Zanim TARCZA

Marvel Cinematic Universe Marvel (Comics)
Gen
G
Zanim TARCZA
All Chapters Forward

12 – Tony

Tony zapiął ostatnią walizkę. Zarzucił obie torby na ramiona, złapał rączki walizek i wyniósł wszystko z pokoju. Walizki zniósł na parter osobno. Ustawił wszystko przy drzwiach i wszedł do salonu.

– Spakowałem się – oznajmił trójce dorosłych. Rodzicom i Jonathanowi Carterowi, jakiemuś znajomemu jego ojca, który był przedstawicielem jakiejś tam tarczy i szkoły do której został zapisany.

Wszystko przez tych idiotów, którzy chcąc uprowadzić jego pomylili się i porwali jego przyjaciółkę Pepper. Biedna Virginia przeżyła traumę i przez tydzień nie ruszyła się z domu. Pomógł jej znaleźć dobrego psychologa, żeby mogła to z kimś przepracować.

Rodzice jednak uznali, że to odpowiedni impuls, żeby wysłać go do jakiejś szkoły na drugim końcu świata. Maria twierdziła, że to głównie jej pomysł, ale Tony dalej uważał, że to wymysł ojca. Mama zadbała, żeby spakował najważniejsze rzeczy oraz sprzęty i obiecała dosłać resztę. I mimo, że pomysł wyjazdu ogromnie mu się nie podobał, nie chciał rozczarować mamy.

Dlatego stał we własnym salonie i mierzył tego całego Jonathana wzrokiem. Pierwszy raz widział kolesia na oczy, a przynajmniej go nie pamiętał. Miał ogółem lepsze rzeczy do pamiętania niż znajomi ojca.

Po piętnastu minutach, które spędził słuchając rozmów dorosłych rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyć miał Edwin Jarvis ich kamerdyner, na którego cześć nazwał swój uczący się program sztucznej inteligencji. Wkrótce później do salonu weszła dość wysoka blondynka w dżinsowym zestawie spodnie i za duża kurtka pod którą widział białą koszulkę z nadrukiem.

– Shay – Jonathan powitał blondynkę jako pierwszy.

– Cześć tato – Podobieństwa za bardzo nie widział, ale stał trochę za daleko i to było zrozumiałe, że nie zauważał wszystkich różnic i podobieństw. – Wuju Howardzie, ciociu Mario, dobrze was widzieć. – Teraz to się zdziwił. Nie spodziewał się, że jego rodzice znają tę dziewczynę.

– Aleś wyrosła kochana – Maria uśmiechnęła się do blondynki. – Dawno cię nie widziałam.

– Wie ciocia jak to jest w pracy agenta, nawet dla siebie jest mi trudno znaleźć czas. Nicky ostatnio ciągle mnie gdzieś wysyła. Nie żebym narzekała, lubię sobie pojeździć po różnych miejscach.

– Rozumiem, że agent Coulson, lub agentka Hill czekają w samolocie – wtrącił Howard.

– Nie, jestem całkowicie sama – oznajmiła jasnowłosa.

– Jak to sama? – zaniepokoił się jego ojciec.

– Normalnie. Uważa wujek, że skoro jestem dziewczyną to sobie nie poradzę? – blondynka chwyciła się pod boki.

– Poczekaj aż Liz się o tym dowie – zachichotał Jonathan.

– Czułbym się pewniej, wiedząc, że syna eskortuje mi ktoś pełnoletni – odpowiedział z pewną paniką na wieść o "Liz". – A wiem, że masz jedne z najlepszych wyników, sprawdzam co dzieje się w TARCZY.

– No to nie wiem czym się wujek martwi. A nawiasem mówiąc w Europie jestem już pełnoletnia od szóstego lipca i zdążyłam sobie już wyrobić prawo jazdy i pozwolenie na broń – dziewczyna uniosła część kurtki i wszyscy obecni mogli zobaczyć kaburę z pistoletem.

– Dlaczego przyszłaś z bronią?! 

– Primo nic tak nie wzmacnia poczucia bezpieczeństwa jak broń. Secondo sam mi go sprezentowałeś dwa miesiące temu i muszę przyznać, że sprawdza się o wiele lepiej niż moja poprzednia broń – blondynka użyła włoskiego do odliczania powodów. I naprawdę świetnie udawała włoski akcent. 

Maria przekonała Howarda i wtedy on razem z Jonathanem zanieśli jego bagaże do helikoptera posadzonego na prywatnym lądowisku.

Dziewczyna wsiadła za stery i w akompaniamencie przerażonej miny pana domu wystartowała maszynę latającą.

– Wolisz Anthony czy Tony? – zapytała, zerkając na niego.

– Zdecydowanie Tony.

– Ja jestem Shay – blondynka podała mu prawą dłoń, lewą trzymając na sterach. – Miło mi cię poznać.

– Wzajemnie – chłopak szybko uścisnął jej dłoń, żeby mogła pilotować dalej.

– Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas na Wyspie.

– Ta szkoła jest na wyspie? – zapytał, bo tej informacji nikt mu nie udzielił. Rodzice oznajmili jedynie, że został zapisany na profil naukowy.

– Nie wiedziałeś?

– No nie, ale ja w ogóle mało wiem o tej szkole.

– Czyli o tym, że twój ojciec jest jednym z założycieli TARCZY też nie wiesz?

– Też nie. Czym w ogóle jest ta tarcza? Nikt mi tego nie wyjaśnił.

– Tajna Agencja Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych – wyjaśniła rozwinięcie skrótu. – To coś jak CIA lub FBI, ale znacznie lepsza. Bez obaw ciebie nie będziemy ciągać na jakiekolwiek misje, jesteś na profilu naukowym. Może jak się sprawdzisz to pozwolą ci projektować jakieś wynalazki dla agentów, takie które będziemy wykorzystywać na misjach w terenie.

– Wiesz, ta szkoła raczej nie jest dla mnie. Idę tam tylko dla mamy. Mnie to jakoś nie kręci.

– No to machniesz Fury’emu przed nosem informacją, że jesteś Starkiem i będą się musieli od ciebie odczepić. Jako dzieciak założycieli masz na start ten sam status co dyrektor. Wtedy będziesz mógł całymi dniami siedzieć w swoim pokoju, czy robić na co tam masz ochotę. Jedyne osoby przed jakimi odpowiadasz to założyciele TARCZY.

– Czyli kto?

– Twój ojciec, mój ojciec, moja ciocia, oraz doktor Van Dyne i profesor Pym. Na wyspę przede wszystkim przylatują mój tatko i ciocia Liz, a oni na szczęście nie mają w zwyczaju nikogo wysyłać do izolatki, jak na przykład czasem robił profesor Pym. Więc gdyby się pojawił postaraj się mu nie podpaść, bo jego mało obchodzi kto kim jest.

– Zapamiętam — przytaknął.

Spoglądając na kompas wmontowany koło sterów wiedział, że kierują się na południowy wschód. Razem z prędkością i czasem obliczył gdzie zmierzają. Po dwóch godzinach kiedy Shay podchodziła do lądowania miał pewność, że są gdzieś na oceanie Atlantyckim w pobliżu zwrotnika Raka.

– Wyspa na środku oceanu? Ile zajęła budowa tego miejsca?

– Z pomocą mutantów i dzięki korzystaniu z technologii twojego ojca niecałe pół roku.

– To nieźle – skomentował, patrząc przez okno na budynek łączący dwie szkoły.

Shay wylądowała i wysiadła. Tony wysiadł dopiero po dłuższej chwili. Chciał jak najdłużej odwlec ten niewygodny dla niego moment. Sharon wypakowała wszystkie jego bagaże na pas startowy.

– Witamy na Wyspie – powiedziała z uśmiechem.

– Hej! – usłyszał jakiś głos.

Odwrócił się w stronę hałasu i zobaczył najprzystojniejszego chłopaka jakiego kiedykolwiek widział. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn biegł w ich stronę, machając. Jego serce się zatrzymało, a potem zaczęło bić we wzmożonym tempie. Nogi ledwo utrzymały jego ciężar.

– Cześć Steve – powiedziała do chłopaka Carter. – To Tony, nowy uczeń profilu naukowego.

– Miło cię poznać – blondyn wyciągnął do niego rękę. Stark musiał najpierw niezauważalnie wytrzeć rękę o spodnie, zanim podał mu swoją. 

– Mnie też.

– Szukałem cię – chłopak zwrócił się do blondynki.

– Nie masz mnie dość po tych trzech miesiącach? – zapytała w odpowiedzi.

– Wiesz, jakoś nie.

– No to widzimy się na treningu za pół godziny złotko, a teraz odmaszerować.

Na pieszczotliwy zwrot poczuł jak coś boleśnie ściska go gdzieś w środku. Tyle, że nie wiedział co. Wiedział jedynie, że było niespodziewanie bolesne.

Sharon wzięła część jego walizek i ruszyła w kierunku szkoły, poszedł za nią.

– Tony? Cześć! – usłyszał znajomy głos.

– Hope, ty tutaj? – zdziwił się na widok przyjaciółki.

Dziewczyna spojrzała na niego z wyraźnym niedowierzaniem.

– Naprawdę? Mam na nazwisko Van Dyne. Jak Janet Van Dyne, która założyła TARCZĘ razem z twoim ojcem.

– Chyba nigdy nie pytałem cię o nazwisko – wyznał. – Nie było mi do niczego potrzebne – powiedział na obronę.

Szatynka w odpowiedzi pacnęła go w ramię.

– Ty głupi jesteś.

– Wypraszam to sobie.

– Hope, chcesz oprowadzić Tony’ego razem ze mną? – wtrąciła Shay.

– Sorry, umówiłam się z Tashą. Ma mnie poduczyć z tego przerzucania. I może uda mi się ją namówić do tego triku z nożem w rękawie.

– Od kiedy pochwalasz przemoc? – zdziwił się.

– To samoobrona. Każda dziewczyna powinna ją znać, nawet jeśli ślęczy za biurkiem i jedynie wymyśla projekty. To lecę. Paa – zawołała i pobiegła.

Sharon kontynuowała pokazywanie mu części wspólnych idąc do skrzydła prywatnego. Dowiedział się, że mają tam jadalnie, bibliotekę, świetlicę i pomieszczenie używane jako warsztat. Blondynka podzieliła się z nim kodem, z zastrzeżeniem, żeby nie podawał go nikomu. Wręczyła mu również przepustkę.

Wybrał sobie pokój na trzecim piętrze i rozłożył swoje bagaże.

– Dobrze radzisz sobie z komputerami? – zapytała, kiedy wyciągał monitory.

– Całkiem znośnie.

– To może zerknąłbyś na algorytm sal symulacyjnych, jeśli znajdziesz chwilę? Wiele osób się skarży na różne błędy. Richards ostatnio próbował, ale jak na wielkiego geniusza coś kiepsko mu poszło.

– Zobaczę jak znajdę czas — rzucił dyplomacyjnie. 

– Dzięki. Jeszcze jedno. Mamy taką małą grupkę między innymi dla dzieciaków założycieli, wymieniamy się tam wieloma ważnymi informacjami, a ja jak mogę załatwiam różne sprawy na, że tak powiem stałym lądzie.

– Nie mówię tak, ale nie mówię też nie.

– Jasne, jak coś będę na boisku do końca dnia – powiedziała, po czym wyszła.

Wrzucił ubrania byle jak do szafy, a potem wziął się za to co było dla niego najważniejsze jego urządzenia elektryczne pozostałe trzy monitory, komórkę, tablet, smartwatch, niedużą drukarkę z zapasem tonerów, projektor i komputer, a także pełno kabli i ładowarek. Rozstawił wszystkie ekrany na biurku i podłączył je do komputera. Blat był za mały, żeby zmieściły się tam drukarka i projektor, dlatego te sprzęty stały na podłodze pod biurkiem. Zanotował sobie w pamięci, żeby spytać Shay o dodatkowy blat.

Po godzinie wstukiwania danych miał już uruchomiony program sztucznej inteligencji, musiał poczekać aż mama wyśle mu głośniki i mikrofon. Trochę mu się dziwnym trafem nudziło i z tych nudów poszedł na boisko.

Oprócz Hope, Shay i Steve’a była tam jeszcze trójka dziewczyn i trzech chłopaków.

Hope siedziała po turecku na trawniku i gadała z dwoma dziewczynami rudą i brązowowłosą, a także ciemnowłosym chłopakiem. Sharon instruowała blondynkę i ciemnoskórego chłopaka. Steve ćwiczył z jakimś kolesiem parę metrów dalej.

– Tony! – Hope lekko uniosła się i zamachała do niego.

Odmachał jej i podszedł do przyjaciółki.

– Tones poznaj Tashę, Peggy i Bucky’ego. Shay omawia z Carol i Samem coś tam odnośnie pilotowania, nie zagłębiałam się w ten temat. Steve ma sparing z Benem, a Clint gdzieś się tu kręci – Van Dyne przedstawiła wszystkich po kolei. – To Tony.

– Hej – rzucił, wymuszając uśmiech.

Gadali przez jakiś kwadrans, aż temat dziwnym trafem zszedł na relacje romantyczne.

Bucky rzucił, że Steve i Sharon muszą się ze sobą umawiać. Hope potwierdziła, dodając, że od jakiegoś czasu spędzają razem masę czasu i co chwilę gdzieś wyjeżdżają.

Coś ponownie go wtedy ścisnęło.

– O czym gadacie? – Shay, Carol i Sam podeszli do nich i usiedli obok.

– Ploteczki – odparła Van Dyne, a Carter wywróciła oczami na tą wiadomość.

Kontynuowali rozmowę, poruszając teraz inne tematy. W pewnym momencie z drzewa nad nimi zeskoczył kolejny, jasnowłosy chłopak.

– Radzę wam tam zerknąć – wskazał kierunek, w którym wszyscy odruchowo spojrzeli.

Steve właśnie okładał swojego partnera treningowego. I to nie w sposób zwykłego sparingu. Przytrzymywał jego koszulkę i lał po twarzy.

– Rogers! – wrzasnęła Sharon, zrywając się z podłogi i ruszyła do blondyna.

– Za seksizm mu się należało – mruknął chłopak od drzewa, zanim ruszył za Carter.

– To był Clint – powiedziała po dłuższej chwili Hope.

– A nie mówiłem? – rzucił pytaniem Bucky, patrząc jak Shay opierdala Steve’a, a Clint pomaga Benowi wstać. – Na sto procent się ze sobą umawiają. Nie wdawałby się w bójkę dla dziewczyny, z która by się nie umawiał.

Tony przyznał mu rację, wewnętrznie. Nikt o zdrowych zmysłach nie biłby się w obronie dziewczyny, z którą nie łączyłyby go bliższe relacje. Pepper na pewno nie chciałaby, żeby odwalał dla niej podobne akcje, a byli najlepszymi przyjaciółmi.

Shay i Clint odprowadzili problematyczną dwójkę. Clint musiał asekurować poszkodowanego, a Rogers wlókł się za nimi jak na skazanie.

Pod wieczór Hope siłą wyciągnęła go z pokoju na zebranie tej grupy, o której wcześniej mówiła Shay. Nie przyjmowała do wiadomości, że to ostatnie z miejsc, w których chciał być.

Trochę nagiął zdanie, kiedy zastał tam również Steve’a poza Shay i Clintem.

– Zmieniłeś zdanie? – zapytała Sharon.

– Nie, zostałem przyciągnięty wbrew mojej woli – odpowiedział zgodnie z prawdą.

– Hope, to miał być jego wybór – rzuciła z wyrzutem Carter.

– Spodoba ci się tu Tony – powiedziała.

– Szczerze w to wątpię. Nie chciałem tu przyjeżdżać, rodzice mnie zapisali, bo jakimś ułomom nie udało się mnie uprowadzić i zamiast tego porwali Pep. Na całe szczęście ją wypuścili kiedy ogarnęli, że mają nie tą osobę, którą chcieli – oparł się o biurko i wziął do rąk pierwszą lepszą rzecz jaka tam była. – Co to?

– Projekt mojego taty, udoskonalam go. – odpowiedziała Van Dyne. – Mam ku temu potrzebne środki, bo TARCZA je dostarcza. Normalnie raj na Ziemi dla młodocianych naukowców.

– Wolałbym jednak swój domowy warsztat – zerknął na pozostałych obecnych znad projektu. Clint nie wiedzieć czemu siedział na szafie, o którą opierała się Shay, a Rogers zajmował miejsce na krześle i wpatrywał się w swoje ręce. – Wybacz, ale to mnie nurtuje, dlaczego siedzisz na tej szafie?

– Zboczenie zawodowe strzelca, bo z góry lepiej widać.

– Aha – mruknął pod nosem.

Niedługo później przyszły jeszcze Peggy, Tasha i Carol. Dziewczyny zaczęły gadać, a Rogers dalej nie zmienił pozycji.

Po jakiejś godzinie wszyscy powoli wracali do siebie. Tony został na trochę dłużej, aby pogadać z Hope.

– Wiesz może jak każde z nich dostało się do TARCZY i do tej grupy? – zapytał.

– Wiem jedynie, że Sharon praktycznie każdego zrekrutowała. Poza Tashą bo ją zwerbował Clint. Shay jakieś dwa tygodnie temu wprowadziła Rogersa do grupy, Barnes ani Wilson nie mają pojęcia o tej grupie i dlatego Bucky nie mógł podać najważniejszego argumentu dla ich związku. Sharon za każdym razem zaprzecza i nikomu z nas już się nie chcę o to pytać. My i tak wiemy swoje.

W ciągu dwóch tygodni zdążył zauważyć, że Steve i Sharon trzymają się na dystans w ciągu dnia, a zwłaszcza przy innych. Biorąc pod uwagę to co mówiła o nich Hope, wyciągnął wniosek, że w ten sposób ukrywają swój związek.

Z początku tylko przesiadywał w swoim pokoju, prowadząc swoje badania na komputerach. Hope musiała mu zagrozić zalaniem wszystkich urządzeń, żeby zgodził się pójść z nią do laboratorium.

I nawet mu się tam spodobało. Jane Foster i Bruce Banner byli świetni. Jane miała niewielką obsesję na punkcie kosmosu, ale przy astrofizyce, która była jej życiową pasją to się uzupełniało. Bruce z kolei był ogromnym introwertykiem, ale w biologii i chemii nie miał sobie równych i badał właściwości promieni Gamma.

 

 

 

Forward
Sign in to leave a review.