Wicked Game

Marvel Cinematic Universe
M/M
G
Wicked Game
author
Summary
Peter Parker pracuje dniami i nocami, aby utrzymać siebie i chorą ciotkę. Młody chłopak z każdym dniem coraz gorzej radzi sobie z pogodzeniem ze sobą studiów, pracy i życia rodzinnego. Co się stanie, gdy na jego drodze stanie najbardziej znany geniusz, filantrop, milioner i na dodatek playboy - Tony Stark?
All Chapters Forward

Chapter 2

Tony Stark.

Ktoś musiałby naprawdę żyć pod jakimś kamieniem, by nie znać tego człowieka... Przystojny alfa, który już w młodym wieku ukończył MIT z godnym pozazdroszczenia wynikiem. Jego dalsze czyny, osiągnięcia i wynalazki, które stanowiły niezastępowalny fundament do dalszego rozwoju technologii, upewniły cały świat w przekonaniu, że ten mężczyzna jest niezaprzeczalnym geniuszem i nadzieją obecnego pokolenia.

Każdemu również było wiadomo, że prowadził firmę odziedziczoną przez ojca, która w przeszłości zajmowała się budowaniem wszelakich uzbrojeń - Stark Industries. Biznes ten jednak wraz z nadejściem rządów Starka juniora zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Placówka ta bowiem przerzuciła się na badanie rozwoju technologii i inżynierii. I to właśnie tu Stark dokonał przełomowego odkrycia (zaraz po traumatycznych przeżyciach w Afganistanie) - mianowicie - wynalezienia rektora łukowego, który stał się następnie potężnym zasilaczem energii dla wielu innych przydatnych dla społeczeństwa projektów. Choćby samo używanie reaktora w nowszej generacji samochodach, poprawiło komfort życia wielu ludziom (oczywiście tym, którzy mieli na taki pojazd pieniądze...), już nie mówiąc o tym, że auta te nie emitują niebezpiecznych dla środowiska związków chemicznych!

Chlubą mężczyzny była także drużyna bohaterów - Avengers, której był fundatorem, jak i założycielem. Głównie wyposażał zespół w najpotrzebniejszy ekwipunek, który zresztą wychodził spod jego ręki. Poza tym prowadził wiele tajnych badań i od czasu do czasu brał swój udział w misjach. Zaczęły nawet krążyć plotki, że Stark pracuje nad jakąś nową i niezwykle niebezpieczną bronią, która rzekomo miałaby wspomóc Avengersów.

Tak więc Tony Stark na pewno był popularnym mężczyzną i nie zawdzięczał tego tylko swoim osiągnięciom.

Alfa ta była dobrze zbudowana, odziana w kosmicznie drogi garnitur, jakby dopiero co wyszedł z jakiegoś artykułu modowego. Jego ciemne i zarazem krótkie włosy były idealnie wymodelowane wraz z jego charakterystyczną kozią bródką. Brązowe, bystre oczy i nad wyraz przystojna twarz. Trzeba było przyznać, że pomimo już przeszło czterdziestu lat życia, Stark dalej wygląda jak jeden z greckich bogów.

Patrząc na niego, po prostu zapierało wdech w piersiach. Był chodzącym ideałem a wręcz mokrym snem wielu nastolatków, jak i dorosłych.

Jednak jedno pytanie nasuwało się wszystkim zebranym na jego widok w tej niepozornej kawiarni – co on tu robi? Nawet sam Stark nie wiedział, co go pokusiło, aby akurat ten lokal zaszczycić swoją obecnością, ale z całą pewnością mógł powiedzieć, że to było przeczucie.

Akurat był po wycieńczającym spotkaniu z tymi półgłówkami z zarządu, których już dawno powinien był się pozbyć, kiedy to naszła go ochota na wypicie jakiejś dobrej kawy. Oczywiście miał zamiar pojechać do jakiegoś wykwintnego miejsca, gdzie ceny za jedną filiżankę gorącego napoju, wystrzeliwały ponad sufit, ale gdy akurat przejeżdżał swoim sportowym samochodem obok tego budynku, coś w jego szurniętej głowie kazało mu zwrócić uwagę na szyld tej oto kafejki.

Od razu nakazał Hoganowi zatrzymanie się, a on sam wyszedł z pojazdu na samym środku ulicy, nie przejmując się głośnymi klaksonami, które umilkły, dopiero gdy taka osobistość jak on, wyłoniła się z wnętrza auta.

Spokojnym i jakże eleganckim krokiem wkroczył na chodnik, a następnie do kawiarni.

Z całą pewnością jego intuicja go nie zawiodła i warto było tutaj zajść. Ba, to wręcz by było marnotrawco, by przez przypadek przegapić taki widok.

Albowiem za głównym stanowiskiem skryła się niesamowicie ujmująca istota, z której powodu Stark uczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej i nieodpartą chęć dotknięcia i wsunięcia placów w miękkie loki omegi, stojącej przed nim.

Z początku pomyślał, że może jego serce zaczyna szwankować, w końcu z każdym rokiem nie stawał się młodszy, ale z drugiej strony jeszcze nigdy nie doświadczył tego dziwnego uczucia i w sumie nie potrafił sprecyzować, co dokładnie mu „dolegało”.

Długo wpatrywali się w siebie w milczeniu, nie wiedząc chyba jak przełamać tę dziwną ciszę… Choć Stark musiał przyznać sam sobie, że chełpił się reakcją młodego chłopaka na jego widok i  zdecydowanie podniosło to jego i tak już wysokie ego.

- Mam nadzieję, że to nie będzie problem, jeśli złożę zamówienie, słońce? – starszy odezwał się jako pierwszy, uśmiechając się przy tym szelmowsko i energicznym krokiem podchodząc jeszcze bliżej lady, mając dzięki temu możliwość dokładniejszego przyjrzenia się chłopcu i wdychaniu jego intrygującego powonienia.

Parker potrzebował parę chwil, aby zacząć dochodzić do siebie po tym rollercoasterze emocji, który zafundowało mu wejście mężczyzny – jego idola.

Jego oczy wciąż były zaszklone i jakby pokryte mgiełką podniecenia, a policzki czerwone, jakby co najmniej męczyła go gorączka. Ale za to udało mu się opanować oddech, a także poniekąd odzyskać kontrolę nad drżącymi kończynami. Wciąż czuł się słabo, ale na pewno lepiej niż jeszcze kilka minut temu.

Peter spuścił wzrok, speszony przyłapując się na tym, że przygląda się alfie, dłużej niż to było konieczne, a nie chciał przecież wyjść na nachalnego.

- O-oczywiście, że to nie problem… Co sobie pan życzy? – szatyn zająknął się na początku, ale na szczęście wraz z kolejnymi słowami, jego umysł stawał się bardziej jasny, by prowadzić normalną rozmowę z klientem.

- A co byś mi polecił? – z ust Starka ani na chwilę nie schodził uśmiech, kiedy to z zaciekawieniem wypalał dziury swoim spojrzeniem na ciele chłopaka.

- Osobiście polecam Con Panna albo gorącą czekoladę z bitą śmietaną i piankami na wierzchu – Peter chwycił leżące na blacie podręczne menu, od razu pokazując mężczyźnie palcem wspomniane przez niego napoje. – Mamy też herbaty ziołowe, ale szczerze powiedziawszy, mi najbardziej smakują stąd te o smaku owocowym – rozgadał się po całości, nawet nie zauważając rozbawionego spojrzenia Tonyego.

- W takim razie poproszę Con Panna i gorącą czekoladę ze wszystkimi dodatkami, o których wspomniałeś i może jeszcze do tego jakieś ciastko – w końcu mężczyzna przerwał wywód młodszego, na co ten zarumienił się jeszcze bardziej (jeżeli to było w ogóle możliwe).

„Co za wstyd…”, Peter westchnął cicho i zaczął nabijać na kasę, cenę zamówienia.

Zdziwił się jednak, że alfa zamówił aż dwie filiżanki. Czyżby miał to zamiar wszystko wypić sam? W końcu nie wygląda na to, by przyszedł tutaj z osobą towarzyszącą…

- To będzie szesnaście dolarów…

- Proszę bardzo – Peter przyjął z lekkim przestrachem banknot studolarowy, ale bez słowa po prostu wsadził go do kasy, a następnie zaczął wyliczać resztę. – Reszty nie trzeba.

- Słucham? – Parker spojrzał na starszego mężczyznę z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.

- Potraktuj to jako napiwek – puścił oczko do młodzieńca, który całkowicie zmieszany już wyciągnął rękę, by wrzucić pieniądze do wspólnego słoiczka na napiwki. – Nie, nie – Stark powstrzymał go przed tym działaniem. – To jest dla ciebie.

- D-dla mnie…? Nie wiem, czy powinienem… - omega spuściła wzrok, nie rozumiejąc ani trochę, dlaczego sam Tony Stark chce mu wręczyć te wcale niemałe pieniądze.

- A czemuż to?

- Ja… Czy nie jest to nieodpowiednie…? – miał pewne wątpliwości co do przyjęcia takiego „wynagrodzenia”, za nie wiadomo nawet za co…. Przecież nawet jeszcze nie przygotował zamówienia, a mężczyzna już mu chce wcisnąć napiwek, jakby spisał się na medal.

- Ani trochę – ciemnowłosy uśmiechnął się jeszcze szerzej, a młodzieniec po kilkunastu sekundach wahań, w końcu wsunął resztę do kieszeni fartucha, mając wrażenie, jakby każda pojedyncza osoba w kawiarni krytycznym spojrzeniem, nie aprobowała jego poczynań.

- Dziękuję… Naprawdę… - Peter odetchnął, po czym znowu przyjrzał się zadowolonemu z siebie alfie. – Proszę zająć miejsce, za kilka minut przyniosę pana zamówienie…

Pan Stark odszedł, a brązowooki przystąpił do swojej pracy, z jak największą starannością przygotowując dwa napoje. Musiał w końcu jakoś zasłużyć na te pieniądze, które dostał, tak naprawdę za nic…

- Przepraszam za zwłokę – Peter skinął delikatnie głową w kierunku niecodziennego klienta, po czym postawił przed mężczyzną parującą filiżankę Con Panny i gorącej czekolady. – Pozwoliłem sobie wybrać dla pana ciasto o smaku miętowym – dodał i przycisnął tackę do klatki piersiowej. – Życzę smacznego.

Już miał się oddalić, kiedy to mężczyzna podniósł rękę, symbolizując mu, aby jeszcze nigdzie nie odchodził.

- Może dołączysz do mnie? – milioner zaproponował, wskazując na wolne miejsce naprzeciwko niego.

- Przykro mi, ale muszę odmówić… Jestem w trakcie mojej zmiany i gdyby ktoś się o tym dowiedział, to mógłbym mieć problemy – chłopak nawet dwa razy nie myśląc, szybko odmówił facetowi, który na tak bezpośredni sprzeciw trochę spochmurniał, jednak już po chwili znowu wrócił do niego dobry humor i nawet teraz wyglądał na bardzo z czegoś rozbawionego.

- Chłopcze… Czy ty zdajesz sobie sprawę, kim jestem? – zapytał, rozsiadając się na krześle, jakby był panem tego miejsca.

Peter wzdrygnął się na to pytanie, bojąc się, że właśnie sobie nagrabił poprzez zwykłe oddalenie propozycji mężczyzny. Być może nie zdawał sobie sprawy, że tacy ludzie jak Anthony Stark nie lubią odmowy.

Chłopiec przełknął nerwowo ślinę i przytulił mocniej tacę do siebie, jakby miała go uchronić przed potencjalnym gniewem klienta.

- T-tak, panie Stark… - wyszeptał, łamiącym się głosem, co nie uszło uwadze starszemu.

- Doskonale, a teraz siadaj – nonszalancko machnął ręką, czekając aż szatyn, w końcu zasiądzie razem z nim przy stoliczku.

Nim jednak Parker usadowił tyłek na krześle, obejrzał się wokół siebie, zauważając, że pozostali goście, przyglądają się tej dziwnej scenie z zaciekawieniem. W końcu sam Stark zaprasza jakąś zwykłą omegę do swojego towarzystwa, co nie jest codziennym widokiem.

- Kochanie, nie denerwuj się, przecież nie gryzę. Tylko czasami… - Tony parsknął złośliwie, przypominając o swoim istnieniu młodziakowi, który jakby zamarł w miejscu i walczył z chęcią natychmiastowej ucieczki.

Dłonie omegi znowu zaczęły nieznacznie drżeć, ale szybko zostały ukryte pod stolikiem, gdy tylko chłopak dołączył do mężczyzny.

Przez chwilę siedział cicho i potulnie, nie chcąc jeszcze bardziej pogrążyć się przed człowiekiem, którego podziwiał od dzieciństwa. Zawsze marzył o spotkaniu się ze Starkiem i porozmawianiu z nim w cztery oczy na temat jego wynalazków. Ba! Chciałby się nawet podzielić z geniuszem swoimi planami i szkicami!

Jednak, gdy teraz nadarzyła się owa sytuacja, cała jego pewność siebie uleciała przez okno i jedyne, co potrafił zrobić, to patrzeć się w miarę czysty blat, starając się przy tym nie zwracać zbyt dużej uwagi na kuszący zapach feromonów, dochodzący od osoby siedzącej naprzeciwko niego.

W tym samym momencie, Tony z zadowolonym uśmieszkiem obserwował zakłopotanego chłopaka, podziwiając przy tym jego delikatne rysy twarzy. Tak… Z całą pewnością ta omega była czymś interesującym…

W głowie Starka już zaczęły powstawać pomysły, jakby to zakręcić chłopcem, by jeszcze dzisiaj wieczorem trafił do jego łóżka.

Już dawno nie czuł tak mocnego pociągu do drugiej osoby (nie mówiąc już nic o tym, że ogólnie nie miał tendencji do wybierania aż tak młodych partnerów), o ile w ogóle kiedykolwiek czuł coś podobnego do tego… wręcz zwierzęcego pożądania…?

Z cichym pomrukiem uciszył swoje myśli, podsuwając nagle Parkerowi talerzyk z ciastem, jak i filiżankę gorącej czekolady.

- Może zdradzisz mi chociaż swoje imię, złotko? – zagaił, gdy szatyn wpatrywał się niepewnie w ten niespodziewany „podarek”.

- Peter… - wypalił chłopiec. – To dla mnie? – zapytał po chwili pełnym wątpliwości głosem.

Alfa wyszczerzył rządek swoich idealnych zębów, prezentując przy tym swoje ostre kły, które spowodowały, że młodzieniec zaczął się trochę wiercić na swoim miejscu.

- Oczywiście, że dla ciebie, Peter – słysząc własne imię, padające z ust Tonyego Starka, Parker aż poczuł przyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, powodujący dziwne brzęczenie w głowie. Mało brakowało, a jeszcze by zaczął mruczeć…

- Dziękuję, to naprawdę miłe z pana strony… - Peter nie mógł wyjść z podziwu, jak jeden, wręcz obcy dla niego człowiek, mógł mu okazać aż tyle życzliwości w niecałe trzydzieści minut.

- Drobiazg – starszy zbył go powalającym uśmiechem, po czym postanowił skosztować kawy przygotowanej przez omegę.

Zwinnymi palcami uchwycił ucho filiżanki, którą z gracją uniósł do swych ust.

Z rozbawieniem spostrzegł, że jego towarzysz z zapartym tchem śledzi jego najdrobniejszy ruch.

- Czy widzisz coś interesującego, Peter?

Chłopiec speszył się i spojrzał na swój talerzyk, a jego twarz na powrót przybrała czerwony odcień.

„Co za ujmujący dzieciak…” przeszło Starkowi przez myśl, kiedy wziął łyka jeszcze gorącego „napoju bogów”, który ku jego zaskoczeniu był naprawdę dobry. Nie za słodki, nie za gorzki. Można rzec, że kawa przygotowana przez młodzieńca, była istną harmonią smakową.

- Muszę przyznać, że już dawno nie piłem tak dobrej kawy, gratuluję – oczy omegi aż zaświeciły z radości na usłyszaną pochwałę.

- Dziękuję, panie Stark – szatyn podziękował już któryś raz mężczyźnie, po czym z dziecięcą radością odbijającą się na jego twarzy, zabrał się za pochłanianie miętowego ciasta, które popijał płynną czekoladą. Pewnie zwykłego człowieka, cała ta kombinacja, by zmuliła, ale nie Petera Parkera.

- Chłopcze, będziesz miał coś przeciwko, jeśli wymienimy ze sobą kilka zdań? – Tony spojrzał na omegę, która pokręciła przecząco głową. – Świetnie! – odłożył na bok do połowy pustą filiżankę – W takim razie ile masz lat?

Cóż, szatyn z całą pewnością nie spodziewał się takiego pytania, ale najwyraźniej mężczyzna najzwyczajniej w świecie był ciekawy. Tylko dlaczego nim?

- Niedawno skończyłem dwadzieścia jeden lat – odpowiedział, zaraz po tym, jak przełknął kawałek wypieku.

- Oh, mógłbym powiedzieć, że wyglądasz na jeszcze młodszego – starszy skomentował, wywołując tym samym ponowne wypieki na policzkach młodszego. – A studiujesz coś?

- Tak, automatykę i robotykę na Instytucie Technologii na Manhattanie.

- Oh – mężczyzna wydał z siebie zaskoczone westchnięcie, a w myślach zachwycał się wyjątkowym wyborem dzieciaka – dość nietypowy kierunek, jak na omegę, ale nie mnie należy oceniać, kto czego się uczy – dokończył. – A w takim razie co po studiach?

- Jeszcze nie jestem do końca pewien, ale myślałem nad zatrudnieniem w firmie jako laborant… - Peter utkwił wzrok w okruszkach, które pozostały po jego pysznym ciastku. Nie mógł przecież przyznać się przed mężczyzną, że marzył pracować w Stark Industries i jeszcze najlepiej pod samym przewodnictwem Tonyego Starka.

- Ciekawe, bardzo ciekawe… - alfa wymruczała pod nosem i już bez słowa dokończyła swoją kawę.

Parker za to bawił się pod stołem palcami, nie wiedząc, czy mógłby zadać pytanie starszemu, dotyczące jego własnych badań, jakie prowadził w swoim małym pokoiku w Queens. Lecz kiedy już zebrał się na odwagę, by podzielić się swoim ostatnim pomysłem z milionerem, nagle w kawiarni zabrzmiał dzwonek telefonu.

Tony ze skwaszoną miną wyjął z kieszeni najnowszy model StarkPhone i przez chwilę z wahaniem unosił palec nad ekranem, aby koniec końców odebrać.

- Pepper, mam nadzieję, że to coś ważnego, bo jestem aktualnie zaj – przerwał w połowie zdania, kiedy to w słuchawce dało się usłyszeć pretensjonalny wrzask kobiety. By całkowicie nie stracić słuchu, mężczyzna musiał odsunąć od siebie telefon na wyciągnięcie ręki.

Kiedy tylko salwa przekleństw i krzyków się zakończyła, Tony znowu przyłożył telefon do ucha.

- Dobra kobieto, uspokój się, zaraz tam będę – wyburczał zirytowanym głosem do urządzenia i rozłączył się, pomimo że osoba po drugiej stronie miała coś jeszcze do powiedzenia. – Bardzo mi przykro, Peter… Chętnie posiedziałbym tutaj z tobą dłużej i pogadał, ale w firmie pewna sytuacja się zaostrzyła i jestem tam potrzebny… - spojrzał na chłopca, nie ukrywając rozczarowania, że musi w tej chwili opuścić kawiarnię.

- Proszę się nie czuć winnym, to zrozumiałe, że ma pan obowiązki – Parker uśmiechnął się łagodnie do mężczyzny, po czym wstał od stolika, aby pożegnać gościa. – Dziękuję za pana towarzystwo i ogólnie za wszystko, panie Stark…

- Oh, nie… To ja dziękuję, Peter – Tony wyszczerzył się tajemniczo i po powstaniu, wyciągnął z kieszeni okulary przeciwsłoneczne, które od razu umieścił na swoim nosie. – Do zobaczenia.

I po tym opuścił lokal, pozostawiając po sobie jedynie pustą filiżankę i szepty, którym towarzyszyły wścibskie spojrzenia.

„Do zobaczenia…? Co to miało znaczyć…? Ugh, co za spotkanie…!”

Po tym nadzwyczajnej (dla Petera) sytuacji, młoda omega wróciła do swojej poprzedniej pracy.

Zaraz po wyjściu Starka, reszta klientów również zaczęła się zbierać i wkrótce przy stolikach nie było ani jednej żywej duszy. Tylko od czasu do czasu, ktoś wchodził do środka i zamawiał kawę na wynos.

I w sumie w tak powolnym i spokojnym tempie minęła Parkerowi reszta jego zmiany, po której udał się do szatni, gdzie szybko zmienił odzienie, chcąc już po prostu wrócić do domu po ciężkim dniu.

Przed nim jeszcze była prawie godzinna jazda powrotna autobusem i projekty, które powinien powoli zacząć, by się wyrobić z terminami, ale starał się nie zniechęcać.

Po pożegnaniu się z pozostałą częścią personelu Peter wyszedł głównym wejściem, czując lekkie ssanie w żołądku, dające mu do zrozumienia, że jego ciało domaga się wartości odżywczych. Niby zjadł ciasto zamówione przez pana Starka, a później nawet kanapkę, ale to wciąż było za mało…

Wymęczony i głodny, już miał skręcić w prawo, w kierunku najbliższego przystanku, kiedy to nagle usłyszał znajomy głos:

- Może skusisz się na podwózkę?

Tuż przed samą kawiarnią, podparty o sportowy samochód, stał nie kto inny jak sam Tony Stark.

- P-panie Stark?! Co pan tu robi? – Peter pisnął, oniemiały na widok mężczyzny, którego szczerze już nie spodziewał się zobaczyć na żywo.

- Byłem akurat w okolicy, więc pomyślałem sobie: czemu by ponownie nie wpaść? – wzruszył ramionami, patrząc na młodego wyczekującym wzrokiem. Oczywiście było to swego rodzaju kłamstwo, gdyż Stark nie był przypadkiem w okolicy. Specjalnie, zaraz po zakończeniu spraw w firmie, przyjechał pod lokal, oczekując z niepokojącym podekscytowaniem na wyjście młodzieńca.

 – To co? Wskakujesz do środka?

- Ja…

- Peter!

Nagle obydwoje odwrócili się w stronę dziewczyny, która pospiesznym krokiem kierowała się w ich stronę. Wydzielała z siebie feromony przesiąknięte zdenerwowaniem i nawet widok Starka nie zrobił na niej większego wrażenia.

- MJ? – Parker po raz drugi w ciągu pięciu minut doznał szoku, nie wiedząc już, co ma powiedzieć. Nie spodziewał się, że jego przyjaciółka koniec końców przyjdzie go odebrać, po tym, jak jasno dał jej do zrozumienia, że sam doskonale sobie poradzi.  

Jones stanęła tuż obok chłopaka, wlepiając przenikliwy wzrok w geniusza, który ukrywał zaskoczenie i niezadowolenie z powodu pojawienia się młodej alfy, za beztroskim uśmieszkiem. Czuł się, jakby dziewczyna miała zamiar wydrapać mu oczy, jeśli chociaż ośmieli się spojrzeć w stronę Petera…

- Dziewczyna? – zagadnął nagle, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę.

- To nie pana interes – nim chłopak miał okazję się odezwać, to MJ zdążyła już wypowiedzieć się za niego.

- Spokojnie, chciałem tylko zaproponować Peterowi podwózkę – geniusz uniósł ręce do góry, pokazując tym samym, że nie ma złych zamiarów względem tej dwójki.

Ciemnowłosa nieprzekonana jego gadką i popisowym uśmiechem, wciąż lustrowała go podejrzliwym wzrokiem z miną mówiącą samą za siebie: „Nie na mojej warcie.”

- Nie ma takiej potrzeby, właśnie przyszłam go odebrać i wrócimy razem…

Będąc całkiem szczerym, to Tony ani trochę się nie spodziewał, że sprawy się potoczą aż tak na jego niekorzyść. Fakt, jego pobudki były dość egoistyczne, ale on nie widział w tym nic złego… W końcu przyzwyczaił się do tego, że zawsze dostaje, czego chce, nawet jeśli musi na to trochę poczekać. I całą pewnością mógł stwierdzić, że ten dzieciak jest jego czekania.

- Dobrze, w takim razie nic tu po mnie – odparł, w duchu czując niezmiernie duży zawód i złość, z powodu tego, że jego małe plany względem chłopaka zostały pokrzyżowane przez inną alfę.

Już bez zbędnego przeciągania! Ostatni raz spojrzał na omegę, która chyba nie orientowała się w swojej aktualnej pozycji (bo wyglądała na oszołomioną wymianą zdań między dwoma alfami), po czym wsiadł do swojego krzykliwego samochodu, odjeżdżając następnie z piskiem opon.

Peter jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w puste miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund temu stało sportowe auto.

Powoli dochodziło do niego, co właśnie się stało.

- MJ! Co to wszystko miało znaczyć?! – zwrócił się nagle w stronę przyjaciółki, żądając jakiś wyjaśnień, dlaczego tak zachowywała się względem pieprzonego Tonyego Starka!

- Jak to co?! Uratowałam twoją głupią dupę przed utratą dziewictwa z największym playboyem w mieście!

- Chciał mnie tylko odwieźć!

- Albo jesteś ślepy, albo zbyt naiwny! – złapała się za głowę, nie mogąc uwierzyć w nieświadomość swojego najlepszego przyjaciela. Gdyby tylko widział to, co ona… To jak Stark patrzył na niego błyszczącymi oczami drapieżnika…

 – Wsiadłbyś z nim do samochodu, a później wylądował w jego łóżku!

Peter zmarszczył brwi, niezadowolony, że Michelle musiała się wtrącać w jego życie. Wiedział, że się martwiła, ale czasami za bardzo przesadzała.

- A nawet jeśli bym się z nim przespał to co? – skrzyżował ramiona na wysokości klatki piersiowej, przybierając wyzywającą postawę ciała.

- Naprawdę byłbyś gotów przespać się ze swoim idolem, który po jednej nocy by się tobą znudził i zapomniał o twoim istnieniu?! – huknęła na niego niczym grzmot.

Te szczere słowa trochę go zabolały, gdyż trafiły prosto w sedno sprawy… Tony Stark był playboyem i pewnie widział w chłopcu swój nowy cel, nic poza tym…

 Oczywiście od samego początku wiedział, że MJ ma całkowitą rację, ale po prostu nie potrafił jej tego przyznać prosto w twarz…

W dziewczynie, natomiast, dalej buzowały skrajne emocje, jednak gdy zauważyła skołowany wyraz twarz szatyna, od razu pożałowała swoich wcześniejszych słów.

- Cholera… Przepraszam… Po prostu nie chcę, żebyś zrobił coś, czego później byś żałował – westchnęła ciężko, dłonią przebiegając po swoich splątanych włosach.

- R-rozumiem… Po prostu… - chyba sam nie wiedział, co chciał powiedzieć, bo po chwili potrząsnął głową i dodał. – Wracajmy do domu…

Forward
Sign in to leave a review.