
11 – Peggy
Nie poruszali tego tematu przez blisko cztery miesiące. Sharon nie zauważała żadnych oznak zauroczenia ze strony Rogersa, a obserwowała go pilnie.
Steve w stosunku do niej zachowywał się tak samo jak do wszystkich innych. Nie ważne czy byli mutantami czy zwykłymi ludźmi. Z takim samym szacunkiem traktował chłopaków, dziewczyny, mutantów i agentów. Shay była święcie przekonana, że Barton zmyślił sobie to wszystko. Spędziła w TARCZY całe życie wychowywana przez agentów umiała grać i dostosowywać się do sytuacji, wiedziała też jak przejrzeć czyjeś maski. Może nie była najlepsza, ale od strony Rogersa nie wyczuwała żadnych masek.
Pod koniec grudnia i początkiem stycznia zaczęli przyjeżdżać pierwsi laureaci naukowych konkursów zorganizowanych przez Howarda, Janet i Hanka. Przyleciała też Peggy razem z matką.
Kuzynki od razu wpadły sobie w ramiona.
– Hope, Tasha to moja kuzynka Peggy. Peg to Tasha i Hope – Sharon przedstawiła Margaret, Van Dyne i Romanoff. Clint i Carol już ją znali.
– Cześć miło was poznać – przywitała się z szerokim uśmiechem brytyjka.
– Może pokażecie Peg Wyspę? – zaproponowała, chcąc porozmawiać chwilę z ciocią Liz. – Zaraz do was dołączymy.
Carol i Hope zaciągnęły Peggy i Natashę na boisko, zostawiając Shay i Clinta z Elizabeth Carter.
Barton był niepewny czy ma zasalutować czy nie.
– Spocznij żołnierzu – żartobliwie rzuciła do niego czarnowłosa kobieta. – Możesz mi mówić Liz, skoro Jonathan cię adoptował. – Wyjęła z bagażu podręcznego dwie wypchane koperty. – Kazał mi to wam przekazać – wręczyła im koperty.
– Czuję się dziwnie dostając kieszonkowe od twojego ojca – przyjął gotówkę.
– Teraz to także twój ojciec – rzuciła Shay.
– Witamy w rodzinie Clinton.
– Błagam tylko nie Clinton – jęknął Barton. – Nie przepadam za tą wersją.
Kobieta w odpowiedzi mrugnęła do niego porozumiewawczo.
Elizabeth pożegnała się z nimi i kazała pilotowi zawieźć się do Londynu.
Sharon z Clintem dogonili pozostałą czwórkę w czasie wycieczki po częściach wspólnych szkoły.
Margaret szybko zaaklimatyzowała się w nowej szkole. Jej kurs podobnie jak ten Carol był bardziej teoretyczny niż praktyczny, dlatego Shay sama doszkalała młodsze dziewczyny w sztuce samoobrony.
Kiedy Clint twierdził, że Steve się w niej buja, nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Jednak gdy Peggy również to zauważyła, musiała już jakoś zareagować.
– Rogers znowu się na ciebie gapił – oznajmiła, wchodząc jej do pokoju.
– Co ma znaczyć to znowu? – zapytała.
– Łażę sobie za nim przez ostatnie cztery miesiące, dużo z nim gadam, wpraszam się w spędzanie z nim czasu. Trenowałaś dzisiaj z Hope i Carol, a ja ze Stevem siedzieliśmy na trybunach i jego wzrok co chwilę do ciebie uciekał. Starał się nie być ostentacyjny, ale i tak to widziałam.
Sharon ni to westchnęła, ni warknęła, odrzucając głowę w tył.
– Co jest? – zdziwiła się Peg. – Steve jest całkiem do rzeczy, a do tego jest całkiem miły.
– Wiem, po prostu nie jest w moim typie. Nie chcę o tym gadać – zakończyła dyskusję.
– No okej, ale jakbyś zmieniła zdanie wiesz gdzie mnie szukać – oznajmiła czternastolatka, zamykając za sobą drzwi.
– Mówiłem – usłyszała ze strony okna. Nawet się nie wzdrygnęła. Clint siedział na parapecie w otwartym oknie.
– Wypchnę cię zaraz stamtąd – zagroziła mu.
– No co? To sama prawda. No i to nie tak, że ty też musisz od razu go lubić. A to, że nie jest w twoim typie to też całkiem normalne, nie musisz lubić chłopaków.
– Może chcesz pogadać o Laurze? – Clint poruszył drażliwy dla niej temat i w odpowiedzi też taki poruszyła.
Laura Cardellini była mutantką o umiejętności bliskiej telepatii. Dziewczyna z łatwością odczytywała emocje i była w stanie na nie wpływać. Empatka często była widywana ze strzelcem.
– Nawet się nie waż – wysyczał.
– To ty też przestań. Nie chcę o tym gadać.
Barton wywrócił oczami z irytacją.
– Chciałem ci tylko pomóc, ale okej – zjechał na dół po rynnie.
Sharon przez tydzień ignorowała całą sprawę ze Stevem Rogersem. Unikała blondyna, szkoląc kogo popadnie w salach symulacyjnych. Jednak nie mogła w ten sam sposób unikać przyjaciół.
Margaret, Tasha, Carol i Hope sprawdzały co u niej kilka razy dziennie. Podminowana nakładającymi się na siebie zdarzeniami postanowiła porozumieć się z Rogersem.
Kiedy chłopak miał trening weszła do jego pokoju i czekała na niego, opierając się o biurko.
Pierwszy na jej nieszczęście wrócił James Barnes.
– Co ty tu? – zapytał szatyn.
– Mam prywatną sprawę do Rogersa i byłabym wdzięczna gdybyś stąd wyszedł.
– Nie możecie tego załatwić gdzieś indziej? Chciałbym odpocząć w swoim pokoju.
– Nie chcę używać argumentu, że jestem twoją dowódczynią, więc grzecznie proszę, żebyś stąd wyszedł – starała się nie podnosić głosu i być względnie miła.
Bucky wziął parę swoich rzeczy z szafy i wyszedł.
Kwadrans później Rogers łaskawie zjawił się w pomieszczeniu.
– Nie spodziewałem się ciebie tutaj – powiedział, kiedy tylko ją zobaczył.
– Byłoby dziwne gdybyś się spodziewał, bo nawet ja się nie spodziewałam, że tu przyjdę – odpowiedziała, zakładając rękę na rękę. Dodawała sobie tym pewności siebie.
– No tak, jakaś racja w tym jest – przyznał z niezręcznym uśmiechem, drapiąc się po karku.
– Mamy do pogadania Rogers – powiedziała najbardziej poważnym tonem, na jaki było ją stać. Użyła również nazwiska, by podkreślić powagę sytuacji.
– Ja… - zaczął, ale uniosła palec i zamilknął.
– Postawmy sprawę jasno. Nie jesteś w moim typie – powiedziała. – Więc przestań próbować cokolwiek robisz, bo ci się to nie uda, dobrze? Lubię cię, jesteś jednym z nielicznych porządnych gości, których znam, ale każda twoja próba odbije się o ścianę – spuściła z tonu, widząc jak chłopak spuszcza wzrok. – Kogokolwiek w przyszłości obdarzysz uczuciem, będzie największym szczęściarzem na świecie. Chciałam cię o tym poinformować zanim zrobiłbyś sobie zbyt wielką nadzieję.
Rogers pokiwał głową zanim się odezwał.
– To chyba pierwszy raz, kiedy dostaję kosza w tak miły sposób.
– Co? – zdziwiła się.
– Dziewczyny zwykle mnie omijały szerokim łukiem – przyznał. – Albo próbowały przeze mnie umówić się z Bucky’m lub Sam’em.
– Masz o wiele lepszy charakter niż ta dwójka, jeśli mogę być szczera. Ktoś na pewno to kiedyś doceni. Mam nadzieję, że będzie między nami w porządku, bo widzę w tobie potencjał na dobrego agenta.
– Zrobię co się da – obiecał. I przepraszam jeśli przeze mnie czułaś się niekomfortowo.
– To nic takiego. Nie byłeś aż tak ostentacyjny i to nie ja to zauważyłam, a Clint, a on dostrzega więcej rzeczy niż przeciętny człowiek, więc pilnuj się przy nim, a czasem nawet kiedy myślisz, że go nie ma.
Od dnia, w którym rozmówiła się ze Stevem nikt nie zawracał jej głowy duperelami pokroju romansów, mogła skupić się na zadaniach agenta TARCZY.
Jednak w kolejnym miesiącu Fury uznał, że Rogers musi bardziej wdrożyć się w misje typowe dla nich właśnie. Postanowił, że Sharon i Clint mają się tym zająć jako, że mają najlepsze wyniki we wszelkich symulacjach. Natasha była zaraz za nimi, miejsce w czołówce gwarantowały jej szkolenia w Czerwonej Sali. Rogers zaliczał się do najlepszej dziesiątki, musiał się jedynie podszkolić w strzelaniu z broni palnej, której używania unikał i opanować prowadzenie pojazdów.
Nick zaczął wszędzie wysyłać całą ich trójkę. Trzy letnie miesiące spędziła na ciągłych wyjazdach z Bartonem i Rogersem po całej Europie w drobnych misjach, polegających przede wszystkim na pomaganiu pełnoprawnym agentom. Najczęściej o pomoc prosił ich o pomoc agent Daniel Cruz. Dla niej było to na plus, bo Danny’ego znała dość długo.
Cruz wziął ich ze sobą do Londynu na obserwację polityka podejrzanego o korupcje i defraudację. Clint ukrył się na dachu i przez lornetkę obserwował biuro polityka. Steve i Shay siedzieli w kawiarence naprzeciwko i dzięki podglądowi oraz podsłuchowi, robili to samo na odległość.
Blondynka zamówiła dla ich dwójki kawę, kanapkę i ciasto dla ich dwójki, bo Clint nie mógł zwracać na siebie większej uwagi, siedząc pod specjalną maskującą narzutą.
Po kilku godzinach Rogers poszedł po dolewkę i do toalety. Carter obserwowała dalej ekran z wyświetlającym się na nim nagraniu. Kiedy jakiś cień padł na stolik została zmuszona do oderwania wzroku od monitora.
– Co jest – zapytała kolesia.
– Co taka ładna dziewczyna robi tu sama? – chłopak wyraźnie spoglądał jej w dekolt. Przeszedł ją dreszcz obrzydzenia. Nie znosiła takich typów.
– Nie jest sama – odezwał się trzeci głos zanim jakkolwiek zareagowała. Steve postawił przed nią kubek z gorącym napojem i ciasto. – Czy ten półgłówek ci się naprzykrza skarbie? – blondyn usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
– Sorry – typ uniósł obie ręce w geście poddania się. – Nie wiedziałem – ulotnił się.
– Przepraszam – Steve odsunął się od niej na bezpieczną odległość. – Nie przepadam za takimi kolesiami. Myślą tylko o jednym.
– Jestem przyzwyczajona – podciągnęła lekko top w górę, żeby bardziej zakryć dekolt.
Steve dał jej swoją kurtkę.
– Dzięki – uśmiechnęła się kącikiem ust, zakrywając się otrzymanym nakryciem.
Całe szczęście, że Clint jest zajęty, bo nie dałby mi żyć – przemknęło jej przez myśl.
Następnego dnia obserwację polityka przejęli inni agenci TARCZY. Shay z ekipą wrócili na wyspę.