
14 – Zimowy Żołnierz
Nic nie wskazywało, że skończy się to właśnie w ten sposób. Bez najmniejszych problemów weszli do pomniejszej bazy Hydry w Górach Skandynawskich. Sam wykorzystał otrzymane od profilu naukowego skrzydła do dywersji. Skutecznie odciągnął ludzi Hydry od twierdzy, pozwalając zespołowi w którego skład wchodzili on, Bucky, Jerry i Santiago wejść do środka w celu instalacji ładunków wybuchów.
Rozdzielili się, ale pozostawali na łączach i ze sobą i z Marią Hill, która nadzorowała całą misję.
Rogers zamontował ostatnią paczkę C4 na ścianie, na drugim piętrze budynku. Wpiął kable w odpowiednie miejsca i uzbroił minę do zdalnego odpalenia.
– Tu agent Rogers melduję, że wykonałem zadanie – Steve wcisnął przycisk na urządzeniu w uchu i nadał komunikat.
– Przyjęłam – usłyszał odpowiedź. – Wracaj na pokład. Bez odbioru.
Pośpieszył do wyjścia. Był na pierwszym piętrze kiedy pierwszy pocisk przeleciał koło niego. Schował się za zaułkiem.
– Wrócili – powiedział Wilson przez słuchawkę. Brzmiał na zawstydzonego.
– Naprawdę? Wiesz, nie zauważyłem – nie potrafił dać sobie na wstrzymanie. Wychylił się lekko zza rogu i oddał kilka strzałów w powietrze. Miał wewnętrzne opory przed strzelaniem do kogokolwiek, nawet do najgorszych kanalii.
– Jeśli skończyliście z ładunkami jak najszybciej wychodźcie – zażądała Hill.
– Zrozumiałem – powiedział Rogers. Zlokalizował najbliższe okno. Odpiął od pasa ćwiczeniowy granat i rzucił nim w stronę przeciwników. Miał kilkanaście sekund spokoju i ewakuował się oknem, wybijając szybę.
Serum Erskine’a wzmacniało jego wytrzymałość i wyskakiwanie z okien nie kończyło się nawet siniakiem w wielu przypadkach.
Miał z pół minuty zanim ludzie Hydry ogarnęli, że granat to podróbka i kolejne pociski śmignęły w powietrzu, kiedy był już za murami.
Jerry był pierwszy, zaraz po Samie, na pokładzie jako że rozkładał dynamit na parterze. Santiago przybiegł jakieś pięć minut po nim. Ale o Bucky’m nie było ani widu, ani słychu.
Z samego początku nie wpadał w panikę. Buck musiał zaminować poziom piwnicy, a dodatkowo ludzie Hydry zaczęli już łazić po twierdzy. Mogło być trudniej się wydostać. Strach zaczął go obezwładniać, kiedy minęło piętnaście minut i James nie odezwał się nawet przez interkom.
Hill bezskutecznie próbowała go wezwać.
– Agencie Barnes odezwij się, albo będę zmuszona odlecieć bez ciebie – powiedziała Maria.
– Lećcie – odezwał się Buck. W tle słychać było huk wystrzałów i niemieckie przekleństwa.
– Agencie Barnes…
– Próbują rozbroić ładunki. Nie wysadzicie tego cholerstwa jeśli im się uda – znowu mogli usłyszeć strzały.
– Buck nie możesz – Steve wtrącił się do rozmowy.
– W tym właśnie rzecz, że mogę. Czasem trzeba dokonać trudnego wyboru Stevie. Ten jest mój. Te dupki krzywdzą masę dzieciaków, chcę chociaż odrobinę pokrzyżować im plany. Wysadź to w cholerę Maria, to moje ostatnie życzenie.
– Bucky proszę – Rogers jeszcze raz próbował przemówić kumplowi do rozsądku. Usłyszał tylko kolejną serię.
Maria ściskała ster samolotu aż pobielały jej kostki, zamknęła na chwilę oczy i wypuściła powietrze przez usta. Zamknęła klapę na odległość i nacisnęła jakiś przycisk na urządzeniu na nadgarstku.
Steve podniósł się z siedziska i ruszył w kierunku kokpitu, sam nie wiedząc co dokładnie chce zrobić. Wybuch słyszalny nawet trzy kilometry od twierdzy zwalił go z nóg. Pomimo całej siły jaka płynęła z serum Abrahama Erskine’a czuł się bezsilny, nie wiedział jak ma zareagować.
Drżenie i wibracje podłogi zdradziły mu, że Maria odpaliła samolot. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać, poczuł jak Sam siedzący za nim kładzie mu rękę na ramieniu.
Bite trzy godziny lotu nie ruszył się ani na milimetr. Nikt nie się nie odezwał i na pokładzie panowała cisza zakłócana jedynie warkotem silnika.
Ledwo wstał z podłogi gdy dolecieli na Wyspę. Ostatni wyszedł z samolotu, w pobliżu boiska dostrzegł kilku wspólnych znajomych. W tym Sharon.
Dziewczyna praktycznie od razu rozłożyła szeroko ramiona, a on nie czekając na nic pozwolił zamknąć się w uścisku przyjaciółki. Pozwolił łzom płynąć. Czuł, że Shay głaszcze go po głowie i potraktował to jako zachętę do wyrzucenia z siebie negatywnych emocji. Przygarnął ją bliżej i dalej wypłakiwał jej się w ramię. Nie używała pustych formułek, że wszystko będzie dobrze, po prostu stała i samą swoją obecnością pocieszała go.
– Charles chciał z tobą porozmawiać – powiedziała po dłuższej chwili.
Pokiwał głową.
Blondynka poprowadziła go do części szkoły Xaviera ciągnąc za rękaw. Wprowadziła go na prywatny, drugi podziemny poziom, do którego nawet nie wiedział, że dziewczyna ma dostęp.
Charles Xavier krążył pod zamkniętymi drzwiami i przystanął gdy ich zobaczył.
– Zapraszam – odezwał się telepata, przykładając kciuk do panelu. – Oboje – dodał po chwili.
Shay odchrząknęła pod nosem i ruszyła do środka.
Pomieszczenie za drzwiami miało kształt kuli i było pokryte tego samego rodzaju panelami co sale symulacyjne. Podest zawieszony w powietrzu prowadził do krzesła z hełmem podłączonym do masy kabli.
Charles zamknął za nimi i wyprzedził ich siadając na krześle i zakładając hełm. Nagle wokół nich pojawiła się holograficzna mapa Ziemi wypełniona srebrzystymi i czerwonymi światełkami – czerwonych było zdecydowanie mniej, a całkiem spora ich ilość widniała na środku oceanu. Widok coraz bardziej skupiał się na północnej części Europy.
– Jeszcze półtorej godziny temu byłem w stanie wyczuć James’a bardzo wyraźnie mimo sterty gruzów – powiedział mutant.
– Co to znaczy Charles?
– Że nic mu nie było, przynajmniej jeśli chodzi o wybuch. Musiał znaleźć się w takim miejscu, że fundamenty nie wyrządziły mu… większej krzywdy. Jednak wyczułem tam też pewnego rodzaju zakłócenia, mam podejrzenia że była to Hydra. Jest jakaś szansa, że wyciągnęli go stamtąd i zabrali ze sobą. Sam nie jestem pewien czy to dobra czy zła wiadomość.
Steve sam też tego nie wiedział. Z jednej strony mogli odbić go od Hydry, z drugiej to co Hydra robiła mutantom przechodziło ludzkie pojęcie.
– Zrobię co w mojej mocy, żeby go znaleźć – obiecał Xavier.
– Dziękuję Charles, to wiele dla mnie znaczy.
Telepata pokiwał głową, po czym ściągnął hełm i hologram się rozwiał.
– Znajdziemy go – Shay uścisnęła pokrzepiająco jego dłoń. – Chodźmy.
Sharon ruszyła przodem, ciągnąc go za sobą. Przed wyjściem jeszcze raz podziękował Charles’owi.
– Charles powiadomi Nicka – zaczęła, gdy wychodzili z prywatnego poziomu Xaviera. – Co chcesz zrobić z resztą?
– Powinni wiedzieć – uznał. – Ja na ich miejscu chciałbym.
– Czujesz się na siłach, żeby zrobić to teraz, czy wolisz zaczekać? – zapytała, zerkając na niego kontrolnie.
– Wtedy prawdopodobnie stchórzę, więc miejmy to już za sobą.
– W porządku – dziewczyna wyciągnęła komórkę i napisała wiadomość na ich grupie. Nie czekając na odpowiedzi zwrotne zmieniła drogę i skierowała się do serwerowni, w której zaczęli organizować wszystkie spotkania od kiedy Tony ostatecznie dołączył do grupy. Umeblowali sobie pomieszczenie by było im wygodniej spędzać tam czas. Znieśli kanapy, fotele, a Clint nawet zamontował sobie półkę pod sufitem.
W serwerowni byli pierwsi, krótko po nich zjawił się Tony z Bruce’m i Hope. Reszta również powoli się schodziła.
– Chcesz zacząć? – zapytała, gdy byli już wszyscy.
Pokręcił głową na nie. Nagle przestał czuć się na siłach.
– W porządku. Charles używał Cerebro i uważa że Hydra mogła dorwać Bucky’ego. Będzie szukał, ale radzę uzbroić się w cierpliwość, bo Hydra zdaje się coraz lepiej bronić przed telepatami.
Dziewczyna odciążyła go w odpowiadaniu na te kilka pytań, które się pojawiły. Cała ta sytuacja nie była czymś na co mogli się przygotować.
Po pół godziny rozeszli się w swoje strony.
– Dzięki, że wzięłaś to na siebie – powiedział do Carter po wyjściu całej reszty.
– Zrobiłbyś to samo dla mnie, tak robią przyjaciele – oznajmiła i wystawiła w jego kierunku zaciśniętą pięść. – Żółwik?
Uśmiechnął się lekko i przybił żółwika.
Sharon była niesamowita. Wiedział to od pierwszego spotkania trzy lata wcześniej. Od pierwszego momentu, kiedy pojawiła się jakby znikąd w starym, opuszczonym terminalu zbożowym. Na samiuśkim początku myślał, że jest między nimi różnica wieku, która od razu zniweczy jego szanse, ale potem oznajmiła, że są rówieśnikami i poczuł się jakby dostał gwiazdkę z nieba. To, że matka zapisała go do TARCZY już wtedy w hotelu było dla niego szansą na zbliżenie się do dziewczyny i starał się spędzać z nią najwięcej czasu ile się dało. Bardzo poważnie podchodził do wszystkich porad jakie mu dawała o pracy tajnego agenta i zawsze pouczał kumpli kiedy ci coś odwalali.
Zauroczenie Shay na całe szczęście zaczęło mu przechodzić kilka miesięcy po tym jak dostał od niej kosza. Doceniał fakt, że dziewczyna wolała postawić jasno sprawę między nimi i nie skreśliła przyjaźni jaka się między nimi zawiązywała.
Zyskał naprawdę świetną przyjaciółkę i nie wyobrażał sobie innego stanu rzeczy między ich dwójką. Przyjaźń odpowiadała mu w stu procentach.