
15
Wybuch bazy trochę go zamroczył i pozbawił na chwilę kontaktu z rzeczywistością.
Po huku brzęczało mu w uszach i nim się spostrzegł z każdej strony otoczyły go gruzy. Dziwnym trafem nic nie spadło mu na głowę. Po spojrzeniu w górę zrozumiał dlaczego. Ustawił się pod ścianą nośną i to dało mu pewne bezpieczeństwo.
W zawalisku szybko kończył się tlen i to prowadziło do gorszego samopoczucia, zawrotów głowy i halucynacji. Zaczął widzieć dziwne rzeczy i nie potrafił odróżnić fikcji od rzeczywistości. Nie był też pewien co spowodowało utratę przytomności – brak tlenu czy ból, który pojawił się nie wiadomo skąd.
Potem długi czas nie było niczego. Raz na jakiś czas mignęły mu jakieś światła, usłyszał niezidentyfikowany hałas, ale nie potrafił wyrwać się z pustki, w którą wpadł.
Przytomność odzyskał w jasnym pomieszczeniu, za jasnym jak na tak długi pobyt w ciemności i długo przyzwyczajał się do ostrego światła jarzeniówek. Czuł chłód metalu od pleców, więc musiał leżeć. Nie poznawał pomieszczenia, w którym się znajdował, pokój który służył Hank’owi za szpital miał miękkie łóżka i był pozbawionych jasnego, nieprzyjemnego światła.
Otworzył oczy powoli, przyzwyczajając się do niekomfortowego położenia. Spróbował podnieść się do pozycji siedzącej i tylko prawa ręka dotknęła metalowego podłoża. Spojrzał w lewą stronę i dostał ataku paniki.
Coś musiało się stać w ruinach bo rękę miał amputowaną. Kikut owinięty był w bandaż, nie najczystszy trzeba zaznaczyć, ale przynajmniej nie zakrwawiony.
Przypomniał sobie kilka ćwiczeń oddechowych od Bruce’a, żeby opanować atak. Robił długie wdechy nosem i powoli wypuszczał powietrze ustami.
Założył, że gruzowisko zawaliło się na niego i ktokolwiek go stamtąd wyciągnął musiał dokonać amputacji. Pomieszczenie nie miało w sobie nic co podpowiedziałoby mu kto to zrobił. Poza szpitalnym łóżkiem nie było tam niczego, tylko białe ściany.
Zaczął przesuwać łóżko i opukiwał wszystkie ściany, ale to i tak niczego nie dało. W jednym miejscu kopnął go prąd, bardzo prawdopodobnie, że były tam drzwi ukryte za panelem.
Upływ czasu był utrudniony i nie umiał określić ile tam siedział.
W pewnym momencie usłyszał jakiś hałas za jedną ze ścian. Nim zdążył zareagować panel drzwi wsunął się w ścianę.
W przejściu stanął wysoki mężczyzna o krótko ściętych brązowych włosach. Bucky widział jego zdjęcie wystarczającą ilość razy, żeby rozpoznać Williama Stryker’a – głównodowodzącego Hydry.
Nazista ściskał ramię jakiejś dziewczynki i wepchnął ją do środka, tak że upadła na podłogę. Szwab powiedział coś do niej po niemiecku i zamknął drzwi.
Bucky ostrożnie podszedł do ciemnowłosej, która skuliła się pod ścianą.
– Wszystko w porządku? – przystanął w pewnej odległości i zapytał po angielsku. Później powtórzył to samo pytanie w innych językach. W duchu dziękował Sharon Carter, że zmuszała ich trójkę do nauki różnych języków obcych. Nawet niemieckiego, ale tego języka użył na samym końcu bo go nie lubił i znał tylko parę podstawowych zwrotów.
– Nie musisz się mnie bać – wrócił na angielski. – Nic ci nie zrobię – mówił spokojnie. Usiadł przodem do dziewczynki, zachowując odległość, żeby nie naruszać przestrzeni osobistej brązowowłosej.
Dziewczynka miała na sobie białą, brudną i podziurawioną tunikę, krótkie spodenki, oraz zabrudzone bandaże na przedramionach i łydkach. Brudnobordowy kolor sugerował, że była to krew.
– Moi przyjaciele na pewno już mnie szukają. Tobie też mogą pomóc i wydostać cię stąd.
– Przestań – usłyszał ze strony dziewczynki. Odezwała się cicho, bardzo cicho.
– W porządku – zgodził się. – Jestem Bucky, a ty? – Dziewczynka potrząsnęła głową. – Okej – pokiwał w zamyśleniu. – Wiesz co powiedział Stryker?
Szatynka mocniej ścisnęła własne ramiona aż pobielały jej knykcie.
– Kazał mi cię skrzywdzić – wyszeptała, akcent miała trochę podobny do tego, który Natasha używała kiedy zdarzyło jej się zapomnieć.
Różne informacje powskakiwały na odpowiednie miejsce i był w stanie postawić trafną hipotezę.
– Jesteś mutantką, prawda? – Nie zareagowała w żaden sposób, więc postanowił kontynuować swój tok myślowy. – Znam całkiem sporo osób podobnych do ciebie – mówił powoli, aby porzucić temat gdyby był niewygodny dla młodej dziewczynki. – Mieszkam w miejscu, w którym wszyscy mutanci mogą czuć się bezpiecznie. Charles nie pozwala na krzywdę żadnego ze swoich podopiecznych – kontynuował, bo poza rozluźnieniem i zaciśnięciem palców nic nie otrzymał. – Spodobałoby ci się tam, wiesz? Jest tam cisza i spokój, zupełne przeciwieństwo Hydry.
Urwał kiedy podniosła głowę.
Nie był artystą, nie miał tego zmysłu odpowiedzialnego za odpowiednie nazewnictwo odcieni kolorów. Dla niego oczy ciemnowłosej były po prostu zielone, ale tak strasznie przypominała mu się jego siostra Becca.
Ktoś z lepszą pamięcią do twarzy znalazłby mnóstwo różnic pomiędzy obiema dziewczynkami. Dla niego mutantka miała jaśniejsze włosy, bo Becca miała czarne. Według niego były bardzo do siebie podobne, mogły być nawet w podobnym wieku. Czternaście, piętnaście lat.
– Dosyć – zielone oczy zalśniły czerwienią, ale szybko zgasły. Wyglądała na naprawdę wycieńczoną. Wskazywały na to cienie pod oczami. Dopiero wtedy zauważył jak wychudzona była. – Po prostu przestań.
– Jeśli boisz się Strykera…
– Mój brat jest w innym miejscu – przerwała mu. – Nie zostawię go.
– Charles mógłby go znaleźć. Jest świetnym telepatą. Najlepszym jakiego zna TARCZA.
– Mają odpowiednie zabezpieczenia przed telepatami – powiedziała tonem, który od razu mu zdradził, kim była.
– Jesteś telepatką – stwierdził. – Miałaś namieszać mi w głowie.
– Nie zrobię tego – powiedziała, odwracając wzrok. – Nie zrobię.
– Nawet jeśli skrzywdzą twojego brata? Bo to tym ci grożą, prawda? – Wiedział, że właśnie tak postępowała ta przeklęta organizacja nazistowska.
Dziewczyna ukryła twarz w ramionach, kuląc się jeszcze bardziej jakby chciała zniknąć z tego miejsca najdalej jakby się dało.
– Nie dadzą rady zrobić mu żadnej krzywdy fizycznej – powiedziała cicho, zza zasłony ramion.
– Czyli postawią na coś z psychiką – dopowiedział sam sobie. – Co mu zrobią?
– Mój brat ma skłonności do wpadania w obłęd i zatracania się w morderczym szale. Jeśli nie będzie mnie przy nim to zatraci się w tym i nie będzie sposobu, żeby to cofnąć i stanie się ich bronią idealną. Żołnierzem, który wykona każdy rozkaz bez najdrobniejszego zawahania.
Podjął decyzję w ułamku sekundy, prawdopodobnie była głupia i impulsywna, ale nie wyobrażał sobie postąpić inaczej, nie mógł pozwolić aby dziewczynie albo jej bratu coś się stało. Po prostu nie mógł, czuł się dziwnie odpowiedzialny za dziewczynkę, która przypominała mu siostrę, za którą okropnie tęsknił.
– Zrób to – nie wahał się. Miał na myśli to o czym mówił.
– Oszalałeś, nie wiesz na co się piszesz – znów na niego spojrzała.
– Emma robi ludziom małe pranie mózgów zawsze jak się nudzi, czyli praktycznie raz w tygodniu. Nie mogę dopuścić, żeby coś ci się stało, przypominasz mi kogoś bardzo bliskiego.
Szatynka zapatrzyła się najpierw na niego, a potem na swoje dłonie.
– Mogę zamknąć całą twoją osobowość tak głęboko, że nikt nie będzie w stanie się do niej dostać, a ty będziesz mógł odzyskać wszystko bez żadnych złych wspomnień – powiedziała nieśmiało.
– Jesteś w stanie to zrobić?
– Nie wiesz ile razy musiałam zrobić to bratu bo rozwalił za dużo ludzi Hydry – mruknęła pod nosem. – Ustal jakieś hasło, które odblokuje wszystkie wspomnienia – poprosiła.
– Redwing – powiedział pierwsze co przyszło mu na myśl. – To papuga mojego przyjaciela Sama, przy okazji nazwał tak swojego drona i gęba mu się w ogóle o nim nie zamyka, więc no. Nie mam już ręki, którą dałbym sobie odciąć na to, że to akurat on wybudzi mnie z transu, gadając za dużo, o wszystkim co mu ślina na język przyniesie – zabarwił wypowiedź żartobliwym tonem z intencją rozbawienia nastolatki. Nie udało mu się to.
Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, ponownie w zielonych oczach błysnęło coś czerwonego.
– On chyba nie jest tylko przyjacielem – powiedziała.
Tym razem on odwrócił wzrok zawstydzony.
– To skomplikowane – rzucił. – Jesteśmy przyjaciółmi od siódmej klasy i jakoś nie chcę tego psuć przez głupie zauroczenie.
– Zauroczenia nie ciągną się latami. Spróbuj, życie jest za krótkie, żeby nie ryzykować – oznajmiła.
– Zróbmy tak – odwrócił się przodem do szatynki. – Powiem mu jeśli uda im się cofnąć sama wiesz co. I zrobię wszystko, żeby wrócić po ciebie i twojego brata, okej?
Uniosła lekko kąciki ust, ale to nie sięgało oczu. Prawdopodobnie mu nie uwierzyła, ale naprawdę chciał ją wyciągnąć z tego przeklętego miejsca, podobnie jak jej brata.
– Gotowy? – zapytała, zmieniła pozycję, już nie siedziała, a klęczała. Uniosła obie dłonie, pomiędzy palcami przeskakiwały szkarłatne iskierki podobne do tych pojawiających się w jej oczach.
– Tak – potwierdził, choć nie była to stuprocentowa prawda. – Dalej nie znam twojego imienia – powiedział jeszcze gdy zbliżyła się do niego, trzymając palce przy jego skroniach.
Wanda – usłyszał w swojej głowie, a oczy nastolatki rozbłysły całkowicie szkarłatem. To była ostatnia rzecz jaką zapamiętał, zanim wszystko pokryła ciemność.
Z okresu zamknięcia we własnym umyśle nie pamiętał kompletnie niczego. Miał jakieś przebłyski, ale nie miał pojęcia co dokładnie przedstawiały, ani nie były tam wystarczająco długo aby je zapamiętał.
Nie wiedział ile czasu tam spędził, bo czas nie istniał w pustce i w ciemności, w której był.
Z powrotem przywołał go znajomy głos. Jej głos.
Zamrugał kilkukrotnie, odzyskując zmysły po kolei i kontrolę nad własnym ciałem.
To była Wanda, wyglądała inaczej, lepiej, ale to była ona. Stała nad nim z jakimś widocznym poczuciem winy odbijającym się w zielonych oczach.
– Przepraszam – wyszeptała zanim odwróciła się i odeszła szybkim krokiem.