza i jego brata Regulusa, była nieprzyjemnym typem kobiety. Jestem pewna, że znasz ten typ. Nie nadawała się na matkę. - westchnęła. - Sądzę, że James myślał, że ratując Syriusza przed jego matką, uratuje go przed nim samym.

Harry zignorował jej insynuację.

- Naprawdę? - zapytał. - Czy Syriusz został naprawiony, kiedy znalazł się w miejscu, w którym nikt go nie krzywdził?

- Nie było nic do naprawienia w Syriuszu. - Cyzia powiedziała cicho. - Był po prostu kolejną błyskotliwą gwiazdą, która płonęła zbyt jasno na naszym niebie.

Harry przewrócił oczami na współczujący ton Cyzi. Jeśli Syriusz był gwiazdą, która płonęła zbyt jasno, to starał się jak mógł, by gwiazda Harry'ego nigdy nie zabłysła.

- Więc mój tata zrobił to wszystko, by mu pomóc, a potem Black odwrócił się i powiedział Voldemortowi, gdzie ich znaleźć, prawda? - Harry zapytał, upewniając się, że dokładnie wie, co zawdzięcza Blackowi. - Po tym, jak mój tata pozwolił mu się wprowadzić i miał u niego dług życia, zabił go?

- Tak właśnie mówią. - Cyzia zgodziła się z nim.

- Pieprzony drań. - Harry warknął. - Zabiję go.

- Zabijesz? - Cyzia zanuciła. - Więc wierzysz, że Syriusz zaprowadził Czarnego Pana do Doliny Godryka i stał z boku, podczas gdy ten zabił jego najlepszego przyjaciela? Człowieka, który uratował mu życie, przyjął go do rodzinnego domu i mianował ojcem chrzestnym swojego dziedzica?

- Ty nie wierzysz? - zapytał Harry. - Co, bo jest twoim kuzynem?

Cyzia uśmiechnęła się i podsunęła Harry'emu miskę z winogronami i wepchnął sobie kilka do ust.

- Czy stałbyś z boku i pozwolił komuś zabić Severusa?

- Prawdopodobnie nie. - powiedział Harry. - Ale Syriusz był szalony, prawda? Najwyraźniej nie obchodziło go, że mój tata uratował mu życie i pozwolił mu ze sobą zamieszkać.

- Wiesz, kochanie, wiele osób mówi, że Syriusz był szalony. Ale kiedy myślę o nim, jakim był, kiedy był nastolatkiem, kiedy chodziliśmy razem do szkoły, nie pamiętam, żeby był szalony. Pamiętam, że był strasznie nawiedzony, był okropnym łobuzem i jedną z najtragiczniej niezrozumianych osób, jakie kiedykolwiek spotkałam.

- Snape mówi, że jestem nierozumiany. - Harry powiedział cicho, rozluźniając napięte ramiona. - Mówi, że ludzie boją się tego, czego nie rozumieją, co?

- Severus jest niezwykle bystrym człowiekiem. - Cyzia powiedziała, uśmiechając się po raz kolejny.

- Tak - zgodził się Harry. - Więc jeśli uważa, że Syriusz jest szalony i że ja jestem szalony, to prawdopodobnie ma rację, nie?

- Severus nie jest nieomylny. - Cyzia roześmiała się. - Mówił mi wiele razy, że nigdy nie będzie miał dziecka, a jednak tu siedzisz.

Harry był wyczerpany.

'W depresji' - wyszeptał głos, który brzmiał jak Snape.

- Jestem zmęczony. - zawahał się. - Może pójdę na górę i trochę się położę...

- Zostawisz mnie, żebym sama sobie zapewniła rozrywkę, dopóki Severus nie wróci do domu? - Cyzia dąsała się, wyglądając bardzo podobnie do Draco. - Bądź dżentelmenem, Harry. Opowiedz mi o tym przyjęciu, które planujesz dla pana Longbottoma i które sprawiło, że mój syn jest tak strasznie zazdrosny.

Harry niechętnie się roześmiał. Draco był takim zazdrosnym palantem.

- Cóż, to na urodziny Neville'a, tak jakby. Chciałem, żeby to było tylko przyjęcie dla Neville'a, ale Susan się wkurzyła, nie? Powiedziała, że albo musi być dla nas obojga, albo zaplanuje własne przyjęcie. - powiedział z sentymentem. - Więc to jest wspólne przyjęcie urodzinowe. Tylko dla naszego gangu, chociaż Draco próbował zaprosić cały cholerny zamek.

- Draco jest duszą towarzystwa. - Cyzia uśmiechnęła się. - Dąsał się dość spektakularnie, że tego lata jeszcze z nim nie latałeś.

Harry poruszył się niepewnie.

- Byłem bardzo zajęty... a potem zachorowałem... - zaoferował jako słabą wymówkę.

Jesteś okropnym przyjacielem.

Cóż, okropnym kuzynem, najwyraźniej.

- Będzie zachwycony, słysząc, że czujesz się lepiej, jestem pewien, że wkrótce zaplanuje dla ciebie cały dzień zajęć.

Harry'ego uratowało przybycie Snape'a do domu, gdy próbował znaleźć wymówkę, by wyrwać się z tego, co zapowiadało się na wyczerpujący dzień.

- Severusie. - Cyzia zawołała radośnie, gdy Snape wszedł powoli do kuchni, rzucając Harry'emu nieodgadnione spojrzenie. - Jak poszło twoje spotkanie?

- Poszło tak dobrze, jak się spodziewałem. - powiedział Snape, decydując się oprzeć o blat kuchenny. - Jak minęło wasze popołudnie?

- Cudownie. - powiedziała wesoło Cyzia. - Rozmawialiśmy z Harrym o naszej rodzinie.

- Tak? - Snape zapytał równo.

- Tak. - powiedziała. - A teraz muszę się zbierać, kto wie, w jakie psoty wpakował się Draco pod moją nieobecność? Będzie zadowolony, gdy poinformuję go o zbliżającej się wizycie kuzyna. - powiedziała z mrugnięciem w stronę Harry'ego, kierując się do kominka, zanim Harry zdążył jej powiedzieć, żeby nie mówiła tego Draco.

Cholera.

Teraz albo musiał iść zobaczyć się z Draco, albo słuchać jego marudzenia przez całą podróż pociągiem do Hogwartu.

Snape prychnął i przeniósł się na swoje puste miejsce.

- Narcyza to siła natury. - mruknął Snape, chwytając ciastko z jednej z tac.

Harry odchylił krzesło do tyłu, planując po cichu wrócić do swojego pokoju (łóżka) teraz, gdy nie było tu Cyzi, by nakłonić go do pozostania.

- Jak ci minęło popołudnie? - zapytał Snape.

Ugh.

- W porządku - odparł Harry.

- Czy Narcyza była miłym gościem?

- Przypuszczam, że tak. - Harry powiedział.

- Harry, jestem ci winien przeprosiny. - Snape powiedział nagle, przyciągając uwagę Harry'ego.

- Za co? - zapytał.

Snape spojrzał Harry'emu prosto w oczy, wyglądał na zdenerwowanego. Harry mógłby przysiąc, że wokół oczu Snape'a pojawiły się nowe linie, których wcześniej tam nie było.

- Kiedy poinformowałeś mnie, że szukasz Blacka, byłem bardzo zaniepokojony. Nadal martwię się, że zostaniesz zraniony, jeśli się z nim skonfrontujesz. Ale to kiepska wymówka dla tego, co ci powiedziałem i za to przepraszam.

- Ale czy mówiłeś poważnie? - zapytał Harry.

Przeprosiny to tylko słowa. Nic nie znaczą, tak naprawdę.

- Nie miałem tego na myśli. - powiedział Snape. - Nie wierzę, że jesteś szalony albo obłąkany.

Harry opadł lekko na krzesło i posłał Snape'owi tyle uśmiechu, na ile było go stać.

Boże, był wyczerpany.

- Cyzia powiedziała, że nie jesteś nieomylny. - powiedział.

- Narcyza ma sporo racji. - Snape zgodził się. - Jak dobrze wiesz, popełniłem w życiu wiele błędów i będę popełniał ich jeszcze więcej.

Harry wstał i przeciągnął się, nie zdawał sobie sprawy, jak długo siedział z Cyzią.

- W porządku. - powiedział. - Tylko nie rób tego więcej, tak? - Zerknął w stronę drzwi i ruszył w ich kierunku - Pójdę trochę popracować nad pracą domową...

- Miałem nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać, jeśli będziesz miał czas. - powiedział Snape, również wstając. - Moglibyśmy przenieść się do salonu, wydałeś sporo pieniędzy, by uczynić go wygodnym.

Harry westchnął. Zaczynało mu się wydawać, że w tym tempie nigdy nie wróci na górę.

- 'Obra. - zgodził się.

Harry podążył za Snapem do salonu, gdzie natychmiast skulił się w swoim ulubionym fotelu.

- O czym rozmawiamy? - zapytał beznamiętnie.

- Miałem dzisiaj interesujące spotkanie. - Snape powiedział, jakby od niechcenia.

- Czad... - powiedział Harry, kiedy Snape nie wyjaśnił nic więcej.

- Poszedłem zobaczyć się z mugolem, z którym widuję się od czasu do czasu. - powiedział Snape. - Jest uważany za eksperta w swojej dziedzinie.

- Na raka? - zapytał Harry. Snape powiedział mu o wykorzystaniu jadu bazyliszka do stworzenia lekarstwa na mugolską chorobę. Harry osobiście uważał, że jad powinien zostać przekształcony w broń, ale to była decyzja Snape'a.

- Właściwie to psychologia. - Snape powiedział.

- Czy to jakaś inna mugolska choroba?

- Coś w tym rodzaju. - Snape powiedział powoli. - To choroba umysłu. Ten człowiek jest Uzdrowicielem Umysłu.

- Och, w porządku. - Harry spojrzał tęsknie w stronę schodów. - Czy to wszystko...?

- Pomyślałem, że chciałbyś go poznać. - Snape powiedział.

Choroba umysłu... Uzdrowiciel Umysłu...

Mówisz jak obłąkany.

- Nie. - odparł Harry bez ogródek. - Nie jestem obłąkany.

- Wiem o tym. - Snape powiedział cicho, obserwując Harry'ego uważnie. - Uzdrowiciele umysłu nie są wyłącznie dla wariatów. Mogą pomóc ci uporządkować myśli i przetworzyć wydarzenia w twoim życiu. Uważam, że czarodzieje są ignorantami, że nie korzystają z ich usług częściej.

- Czad, więc idź się z nim zobaczyć. - Harry powiedział. - Nie pójdę.

- Czy byłbyś skłonny zobaczyć się z nim chociaż raz za coś w zamian? - Snape powiedział chytrze.

Co jest dzisiaj z tymi wszystkimi wymianami? Harry potrząsnął głową.

- Wątpię. - powiedział, wstając.

- Niedawno na rynku pojawiła się nowa miotła, Błyskawica. - powiedział Snape. - Kupiłbym ją dla ciebie, gdybyś poszedł na jedno spotkanie.

Przez ułamek sekundy Harry to rozważał. Draco napisał mu kilka tygodni temu o nowej miotle. A Ron opisał wszystkie jej cechy w jednym z listów, które wysłał przed wyjazdem do Egiptu.

Harry widział ją, kiedy poszedł na Aleję Pokątną z Susan na początku lata, zanim Syriusz Black uciekł, i wyglądała niesamowicie.

Ale... ale nie był, kurwa, obłąkany.

I nie powie że jest tylko dla nowej miotły. Sam mógłby ją sobie kupić.

- Nie, nie jestem szalony Snape.

- Wiem o tym. - Snape powiedział miękko.

Zbyt miękko. Jakby rozmawiał z szaleńcem.

Nie miał na myśli tych przeprosin. To były tylko słowa.

'Harry, brzmisz jak szaleniec'.

- Więc dlaczego to robisz? - zapytał cicho.

Snape westchnął i przez chwilę trzymał głowę w dłoniach.

- Harry, nie jesteś szalony, jesteś chory. To się nazywa. - Harry patrzył, jak Snape przełyka ciężko, zanim kontynuował: - To Zaburzenie Maniakalno-Depresyjne i potrzebujesz pomocy.

- Co to? - Harry zapytał, niechętnie opadając z powrotem na krzesło i krzywiąc się na komentarz Snape'a.

Nie potrzebuje pomocy.

Niczego nie potrzebuje.

Nic mu nie jest.

Jest po prostu cholernie zmęczony i nikt nie chce zostawić go w spokoju.

- To dlatego czułeś się taki energiczny i zachowywałeś się tak nieobliczalnie, a teraz jesteś taki zmęczony i przygnębiony. - Snape powiedział. - To uzasadniona choroba Harry, a rozmowa z Uzdrowicielem Umysłu pomoże ją wyleczyć.

- Nie muszę rozmawiać z jakimś uzdrowicielem, nic mi nie jest. - Powiedział Harry. - Nie mam tej choroby, przysięgam. Po prostu... - Harry zawahał się, próbując znaleźć wymówkę, którą Snape by zaakceptował, a która nie byłaby jakąś szaloną chorobą - Nudzę się. I jestem zmęczony.

- W depresji. - Snape mruknął. - Jesteś przygnębiony. I w pewnym momencie znowu będziesz maniakalny, a potem znowu przygnębiony, i to będzie się powtarzać, Harry. To nie jest słabość.

- Wiem, że nie jest, bo jej nie mam. - Harry nalegał, ponownie wstając. - Idę do swojego pokoju. - powiedział krótko.

Snape westchnął i przetarł oczy.

- Idź. - powiedział. - Ale proszę, nie leż w łóżku przez resztę dnia, Harry. To nie jest zdrowe.

- 'Obra. - powiedział Harry, kierując się szybko w stronę schodów. Otworzył drzwi i natychmiast padł na łóżko.

Snape i tak myślał, że ma jakąś szaloną chorobę - jakie to miało znaczenie?

 

Harry wstał następnego ranka i poczuł się trochę spokojniejszy i bardziej trzeźwy niż przez ostatni tydzień.

Wiedział, że nie ma depresji maniakalnej, czy jakkolwiek Snape to nazywał, po prostu był chory. Prawdopodobnie przeziębienie czy coś.

Zszedł na dół i uśmiechnął się na widok zaskoczenia Snape'a, gdy zobaczył go na śniadaniu.

- Dzień dobry. - Powiedział Harry.

- Dzień dobry. - Snape odpowiedział. - Masz ochotę na cappuccino?

- Jasne - Harry wzruszył ramionami.

- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał Snape, podając Harry'emu kubek.

- Pójdę zobaczyć się z Draco, może złapię Lunę i pójdziemy na zakupy, jeśli to nie jest zbyt szalone. - zadrwił.

- Dla mnie to brzmi rozsądnie. - Snape powiedział spokojnie, ignorując kpinę Harry'ego. - Będziesz kupował podręczniki?

- Ubrania i prezent dla Neville'a. - Harry odpowiedział. - Nie wiesz jeszcze, jakich książek będę potrzebował, prawda?

Snape rzucił mu dziwne spojrzenie.

- Twoja lista przyszła w zeszłym tygodniu. - powiedział powoli.

- Naprawdę? - Harry był zaskoczony. - Sevvie mi jej nie przyniósł.

- Przyniósł. - Snape zaprzeczył. - Masz stos poczty w swoim pokoju.

- Och. - Harry pomyślał, że pewnie przyszła, kiedy spał, rozkazał swojej magii, by mu go przyniosła.

- Accio zadziałałoby równie dobrze. - Snape powiedział z lekkim parsknięciem.

- Więcej pracy. - Harry mruknął, czytając swoją listę. - Potrzebuję tylko kilku książek... i, och.

Kurwa.

Miał formularz pozwolenia na wizytę w Hogsmeade z innymi trzeciorocznymi i musiał być podpisany przez opiekuna. A Harry właśnie zszedł na dół i zaczął być chamem dla swojego opiekuna, co?

- Och? - zapytał Snape. - Jest coś jeszcze?

Harry spojrzał na niego i zagryzł nerwowo wargę.

- Nie, proszę pana. - wymamrotał.

- Więc w twojej kopercie nie ma pozwolenia, które muszę podpisać? - Snape zapytał drwiąco.

Harry wzruszył ramionami, czując, że robi mu się gorąco.

- Nie potrzebuję podpisu, jest w porządku.

- Chcesz mieć je podpisane?

Harry ponownie wzruszył ramionami, nie chcąc przyznać, że tak. Gdyby powiedział, że tego chce, a Snape by odmówił, byłoby o wiele gorzej, niż gdyby Harry nie powiedział, że tego chce.

- Daj no to, bachorze. - westchnął Snape.

Harry spojrzał na niego. Snape nie wyglądał na wściekłego, wyglądał na rozbawionego.

- Czego chcesz? - zapytał ostrożnie. Nie zamieniłby Hogsmeade na tego Uzdrowiciela Umysłu.

- Chciałbym, żebyśmy zapomnieli o ostatnich tygodniach i nie kłócili się od teraz do mojego wyjazdu do Hogwartu. Zgadzasz się?

Harry zastanowił się. Naprawdę nie chciał walczyć ze Snapem przez resztę lata. Nawet jeśli Snape był draniem i nazwał go szaleńcem; przeprosił (tak jakby) i może wierzył, że Harry ma jakąś dziwną chorobę umysłu.

Mylił się. Ale nic na to nie poradzi, że tak właśnie myśli.

- Nie będziesz więcej mówił o Uzdrowicielach Umysłu? - zapytał Harry.

- Powstrzymam się od prób przekonania cię o ogromnych korzyściach płynących z szukania profesjonalnego wsparcia dla zdrowia psychicznego tego lata w zamian za to, że nie będziesz aktywnie szukał Syriusza Blacka. - powiedział Snape.

- Zgoda. - powiedział Harry, przesuwając kartę pozwolenia na drugą stronę stołu. Black i tak go znajdzie, ludzie, którzy chcieli go skrzywdzić, zdawali się mieć wyczucie, gdzie się znajduje. - Czad.

- Czad. - wycedził Snape, oddając kartkę z lekkim uśmieszkiem.

***

- Mavis, musisz położyć widelce do przystawek z przystawkami. - Draco warknął na Mavis w dniu przyjęcia Neville'a. - To nie ma sensu, żeby były przy filiżankach.

- Blond przyjaciel Mistrza jest nadgorliwy. - Mavis mruknął, wywołując śmiech Harry'ego.

- Draco zostaw Mavis w spokoju. - powiedział z uśmiechem. - Przecież już wiesz, że wygląda świetnie.

Podczas zakupów kilka tygodni temu Draco nalegał, by przyjść wcześniej i pomóc Harry'emu w przygotowaniu przyjęcia.

„Jestem Malfoyem, patrzyłem, jak moja matka planuje przyjęcia, odkąd mogłem chodzić", nalegał.

Harry nigdy wcześniej nie organizował przyjęcia, więc pomyślał, że Draco będzie wiedział więcej niż on sam. I musiał przyznać, że nawet jeśli Draco był nadgorliwy, podwórko wyglądało genialnie.

Udekorowali wszystko na złoto i srebrno („czerwony i zielony będą kolidować"), a Draco ustawił różne stoły z różnymi rodzajami jedzenia i napojów oraz ciastami.

Harry osobiście uważał, że Neville'owi spodobałoby się ciasto zrobione przez niego, ale nigdy nie rozgryzł dobrze przepisu. Mavis był o wiele lepszym piekarzem. Na stole był duży czerwony tort ze srebrnym lwem dla Neville'a i zielony ze złotym zniczem dla Harry'ego.

- Harry, mogę położyć tutaj te kwiaty? - zapytała Luna, która również przyszła wcześniej, by pomóc w dekorowaniu.

- Możesz położyć kwiaty, gdzie tylko chcesz, Lu. - zapewnił ją. - Neville uwielbia kwiaty, co nie?

- Uwielbia. - zanuciła radośnie.

Harry zamierzał pomóc jej znaleźć więcej kwiatów, kiedy Blaise i jego matka aportowali się bezpośrednio na dziedziniec. Snape tymczasowo wprowadził zaproszonych gości do ich barier.

Black może wziąć eliksir wielosokowy i naśladować każdego z gości" - powiedział.

Harry prywatnie myślał, że jego urodziny byłyby genialne, gdyby Black się pojawił.

Neville mógłby jednak nie być zadowolony.

- Wszystkiego najlepszego, moja Meraviglia!

Harry uśmiechnął się do Contessy i skłonił przed nią głowę. Szanował ją, a Snape powiedział, że pochylenie głowy pokazuje szacunek, ale Harry nigdy tak naprawdę nikomu się nie kłaniał.

- Dziękuję. - powiedział jej grzecznie. - Snape i Malfoyowie są w środku.

- Ale ja przyszłam zobaczyć się z tobą, najdroższy. - powiedziała, a jej złote oczy błyszczały.. - Przejdź się ze mną amore.

Contessa zaoferowała Harry'emu swoje ramię, w ten sam sposób, w jaki widział czasem, jak Cyzia robi to ojcu Draco, więc tylko z niewielkim wahaniem połączył swoją rękę z jej. Spędził z nią dużo czasu zeszłej zimy, kiedy został wydalony z Hogwartu i zatrzymał się u Snape'a, ale wciąż czuł się dziwnie, chodząc w ten sposób.

Może nie źle, ale zdecydowanie dziwnie.

- Tęskniłam za tobą, najdroższy. - powiedziała Contessa, gdy oddalili się od reszty.

- Poczekaj - Harry pochylił się w jej stronę i szepnął jej prosto do ucha. - Przynajmniej jeden Auror jest gdzieś na podwórku.

Contessa roześmiała się głośno, jakby Harry powiedział coś zabawnego.

- Oczywiście najdroższy, pozwól mi.

Machnęła różdżką i Harry poczuł, jak otacza ich potężna magia.

- Dlaczego nie widziałam cię wcześniej? - zapytała, kręcąc lekko głową. - Jesteśmy sojusznikami, familiare, najdroższy. Sojusze znaczą więcej dla tych z nas, którzy naprawdę je rozumieją. Myślałam, że tego lata będziesz szukał u mnie schronienia przed Syriuszem Blackiem.

- Nie chciałem się ukrywać. - Harry przyznał. - Chcę go znaleźć. To przez niego zginęli moi rodzice, no nie? Zamierzam go zabić.

Jeśli był ktoś, komu Harry mógł przyznać się do swoich planów, to była to Contessa. Nie próbowała go chronić tak jak Snape. Po prostu go słuchała i dzieliła się swoimi radami, które zazwyczaj brzmiały: „tego zaklęcia nie da się wyśledzić" albo „ta klątwa sprawi, że płuca zapadną się w mniej niż sekundę". Była geniuszem.

Uznał, że miała mnóstwo praktyki ze swoimi ostatnimi siedmioma mężami, aby zrobić to dobrze.

- Wierzę ci najdroższy, ale musisz go do siebie zwabić, inaczej będzie miał przewagę, prawda?

- Jak mam go do siebie zwabić?

Contessa poklepała go po dłoni.

- Trzymasz się swojej rutyny. Udajesz się w miejsca, gdzie będzie się ciebie spodziewał, a potem obserwujesz i czekasz. A potem uderzasz.

Harry skinął głową z powagą, po czym uśmiechnął się nieznacznie:

- Myślałem, że chcesz, żebym przyjechał do Włoch? To nie byłaby moja rutyna.

- Więc powinniśmy uczynić to twoją rutyną. - roześmiała się Contessa. - Każdego lata, tak?

- Może. - Harry odpowiedział wymijająco. - Ze Snapem nie jest tak źle.

Contessa zatrzymała go obok składzika na miotły i przyjrzała mu się uważnie, pochylając w zamyśleniu podbródek.

- „Nie jest tak źle" czy „jest dobrze"? - zapytała. - Jeśli Severus Snape skrzywdził moją Meraviglię, zabiję go. - powiedziała lekko.

To była kolejna rzecz, którą Harry w niej lubił, zawsze była gotowa iść na wojnę dla niego.

Nawet jeśli czasami ze złych powodów .

- Snape mnie nie skrzywdził. - Harry zapewnił ją szybko. - On po prostu... Nie wiem, po prostu myśli, że jestem szalony, co?

- Elokwencja najdroższy. - Contessa zanuciła. - Severus uważa, że jesteś szalony, ponieważ świat nigdy wcześniej nie miał kogoś takiego jak ty, prawda? Jesteś moją Meraviglia, jesteś uníco, jedyny w swoim rodzaju, tak? Lepiej być uważanym za szalonego, niż być jednym z wielu, najdroższy.

Harry tak naprawdę nie myślał o tym w ten sposób. Kiedy miał 6 lat, wiedział, że lepiej być wyjątkowym, niż należeć do „rodziny". W wieku 11 lat wiedział, że lepiej wzbudzać strach, niż być postrzeganym jako słaby. To miało sens, że lepiej być uważanym za szalonego, niż być takim jak wszyscy inni.

- Dziękuję. - powiedział cicho. - Masz rację.

Contessa zaśmiała się ponownie i pokierowała go z powrotem w stronę przyjęcia, gdzie Harry mógł zobaczyć, że pojawiła się reszta gangu.

- A teraz, mój amori, co muszę zrobić, by przekonać cię do porzucenia śmierci Blacka na rok i zobaczenia ze mną świata?

Harry śmiał się, gdy jego oferty stawały się coraz bardziej skandaliczne, aż wrócili na podwórko, a ona weszła do środka z ostatnim delikatnym uśmiechem w jego stronę.

Contessa naprawdę była niesamowita. Harry cieszył się, że już na pierwszym roku umieścił Blaise'a w swoim gangu.

 

Harry przywitał się ze wszystkimi przyjaciółmi, którzy przyszli. Roześmiał się, gdy on i Neville w tym samym czasie złożyli sobie życzenia urodzinowe.

- Babcia chciała przyjść, ale jest chora. - Neville wyjaśnił. - Ciotka Susan zaoferowała, że zostanie z nią, żeby nie była sama.

- W porządku. - Harry powiedział pospiesznie. - Może spotkamy się innym razem.

Słyszał sporo o surowej babci Neville'a, która nigdy nie uważała Neville'a za wystarczająco dobrego wnuka. Nie sądził, by ją polubił.

Wszyscy przyjaciele Harry'ego, w tym Hermiona i Theo, którzy przylecieli razem, trzymając się za ręce, przybyli z wyjątkiem Rona, który wciąż był w Egipcie.

- Weasley będzie zazdrosny, że go to ominęło. - Draco przechwalał się.

- Wątpię w to, powiedział, że Egipt jest niesamowity i spędza czas swojego życia. - Blaise powiedział.

- Egipt ma tyle magii w grobowcach! - Hermiona powiedziała podekscytowana. - Założę się, że dużo się uczy!

- Założę się, że w ogóle się niczego nie uczy. - Susan zachichotała cicho do Neville'a.

Harry zgodził się z Susan. Ron prawdopodobnie dobrze się bawił, będąc na swoich pierwszych prawdziwych wakacjach. Harry zdecydowanie nie nauczył się niczego podczas swoich pierwszych wakacji.

 

- Dziękuję, to niesamowite, Harry. - powiedział Neville po raz pięćdziesiąty tego dnia, tym razem trzymając kolekcję antycznych mugolskich książek ogrodniczych, które Harry znalazł na Alei Pokątnej z Luną w zeszłym tygodniu.

- Dzięki, Nev. - Harry uśmiechnął się, trzymając niestandardową koszulkę Quidditcha Slytherinu, którą dostał od Neville'a. Rozejrzał się po wszystkich, którzy przyszli i podziękował każdemu z nich za prezenty. Dostał więcej ubrań, książek i zdjęć niż kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu.

To było genialne, ale szalone.

- Wciąż jeszcze masz mój, bachorze. - powiedział Snape.

Snape był dość cichy przez większość przyjęcia. Dużo rozmawiał z mamą Draco i uważnie obserwował Harry'ego, ale Harry pomyślał, że to prawdopodobnie dlatego, że uczniowie sprawiali, że Snape był zdenerwowany.

Jak na nauczyciela nie przepadał za dziećmi.

- Och, przepraszam. - Harry mruknął, sięgając po prosto zapakowaną paczkę. - Więc to pewnie nie sowa? - zaśmiał się.

- Nigdy więcej nie dam ci prezentu, który wymaga imienia. - Snape powiedział drwiąco.

- Myślę, że Sevvie to świetne imię. - Susan roześmiała się. - Jest bardzo dystyngowane.

- Przypomnij mi, żebym odjął dziesięć punktów od Hufflepuffu, kiedy wrócimy do Hogwartu, Draco. - Snape powiedział.

- Nie można odejmować punktów podczas wakacji. - Hermiona mruknęła. - Zasada 109 podsekcja C.

Harry prychnął, otwierając prezent od Snape'a.

- Woah. - Susan westchnęła. - Jest piękna!

- Er... - Harry rozejrzał się bezradnie. - Co to jest?

Wyglądało jak gigantyczna kamienna misa z jakimś nieruchomym płynem w środku, choć była ozdobiona zielonymi klejnotami, co sprawiało, że wyglądała całkiem elegancko.

- To myślodsiewnia. - Wyjaśnił Snape. - Pomyślałem, że może chciałbyś mieć jedną dla siebie.

Harry spojrzał na Snape'a i rozpromienił się.

- Dziękuję! - powiedział szczerze. - Moment.

'Przynieś mi przepowiednię. Wyjmij przepowiednię z mojego kufra i przynieś mi ją.'

Snape odetchnął gwałtownie, gdy kula wyleciała przez otwarte okno Harry'ego, zaskakując Sevviego, który głośno na niego zagwizdał.

- Harry, poczekaj... - powiedział Snape.

Harry zignorował go, ponownie podekscytowany tym, że usłyszy przepowiednię, która wysłała za nim Voldemorta.

Szybko rozejrzał się po dziedzińcu (Snape, Cyzia, Malfoy, Contessa, Susan, Nev, Luna, Miona, Draco, Theo i Blaise) i wzruszył ramionami.

Ufał wszystkim tutaj.

A tych, którym może nie do końca ufał, nie tak jak Snape'owi i Susan, mógł z łatwością pokonać w walce.

Mrugnął do Susan i wrzucił kulę do miski, zanim Snape zdążył go powstrzymać.

Na dziedzińcu zapanowała cisza, gdy z misy wyłoniła się upiorna postać, która przemówiła sennym, ochrypłym szeptem;

Zbliża się ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się sprzeciwili, zrodzony, gdy umiera siódmy miesiąc... a Czarny Pan oznaczy go jako równego sobie, ale będzie miał moc, której Czarny Pan nie zna... i każdy z nich musi umrzeć z ręki drugiego, ponieważ żaden z nich nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się wraz z końcem siódmego miesiąca...

Wszyscy zamilkli, gdy głos ucichł.

- Powiedział mi, że nie ma sobie równych. - Harry prychnął. - Co za palant.

- Merlinie... - usłyszał oddech Malfoya.

- Dobrze, że wcześnie wybrałeś zwycięską stronę, co? - uśmiechnął się do niego. - Nie jest powiedziane, że Czarny Pan ma moc, by mnie pokonać, co?

- H-Harry, to... to znaczy, że będziesz musiał zabić V-V-Voldemorta. - Neville jąkał się.

Harry wzruszył ramionami.

- I tak zawsze miałem taki zamiar, co? - Rozejrzał się i zobaczył, że wszyscy wyglądali raczej blado, z wyjątkiem mamy Blaise'a, która uśmiechała się do niego, ale wszyscy się na niego gapili. - Co?

Snape wyrwał się z tego najszybciej. Potrząsnął głową i rzucił Harry'emu zirytowane spojrzenie.

- Ty chaotyczny mały demonie, to nie może wyjść na jaw. - wysyczał. - Ludzie nie muszą wiedzieć, że jesteś jakimś przepowiedzianym pogromcą Czarnego Pana.

- 'Obra. - Harry wzruszył ramionami. - Przysięga Wieczysta, nie mówcie o tym nikomu, albo każę Snape'owi wymazać wam wspomnienia. - zawołał do wszystkich stojących wokół.

- Harry, nie użyję Obliviate na grupie dzieci. - Snape westchnął, po czym spojrzał w stronę Malfoyów i Contessy. - Nie będę też próbował wymazać pamięci twojej... rodzinie.

- W porządku, zrobię to sam, ale uczciwie ostrzegam, nie wiem jak. Więc trzymajcie kciuki, żebym nie wymazał wam całego umysłu, dobra? - Harry uśmiechnął się do wszystkich.

Po tym wszyscy dość szybko się zgodzili.

- Czad! Kto chce ciasto?

 

Reszta przyjęcia przebiegła znakomicie, o czym Harry wielokrotnie zapewniał Draco. Jedli ciasto, rozmawiali i plotkowali, a Cyzia opowiedziała kilka historii, które znała o mamie Neville'a, Alice.

Harry pomyślał, że to szaleństwo, by poruszać ten temat w dniu urodzin Neville'a, ale Neville wyglądał na zadowolonego, więc Harry nie protestował.

Po torcie uczniowie rozeszli się do pokoju Harry'ego, podczas gdy dorośli „pili herbatę".

- Prawdopodobnie plotkują o przepowiedni. - Blaise mruknął, kładąc się na łóżku Harry'ego.

- Cóż, to bardzo poważna sprawa. - powiedziała Hermiona, siadając obok Theo na podłodze. Harry zobaczył, że wciąż trzymali się za ręce i doszedł do wniosku, że Susan musiała mieć rację, kiedy powiedziała mu, że teraz są „razem".

- Ale to tak naprawdę niczego nie zmienia, co? - powiedział Draco. - Harry jest potężny i zabije Czarnego Pana. - ziewnął dramatycznie. - to stara wiadomość.

- Przypuszczam, że to prawda. - Hermiona powiedziała powoli, zerkając na Theo, który tylko wzruszył ramionami.

- Wszyscy wiedzieliśmy, że Harry jest szalony, a to tylko to potwierdziło. - uśmiechnął się do Harry'ego.

- Harry nie jest szalony, to geniusz. - Luna powiedziała cicho.

Harry, który zmarszczył brwi, teraz zarumienił się na pochwałę Luny.

- Dzięki Lue. - powiedział, siadając ze skrzyżowanymi nogami na podłodze obok niej. - Theo jest po prostu zazdrosny, że nie ma o nim przepowiedni, co?

- Prawdopodobnie. - uśmiechnęła się.

- „Każdy musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje" - zacytowała Susan. - Brzmi to tak, jakbyś mógł umrzeć tylko wtedy, gdy zrobi to sam Czarny Pan.

- Nie zachęcaj go. - Draco jęknął. - Czy naprawdę potrzebujemy w tym roku kolejnej sytuacji Harry kontra bazyliszek?

- Zamiast tego będziemy mieli Harry'ego przeciwko jego ojcu chrzestnemu. - Theo roześmiał się.

- Tego też nie mów. - Neville go skarcił. - Black jest niebezpieczny. Mam nadzieję, że wkrótce go złapią.

- Mam nadzieję, że tego nie zrobią. - Harry szepnął do Susan, która zaśmiała się cicho.

- Nargle nie spodziewają się że Syriusz Black zostanie ponownie uwięziony. - Luna szepnęła do niego.

- Czad... - Harry mrugnął do niej. - Dzięki, Lu.

- Więc Syriusz Black, a potem Czarny Pan? - Susan zapytała wesoło. - Kogoś jeszcze powinniśmy dodać do listy „do pokonania"?

- Dumbledore'a. - powiedział Harry. - Ale poza tym zostawmy nasze opcje otwarte, tak?

Hermiona, Theo i Neville zaśmiali się. Harry domyślił się, że Blaise, Draco, Susan i Luna musieli zdać sobie sprawę, że nie żartuje.

Pozostali w końcu się zorientują.

- Knujemy morderstwo czy urządzamy imprezę? - Draco zawołał. - Odsuńcie się, przyniosłem karty!

Harry sam się z tego zaśmiał. Draco spędził sporo czasu na planowaniu „rozrywki", byłoby niegrzecznie zignorować to wszystko tylko po to, by knuć i planować.

Nawet jeśli w opinii Harry'ego to idealny typ urodzin.

 

Tej nocy, gdy jego przyjaciele wyszli, a Harry położył się w łóżku, myślał o dniu, który spędził z nimi wszystkimi.

Zdecydował, że powinien po prostu wybaczyć Snape'owi, że myślał, że jest szalony wcześniej tego lata. Nie poruszył tematu ponownie, ale też jeszcze mu nie wybaczył.

Ale Harry myślał, że bycie martwym byłoby lepsze niż jego życie, a w porównaniu z tym, jak genialny był dzisiejszy dzień? To była raczej szalona myśl.

Pomyślał też o tym, co powiedziała Contessa i uśmiechnął się do siebie, gdy odpływał.

Warto być uważanym za wariata, jeśli oznacza to, że jest inny, silniejszy niż ktokolwiek inny.

***

- Harry, muszę z tobą porozmawiać.

Harry odchylił się lekko do tyłu na krześle. Ostatnim razem, Snape powiedział, że chce, by Harry spotkał się z „uzdrowicielem umysłu", a wcześniej próbował wyrzucić Harry'ego z domu.

Cóż, próbował wysłać go do Włoch. Co tak naprawdę było tym samym.

- Dobra - powiedział Harry, sprawdzając, czy tylne drzwi są nadal zamknięte (są) i próbując je po cichu odblokować na wypadek, gdyby musiał szybko wyjść.

- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie otwierał drzwi, ponieważ ściga cię zbiegły więzień. - Snape powiedział drętwo, nawet nie patrząc za siebie w stronę drzwi.

- Wybacz. - Harry powiedział cicho, spoglądając w dół na stół, by ukryć swój rumieniec, że został przyłapany.

- Jeśli chcesz, możesz stanąć przy drzwiach do kuchni. Chociaż obiecuję ci, że ta rozmowa powinna pójść o wiele lepiej niż kilka ostatnich.

Harry zacisnął zęby i uniósł głowę, by napotkać spokojne spojrzenie Snape'a.

- Nie muszę stać przy drzwiach, proszę pana. O czym chcesz rozmawiać?

Wiedział, że zabrzmiał niegrzecznie, niewdzięcznie, ale nie zamierzał wyglądać na jeszcze większego wariata, niż Snape już o nim myślał, stojąc w drzwiach tylko po to, by porozmawiać.

Sprawy między nimi układały się dobrze, odkąd zawarli umowę. Harry w ogóle nie czuł się chory od dnia, w którym Cyzia przyjechała w połowie lipca, a teraz został tylko tydzień do rozpoczęcia szkoły.

Może skoro lato prawie się skończyło, Snape znowu zacznie... - pomyślał.

Nieważne, co powie. Jeśli będzie próbował cię zmusić do odejścia, po prostu odmów. Jeśli powie, że musisz zobaczyć się z Uzdrowicielem Umysłu, po prostu odmów, przypomniał sobie Harry. Nie może cię zmusić. A jeśli spróbuje, to odejdziesz.

- Muszę cię poinformować o nowym profesorze, którego Dumbledore uznał za odpowiedniego do nauczania obrony w tym roku.

- Och. - Harry nie spodziewał się takiego tematu.

Uważnie przyjrzał się Snape'owi i zobaczył, że wygląda na zirytowanego, najwyraźniej kimkolwiek był ten, kogo Dumbledore zatrudnił, był kimś, kogo Snape nie lubił.

- Kto to jest? - zapytał Harry, ciekawy, który profesor tak rozzłościł Snape'a.

- Remus Lupin.

Harry zamrugał do Snape'a, oszołomiony.

- Dumbledore zatrudnił prawdziwego wilkołaka do nauczania Obrony Przed Czarną Magią?

Snape wyglądał na jeszcze bardziej skwaszonego niż wcześniej.

- Tak.

- To... to czad! - powiedział Harry. - Nie sądziłem, że Dumbledore kiedykolwiek zatrudni kogoś interesującego.

Snape westchnął, co w opinii Harry'ego było zbyt częstym odgłosem.

- Wilkołak jest bardziej „interesujący" niż dwaj poprzedni profesorowie, którzy próbowali cię zabić?

Gdy tylko to powiedział, Harry przypomniał sobie, dlaczego Snape tak się złości na nowego profesora.

- Czekaj, Dumbledore zatrudnił faceta, który traktował cię jak śmiecia i próbował zabić? Dlaczego miałby to zrobić?

Snape wzruszył ramionami i skrzywił się.

- Dumbledore uważa, że jest najbardziej wykwalifikowanym kandydatem. I... - Snape zachwiał się na ledwie pół sekundy, zanim kontynuował - i wierzę, że ma to coś wspólnego z ucieczką Blacka.

- Dumbledore pomyślał, że to dobry pomysł, by zatrudnić najlepszego przyjaciela Blacka, gdy ten jest na wolności? Czy on jest idiotą?

- Widzę, że jesteśmy tego samego zdania. - Snape powiedział z aprobującym spojrzeniem. - Dumbledore wierzy, że Lupin pomoże powstrzymać Blacka, jeśli ten będzie tak głupi, by próbować włamać się do Hogwartu. Ale Lupin był dość zauroczony Blackiem podczas ich późniejszych lat szkolnych, wątpię, by aktywnie przeszkadzał w jakichkolwiek planach Blacka, by uniknąć schwytania.

- Zauroczony? - zapytał Harry. - Nie wiem, co to znaczy. - przyznał cicho.

Głupi.

- Gdybym powiedział, że Theodore jest zauroczony panną Granger, czy mógłbyś odgadnąć definicję na podstawie wskazówek kontekstowych?

- Susan mówi, że Theo jest zakochany w Mionie. Oh. - westchnął, teraz to rozumiejąc. - Lupin był zakochany w Blacku? - Harry zadrżał. - To obrzydliwe.

Snape rzucił mu nieodgadnione spojrzenie.

- Ponieważ obaj są mężczyznami?

- Co? Nie, dlaczego miałoby mnie to obchodzić? Czarodzieje przejmują się najdziwniejszymi rzeczami, prawda? Faceci sypiają z facetami cały czas. Chodziło mi o to, że Black to łajza. To żenujące być w nim teraz zakochanym, co?

Snape parsknął śmiechem i odchylił się na krześle.

- Bycie zakochanym w nim wtedy też było żenujące. - zgodził się. - Chociaż jestem ciekaw, co wiesz o „facetach sypiających z facetami przez cały czas". Czy jestem niewystarczający w zapobieganiu aktywności seksualnej moich Węży w dormitoriach?

Harry wzruszył ramionami.

- Nie jestem kapusiem*.

- Prawdopodobnie nie jesteś też kaflem. - Snape powiedział powoli, rzucając Harry'emu niedowierzające spojrzenie.

Harry roześmiał się, gdy zdał sobie sprawę, że Snape nie ma pojęcia, o co mu chodzi. Miło było choć raz wiedzieć coś, czego nie wiedział ktoś inny.*

*(Snitch - kapuś, donosiciel. Golden Snitch - Złoty znicz. Snitch - Znicz. Gra słów)*

- Nie - powiedział z uśmiechem, gdy Snape wciąż wyglądał na zdezorientowanego. - (Snitch) kapuś jest jak donosiciel, tak? Ktoś, kto wydaje ludzi glinom, kiedy zrobią coś złego.

- Aah. - powiedział Snape. - Wydaje mi się, że twoja matka kiedyś mnie tak nazwała. Zapomniałem.

- Jasne, że zapomniałeś. - Harry mruknął. - Dlaczego nazwała cię kapusiem? Co zrobiłeś?

- Powiedz mi, czy moi uczniowie uczestniczą w kontaktach seksualnych, a ci powiem.

Cholera.

Harry naprawdę chciał wiedzieć, dlaczego jego mama nazwała Snape'a kapusiem, ale nie chciał też wpakować nikogo w kłopoty.

- Jeśli powiem ci, czy jacyś ślizgoni sypiają ze sobą, przysięgniesz, że powiesz mi, co się stało, że moja mama nazwała cię kapusiem? - Harry sprawdził.

- Przysięgam. - Snape powiedział uroczyście z małym uśmiechem.

- Dobrze. Tak, niektórzy ślizgoni sypiają ze sobą. Twoja kolej.

Snape mrugnął powoli do Harry'ego, który zaczynał się martwić, że będzie wściekły, gdy zda sobie sprawę, że go oszukał, ale wtedy Snape zaczął się śmiać.

Naprawdę się zaśmiał.

- Jesteś przebiegłym bachorem. - Snape sapnął, ściskając stół.

Harry uśmiechnął się do niego. Snape nie miał pola do popisu, czasami był równie ostrożny w słowach.

- Twoja matka ukradła kiedyś samochód twojej babci na przejażdżkę po okolicy, mimo że miała tylko czternaście lat i nie posiadała prawa jazdy. Kiedy twoja babcia zapytała mnie o to, nie mogłem jej okłamać. Twoja matka dostała szlaban na kilka tygodni.

- Nie skłamałbyś, żeby kryć swojego najlepszego przyjaciela? - Harry zapytał z niedowierzaniem. Snape kłamał dla niego mnóstwo razy.

- Harry, musisz zrozumieć, twoja babcia była najsłodszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. I była przerażająca. - Snape zadrżał teatralnie. - Nigdy nie mógłbym spojrzeć jej w twarz i ją okłamać.

- Kapuś. - Harry powiedział z uśmiechem.

- Kafel. - Snape odparł uroczyście.

- Tylko o tym chciałeś porozmawiać? O tym, że wilkołak będzie uczył- o kurwa. - Harry spojrzał na Snape'a. - Czad, że Lupin dostał pracę i w ogóle, ale czy to musiało być w szkole z moimi przyjaciółmi? Co on będzie robił podczas pełni?

Snape skrzywił się.

- Widzę, że po raz kolejny jesteśmy podobnego zdania. - powiedział kiwając głową. - Będę warzył Eliksir Tojadowy co miesiąc dla Lupina.

- Zrobisz to dla niego? - Harry zapytał z zaciekawieniem. - Nawet jeśli był dla ciebie takim dupkiem? I prawie cię zabił?

- Jeśli Dumbledore nalega na zatrudnienie dosłownego potwora do nauczania w zamku, to zrobię, co w mojej mocy, by zapobiec zarażeniu lub zabiciu przez Lupina jakichkolwiek uczniów. - powiedział Snape.

Harry spojrzał na Snape'a i poczuł, jak jego szacunek do niego wzrasta jeszcze bardziej. Lupin był częścią gangu, który unieszczęśliwiał Snape'a przez siedem lat. Zawstydzał go, robił mu psikusy, ranił go, a raz nawet próbował go zabić. Ale Snape zignorował to wszystko, aby upewnić się, że Lupin nie będzie mógł nikogo skrzywdzić, gdy będzie w Hogwarcie.

- Jesteś dobrym człowiekiem. - Harry powiedział poważnie. - Nie zrobiłbym tego, gdybym był na twoim miejscu. Po prostu bym go zabił. Nadal mogę, jeśli tego chcesz.

Snape wyglądał na niesamowicie rozbawionego.

- Jak na ironię, Lupin będzie bardzo zadowolony, że cię pozna.

Harry zmarszczył nos z niesmakiem.

- Dlaczego? Bo kumplował się z moim ojcem?

- Lupin miał tylko trzech przyjaciół, kiedy był uczniem: twojego ojca, Blacka i Pettigrew. Dwóch z jego przyjaciół teraz nie żyje, obaj przez działania trzeciego. Lupin bez wątpienia uzna cię za okazję do ponownego połączenia się z jakąś małą częścią Jamesa Pottera. Zawsze był sentymentalnym głupcem. - Snape przewrócił oczami. - Byłbym wdzięczny, gdybyś był nieco bardziej ostrożny niż zwykle, jeśli znajdziesz się z nim sam na sam. Nie ufam mu. Choć oczywiście powinieneś wyciągnąć własne wnioski.

- Dobrze - zgodził się Harry z łatwością. Jeśli Snape mu nie ufał, to Harry też by nie ufał. Snape miał dobry instynkt, a Lupin tylko opowieści o kimś martwym, kogo Harry nigdy nie mógł poznać. To nie był trudny wybór. - Z wyjątkiem tego, że chcę z nim porozmawiać o wilkołakach. - powiedział z wahaniem. - Mogę nie mieć kolejnej szansy, by porozmawiać z prawdziwym wilkołakiem o ich prawach, prawda? Ale powiem moim przyjaciołom, żeby trzymali się od niego z daleka.

- Nie. - powiedział szybko Snape. - Harry, możesz rozmawiać z Lupinem o wilkach, ile chcesz, ale nie możesz powiedzieć przyjaciołom o chorobie Lupina. Przysięgnij mi, że tego nie zrobisz. Dumbledore będzie wściekły, jeśli odkryje, że połowa trzeciorocznych o tym wie. Zawsze miał słabość do Remusa.

- Nie przysięgam. - Harry powiedział bez ogródek. - Właśnie powiedziałeś, że mu nie ufasz. A co, jeśli zapomni wziąć eliksir, a Ron zapuka do drzwi jego gabinetu o niewłaściwej porze miesiąca? Albo jeśli kumpluje się z Blackiem i przyprowadzi go do zamku? Powinni wiedzieć, żeby z nim nie ryzykować.

Snape zamknął oczy i pocierał czoło przez dłuższą chwilę, zanim spojrzał z powrotem na Harry'ego.

- Jeśli twoi przyjaciele powiedzą komukolwiek innemu, to może być koniec kariery Lupina i być może mojej, jeśli Dumbledore odkryje, że to ja jestem źródłem przecieku.

- Nikomu nie powiedzą. - Harry powiedział pewnie. - Zmuszę ich, by przysięgli, że tego nie zrobią. Ale im powiem.

Snape jęknął.

- Lupin będzie wściekły, gdy odkryje, że powiedziałem ci coś, co uważa za wstydliwy sekret.

- To jeszcze jeden powód, żebym wiedział, tak? - Harry uśmiechnął się.

Snape udał, że protestuje, ale Harry pomyślał, że wygląda tak, jakby nie bardzo go to obchodziło.

***

- Mavis, nie możesz jechać ze mną pociągiem. - Harry przewrócił oczami.

Mavis stał w drzwiach kuchni, mrugając do Harry'ego swoimi wielkimi, żółtymi oczami, próbując żałośnie przekonać Harry'ego, by pozwolił mu pojechać z nim pociągiem z powrotem do Hogwartu tego ranka.

- Mavis będzie przynosić Mistrzowi Potterowi smakołyki, jeśli pozwoli Mavis przyjechać. - Mavis jęczał. - Mavis będzie cicho, a Mistrz nawet nie będzie wiedział, że on tam jest.

- Mavis zostaw go w spokoju, Harry nie jedzie pociągiem. - Snape powiedział, dołączając do nich w kuchni.

- Tak, jadę. - Harry powiedział krótko.

- Harry, czuję, że powinienem ci jeszcze raz przypomnieć; szuka cię skazany morderca. Zabije cię, jeśli cię znajdzie. Byłbyś bezpieczniejszy, gdybyś po prostu aportował się ze mną do Hogwartu.

- Nie, dziękuję. - Powiedział Harry. - Powiedziałem przyjaciołom, że spotkamy się w pociągu, co? Wątpię, czy Syriusz Black będzie w pociągu, nie?

- Lupin będzie jechał pociągiem. - Snape zmarszczył brwi. - Więc nie wykluczałbym tego.

Harry wzruszył ramionami. - Więcej powodów, by jechać, muszę chronić przyjaciół, co?

- Nie. - odparł krótko Snape. - Nie jest twoim zadaniem chronić kogokolwiek poza sobą.

- Mylisz się. - Harry prychnął. - Oni są moi, proszę pana. I nie zostawię ich tak po prostu.

- Nawet dla możliwości nieskrępowanego dostępu do Hogwartu, kiedy uczniowie będą w pociągu? - Snape zaoferował z nadzieją.

Harry potrząsnął głową i spojrzał na zegarek.

- Nie, i muszę iść, jeśli chcemy znaleźć przedział.

Posłał Snape'owi ostatni uśmiech, zanim wszedł do kominka na peron 9 3/4.

- Do zobaczenia w Hogwarcie! - zawołał.

 

Forward
Sign in to leave a review.