Zanim TARCZA

Marvel Cinematic Universe Marvel (Comics)
Gen
G
Zanim TARCZA
All Chapters Forward

13

Stark postanowił sprawdzić o co chodzi z algorytmem symulacji. Sharon pokazała mu gdzie znajduje się serwerownia, do której były podpięte wszystkie sale symulacyjne.

– Jeśli ci się nie uda to spoko – powiedziała, kiedy zalogowała się do systemu. – Nawet nasza najlepsza hakerka ma z tym problem.

– Jestem znacznie lepszy niż jakikolwiek haker – strzelił kostkami palców przed rozpoczęciem wstukiwania odpowiedni algorytm.

– Nie powtarzaj tego przy agentce Johnson, bo złoi ci dupsko i nie będzie patrzeć czy jesteś agentem, czy mózgowcem – powiedziała ze śmiechem blondynka. – A jak ci się na razie podoba pobyt na Wyspie?

– Ujdzie, ale nie jest to moje ulubione miejsce na świecie.

– Ta czasem jest tu strasznie nudno – przyznała mu rację. – Dlatego tak bardzo uwielbiam wyjeżdżać na wszelkiego rodzaju misje. Przynajmniej się coś dzieje.

– Mogę sobie wyobrazić – odparł z grzeczności.

– A ty nie chciałbyś się stąd wyrwać choć na chwilę?

– Wolałbym wyrwać się na stałe. Szczerze nawet nie wiedziałem, że ojciec założył tą całą TARCZĘ. To całkowicie nie mój klimat, bardziej Rhodey’a, bo to on chciał iść do wojska.

Sharon pstryknęła jakby wpadła na świetny pomysł.

– Co powiesz na to, że jeśli ci się uda sprowadzę tu twojego przyjaciela?

– Na serio byś to zrobiła? – odwrócił się do niej.

– Czemu nie i tak miałam w planach w najbliższym czasie wybrać się do Stanów. Nawet nie masz pojęcia czego brakuje na naszej odciętej od świata wysepce.

– Jestem tu dopiero drugi tydzień, a już mam ochotę na pizzę.

– Czytasz mi w myślach Stark. Mogę więc odebrać twojego kumpla i kupić zapas mrożonej pizzy.

– Jestem jak najbardziej za – odparł. – To mam do niego napisać, żeby się spakował, czy coś.

– O ile mi wiadomo nie masz naszej apki antyszpiegowskiej na telefonie, więc lepiej będzie jak zadzwonisz z mojego – oznajmiła, dając mu swoją komórkę.

– Mógłbym – zaczął, ale szybko zaprzestał. Może to nie był najlepszy pomysł.

– Dawaj – uśmiechnęła się w miły sposób i to go zachęciło.

– Mógłbym zaprojektować serwer do WiFi, który od razu po połączeniu z nim komputera lub komórki tworzyłby specjalną tarczę ochronną i wtedy można by było bezpiecznie korzystać z internetu.

– Dałbyś radę?

– Chyba tak. Potrzebowałbym tylko kilka routerów, powiedzmy dwa na każde piętro w dwóch częściach, parunastu chipów i moich rzeczy.

– Zrób mi listę, a wszystko ci załatwię. – Ochoczo pokiwał. – Dzwoń do kumpla.

– Pewka.

Spisał numer kumpla ze swojej komórki i najpierw napisał sms-a, a dopiero później zadzwonił. Rhodes odebrał po trzecim sygnale.

Stary gdzieś ty się podziewasz?!

– Na sekretnej wyspie, w tajnej agencji, którą założył mój ojciec, a o której nie miałam zielonego pojęcia – odpowiedział. – Chciałbyś też się do niej zapisać?

Przepraszam co?

– Mój ojciec ma szkołę dla tajnych agentów. I jest sporo wolnych miejsc. Chcesz się zapisać?

Tones o czym ty do mnie mówisz? Co za tajna agencja? Coś ty znowu wymyślił?

– Ile razy mam ci tłumaczyć? Mój ojciec jest współzałożycielem jakiegoś czegoś na wzór CIA lub FBI. Po tym co spotkało Pep, rodzice uznali, że wysłanie mnie do szkoły na środku oceanu to najlepsze rozwiązanie tej sytuacji. I teraz proponuję ci miejsce, bo aktualnie mogę załatwić ci podwózkę. Chcesz czy nie? Bo potrzebujesz pilota, żeby się tu dostać – rzucił asem z rękawa, wiedząc co może zainteresować kumpla najbardziej.

Pilota? – Tony wychwycił tą iskrę zainteresowania.

– A jak inaczej chcesz dostać się na wyspę na środku oceanu? Znaczy można jeszcze statkiem, ale nie wiem czy mają. Macie? – zapytał blondynkę. Kiwnęła na tak. – Mają. Shay po ciebie przyleci, okej?

Nie zgodziłem się jeszcze.

– Jeszcze to słowo klucz. Wiem, że chcesz.

Nie znoszę cię Tones – westchnął Rhodey przez komórkę.

– Dam ci Shay, żebyście dogadali szczegóły – uznał Stark i oddał telefon właścicielce.

Z nową energią zabrał się za szukanie błędów w algorytmie i naprawy ich. Odnalazł kilkanaście niewłaściwych ciągów i pozmieniał je w odpowiedni sposób.

– Myślę, że już – oznajmił półtorej godziny.

– Serio? – dziewczyna spojrzała na niego znad jakichś papierów, które wytrzasnęła nie wiadomo skąd. Dopuszczał możliwość, że wyszła i wróciła kiedy był pochłonięty pracą.

– Tak mi się wydaje – pokiwał głową. – Mogę wprowadzić jeszcze poprawki jeśli będą potrzebne – zadeklarował.

– Przejdę symulacje i się do ciebie zgłoszę jeśli zajdzie taka potrzeba.

– Jasne – zgodził się.

Shay dotrzymała słowa i dostarczyła na wyspę Rhodeya, routery z potrzebnymi dodatkami i zapas pizzy. Mrożona to nie była prawdziwa, ale po długim czasie jej niejedzenia była niebem w gębie.

Z pomocą JARVISA zaprojektował i wykonał zabezpieczony serwer z internetem na całą Wyspę. Sharon wskazywała najlepsze miejsca do ich instalacji, a Steve nosił za nimi drabinę i rozkładał kiedy było trzeba. Po instalacji na każdym z pięter, jeszcze jeden zainstalował w serwerowni. Potem spędził jeszcze kilka godzin udostępniając wspólne hasło dla wszystkich uczniów z Wyspy.

Bite dwa kolejne miesiące Hope nakłaniała go do wstąpienia do tej grupy. Van Dyne była uparta, mega uparta. Zgodził się tylko dla świętego spokoju. Bo naprawdę wolał po prostu siedzieć w laboratorium z Brucem i razem z nim badać właściwości promieni Gamma. Polubił biochemicznego geniusza.

Banner był idealnym kompanem do godzinnych maratonów naukowych. Zakładał słuchawki, włączał muzykę klasyczną, lub śpiew wielorybów i pogrążał się w pracy naukowej. Był typowym introwertykiem czującym się najlepiej w małym, poznanym już towarzystwie.

W ciągu dwóch miesięcy Shay z ekipą zdążyli przyjąć do grupy Samuela Wilsona. Ze słów Hope wynikało, że czymś sobie zasłużył, że Sharon poddała głosowaniu jego przyjęcie do grupy.

Van Dyne kazała mu być na wieczornym zebraniu, znowu grożąc, że obleje mu komputery wodą.

Pod koniec zebrania Shay zapytała czy ktoś chce poddać głosowaniu kandydaturę kogoś nowego. Z propozycją wyszła Nat.

– Może by tak Laura? Wiem, że to mutantka, ale nie powinniśmy się tak ograniczać. No i Laura jest naprawdę fajna dlatego ja jestem na tak – oznajmiła, podnosząc prawą dłoń.

Po niej swoje prawe ręce podnieśli też Hope, Peggy i Sam.

– Wybacz, ale to beznadziejny pomysł – powiedział Clint. Stark chyba pierwszy raz widział jak jego idealna pokerowa maska agenta zanika. Patrzał spod byka i emanował dziwną wrogością. – Poruszamy czasem tak porypane tematy, że nie mam serca narażać na to Laury. Nie musi wiedzieć, że czasem odbija mi do tego stopnia, że katuję goryli mafiozów, albo pakuje ludziom kulki prosto w łeb. Jestem na nie – zakończył z lewą dłonią w górze.

– Jestem po stronie Clinta. Praca w TARCZY prędzej czy później styknie was z różnymi rzeczami, które mogą pozostawić pewne ślady na psychice. Laura jest empatką i nie widzi mi się wpychanie jej na minę.

Carol zagłosowała tak samo jak Shay z lewą ręką podniesioną ku górze. Rogers powiedział „zgadzam się z Shay” i uniósł lewą dłoń.

To kolejny dowód na związek tej dwójki Tony uznał, że Hope na pewno pomyślała o tym samym.

– Mamy impas – oznajmiła Shay. – Tony decyzja należy do ciebie – powiedziała i oczy wszystkich spoczęły na nim.

Zwykle lubił być w centrum uwagi, ale w tej chwili czuł się niezręcznie. Był rozdarty między wstawieniem się za przyjaciółką i jakąś dziwną potrzebą przypodobania się Sharon i Steve’owi.

Zdołał na własną rękę dowiedzieć się, że Rogers najzwyczajniej w świecie mu się podoba i nawet jeśli był w związku Tony chciał u niego jakoś zapunktować. Steve był miły, uroczy i miał łeb na karku, z każdym spotkaniem zadurzał się coraz mocniej.

Sharon natomiast była osobą, w której łaskach każdy chciał się znaleźć. Miała w sobie to coś, co przyciągało innych do niej i nie tylko z powodu jej pokrewieństwa z Jonathanem Carterem. Blondynka miała taki sposób bycia i do ludzi podchodziła z uśmiechem. A przynajmniej grała niesamowicie przekonująco, jak każdy świetny agent TARCZY. 

Chęć przypodobania się wygrała.

– Jesteście tu najdłużej więc to wam zaufam – niepewnie uniósł lewą ręką, głosując na nie.

Barton kiwnął mu głową, po czym znów stał się zimnie obojętny.

– Postanowione, pięć do czterech na nie – obwieściła Sharon. – Czy są jakieś inne propozycje? I nie, nie będziemy dyskutować o Bucky’m – dodała szybko. – Jeszcze nie zasłużył. Tones, a ty nie chciałbyś kogoś zaproponować. Rhodeya na przykład.

– O nie, nie, nie. Stanowczo nie. Rhodey za bardzo by mi matkował, a wolałbym tego uniknąć.

– To może ktoś inny przychodzi ci do głowy?

– Nie wiem, może Bruce. Sama mówiłaś, że mógłbym projektować jakieś rzeczy dla agentów. Bruce mógłby mi pomóc, ja nie znam się na biolchemie tak samo jak on.

– W porządku, głosujmy – zadecydowała Carter, podnosząc prawą rękę.

Barton powtórzył jej czynność praktycznie od razu. Wkrótce po tej dwójce na tak zagłosowali również Carol i Steve. Sam poszedł za przykładem przyjaciela i również zasygnalizował swoje zdanie prawą dłonią.

Decyzję podjęli jednogłośnie. Obiecał poinformować o wszystkim Bannera, a dodatkowo zaproponował przeniesienie miejsca ich spotkań z prywatnych pokoi do serwerowni dla wygody.

Kolejne miesiące na Wyspie minęły Tony’emu na sesjach naukowych z Bruce’em, tworzeniu różnorodnych „zabawek” dla agentów i spotkankach grupy.

Z początku jeszcze czuł się niezręcznie na tych spotkaniach. Reszta zdawała się bardziej zżyta z powodu dłuższego pobytu. Trochę czasu zajęło mu zaklimatyzowanie się do ekipy, ale na pewno mniej niż Bruce’owi.

Dyrektor Fury po konsultacjach z Shay włączył ich czwórkę z laboratorium do projektowania różnego wyposażenia dla agentów. Clint dostał od nich nowe komplety strzał i cieszył się z nich jak dziecko, testując wszystkie ich wymysły. Dla Natashy zaprojektowali nowe, mniejsze paralizatory na wzór tych, które wcześniej używała w Czerwonej Sali – wyglądały na zwykłe bransoletki. Sharon była przywiązana do swoich pistoletów i uparcie odmawiała przyjmowania czegokolwiek na wzór broni. Steve też nie prosił o nic dla siebie. Samowi natomiast zaczęli tworzyć metalowe skrzydła, które miały unieść jego ciężar.

Shay przyjęła do grupy James’a Barnes’a po dwóch miesiącach od zatwierdzenia członkostwa Bruce’a. podejrzewał, że Steve ją do tego namówił.

W kwietniu na wyspie zaczęła oficjalnie krążyć informacja, że Peggy Carter umawia się z Natashą. Według jej słów dziewczyny miały się ku sobie już od dawna. Margaret jednak wcześniej była w krótkim związku ze Stevem zanim Rogers związał się ze starszą z kuzynek Carter. Tasha i Peg coraz częściej były widywane wspólnie bez obstawy w postaci reszty ich kółeczka wzajemnej adoracji.

Jeszcze w kwietniu na Wyspę przylecieli Janet Van Dyne i Hank Pym z propozycjami dodatkowych projektów dla ich czwórki z fizyki kwantowej, promieniowania Gamma i serum super żołnierza. Banner miał spróbować się dowiedzieć czego użył do eksperymentu Abraham Erskine.

Hank McCoy dostarczył Bruce’owi własne wyniki i próbkę krwi Rogersa. Banner także bezskutecznie poddawał próbkę rozmaitym testom. Oboje trochę długo się z tym męczyli, skład chemiczny krwi Rogersa nie był podobny do czegokolwiek. Długi czas zajmowania się jedną sprawą doprowadził do pewnego niedopatrzenia.

Ze zmęczenia zostawili fiolkę z krwią zbyt blisko transmitera promieni Gamma. Materiał genetyczny został napromieniowany i gdy rankiem Bruce chciał kontynuować testy szkło pękło, a napromieniowana krew zmieszała się z DNA Bannera.

Bruce’owi podniósł się poziom adrenaliny we krwi co doprowadziło do przemiany. Chłopak zmienił się w ogromną zieloną bestie rozwalającą wszystko na swojej drodze.

Na całe szczęście telepaci zdołali dotrzeć do Bruce’a zanim zrobił komukolwiek krzywdę. Banner miał potem rozmowę za zamkniętymi drzwiami z Fury’m, Charles’em i Shay, która wykorzystała swoja pozycję i wprosiła się siłą.

Dziewczyna zwołała pilne zebranie po rozmowie tylko z dyrektorami szkoły.

– Fury chciał zamknąć cię na obserwacji w izolatce – oznajmiła na start, kiedy wszyscy się zebrali. – Zabroniłam mu – oznajmiła ku uldze Bannera. – Musiałam jednak pójść na pewne ustępstwa. Spokojnie nic złego. Od dzisiaj oficjalnie zostałeś uczniem Instytutu Charlesa Xaviera dla Utalentowanej Młodzieży – oznajmiła.

– Spodziewałem się czegoś gorszego – powiedział Bruce.

– To jeszcze nie wszystko. Nie musisz przenosić swoich rzeczy między szkołami, czy zmieniać rozkładu dnia. Natomiast będziesz musiał co tydzień spotykać się na sesjach z Charlesem, żeby doszkolić się w kontrolowaniu emocji. Ewentualnie może być Laura, o ile Clint nie będzie miał nic przeciwko.

– Nie mam – poinformował ich Barton.

– To nie najgorsze wyjście – orzekł Bruce. – Dzięki Shay, nie musiałaś.

– Jesteś członkiem naszej grupy, oczywiście, że musiałam – zaprotestowała Shay. – Dbam o was.

I jak tu jej nie lubić? – pomyślał Tony.

 

 

Forward
Sign in to leave a review.