
19
Wystawę zamknięto o dwudziestej. Pracownicy mieli godzinę na zebranie się do domów i o dwudziestej pierwszej budynek został zamknięty. W środku została tylko specjalnie pomniejszona zmiana ochroniarzy.
Po zapadnięciu zmroku trzy przecznice dalej zaparkowała nieoznakowana, biała furgonetka. Wkrótce później kamery monitoringu centrum naukowego zaczęły raz na jakiś czas dziwnie mrugać.
– Zapętlili obraz – powiedział Cruz.
– Ja niszczyłem główne źródło zasilania – zdradził Clint. – Jeśli działa sam jest lepszy ode mnie.
– Nie jest sam – Shay z przedniego siedzenia wyświetlała hologramowy podgląd z satelity. – Jest ich tam kilku – zmieniła podgląd na podczerwień. We wnętrzu samochodu siedziała czwórka kolesi.
– Będziemy potrzebować tylko złodziejaszka, prawda? – dopytał Clint. Jakoś werbowanie większej ilości włamywaczy mu się nie podobało.
– Tak – potwierdziła Carter. – Hank chce tylko jednego, jeśli jest dobry.
Na podstawionych kamerach obserwowali jak jeden z chłopaków wysiada z samochodu przechodzi kilka alejek i zaczyna rozpracowywać zamek od tylnego wyjścia. Potem przemykał pustymi korytarzami do sali z głównym ”eksponatem”.
– Ciekawi mnie co zrobi z zabezpieczeniem sejfu – skomentował łucznik.
– A co ty byś zrobił? – zapytał go Alex.
– To sejf Carbondale 1910 ze stali, którą używano do budowy statków. Ten stop nie lubi zimna.
– Czyli co byś zrobił?
– Domyśl się – rzucił żartem.
Chłopak na podglądzie kamer wywiercił dziurę w pobliżu mechanizmu zamka, a potem użył gaśnicy do zmrożenia zębatek we wnętrzu. Siła sprężenia wywaliła drzwi z zawiasów. Tego nocni obchodowi nie mogli zignorować i rabuś musiał się śpieszyć z wyjmowaniem sprzętu i ewakuacją z budynku.
Śledzili go na kamerach jak biegł do vana. Diaz podpiął się do podglądu satelity i instruował Shay gdzie miała jechać tak, żeby nie zgubić złodziei.
Blondynka zaparkowała ulicę od domku, pod którym zatrzymała się furgonetka na osiedlu domków jednorodzinnych.
Carter zabroniła im brać jakąkolwiek broń, która mogłaby wyrządzić krzywdę złodziejaszkom. Clint uzbroił się w zapas pocisków tworzących klejącą masę projektu Bannera.
Rozdzielili się, Cruz z Natashą obstawili tylne wyjście, a ich trójka frontowe. Shay nadała komunikat i wkroczyli z dwóch stron naraz.
Barton celował według obrazu, który widział w okularach z podczerwienią. Chłopaki od złodziejskiej roboty nawet nie zdążyli zareagować kiedy posłał w ich kierunku klejące pociski.
Substancja zastygła w kontakcie z powietrzem i unieruchomiła całą czwórkę złodziejaszków. Po wkroczeniu do salonu mogli spokojnie odłożyć broń.
– Nie róbcie nam krzywdy – było pierwszymi słowami jakie wypowiedział chłopak o ciemnobrązowych włosach.
– Nie mieliśmy takiego zamiaru – odpowiedziała mu Sharon. Ruchem ręki kazała odebrać złodziejowi torbę z fantami. Natasha stojąca najbliżej zajęła się tym. Shay wtedy przeskanowała wszystkich. – Mówi ci coś któreś z tych nazwisk? – zapytała, dzieląc się z nim danymi z hologramu.
– Mam większe rozeznanie wśród paserów, niż kolegów z branży – odparł. – Swoją drogą niezła robota z sejfem Lang. Nie spodziewałem się, że sobie poradzisz.
– Przecież wyłączyliśmy kamery – ciemnowłosy nazwany Langiem, zerknął do tyłu na kumpli.
– Mieliśmy własne kamery – wyjaśnił Alex. – I każdy głupi jest w stanie zapętlić obraz z kamer w podrzędnych lokalach ze słabymi zabezpieczeniami.
– Ja dalej nie rozumiem jaki był tego cel i dlaczego wszyscy stoimy w różowych żelkach?
– Klasyczne zagranie TARCZY – rzucił Clint i zaraz rozwinął – pokaż nam co potrafisz, a my zdecydujemy czy chcemy cię w zespole. Chcemy go czy nie Shay?
– Profesor Pym jest na tak – blondynka wyszukiwała różne rzeczy na hologramowym wyświetlaczu. – Więc tak Scotty, profesor Hank Pym ma dla ciebie propozycje nie do odrzucenia. Przyjmujemy cię do TARCZY na stanowisko agenta, a Hank puści w niepamięć całą sprawę. Lub wszystko może zakończyć się w sądzie i każdy z was dostanie minimum pięć zarzutów. To twoja decyzja.
– To bardziej szantaż – odważył się odpowiedzieć Scott.
– Profesor Pym woli określenie oferta biznesowa – zażartował łucznik.
– A ja zapomniałabym o najważniejszym, wszyscy dostaniecie dwadzieścia tysięcy znaleźnego.
Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, oczy złodziei niemal rozbłysły na wiadomość o forsie.
– Que mucho? – zapytał po hiszpańsku latynos, Luis.
– Claro que si – odpowiedziała mu Shay. – Profesor Pym jest bardzo przywiązany do swoich własności – wróciła na angielski. – Jaka decyzja Scott?
– Jeśli się zgodzę nie wyciągnięcie żadnych konsekwencji w stosunku do moich kumpli?
– Najmniejszych. Dostaną pieniądze i nikt z naszych nie będzie się do nich przyczepiał, daję ci moje słowo.
– Jeśli uda ci się przekonać moich rodziców, to będę się musiał dostosować – powiedział i chyba myślał, że to go odratuje.
– Teraz zasłaniasz się rodzicami, tak? – zapytała. – Jakoś ci nie przeszkadzało, kiedy zrobiłeś dziecko Maggie – rzuciła.
Wszyscy kumple Scotta na niego spojrzeli z wyrzutem. Luis zaczął prawić mu wyrzuty po hiszpańsku.
– Znalazłaś to w tych danych? – zapytał Barton.
– Ta – potwierdziła ze wzruszeniem ramion. – Nawet nie wiesz ile rzeczy mogę tu znaleźć. W każdym razie, ja zajmę się Scottem i jego rodzicami. Clint dowodzisz resztą, macie się dostać do bazy pod miastem i czekać na mnie, nie chcę potem słyszeć, że ktoś skończył ze strzałą w stopie?
– Moi? – zapytał po francusku. – Nie przypominam sobie.
– Uwolnisz ich w końcu?
– Racja wybaczcie – Clint odkorkował fiolkę z jasnozielonym odczynnikiem chemicznym i wylał płyn na różową substancję.
Kwasopodobna substancja rozpuściła maź zmieniając go w nieszkodliwy gaz.
Shay pochwyciła pod ramię Langa i siłą wyciągnęła go z mieszkania.
Clint z resztą ekipy wrócili do furgonetki i Barton prowadził samochód do bazy pod Nowym Jorkiem.
Gdy reszta poszła położyć się w wolnych klitkach, on wdrapał się na dach samochodu i trzymając łuk na podorędziu czekał na przyjaciółkę. Nie obchodziło go ile czasu będzie tam siedział.
Panna Carter zajechała do bazy o czwartej na ranem samochodem TARCZY – wskazywały na to blachy. Prowadził Daniel Cruz. Latynos pomagał przepakowywać bagaże Langa z bagażnika do samolotu.
– Nie spałeś całą noc? – zapytała Carter.
– Może i tak.
Blondynka wywróciła oczami, a potem sięgnęła po coś do wnętrza samochodu. Wyciągnęła dwa tekturowe kubki.
– Kocham cię – powiedział do przyjaciółki, zeskakując z vana. Odebrał kubek napoju, kawa nie była gorąca, ale i tak była dobra.
– Jestem twoją najlepszą siostrą. Chcemy lecieć teraz, czy za godzinę do dwóch? – spytała głośniej.
– Ja mogę teraz – zgłosił Barton. – Chce się rozłożyć w moim hamaku.
– Masz hamak w pokoju? Czad! – powiedział Lang.
Clint bez słowa zaczął przypatrywać się intensywnie chłopakowi. Ten w pewnym momencie się zestresował i patrzył na boki, szukając pomocy.
– Lubię cię – zawyrokował. – Ale to się może zmienić i lepiej nie kuś losu, bo nie polubisz mnie kiedy będę nie w humorze – ostrzegł go.
– Zapamiętam.
– Ja się nie dziwię, że go polubiłeś, macie ze sobą coś wspólnego, oboje jesteście złodziejami. Ale ostrzegam, że jeśli na Wyspie zaczną ginąć rzeczy oboje wylądujecie w izolatkach.
– Mieszkam z tobą cztery lata i nie okradłem cię, a miałem ku temu pełno okazji, więc nie mam pojęcia czemu mnie o coś takiego oskarżasz.
– Jeszcze mogę zacząć – rzuciła pół żartem, pół serio.
Dziewczyna zarządziła jeszcze pół godziny spokoju dla pozostałych, później włączyła alarm i wykurzyła wszystkich z łóżek.
Pstryknięciami kazała wszystkim pakować się na pokład. We dwójkę siedli za sterami i Carter pokierowała samolotem na Wyspę.
Po dwóch godzinach lotu blondynka pozwoliła wszystkim się rozejść w swoje strony. On razem z Shay oprowadzili po szkole Scotta. Nastolatek zgłosił chęć dzielenia pokoju ze strzelcem.
– Zasada jest prosta, nie ruszaj moich rzeczy, a będę współlokatorem idealnym.
– Łatwo zapamiętać – stwierdził Lang.
– Z ciekawości, kogo ci przydzielili jako głównego szkoleniowca?
– Hill? – Scott zmarszczył czoło, starając to sobie przypomnieć.
– Maria Hill – stwierdził. – Czeka cię setka okrążeń wokół boiska jeśli zignorujesz jej rozkazy, lub jakoś ją zlekceważysz – doradził mu, wiedząc do czego zdolna jest Cerber.
– Pewnie – pokiwał rabuś. – Masz jeszcze jakieś porady dla nowicjusza?
– Nie wkurzaj dzieciaków założycieli, ani założycieli czytaj: Sharon Carter, Peggy Carter, Jonathan Carter, Elizabeth Carter, Howard Stark, Tony Stark, Janet Van Dyne, Hank Pym i Hope Van Dyne. Mnie możesz zaliczać tylko połowiczne, bo Jonathan jest moim opiekunem prawnym, ale jakoś nie przepadam za tym faktem.
Co dziwne Scott dawał sobie radę w dzieleniu z nim pokoju. Nie stchórzył nawet po całonocnym czuwaniu, Lang był zbyt wyczerpany treningiem z Hill, żeby w ogóle to zauważyć i padł na łóżko tak jak stał.
W kolejnym semestrze góra zadecydowała, że ich mała grupa powinna częściej ćwiczyć z użyciem sprzętów od Howarda Starka.
Shay uznała, że Avengersi potrzebują ksywek do używania, podczas misji i zwykłych dni.
Natasha uznała, że chce na nowo zdefiniować nazwę Czarnej Wdowy i taki pseudonim przyjęła.
Hope nazwała się Wasp. Pasowało do jej tekstów o pszczołach jako informatorach.
Carol została przy Kapitan Marvel. Wymyślili to przy początkach istnienia TARCZY i Danvers nie chciała tego zmieniać.
Shay podobnie i też została przy starej ksywce – Agentka 013. Trzynaście, bo według niektórych była to pechowa cyfra, a zero jako żart nawiązującydo James’a Bonda i licencji na zabijanie.
Tony wymyślił Iron Mana na podstawie rodzinnego motta, że Starkowie są wykuci z żelaza.
Steve’a ochrzcili mianem Kapitana Ameryki, Tony nawet zobowiązał się do pomalowania mu tarczy w kolory amerykańskiej flagi.
Sam wymyślił Falcon’a, Bruce wykorzystał imię swojego drugiego ja – Hulk’a. A Peggy nie miała pomysłu na żaden pseudonim dla siebie i uznała, że wymyśli go kiedy indziej.
Clint nazwał się Sokole Oko. Sokoły miały świetny wzrok i były szybkie, a w łucznictwie właśnie taki był.