Aby wyleczyć rany, należy ich przestać dotykać

Marvel Cinematic Universe Marvel The Avengers (Marvel Movies) Marvel (Comics)
F/M
M/M
G
Aby wyleczyć rany, należy ich przestać dotykać
author
Summary
(Nigdy nie sądziłam, że to się kiedykolwiek wydarzy, a jednak to się dzieje! Dalszy ciąg Blizn przed Wami. Czytanie bez znajomości pierwszej części serii możliwe, acz nieco trudne, bo wchodzimy w ciąg dalszy mocno związany z poprzednią częścią, z masą odniesień do niej.)- Nat też wpadnie?- Nie – powiedział Clint i jakiś ostrożny ton zabrzmiał w jego głosie. - Tylko ja. Masz piwo?- Likier czekoladowy.- Ja pierdolę, Rogers, co ty robisz ze swoim życiem?- Niech mnie diabli, jeśli wiem. Za ile będziesz?- Jak kupię browar. Zamawiaj tę kaczkę, kapitanie.
All Chapters Forward

Chapter 10

Obecność Clinta jest od pewnego czasu stałą w jego życiu. Najpierw byli współpracownikami, potem kolegami, którzy od czasu do czasu mogą wyjść razem do baru, by spotkać się na stopie prywatnej, a jeszcze później to koleżeństwo przerodziło się w szorstką, niefiltrowaną namiętność. Namiętność na tyle silną, że przemknęli tylko przez etap prawdziwej przyjaźni, który to zresztą był w pewien sposób wymuszony przez okoliczności. Czy Clint go rozumiał? Oczywiście. Czy Clint wiedział, przez co przechodzi? Jak najbardziej. Czy było to powodowane przyjacielską zażyłością między nimi? Niekoniecznie, oni nie tyle znali się nawzajem tak dobrze, co przeżywali niemal dokładnie to samo, więc mogli obserwować się nawzajem i wyciągać wnioski.

Wnioski te coraz częściej wydawały się Steve’owi nieco… niezbyt optymistyczne? Ponure raczej? Zupełnie okropne?

Codziennie widział, przez co przechodzi Clint, kiedy odnowiona przez splot okoliczności (zwany dalej dzieckiem jego byłej żony i niestety-nie-jego- własnym) znajomość z Buckym otwiera w jego sercu dawno, wydawałoby się już zaleczone, rany. Clint na zmianę unosił się na fali euforii, kiedy opowiadał, co dziś zrobił mały Roger i jak przyczyniła się do tego Morgan, oraz jak zareagował na to, roześmiał się bądź co im powiedział Bucky – a potem pochmurniał, a euforia znikała bez śladu, kiedy sam uświadamiał sobie, ile w tych jego opowieściach jest Bucky’ego właśnie.

- O tym też nie będziemy gadać, Stevie – zastrzega Clint, kiedy któregoś dnia Steve mówi o tym wprost. Steve wzrusza ramionami.

- Świetnie – mówi z przekąsem. - Niedługo nie będziemy mogli o niczym rozmawiać. I nie próbuj nawet… nie mów mi, że możemy zamiast tego jeść kaczkę, bo przyrzekam, że wepchnę ci ją do gardła.

- Wolę, jak wpychasz mi do gardła coś innego.

- Clint!

- Odpieprz się, sumienie narodu. Jak możesz być tak świętoszkowaty po tym, jak wylizałeś mi tyłek i pieprzyłeś na gali charytatywnej imienia Marii Stark? - Clint potrafi być dosadny jak nikt inny i jego obcesowa wulgarność krępuje Steve'a. Pewne rzeczy się robi, ale niekoniecznie wypada o nich mówić. - Stark! Paradne. Wiesz co? Najpierw poradź sobie z tym swoim uczuciem do Starka, potem będziesz mógł mówić mi, co mam zrobić z jego mężem. Jakbym w ogóle coś mógł. Ci dwaj są stali i na zawsze, jak wieki wieków amen… O, do diaska, jak ja cię nie lubiłem, jak cię poznałem – wykrzykuje nagle Clint i Steve spogląda na niego ze zdumieniem, zapominając na chwilę, że jest cały czerwony na twarzy. Wciąż nie wie, jak mogli tak się dać ponieść wtedy w łazience na gali. Cud, że nikt nie zrobił im zdjęć.

- A to skąd ci się wzięło? Że mnie nie lubiłeś?

- A co, wszyscy muszą cię tak uwielbiać?

- Nie. Chociaż… właściwie czemu, taki straszny byłem? No i czemu mówisz mi to właśnie teraz. Na wieki wieków i amen ci się skojarzyło?

- Trochę – przyznaje z uśmieszkiem Clint. - Wiesz, co było jedną z pierwszych rzeczy, które powiedziałeś jako członek zespołu? Jak zobaczyłeś Thora? Że jest jeden Bóg i że na pewno nie ubiera się w ten sposób. Twardogłowy konserwatysta, który miał reprezentować całą Amerykę i jej wielokulturowe bogactwo, na wstępie bez wahania przekreślił istnienie innych religii, niż jego własna… to tak, jakbyś napluł w twarz tym, co wyznają innych bogów. Albo ich posłał do kąta.

Steve milczy, bo co ma powiedzieć? Nadal wierzy w jednego tylko Boga. Nadal nie widzi w tym nic złego. W wielu rzeczach nie widzisz nic złego, drogi kapitanie, podpowiada mu drwiący głosik, który brzmi trochę podobnie do głosu Bucky’ego Barnesa. Coraz trudniej jest otrząsnąć się z tych myśli i Steve ukrywa twarz w dłoniach, kiedy z przeraźliwą jasnością uświadamia sobie, że jego życie jest spieprzone tak bardzo, że zupełnie nie wie, od czego miałby zacząć naprawę. Nie pomaga wcale to, że wciąż się przeciwko naprawie tej trochę buntuje, bo obok kpiącego głosiku pojawia się inny, ten, który mu towarzyszył od zawsze: Bucky to przyjaciel i musiał go bronić, Tony powinien to zrozumieć, a wiara w jednego Boga nie jest czymś, czemu można zaprzeczać i kto tego nie wie, jest tylko odwracającym oczy od prawdy… czy Steve na pewno musi za coś przepraszać?

I z jednej strony wie, że nie powinien myśleć w ten sposób, że nie ma prawa tak myśleć – a z drugiej złości go ten brak prawa do szpiku kości. Podobnie jak złości go czasem cały ten nowy świat, świat, w którym ludzie lekceważą prawdziwe wartości i w którym najlepsi przyjaciele kradną innym mężczyzn, których ci inni kochają.

Do diabła. Do cholery.

- To się nazywa bruksizm, zgrzytanie zębami w ten sposób, daj spokój, Stevie, zaciskasz szczęki tak mocno, że zaraz je sobie połamiesz… - Clint siedzi na blacie, machając nogami i gryząc słone paluszki i Steve spogląda na niego z mieszaniną zazdrości i rozdrażnienia.

- Jak to robisz, Barton? - pyta, podchodząc do zlewu i odkręcając kran. Przez chwilę trzyma ręce pod strumieniem lodowatej wody, a potem przesuwa dłońmi po karku, łagodząc choć trochę krew, która mu się gotuje pod skórą. - Nic nie jest tak, jak powinno, a tobie nadal udaje się wyglądać, jakbyś miał to gdzieś, ja…

- Życie, Stevie. - Clint zgniata w ręku torebkę po paluszkach i wyrzuca ją do kosza, a potem prostuje się i wychodzi z kuchni. Po drodze zatrzymuje się, by krótko objąć Steve’a i pocałować go lekko w policzek. - To tylko życie, kochanie, ono ssie po całości.

Kiedy Clint wychodzi, Steve jeszcze przez chwilę stoi, przyciskając palce do miejsca, w którym usta Clinta dotknęły jego policzka. Nagle pociera to miejsce palcami, raz, drugi, coraz mocniej, zupełnie jakby chciał zmazać ten pocałunek i zmyć go ze skóry. Co on tu robi? Co oni obaj robią? Nie kocha Clinta, a Clint nie kocha jego, jak w ogóle śmie się zachowywać w ten sposób? Jakby to coś znaczyło, to między nimi.

Jakby cały ich świat nie był zupełnie na opak.

***

 

Gazety prześcigają się w opisywaniu powiększonej o nowego członka rodziny Starków. „Tony i jego mąż James adoptowali maleńkiego Rogera, którego rodzice zginęli podczas ostatniej inwazji Latverii! Morgan Stark, starsza córka pary, jest zachwycona braciszkiem i w sekrecie zdradza, że został tak nazwany na cześć jej ulubionego wujka, który przyjaźni się ze Starkami od niepamiętnych czasów, samego Kapitana Ameryki, Steve’a Rogersa!”. „Tony Stark i James Barnes, historia romansu wszech czasów”. „Od wrogów do kochanków; jeśli myślisz, że twój związek boryka się z trudnościami, przeczytaj o ich historii!”. „Najsłynniejsza para superbohaterów przygarnia sierotę wojenną”. „Tony Stark, niegdyś wątpliwej reputacji seksoholik i wieczny playboy, tworzy szczęśliwą rodzinę ze swoim mężem i dziećmi: tylko u nas artykuł Christine Everhart – czyżby Tony Stark jednak miał serce?”. „James „Bucky” Barnes: jeśli tak, jak my kochasz bad boyów, poznaj tajniki garderoby i stylu najgorętszego z całej drużyny Avengersów!”. „Rodzina Starków w obiektywie Annie Leibovitz: zobaczcie, jak mieszkają!”. „Tony i James Stark. Trudna historia miłości, która walkę o prawa osób LGBTQIA posunęła o dekady do przodu”. „Morgan i Roger Starkowie: czy pójdą w ślady rodziców? Nasze typy aliasów to Iron Heart dla dziewczynki i Winter Warrior dla chłopca”. „Czy seks-taśma, która pojawiała się w mediach, to kolejny fake, czy tym razem autentyk? Uwaga, pikantne zdjęcia w artykule tylko dla dorosłych!!!”. „James i Tony przyłapani w sądzie??? Jednak nie rozwód, tylko powiększenie super-rodziny!”.

- Mój ulubiony to tytuł z New York Timesa, spekulujący o tym, czy Tony będzie kandydował na gubernatora. - Sharon pojawia się zupełnie bezszelestnie i Steve tylko swojemu super-żołnierskiemu instynktowi zawdzięcza to, że się nie wzdryga, gdy pochyla się i całuje go w policzek. Jej pocałunek jest słodki, nic nie znaczący i bezpieczny, nie powoduje swędzenia skóry, bo ślad po nim znika zanim się pojawia. Steve uśmiecha się do dziewczyny, która fizycznie w niczym nie przypomina Peggy Carter, ale pod każdym innym względem – dumy, lojalności, uporu i hartu ducha – jest do niej bardzo podobna.

- Dobrze cię widzieć, Sharon – wita się z nią, wyłączając starkphona i chowając go do kieszeni. - Gubernator, mówisz? Nie zdziwiłbym się, gdyby któregoś dnia Tony mógł z powodzeniem ubiegać się o fotel prezydenta.

- Boże uchowaj – mówi Sharon z tak komiczną miną udawanego przerażenia, że musi się roześmiać. - Stark już teraz jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Stanach Zjednoczonych. To dość przewrotne, że nawet małżeństwo ze zresocjalizowanym, ale wciąż jednak byłym zabójcą, wcale nie zmniejszyło jego popularności, wręcz przeciwnie… udało im się wpasować w popularny trend drugiej szansy, a zespół PR Starka z Pepper Potts na czele sprawnie przekuł wahanie w propagandę sukcesu. Nie, żeby ktoś w SHIELD był zaskoczony. Nazwisko Starka jest synonimem definicji sukcesu. Cokolwiek by nie wymyślił, czy to zakończenie produkcji broni, czy romans z Zimowym Żołnierzem, jakimś cudem zawsze spada na cztery łapy i zwycięsko wychodzi z tej potencjalnie tragicznej wizerunkowo katastrofy. Założę się, że Potts nabawiła się przez niego wrzodów.

- Myślę, że sowita premia i pensja, jaką dostaje Pepper, znacznie uprzyjemnia jej proces tych wrzodów leczenia. - Steve rozgląda się, pozornie wyglądając na zrelaksowanego, choć tak naprawdę jego oczy skanują każdy metr kwadratowy parku w poszukiwaniu zagrożenia. - Jesteś pewna, że nikt cię nie śledził?

- O ile nie był to nikt obdarzony nadprzyrodzonymi zdolnościami wtapiania się w tło, jestem pewna. - Sharon też patrzy na park, nim oprze głowę na ramieniu Steve’a i wsunie rękę pod jego ramię. - Ale jeśli cię to uspokoi, możemy poudawać zakochaną parę. W końcu nic tak dobrze nie sprawia, że ludzie odwracają wzrok, jak mimowolne zakłopotanie okazywaną sobie przez nieznajomych intymnością. Przynajmniej póki nie rozpoznają w tobie Kapitana Ameryki, mimo tej bejsbolówki, bluzy z kapturem i brody jak u drwala. Słuchaj, Steve, to by dopiero była historia! Zagarnąłbyś dla siebie wszystkie pierwsze strony gazet, na pewno nie chcesz zepchnąć z podium Starków? Ze swoim życiem miłosnym?

- Na pewno nie chcę. - Steve muska ustami jej jasne włosy, opierając brodę na czubku jej głowy. Z daleka istotnie mogą wyglądać jak błogo nieświadomi otaczającego ich świata zakochani, w rzeczywistości oboje są spięci jak zbyt mocno naciągnięta cięciwa łuku Clinta. Sharon chyba podejrzewa, czemu dzwonił, więc Steve nie jest zaskoczony, gdy od razu przechodzi do sedna. To też ją upodabnia do Peggy: żadna z nich nigdy nie owijała w bawełnę. 

- O czym chciałeś rozmawiać? Bo pewnie nie chcesz zdradzić mi, skąd Tony Stark naprawdę ma to dziecko? Nikt, no ani jeden z agentów, nie dokopał się informacji o małym Reggiem, który w magiczny sposób nagle figuruje we wszystkich bazach… wiesz, co większość podejrzewa? Że Tony zdradził Jamesa i to tak naprawdę jego dziecko.

Steve wzrusza ramionami. Cokolwiek mówią, wątpi, by Tony i Bucky mieli coś przeciwko, póki byli tak daleko od prawdy, jak to tylko możliwe.

- Nie wiem nic o dziecku poza tym, co powiedział Tony – kłamie gładko i Sharon nawet nie mrugnie, niezależnie od tego, czy mu wierzy, czy nie. - I nie o tym chcę z tobą rozmawiać, agentko Carter.

- Och, „agentka Carter”, co? - Oczy Sharon błyszczą, gdy przekręca głowę i patrzy wprost na niego. - Czy dobrze mi się wydaje, czy myślisz o tym, o czym mi się wydaje? Steve, tak długo odrzucałeś tę ofertę, ale…

- Do diabła, zgadzam się. - Steve zaciska pięści, jakby samego siebie powstrzymywał przed zmianą decyzji. - Powiedz Coulsonowi, że przyjmuję jego propozycję. Dołączę do zespołu.

- Jesteś pewny? - Sharon wygląda na podekscytowaną i trochę przestraszoną, gdy wciąż uważnie patrzy mu w twarz szeroko otwartymi, poważnymi oczami. - To misja wprost do lat czterdziestych. Nikt nie ma odwagi, żeby… to ogromne ryzyko. Jeśli coś pójdzie nie tak, możesz już nigdy nie wrócić.

Steve nie odzywa się.

Gdzieś z tyłu jego głowy tkwi niejasna świadomość, że nie ma po co wracać.

Forward
Sign in to leave a review.