
16
Wzywając na odprawę jego, Shay, Tashę, Clinta i Sama Fury oznajmił, że Howard Stark wyraźnie zażyczył sobie ich obecności w bazie pod Nowym Jorkiem. Nikt ich długo nie musiał namawiać na wyjazd, każda okazja, żeby choć na trochę wyrwać się z Wyspy była dobra.
Wpakowali się w samolot: Shay za sterami, Carol jako jej druga pilot, a cała reszta z tyłu na siedzeniach. Drugim pilotem równie dobrzy mogli być Clint, albo Sam, ale kiedy Sharon na coś się upierała nikt nie próbował odwodzić jej od zmiany zdania.
Każde zajmowało się sobą przez dwie godziny lotu, Steve znudził się bezczynnością po kwadransie i wstał z miejsca z zamysłem pójścia do kokpitu.
– Nie mam zamiaru cię niańczyć Rogers – powiedziała Carter, gdy minął umowną granicę obu części.
– Chciałem dotrzymać ci towarzystwa – odparł, starając się nie zabrzmieć żałośnie.
– Mam świetne towarzystwo, dziękuję bardzo. – Danvers na te słowa zamachała do niego palcami.
– Tak, jasne – przytaknął, maskując się uśmiechem. – Nie chciałem przeszkadzać.
– Jeśli naprawdę musisz, to usiądź sobie na podłodze – powiedziała, na bank wcześniej wywracając oczami, lub wzdychając.
– Dzięki – opadł na kolana i usiadł.
Shay zachowała kamienną twarz, skupiając całą swoją uwagę na bezpiecznym dowiezieniu ich na miejsce. Kątem oka wychwycił jak Carol chowa uśmiech za dłonią.
Mentalnie przygotował się na kolejne plotki. W żadnym wypadku nie winił za nie Carol. Co innego pewna telepatka z zamiłowaniem do dram.
Nie rozumiał dlaczego Emma z jej umiejętnościami, znając prawdę dalej rozpowiada te wyssane z palca historyjki.
Sharon zaparkowała samolot na lądowisku siedziby TARCZY pod Nowym Jorkiem. Carol została zobligowana do wyłączenia maszyny, jako że Carter musiała wysiąść pierwsza.
– Wuju Howardzie – przywitała się z założycielem TARCZY, schodząc po rampie.
– Trochę długo wam to zeszło – odpowiedział Howard Stark. – Mniejsza – machnął dłonią do siebie – weź ze sobą superżołnierza i rosjankę – powiedział, idąc w kierunku budynku, bez czekania na agentów.
Steve i Natasha od razu poszli za Shay, dziewczyna nawet nie musiała zwracać się do nich.
Howard był czymś wyraźnie zestresowany. Sharon też to wyłapała.
– Coś się stało wujku? – zapytała.
– To Hydra. Nie mam pojęcia jak ani skąd, ale wiedzieli dokładnie gdzie mieszkam. Całe szczęście, że nikogo nie było w rezydencji – Howard wprowadzał ich na kolejne podziemne poziomy bazy. Skończyli na trzecim, ostatnim. – Nie wiem, co bym zrobił gdyby trafili na Tony'ego.
– Skąd podejrzenia, że to Hydra? – spytała rzeczowo Carter.
– Zostawili mi niespodziankę – dorosły wyjął z marynarki złożony papier. Trzymał go dwoma palcami jak najdalej od siebie, co świadczyło o wstręcie. Kartka rozprostowała się i mogli zobaczyć charakterystyczne logo Hydry i rząd jakichś słów.
– Nie zrozum mnie źle wujku, ale to mógł zostawić każdy z dostępem do drukarki, logo Hydry można łatwo znaleźć w internecie, co prawda nikt nie wie co dokładnie fotografują, skąd wiesz, że nie był to ktoś kto ma za złe Stark Industries produkcje broni – powiedziała. Każdy inny agent dostałby burę za dyskusje z przełożonym, ale nie panna Carter.
– Uwielbiam twoje racjonalne podejście Sharon. Słowa są po rosyjsku co mogłoby wskazywać na Czerwoną Salę, ale to była Hydra na milion procent, zostawili mi pamiątkę, która o tym świadczy – kartę dostępu przyłożył do czytnika na ścianie.
Drzwi wmontowane w ścianę odkleiły się od powierzchni płaskiej i wystarczyło je lekko pchnąć, aby otworzyć całkowicie.
– Znalazłem go w swoim salonie, nie odezwał się ani słowem, kiedy transportowaliśmy go tutaj. Jestem wynalazcą, a nie psychologiem, a i tak jestem w stanie stwierdzić, że chłopak ma jakąś dziwną pustkę w oczach. Cokolwiek zrobiła mu Hydra musi mieć negatywny wpływ na jego psychikę. A ich konstruktorzy to imbecyle i nawet porządnej protezy nie są w stanie wyprodukować – opowiadał dalej Howard. Nikt nie odważył się ruszyć do drzwi dopóki mówił. On sam je popchnął kiedy skończył.
Całej trójce ukazał się siedzący w bezruchu, wpatrzony w jeden punkt James Barnes.
– Bucky! – Steve nie wytrzymał. Zalała go ogromna fala ulgi. – Przepraszam – stanął na baczność, kiedy dotarło do niego, że wtrącił się w rozmowę przełożonych. Maria Hill przegoniłaby go po boisku za ten występek.
Howard ku jego szczęściu machnął dłonią na ten akt niesubordynacji. Stark kontynuował rozmowę z Sharon.
– Przekażcie Charlesowi, żeby spróbował ustalić co się stało.
– Pewnie wujku – kiwnęła blondynka.
Weszli do środka za nią. Gestem pozwoliła mu zbliżyć się do przyjaciela. Buck wyglądał jak nie on, miał pustkę w oczach i patrzył w jeden punkt niewidzącym wzrokiem i praktycznie nie mrugał. Do tego dochodziła jeszcze metalowa proteza w miejscu lewej ręki.
Zamarł z ręką milimetry od protezy bo Shay odwróciła jego uwagę pstryknięciem palcami.
– Radziłabym się wstrzymać – oznajmiła, prostując kartkę i spoglądając na tekst. – Nie musiałeś ściągać Natashy, sama też rozumiem rosyjski.
– Znasz tyle języków, że ja już straciłem rachubę i lepiej mieć dwie osoby ze znajomością danego języka niż żadnej – odparł Howard, oparty o framugę. – Co tam pisze?
– Pragnienie, zardzewiały, siedemnaście, brzask, piec, dziewięć, łagodny, powrót do domu, jeden, wagon towarowy – przetłumaczyła słowa z rosyjskiego na angielski i nic się nie stało. Po chwili przeczytała dziesięć słów tak jak były napisane.
Po rosyjsku słowa te musiały stanowić pewnego rodzaju zapalnik, bo w mgnieniu oka Buck znalazł się przy blondynce i trzymając obie ręce na jej szyi przygwoździł ją do ściany.
Stan odrętwienia trwał u niego cztery, może pięć sekund. Potem jego ciało zadziałało za niego. Automatycznie zaszedł przyjaciela od tyłu i zaczął podduszać. Tylko zerknął na Natashę, a ta już celowała do Barnesa z tasera w bransoletce. Położył przyjaciela na ziemi, jak tylko stracił on przytomność i podszedł do Sharon.
Dziewczyna łapczywie łapała powietrze trzymając dłoń pod gardłem.
– Wszystko w porządku? – zapytał, podając jej dłoń, żeby mogła wstać.
Shay pokiwała głową, przyjmując ofertę pomocy. Dźwignął ją w górę i podprowadził do krzesła. Potem pomógł Romanoff, krępować kumpla.
Czuł się z tym źle, ale rozumiał dlaczego to robią. Cokolwiek zrobiła mu Hydra teraz mogło być zagrożeniem dla James’a i osób w jego otoczeniu.
Stark w międzyczasie podszedł do Sharon i przyglądał się w milczeniu całej sytuacji, z widocznym stresem w postawie.
– Uważam, że to nie jest najlepszy pomysł, żebyście teraz transportowali go na wyspę – odezwał się.
– Nie ściągniesz tutaj Charlesa, ani żadnego innego telepaty pod jego opieką – zaprotestowała Carter. – A to na sto procent ma jakiś związek z praniem mózgu. Jeśli ktoś może mu pomóc będzie to Xavier.
– A jak zamierzasz wtaszczyć go na górę?
– Rogers to zrobi – odpowiedziała szybko, nie dając mu szansy na wtrącenie się. Chciał zaproponować to samo.
Howard przyjrzał mu się uważnie, zacząłby go okrążać gdyby dostał taką szansę.
– Chcę to zobaczyć – uznał.
Tylko kiwnął głową w odpowiedzi. Wykonał rozkaz, przerzucając sobie kumpla przez ramię. Natasha przytrzymała mu drzwi gdy przez nie przechodził.
Szedł za Starkiem i Shay, dziewczyna raz na jakiś czas zerkała na niego do tyłu.
Wdrapał się na górę. Przy samolocie nikt się nie odezwał. Clint, Sam ani Carol nie ruszyli się kiedy ich mijał pod czujnym okiem kierownika Howarda Starka.
Posadził nieprzytomnego kumpla na siedzisko i przypiął go masą pasów, żeby nie mógł się wydostać.
Pierwsze pytania padły gdy samolot wzbijał się w powietrze. On i Tasha zgodnie milczeli, a Sharon nikt nie odważył się zapytać, poza Clintem, który zrobił to na migi, ale odpowiedzi nie uzyskał.
Dziewczyna posadziła samolot na Wyspie dwie godziny później. Kazała wszystkim poza niemu wysiąść i zwołać zebranie w serwerowni. Użyła jakiegoś pilota i pas startowy razem z samolotem zjechał pod ziemię.
Oboje znaleźli się w ogromnym hangarze pełnym statków powietrznych, najróżniejszej broni i amunicji do niej. Jasnowłosa poprowadziła go przez pomieszczenie do ukrytego korytarza.
– Przykro mi to mówić, ale będziesz musiał przykuć go pasami, żeby się przypadkiem nie wydostał – powiedziała, nie patrząc na niego.
Mruknął potwierdzająco i przystąpił do roboty. Posadził dalej nieprzytomnego kumpla na krześle, a potem użył pasów, aby go unieruchomić. Pracował w mało przyjemnej ciszy i podskórnie czuł, że Shay coś trapi.
– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał po skończeniu, podchodząc do przyjaciółki.
– Tak – pokiwała głową, ale nie uśmiechała się w żaden ze swoich sposobów i to mówiło mu, że coś jest nie w porządku, bo Shay zawsze się uśmiechała. Może nie zawsze oczami, ale zawsze w ten sposób charakterystyczny dla agenta.
– Shay nie jestem telepatą, ani empatą, ale trochę znam się na ludziach. Co cię dręczy?
Blondynka westchnęła i znowu odwróciła wzrok.
– To głupie.
– Nic co dotyczy ciebie nie jest głupie. Możesz mi powiedzieć wszystko, nie będę cię oceniać.
Jasnowłosa wywróciła oczami.
– Jestem dość dobrą agentką TARCZY.
– Powiedziałbym, że jedną z najlepszych – wtrącił się i otrzymał w odpowiedzi jeden uniesiony kącik ust. Był w połowie drogi do sukcesu.
– Spodziewałabym się po sobie pewnych reakcji, w pewnych sytuacjach. A nie takiego … sparaliżowania – zawahała się przed ostatnim słowem.
– Wiesz, że moja mama jest pielęgniarką, prawda?
– Naprawdę? Myślałam, że zatrudniamy z ulicy osoby do prowadzenia wakacyjnych kursów medycznych – odparła żartobliwie, coraz bliżej było temu do uśmiechu.
– Zawsze powtarza, żeby niczego z góry nie zakładać, a że naoglądała się przez te wszystkie lata całkowicie jej wierzę. A jeśli będziesz potrzebowała spiorę każdego gnojka, który odważy się na ciebie spojrzeć na kwaśne jabłko – rzucił na rozluźnienie atmosfery. I udało mu się, bo Shay w końcu się uśmiechnęła.
– Weź się – roześmiała się. – Nie możesz startować do każdego chłopaka na Wyspie.
– Mógłbym.
Shay znowu wywróciła oczami, ale tym razem po jej twarzy błąkał się słaby uśmiech.