W sieci

Marvel Cinematic Universe Marvel The Avengers (Marvel Movies) Spider-Man (Tom Holland Movies) Spider-Man - All Media Types Marvel (Comics)
M/M
G
W sieci
All Chapters Forward

Chapter 7

Kolejne rodzinne spotkanie nie miało w sobie nic z sielskiej atmosfery poprzedniego. Laura była spięta, dzieci rozczarowane – jego córka popłakała się i Clint poczuł, jak serce pęka mu na miliard kawałków, bo miał pełną świadomość, że to on jest powodem tego płaczu – syn milczał, uparcie wpatrując się w swój talerz – a potem oboje uciekli do swoich pokojów trzaskając drzwiami. Clint i Laura spojrzeli na siebie, połączeni wspólnym zmartwieniem i przez tę jedną chwilę bliżsi sobie, niż kiedykolwiek wcześniej, przez cały poprzedni rok.
- Chcesz może…
- Słuchaj – powiedzieli jednocześnie i Laura trochę hałaśliwiej, niż to było konieczne, pakowała do zmywarki kolejne partie naczyń, a Clint stał z boku i czuł się równie bezużyteczny, jak pusta teraz lewa komora zlewu. - Słuchaj – powtórzył, bo ktoś to musiał powiedzieć. - To koniec. Rozumiem to w końcu, naprawdę.
- Mam ci bić brawo? Jezu, Clint. - Laura zatrzasnęła zmywarkę i odwróciła się w jego stronę, opierając biodrem o zlew. - Rozwiedliśmy się ponad rok temu, jak – jakim cudem – naprawdę nie wpadłeś, że to o czymś świadczy? Co ty sobie myślałeś? Że ten cały rozwód – to bo mam taki kaprys? Że mi przejdzie? Do cholery. Myślałam, że to jasne. Dla nas obojga. Że wiesz równie dobrze jak ja, że to małżeństwo jest skończone. A ty przez cały ten czas…
- To takie złe? - Clint przeszedł w defensywę, zanim to sobie uświadomił. - Że wciąż mi zależało?
- Zgodziłeś się na rozwód!
- Bo tego chciałaś! - Clint uderzył pięścią w blat stołu i stojące na nim kieliszki zabrzęczały alarmująco. Stał tyłem do Laury, opierając dłonie płasko na blacie i pochylając głowę. Drgnął, kiedy położyła mu rękę na ramieniu.
- Przepraszam – powiedziała niepewnie. - Słuchaj, ja… myślałam, że oboje…
- Dobrze, co ty na to? Dajmy sobie spokój? Teraz i tak jest już po wszystkim. - Clint usiadł na krześle i sięgnął po kieliszek, nalewając sobie jeszcze wina. Kiedy podsunął jej butelkę, Laura spojrzała na nią z roztargnieniem, a potem, nie zawracając sobie głowy kieliszkiem, napiła się z gwinta. - Myślałem, że jest co ratować. Że potrzebujesz oddechu, przestrzeni, łudziłem się, że pozwolisz mi wrócić. Myślałem – nie wiem, w porządku? Źle myślałem. Teraz to widzę. Przepraszam, że tak późno.
- Jeśli dałam ci chociaż jeden mylny sygnał – Laura ściągnęła brwi, wyglądając na zmartwioną – nie chciałam. Może inaczej, ale wciąż cię kocham, Clint. Nawet, jeśli trudno mi cię teraz lubić. Jesteś ojcem moich dzieci i nigdy bym nie zrobiła nic, żeby…
- Wiem, ja też. - Przerwał jej i wskazał palcem na sufit. - Teraz musimy się zastanowić, co z nimi.
- Nie wierzę, że myśleli, że chcemy do siebie wrócić.
- Mają to po ojcu. - Słaby żart, ale oboje roześmieli się niepewnie. Śmiech zaraz zamilkł i wciąż obserwowali się z napięciem. - Chcesz, żebym z nimi porozmawiał?
- Daj im czas. Mają dużo do przemyślenia.

Kiedy wrócił do Wieży, poszedł prosto do kuchni. Nie rozczarował się, bo byli tu wszyscy, zupełnie jakby na niego czekali i wziął się w garść, trzymając kurczowo w ryzach resztki odwagi cywilnej, która nie pozwoliła mu odwrócić się i uciec, jakby był swoim siedmioletnim synem i miał do tego prawo.
- Przyszły nowy mąż mojej byłej żony ma na imię Robert – powiedział, nie zastanawiając się nawet, jak to brzmi, bo gdyby zaczął myśleć nad tym, co chce powiedzieć, nie odezwałby się ani słowem. - Pobiorą się jak tylko dzieciaki się z tym pogodzą. Moje małżeństwo z Laurą to przeszłość. Trochę późno, ale dotarło to do mnie w końcu, dzięki. W międzyczasie zacząłem coś, na co jeszcze nie byłem gotowy i skrzywdziłem kogoś, kto na to nie zasługiwał. Teraz będę się starał to naprawić, a wy – a wy, ponieważ wszyscy wiecie już chyba, o kim mówię… - urwał, kiedy avengersi jednocześnie spojrzeli na Petera, który wbił wzrok w swoje ręce i udawał, że nie widzi tych spojrzeń. Clint zacisnął szczęki. - Tak myślałem – podsumował, ze zdumieniem zauważając, że jest znacznie bardziej zdeterminowany, by przekonać Petera, niż zażenowany tym, że ich związek się wydał. - I jeśli ktoś ma z tym problem…
- To co? Będziesz się z nim bił? - Tony odchylił się na krześle, zakładając ręce na piersi i patrząc na niego chłodno. Za tym chłodem było wyraźne ostrzeżenie i Clint spojrzał na niego wyzywająco, zupełnie jakby chciał, by Tony...
- Jakie szczęście, że wszyscy tu jesteśmy dorośli, rozsądni i nikt nie ma po dwanaście lat, żeby problemy rozwiązywać bójkami. - Natasza trąciła go w bok i Tony wzruszył ramionami. - Daj mu spokój, Stark, mówi przecież, że jest idiotą.
- Nie powiedziałem… - Clint zamilkł, kiedy rzuciła mu groźne spojrzenie i uniósł ręce. - Dobra, niech będzie, jestem idiotą. Głupia przypadłość, nie lubię, jak mnie ktoś zostawia. - Spojrzał na Tony’ego, jakby prosił o to, by ten go zrozumiał – przecież Tony sam niechętnie pozwalał ludziom odejść i wciąż czekał, aż wrócą, i dawał im miliard szans, więc przecież – ale Tony na niego nie patrzył, tylko bawił się trzymanym w rękach ołówkiem i Clint przeniósł wzrok na Petera. - Proszę – powiedział już wprost, robiąc krok w jego stronę. - Peter, możemy porozmawiać?
- Nie bardzo chcę – odparł szczerze Peter, po czym i tak wstał. - Ale równie dobrze możemy mieć to już za sobą, zrobić to prywatnie i nie ciągnąć tego festiwalu zażenowania dłużej, niż to konieczne. Prowadź.

Po wyjściu z kuchni, kiedy Clint już otwierał usta, Peter zaskoczył go, kładąc palec na jego wargach.
- Nie tutaj. Ściany mają uszy. I Jarvisa – powiedział bez humoru i Clint skinął głową.
Zjechali windą na dół i wyszedł za nim z budynku. Peter miał ściągnięte brwi i wydawał się raczej zamyślony, niż wściekły – co mogło być dobrą oznaką, o ile nie myślał akurat nad tym, w jaki sposób najefektywniej zabić go i pozbyć się ciała. Podszedł do samej krawędzi klifu, kopiąc butem kilka kamyków. Spojrzał za nimi, jakby oceniał wysokość i Clint powstrzymał odruch, który kazał mu objąć jego plecy i przyciągnąć do swojej klatki piersiowej.
Zamiast tego usiadł obok przy krawędzi, wyrywając kilka źdźbeł trawy, by mieć zajęte ręce.
- Nie wrócę do niej – odezwał się, patrząc w dół.
- A gdyby ona…
- Nawet, gdyby tego chciała – przerwał mu, wkładając w te słowa całą pewność, która bolała tak bardzo, jakby spadł już z tego klifu i leżał na samym dole, czując każdą złamaną kość w swoim ciele. - I zastanów się dobrze, zanim rzucisz coś w stylu „łatwo ci mówić”, bo cię stąd zrzucę.
- Wróciłbym i zabrał cię ze sobą. - Peter usiadł koło niego po turecku. - Wiem, że nie jest ci łatwo. Rozumiem to, naprawdę. Tylko chciałbym wiedzieć…
- Nie zrobię tego więcej.
- Możesz przestać zgadywać, co chcę powiedzieć?
- A mylę się? Chcesz wiedzieć, czemu cię okłamałem. Bałem się.
- Że jak mi powiesz, że chcesz spotkać się z byłą żoną i dziećmi, to będę miał coś przeciwko? Nie wciskaj mi kitu.
- Racja. Bałem się, że uznasz, że to coś znaczy.
- I znaczyło.
- Znaczyło – przyznał Clint. - Ale to już przeszłość. I wiem, że mi nie wierzysz.
- I co? - Peter spojrzał na niego uważnie. - Żadnych zapewnień? Przekonywania mnie, że to już koniec? Że tylko ja się liczę?
- Wbrew temu co o mnie teraz myślisz, szanuję cię, Parker. Więc nie, nie zamierzam niczego od ciebie wymagać, nawet, żebyś mi wierzył. Ale jeśli się zgodzisz, chciałbym ci to pokazać. Tylko, że to wymaga czasu. Żebyś mi zaufał. Żebyś miał pewność. A nie wiem, czy chcesz mi dać ten czas.
- Też nie wiem – powiedział Peter cicho. - Na razie to tylko boli.
- Przepraszam. Możesz mnie zrzucić z klifu, jeśli chcesz.
- Nie, Clint. - Peter potrząsnął głową, kiedy wstał, wciskając ręce w kieszenie. - Nie rób tego. Jeszcze za wcześnie na żarty i całą taką… niefrasobliwość. Na głupie teksty. Naprawdę mnie zraniłeś. I chwilowo nie ma niczego, co mógłbyś z tym zrobić. Ani nic, co mogłoby to naprawić.
Clint nie odezwał się już, patrząc tylko za nim, jak z powrotem odchodzi w kierunku Wieży, a kiedy zniknął w drzwiach, sam wstał, otrzepał ręce i poszedł w tym kierunku. Nie wiedział, kiedy i czy w ogóle Peter mu wybaczy, ale nie znaczyło to wcale, że może teraz siedzieć i użalać się nad sobą. Miał sprawy, które trzeba było załatwić, miał dzieci, które trzeba było pocieszyć – i miał kilka pudeł filiżanek, które wypadałoby w końcu, do diabła, posklejać.

Forward
Sign in to leave a review.