Zanim TARCZA

Marvel Cinematic Universe Marvel (Comics)
Gen
G
Zanim TARCZA
All Chapters

20 – Erik i Wanda

To miał być zwykły tydzień taki sam jak reszta. Planował wybrać się na zakupy i zająć ogrodem, musiał zadbać o warzywa. Przygotował sobie materiałowe siatki, wsadził je na bagażnik roweru i zamierzał ruszyć. Tyle, że wyczuł jak coś wjeżdża na jego teren.

Samochód zatrzymał się i ktoś wysiadł. Erik przywołał parę metalowych kulek na wszelki wypadek.

Przy aucie stał dzieciak z miasteczka obok. Nie ruszał się ani na krok, więc postanowił do niego wyjść.

– Erik przyjacielu, dobrze cię widzieć – powiedział chłopak. Tylko jeden mutant telepata mógł go tu znaleźć.

– Od kiedy to przejmujesz kontrolę nad niczego nieświadomymi dzieciakami, Charles?

– Mam ku temu ważny powód, a Antek jest pełnoletni.

– To jaki jest ten twój powód?

– Z pół godziny temu wyłapałem żołnierza Hydry, który dyskutował ze swoim współpracownikiem odnośnie przenoszenia mutantki z jednego ośrodka do innego.

– Po co mi o tym mówisz? Nie zajmuję się już tym, moja pogoń za zemstą wyrządziła zbyt wiele szkód. Rozerwałbym każdego z nich na drobne kawałeczki gdyby tylko któryś się tu pojawił.

– Poniekąd właśnie tego teraz potrzebujemy. Hydra rzadko kiedy daje się przyłapać Cerebro, nie wiem jak oni to robi, ale są dla mnie nieuchwytni.

– Czy nie po to łączyłeś siły z TARCZĄ? – zadrwił. 

– Zanim agenci TARCZY dotrą w pobliże gór Uralu, Hydry już dawno tam nie będzie. Dlatego zdecydowałem się poprosić ciebie o pomoc.

– Przykro mi Charles, ale skończyłem z tym. Przepraszam, ale nie mogę ci pomóc – odmówił. Odwrócił się z zamiarem odejścia. – Odstaw Antoniego bezpiecznie na miejsce. Nie chcę, żeby jego matka się o niego martwiła.

– Ta dziewczynka jest córką Iriny Maximoff – odezwał się po dłuższej chwili ciszy, gdy Erik zdążył dotrzeć do drzwi wejściowych.

Dotychczas lewitujące w powietrzu kulki spadły na podłogę i potoczyły się gdzieś po podłodze.

– Iriny? Jesteś pewny? – odwrócił się przodem do Charles’a w ciele Antoniego. Widział po nim, że była to niekomfortowa dla niego informacja. Naprawdę miał ochotę kogoś lub coś rozszarpać.

Wiedział jak działa Hydra. Chcąc dopaść mutantów likwidowali wszystko i wszystkich na swojej drodze, a to znaczyło, że kładąc łapska na córce Iriny, jej samej się pozbyli.

– Przykro mi – potwierdził Charles. – Ale mam nadzieję, że rozumiesz dlaczego zdecydowałem się naruszyć twój spokój.

– Yhym – mruknął, starając się zachować spokój. – Kiedy już skończę, co wtedy?

– Hank jest w Londynie u Elizabeth Carter, powiadomię go, że się zjawisz. I przepraszam, że dowiadujesz się w taki sposób.

– Ważne, że w ogóle się dowiedziałem – uznał. – Zajmę się tym, a ty odstaw Antka na miejsce.

Lenshner odczekał aż samochód zniknął za zakrętem, na leśnej drodze i dopiero wtedy zgarnął swój najcenniejszy dobytek. Wyciągnął spod ziemi swój hełm, oczyścił go i założył. Część metalu wczepił w podeszwy swoich butów.

Skupił się na uniesieniu się w górę, a potem na znalezieniu znajomych stopów metalu. Hydra cały czas używała tych samych mieszanek. Jeden nawet się poruszał i to tam się skierował.

Im bliżej opuszczonej drogi był tym bardziej upewniał się, że znalazł się w odpowiednim miejscu. Hydra nie zmieniała swoich nawyków co jemu było na plus.

Nieoznakowana ciężarówka pojawiła się w zasięgu wzroku, a kierowca na niego zatrąbił.

Nie ruszył się z miejsca, gestem wyłączył hamulce i samochód zatrzymał się centymetry od niego. Kierowcę załatwił z miejsca, wciskając metal z hełmu nazisty prosto w jego czaszkę. I tak postąpił łagodnie jak na gniew, który go wypełniał.

Drugi szwab zdążył wysiąść i wystrzelić z pistoletu. Kula zatrzymała się w polu magnetycznym, które stale utrzymywał wokół siebie, właśnie na takie okoliczności. Kilka następnych pocisków skończyło tak samo. Spłaszczył je i posłał w ciało nazisty po czym uniósł go w powietrze.

– Powiedz mi co ja mam z tobą zrobić? – rzucił po niemiecku. Znał ten język od dawna.

– Proszę, nie chcę umierać.

Przestawił samochód, tak by widzieć pakę. Wyrwał drzwi z zawiasów i zobaczył nieprzytomną dziewczynkę przykutą pasami do stołu.

– Co o niej wiesz?

– Nigdy nie wpuszczali mnie na niższe poziomy – wystękał szwab. – Przysięgam. Mieliśmy tylko przewieźć ją przez Pireneje, w góry Atlas, przysięgam.

Rozwalił całkowicie pistolet i pozostałą broń nazisty, rozpiął pasy przytrzymujące nieprzytomną dziewczynę, po czym wylewitował cały blat i plik dokumentów z wnętrza.

Odstawił szwaba, ale ścieśnił jego hełm, wbijając go trochę w czaszkę, tak aby tamten już nigdy nie mógł go zdjąć, ale też go nie zabijać. W końcu dostał to czego chciał. 

Zadbał aby nastolatka nie spadła kiedy lewitował ją całą drogę do Londynu.

TARCZA też używała specyficznych stopów metali przy budowie i łatwo odszukał miejsce do którego wysłał go Charles.

Wylądował pośrodku ogrodu i jako pierwszy podszedł do niego znajomy z przeszłości.

– Lenshner – powiedział Hank na przywitanie.

– McCoy – odparł takim samym tonem, w miarę neutralnym.

– To miło z twojej strony, że pomogłeś – powiedział Hank, widocznie było mu niekomfortowo w tej sytuacji.

– Czy to ta dziewczynka? – podeszła do nich brązowowłosa kobieta w szarobłękitnej garsonce. Prawdopodobnie Elizabeth Carter, jedna z piątki założycieli TARCZY. – Proponuję wnieść ją do środka. Mam masę wolnych pokoi – wskazała dwupiętrową rezydencję. – Elizabeth Carter – przedstawiła mu się, wyciągając dłoń.

– Erik Lenshner – odwdzięczył się.

– No proszę, legendarny Magneto. – Kobieta wydawała się naprawdę pod wrażeniem. – To zaszczyt poznać kogoś z tak długą historią walki z Hydrą.

– Stare dzieje. Będę się zbierać – uznał.

– Nie wyganiam cię – powiedziała szybko Elizabeth. – Może zostaniesz dopóki mała się nie obudzi – zaproponowała.

– Nie wypada odmawiać w takiej sytuacji – zgodził się po części chcąc zagrać McCoyowi na nosie. Jednocześnie chciał też zadbać o dziewczynkę, czuł że jest to winny Irinie.

Elizabeth pokazała mu gdzie może położyć nieprzytomną mutantkę i zakwaterowała go w pokoju obok. Siedząc tam zajrzał w skradzione Hydrze akta.

Jak wół widniała na nich data urodzenia szesnasty lutego dwa tysiące czwarty. Irinę poznał w maju rok wcześniej. Umiał liczyć do dziewięciu i szybko wysnuł wniosek, że Wanda może być jego córką.

To byłaby jednocześnie świetna i równie okropna wiadomość.

Świetna, bo zawsze czuł, że czegoś mu w życiu brakowało i może to rodzina była tym co mogło wypełnić pustkę w jego sercu. Równocześnie czuł się okropnie, bo nie miał o niczym pojęcia i nieświadomie dopuścił do krzywdy szesnastoletniej dziewczynki.

Winił się za zaprzestanie wendety przeciwko Hydrze, bo może zakończyłby wcześniej tą udrękę. Może szybciej zlokalizowałby miejsce przetrzymywania dziewczynki i rozwaliłby wszystko w drobny mak.

Hank wstrzymał się z wszelkimi badaniami poza sprawdzaniem tętna i pulsu, ale podejrzewał, że Hydra czymś ją faszerowała, bo nie budziła się przez trzy dni.

Wybudziła się ze śpiączki w czwartek popołudniu.

Zaszedł do pokoju, w który Wandę umieściła Elizabeth Carter. Lekko otworzył drzwi i zobaczył skopaną kołdrę, dlatego otworzył szerzej. Zobaczył dziewczynkę w kącie pomieszczenia. Podskórnie czuł, że musi być przestraszona.

– Spokojnie – przykucnął dwa kroki od progu i uniósł płasko obie dłonie w powietrzu. – Hydra już cię nie skrzywdzi. Jesteś w Londynie, w domu Elizabeth Carter, założycielki TARCZY – mówił po polsku. Sokoviański łączył polski i rosyjski, więc zachodziła szansa, że zostanie zrozumiany. Hasło TARCZA sprawiło, ze dziewczynka spojrzała bardziej na niego. – Chcesz zobaczyć małą sztuczkę? – zapytał po chwili. Kiedy lekko kiwnęła zakręcił palcem i kawałek metalu wyfrunął z jego kieszeni i ukształtował się na wzór motyla, metalowy owad usiadł na ręce dziewczynki i zatrzepotał skrzydełkami. – Jesteśmy tacy sami – zdobył się na lekki uśmiech.

McCoy wybrał sobie świetny moment na wejście. Pojawił się w pomieszczeniu, a Wanda ponownie wcisnęła się w szparę między ścianą, a meblem.

– Świetne wyczucie czasu, nie ma co Henry – niemal warknął pełne imię mutanta. – Zdejmij ten łach – pociągnął za biały kitel. – To tylko Hank – znowu zmienił język, mówiąc do nastolatki. – Jest czasem półgłówkiem – rzucił, chcąc rozładować atmosferę. – Ale jest też świetnym lekarzem. Powiedz tylko słowo, a nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć i wywalę go przez okno – dodał szybko.

– Zapytaj czy wszystko u niej dobrze, czy nic jej nie boli – poprosił go McCoy.

– Hank pyta czy nic cię nie boli – przetłumaczył.

Podążył wzrokiem za jej ręką, kiedy przycisnęła opiekuńczo lewe przedramię bliżej do siebie. Zatrzymał ruchem ręki Hanka gdy ten chciał się ruszyć z miejsca.

– Uprośćmy sprawę, czy potrzebujesz badania medycznego?

Dziewczynka potrząsnęła na nie.

– Widzisz, nie zbliżaj się.

Oboje usłyszeli pukanie. Elizabeth Carter stała w progu z talerzem w rękach.

– Musisz być głodna, prawda? – powiedziała brytyjka, wnosząc zupę na stolik obok łóżka, po przeciwnej stronie niż zajmowany kąt. – Przespałaś naprawdę sporo czasu, ja zawsze jestem głodna jak wilk po długiej drzemce. Jestem Elizabeth, a ty?

Mutantka nie odpowiedziała i tylko patrzyła się w milczeniu.

– Może zostawicie nas same? – zaproponowała, siadając na posłaniu.

Hank bez słowa wyszedł, ale zostawił w pokoju torbę z wyposażeniem medycznym.

– Mam wyjść? – zapytał Wandę. Chciał, żeby czuła się komfortowo.

Szesnastolatka znowu potrząsnęła przecząco. Wstała i ostrożnie podeszła do stolika. Usiadła na fotelu i powoli cały czas ich obserwując zabrała się za jedzenie.

– Znasz angielski? – spytała Elizabeth, gdy nastolatka skończyła zupę.

– Tak – odpowiedziała Wanda. – Mam na imię Wanda. Mają też mojego brata.

– Masz brata? – zapytała Carter, było po niej widać, że się martwi. O ile się orientował kobieta miała córkę, więc troskę o dzieci rozumiała jak nikt inny. 

– Tak. Pietro.

– Choćbym miał rozebrać każdą ich bazę kamień po kamieniu to pomogę ci go znaleźć – obiecał.

– Wystarczy ta w Alpach – powiedziała dziewczynka. – Tam byłam wcześniej.

– Z tego co mi wiadomo Fury wysyła tam swoich ludzi, żeby przejęli jakieś dokumenty. Zadzwonię do Hill i każę jej tu przylecieć zanim wyruszy po oddział. Będziecie mogli zabrać się z nią i samemu też przeszukać całą ich fortecę. Co uważasz o takim rozwiązaniu?

– Odpowiada mi – odparła dziewczynka.

– A tobie Eriku?

– Opuszczę Wandę tylko wtedy kiedy ona będzie tego chciała, ani sekundy wcześniej. Dopilnuję, żeby Wanda spotkała się z bratem, a potem to oni zdecydują.

– Dam znać Marii, a tymczasem rozgość się moja droga, w szafie powinnaś znaleźć jakieś ubrania w swoim rozmiarze.

Brytyjka podniosła się z siedziska i zabrała ze sobą talerz po zupie. Erik tylko śledził ją wzrokiem.

– Zostawić cię samą? – zapytał, wracając na polski.

– Wolałabym nie – odparła, również w tym języku.

– Zgoda.

Dziewczynka podciągnęła nogi pod brodę i objęła je ramionami. Cały czas ostrożnie obchodziła się z lewą ręką.

– Ja i Hank nie zawsze się zgadzamy, każde z nas ma inne zdanie na temat drogi jaką powinni obrać mutanci, ale ręczę za niego – ruchem dłoni poruszył metalowym motylkiem, by ten wzbił się do lotu i siadł na prawdopodobnie rannej ręce dziewczynki. – Podejrzewam, że Hydra nie zmieniła się za bardzo od czasów, kiedy to ja miałem z nią styczność – odciągnął trochę dekolt koszuli, żeby pokazać starą bliznę wypalone logo Hydry.

Zielone oczy spoczęły na pamiątce z młodości, błysnęło w nich coś przez krótką chwilę.

– Niech będzie – zgodziła się dziewczyna.

Erik odbił się od ściany, o którą się opierał i podszedł do drzwi. Hank krążył po korytarzu. Ruchem głowy pozwolił mu wejść do środka.

McCoy podniósł swoją torbę z medykamentami. A Erik znowu oparł się o ścianę przy oknie.

– Jestem Hank – przedstawił się mutant.

– Wiem – odparła po angielsku, wyciągając przed siebie lewą rękę.

McCoy podszedł do młodej mutantki, uklęknął przed nią i z pomocą nożyczek rozciął bandaż. Uważał na każdy swój ruch.

Poza wypaloną na skórze czaszką z sześcioma mackami na przedramieniu miała jeszcze sporo ran kłutych i większość z nich była zaogniona.

Hank bez chwili zwłoki polał watkę wodą utlenioną i zajął się odkażaniem ran.

– Przydałby się jakiś lek przeciw zakażeniowy – rzucił pod nosem medyk, grzebiąc w torbie, wyjmował i chował jakieś buteleczki. W pewnym momencie wyjął jedną z nich a także strzykawkę, ale szybko schował obie rzeczy i zamiast tego wyjął tubkę z maścią. – Postaraj się nie zakrywać ręki przez następne piętnaście minut, dobrze? – spytał, smarując ramię szatynki. – Jeśli przyjedziesz na Wyspę dam ci jakiś antybiotyk, tak na wszelki wypadek.

Wanda kiwnęła dwukrotnie głową. Odciągnęła rękaw podartej tuniki, tak aby o nic nie zahaczał.

Hank sprawdził jeszcze ciśnienie i reakcje źrenic na światło. Odpuścił sobie pobieranie krwi. Przez to nie mógł jednoznacznie stwierdzić czy jakieś jeszcze środki odurzające działają na mutantkę.

McCoy zabrał swoją torbę i wyszedł. Lenshner miał w planach zrobić to samo, ale Wanda poprosiła go o zostanie. Kim był, żeby jej odmawiać?

– Jeśli mogę wiedzieć co powoduje twoja mutacja? – zapytał po jakiejś godzinie. – Nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz – dodał.

– Dawniej była to tylko telepatia – odpowiedziała, kiedy już myślał, że nie ma na to szansy. – Ale teraz… – urwała. Jej oczy zalśniły szkarłatną poświatą. Czerwona energia otoczyła stół i uniosła go w powietrze. Mebel wykonał obrót wokół własnej osi, rozwalił się na drobne drzazgi i wrócił spowrotem do poprzedniego stanu. Odstawiła stół na ziemię, a jej oczy na powrót stały się zielone.

– Wow – odrzekł jedynie.

– Rozwaliłam im parę pomieszczeń – wypowiedziała, spoglądając przez okno.

Transport TARCZY zawitał w Londynie w piątek nad ranem. Elizabeth Carter wydała kilka rozkazów i agentka Maria Hill została zmuszona do zabrania ich ze sobą na pokład samolotu.

Nie było jej to w smak. W jej spojrzeniu mieszały się strach i pogarda, czyli to z czym spotykał się praktycznie zawsze i nauczył się nie brać tego do siebie.

Postanowił pilnować Wandy w drodze po jej brata. Chociaż tyle mógł dla niej zrobić. Miał też w planach powiedzenie dziewczynce całej prawdy i był przygotowany na ewentualność, że dziewczyna go przeklnie i nie będzie chciała go nigdy znać. Wiedział, że nawet w takim wypadku Charles zapewni jej i Pietro bezpieczeństwo, a z tym mógł żyć.



Sign in to leave a review.