W sieci

Marvel Cinematic Universe Marvel The Avengers (Marvel Movies) Spider-Man (Tom Holland Movies) Spider-Man - All Media Types Marvel (Comics)
M/M
G
W sieci
All Chapters Forward

Chapter 5

- To twój nowy plan? Nie opuszczać pokoju do końca życia? - Bucky stanął w progu i oparł się ramieniem o framugę. - Wyłaź. Wiosna na świecie.
- Pieprzyć wiosnę. - Clint spojrzał przelotnie w okno i aż się skrzywił na widok jakiejś potwornej ilości światła za oknem. - Wiosna w lutym, ja pierdolę. Ten świat naprawdę zwariował.
- Nie tak jak ty, chowając się tu przed nim.
- Przed nim? - Clint się wkopał i Bucky uniósł brwi.
- Przed światem – dopowiedział. Nie spuszczał z niego trochę zbyt uważnego spojrzenia i Clint odwrócił wzrok. - Ciekawe. A ty kogo miałeś na myśli?
- Odejdź, Barnes.
- Ściany w Wieży są dość grube, to prawda, ale mam niezły słuch…
- Spadaj, mówię.
- ...i wzrok, jeśli już mam być dokładny. Coś ty zrobił, Barton?
- Nic – warknął Clint i zamrugał, bo uświadomił sobie z przerażeniem, że może właśnie to go tak wkurza: że Peter go pocałował, a on nic z tym nie zrobił. Nie odepchnął go, nie kazał mu iść do diabła. Równie dobrze mógł odwzajemnić ten pocałunek. W policzek. Zaśmiał z z lekka histerycznie, a potem westchnął.
- Miałeś tak kiedyś? Że nie wiedziałeś, że czegoś chcesz, dopóki nie uświadomiłeś sobie, że nie możesz tego mieć? - zapytał impulsywnie i pokiwał głową, kiedy Bucky zacisnął szczęki. - Taaa, kogo ja pytam. Zaproś go w końcu gdzieś. Błagam – dodał szybko, widząc jak Bucky marszczy brwi. - Nie rób ze mnie idioty udając, że nie wiesz o kim mówię. Tony Stark, jeden i jedyny. Ten etap przekroczyliśmy jakieś tysiąc waszych ukradkowych spojrzeń i zawstydzonych uśmiechów temu. Ale właściwie masz rację. Po co go gdzieś zapraszać, skoro już z nim mieszkasz. Ekonomiczne.
- Zmieniłem zdanie. Zostań tu na zawsze.
- Swoją drogą, nie miałeś z tym nigdy jakichś wahań? No wiesz, z tym całym „podobają mi się faceci i albo nie masz z tym problemu, albo masz w mordę”?
- Zlituj się, Barton, czy ja dałem ci kiedyś w mordę?
- A czy ja mówię, że mam problem z twoim zauroczeniem Starkiem? Które, nawiasem mówiąc, jest najzabawniejszą rzeczą – czekaj, jedyną zabawną - jaka zdarzyła się od mojego rozwodu?
- Po pierwsze – to trwa dłużej, niż od twojego rozwodu. Po drugie – jesteś idiotą. - Bucky wciąż nie był zły, wydawał się raczej trochę znudzony i Clint, który podświadomie chciał wkurzyć go i czekać, aż sobie pójdzie, westchnął ciężko.
- Od kiedy ci się tak zwiększył próg cierpliwości, co? - burknął, wstając w końcu z łóżka i sięgając po kurtkę. - Liczyłem, że się wściekniesz, zawstydzisz i pójdziesz do diabła.
- Hawkeye, ty przebiegły, makiaweliczny spryciarzu. - Słowa Bucky’ego ociekały drwiną i Clint prychnął.
- Jasne – skomentował z przekąsem. - O czym ja myślałem. Zawstydzić i wkurzyć gościa, który się buja w Starku, który jest mistrzem w zawstydzaniu i wkurzaniu ludzi. Masz za sobą niezły trening i jesteś w tym wprawiony. Tu potrzebne większe działa, niż moje.
- Kompleks wielkości, Barton? - Bucky zmrużył oczy, kiedy wyszli na zewnątrz. Słońce stało absurdalnie wysoko i było absurdalnie jasne.
- Zamknij się. Gdzie idziemy?
- Ja na wykłady, ty nie wiem. Po prostu wziąłeś kurtkę i poszedłeś za mną, to kim jestem, żeby cię zatrzymywać. Ale patrz, tam jest Peter. Wygląda na samotnego na tym murku, może z nim pogadaj?
- Nie cierpię cię, Buchanan, z całego serca.
- I, Clint. - Bucky spoważniał i kiedy tak na niego patrzył, ze ściągniętymi brwiami i surowością w oczach, Clint uciekł spojrzeniem w bok, bo miał pewien pogląd na to, co nadchodzi. - Zastanów się dobrze, czego chcesz i co mu powiedzieć. Bo jeśli ja widzę i wyciągam wnioski, to inni zrobią to także. A kiedy Tony się dowie…
- Urwie mi jaja, wiem. - Clint spojrzał na niego pochmurnie. - A to i tak jeden z tych najmniej istotnych powodów, które znajdują się na liście zatytułowanej „czemu nie dotknąłem i nigdy nie dotknę Parkera”, dziękuję bardzo.
- Wiesz w ogóle, co robisz?
- Nie bardzo. Idź już, Barnes.
- Idę, Barton. I powodzenia.

Bucky był beznadziejny w dawaniu rad i Clint po rozmowie z nim miał w głowie jeszcze większą pustkę niż wcześniej. Kiedy usiadł koło Petera, wciąż nie miał właściwych słów.
- Zimno – powiedział zatem i Peter popatrzył na niego z jakimś zaskoczeniem, a potem roześmiał się. I nie wyglądał na szczególnie rozbawionego.
- Gadki o pogodzie, Clint? Daj sobie spokój, nie jestem zainteresowany.
- To, czym jesteś zainteresowany, a to co możesz dostać…
- To dwie różne sprawy, myślisz, że tego nie wiem? - Głos Petera był cały z goryczy i złości, i Clint zacisnął szczęki. - Taa, rozgryzłem to, kiedy najpierw się odsunąłeś, a potem kazałeś mi się wynosić. Teraz sam za mną chodzisz i… i co właściwie? Chcesz usłyszeć, że to była pomyłka i że mi przeszło? To przykro mi, ale cię rozczaruję, bo to nie była pomyłka i mi nie przeszło.
- I co? - zapytał Clint szyderczo. - Kochasz mnie namiętnie i na wieki?
- Czy na wieki to nie wiem, namiętnie – to się zgadza – wypalił Peter i jednak odwrócił wzrok. - Cholera. W moich myślach to brzmiało zupełnie inaczej. Nie wiem, czy cię kocham, dobra? Kocham, jezu – westchnął i wzruszył ramionami. - Jakbym wiedział, co to w ogóle znaczy. Jest na to jakaś definicja?
- Jak jest, to chyba ją przeoczyłem, skoro się rozwiodłem.
- Możesz przestać, serio? No rozwiodłeś się, dobra, i co z tego, tysiące ludzi się rozwodzi i nikt nie robi z tego końca świata. To znaczy może i robią, ale ty… człowieku. Spójrz na siebie.
- Wierz mi, Parker, że to co widzę w lustrze, nie zawsze mnie wprawia w zachwyt. Koleś, który spieprzył jedną z najfajniejszych spraw w swoim życiu, zawiódł żonę i rozczarował rodzinę, a teraz wikła się w coś… żebym ja jeszcze wiedział, co to jest. Poza tym, że jest totalnie porypane i nieodpowiednie.
- Dzięki. Porypane i nieodpowiednie, fajnie słyszeć o sobie takie miłe rzeczy. Ty też nie jesteś jakiś szczególnie bezproblemowy, wiesz? Ciotka mnie chyba zabije, jak się dowie. A pan Stark…
- Pan Stark się o niczym nie dowie, bo nie będzie miał się o czym dowiedzieć – powiedział dobitnie Clint i Peter tylko się skrzywił. - Odpuść, co na to powiesz? Idź na dziewczyny, nie wiem, wyrwij tę swoją Mary Jane i uprawiaj z nią ten prawiczkowy seks, zdaj egzaminy… żyj w ogóle, dobra? A nie pchasz się w kolesia, który to wszystko ma już za sobą, i co, będziesz mi za dwadzieścia lat zmieniał pampersy? Kroił rozgotowaną marchewkę na mniejsze kawałki i karmił łyżeczką? - Clint mówił ze złością i Peter gapił się na niego z coraz większym zdumieniem.
- Ja… - wyrwało mu się w końcu. - Co… łyżeczką? Marchewka? Pampersy?
- Jestem od ciebie…
- O dziewiętnaście lat starszy, wiem, jestem dobry z matmy i przerabialiśmy to już – przerwał mu Peter, wciąż wyglądając na oszołomionego. Potrząsnął głową, patrząc na niego, aż w końcu kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu. - Pampersy? Serio?
- Próbuję ci uzmysłowić, że jestem…
- Kiepski w obrazowaniu przyszłości?
- Kiepski w związkach – powiedział ze znużeniem Clint i Peter popatrzył na niego czujnie.
- Nie chcę, żebyś znowu zaczął świrować i próbować mnie odstraszyć, ale użyłeś słowa „związek” – zauważył z lekkim wahaniem i Clint potarł dłonią kark.
- A jakiego innego słowa mam używać na określenie czegoś, co potencjalnie może mnie łączyć z kimś, z kim mieszkam, jestem związany zawodowo i na gruncie towarzyskim, bo nawet przyjaciół mamy już wspólnych?
- Nie znasz Neda.
- Tak, nie znam Neda. Nie znam też Mary Jane, a ty nie znasz moich rodziców. Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi.
- Masz rodziców?
- Każdy ma jakichś rodziców.
- Ja nie mam, moi są martwi…
- O boże, moi też, mówię hipotetycznie! - Clint wyglądał, jakby tracił cierpliwość i Peter uniósł ręce w obronnym geście. - Możesz przestać się wygłupiać, albo iść być kretynem gdzie indziej?
- Też się denerwuję, w porządku? - wymamrotał Peter i założył ręce na piersi, wbijając wzrok w ziemię. - To nie jest tak, że jestem dobry w… w związki – dokończył i głos mu się załamał. Odchrząknął, marszcząc brwi. - Szczerze mówiąc, w kontaktach z innymi ludźmi jestem raczej beznadziejny.
Clinta uderzyło to, jak bardzo Peter… nie podkreślał tej różnicy wieku między nimi. Widział ją, mówił o niej i był jej świadomy, ale nie brał za pewnik, że Clint z tej racji będzie od niego w tym wszystkim mądrzejszy czy lepiej dostosowany społecznie. Dawał mu prawo do bycia w tym równie niepewnym i jakaś część Clinta, która była zmęczona tym, że wszyscy oczekują, że to on będzie tu dorosły, odpowiedzialny i wszystkim się zajmie, mogłaby na to iść. Na tę równość.
- Jak kiedyś użyjesz tego argumentu, albo zdziwisz się, że w moim wieku czasem jeszcze czegoś nie ogarniam…
- Jak rozmów o pampersach? - podsunął Peter i Clint nie wytrzymał i zdzielił go w tył głowy. - Milczę.
- Jak rozgryzienia, jak żyć – powiedział szczerze. - Słuchaj… to naprawdę nie jest dobry pomysł.
- Wiem.
- A jednak…
- A jednak chciałbym spróbować, tak. Pocałować cię. Właściwie to całować się z tobą, dużo i często. Iść do łóżka, uprawiać seks, spotykać się, rozmawiać, bo lubię z tobą rozmawiać, być z tobą… nie wiem, czy na zawsze, po prostu zobaczyć – przyznał Peter otwarcie i była w tym taka bezwstydność, brawura i szczerość w tych jasnych oczach, że Clint nieświadomie dotknął jego policzka. Peter z wahaniem oparł palce na jego dłoni. - Czy to znaczy…
- Pomyślę – obiecał Clint i Peter pokiwał głową.
- Tak – powiedział cicho. - Ja… dziękuję. Wiem, że to najlepsze, co mogę teraz dostać. Nie chcę naciskać, masz dużo do przetrawienia. Po prostu… daj mi znać, dobrze?
- Dam ci znać.
- I nie zrywaj ze mną przez smsa, o Boże, to by było słabe.
- Jesteś głupi, Parker.
- Widzisz, Clint? - Peter uśmiechnął się do niego nieśmiało i przycisnął do ust jego rękę. Palce łucznika były szorstkie i poznaczone wyraźnymi śladami od cięciwy, a wargi chłopaka delikatne i miękkie, i było w tym kontraście coś, co było odurzające jak dobre, mocne wino. - Ty mnie obrażasz, mówiąc, jaki to ja nie jestem, a ja się tylko cieszę, że mnie w ogóle widzisz.

cdn.

Forward
Sign in to leave a review.