
5
Powiedzieć, że była zestresowana, to jak nic nie powiedzieć.
Całe to zadanie w Budapeszcie przywoływało demony przeszłości. Wspomnienia z Czerwonej Sali co chwila migały jej przed oczyma. Musiała się jednak wziąć w garść, kiedy Clint stracił przytomność.
Najgorsze było to, że nie miała zielonego pojęcia o udzielaniu pierwszej pomocy. Tam nikt tego od niej nie wymagał, miała być żołnierzem, nie sanitariuszką.
W celu znalezienia telefonu obmacała górną część kombinezonu chłopaka w poszukiwaniu kieszeni i urządzenia.
Dostępu bronił czterocyfrowy kod PIN. Zanim zaklęła w jej myślach pojawił się fragment piosenki, przytoczony wcześniej przez Clinta.
0407 – Kod Nieprawidłowy
0704 – zmieniła kolejność, ale komunikat dalej był taki sam.
Wiedziała, że nie podał jej tych cyfr bez powodu. Wypróbowała więc kolejne kombinacje tych trzech cyfr z powtarzającym się zerem.
0047 – Kod Nieprawidłowy
0074 – Kod Nieprawidłowy
0470 – Kod Nieprawidłowy
0740 – Kod Nieprawidłowy
4700 – Kod Nieprawidłowy
4070 – Kod Nieprawidłowy
4007 – Kod Nieprawidłowy
7400 – Kod Nieprawidłowy
7040 – Kod Nieprawidłowy
7004 i po ostatniej kombinacji telefon się w końcu odblokował i mogła zobaczyć tapetę z zachodzącym słońcem i pełno jakichś ikonek.
Znalezienie kontaktów było już o wiele łatwiejsze. Tyle, że nie wiedziała do kogo zadzwonić, bo zamiast normalnych nazw Clint poustawiał sobie takie, które nic jej nie mówiły.
Polifem, Cerber, Chejron, Kapitan Błysk i pełno ponumerowanych Agentów.
Nie poddając się weszła w smsy, łucznik najczęściej pisał z Kapitan Błysk i Agentką 013. Sprawdzając historię konwersacji z 013 wywnioskowała, że to musi być Sharon.
Nie namyślała się długo, wykonując połączenie.
– Co jest ? – usłyszała ziewnięcie zaraz po drugim sygnale.
– Sharon?
– Tasha? Co się stało? Co z Clintem? Gdzie jesteście? – senność w głosie dziewczyny gdzieś wyparowała. W tle rozległy się jakieś przytłumione hałasy.
– Dalej w Budapeszcie. Wystąpiły pewne komplikacje i Clint został postrzelony – wyjawiła.
– Co?!
– Moje dawne znajome też tu były. Sharon w Czerwonej Sali nikt nie uczył mnie pierwszej pomocy. Musisz mi powiedzieć co mam robić.
– Ma swój plecak ? – słowom towarzyszyło jakieś stukanie, jakby na klawiaturze.
– Tak.
– W środku będzie apteczka.
Natasha włączyła tryb głośnomówiący i odłożyła telefon by mieć wolne ręcę. Wyciągnęła plecak spod nieprzytomnego nie należało do najłatwiejszych, ale udało jej się. Z apteczką poszło łatwiej, choć słowo apteczka było na wyrost. To był zwykły, czerwony worek.
– Okej, co teraz?
– Najpierw rozepnij kurtkę munduru. Zamek jest ukryty w warstwach materiału .
– Mam – rozpięła kurtkę i od razu ją rozpostarła. Widok nie był zbyt przyjemny, krew wsiąkała w jasną koszulkę, brudząc ją w dwóch miejscach. Użyła znalezionych nożyczek by rozciąć materiał.
– Teraz dezynfekcja. Wylej zawartość brązowej buteleczki na gazę, albo jakiś w miarę czysty kawałek materiału i przeczyść ranę. Jeśli ją potem na ranie zostawisz, też będzie całkiem dobrze – wykonała polecenie Carter na obu ranach postrzałowych – Weź bandaż elastyczny i owiń go wokół.
– Elastyczny chyba mu się skończył, bo jest tylko ten zwykły.
– Z braku, laku też może być. Wiem! Clint na milion procent ma tam taśmę naprawczą. Można jej użyć do tymczasowego opatrunku, a lepsze to niż nic dopóki nie trafi pod opiekę medyka.
– Jasne. – Znalazła koniec taśmy i najpierw zawinęła ją wokół rany na tułowiu, przekładając taśmę za jego plecami, przy czym musiała oprzeć ciężar łucznika na sobie. Później zajęła się ramieniem. Na koniec zapięła kurtkę. – Zrobione – oznajmiła, chowając rolkę z taśmą do plecaka, tuż koło czerwonego worka.
– Namierzyłam już was i z Carol wsiadamy do samolotu, będziemy za mniej niż godzinę .
– Tutaj nie ma gdzie wylądować – zaprotestowała.
– Masz lepszy pomysł? Z chęcią wysłucham. Tyle, że czas jest tu na wagę złota – słyszała irytację w głosie blondynki.
– Jestem w stanie ukraść samochód.
– I wtaszczyć nieprzytomnego do środka.
– Robiłam gorsze rzeczy.
– No dobra, nie wyłączaj komórki, a będę w stanie was odnaleźć.
– Jasne – przytaknęła i rozłączyła się. Zablokowała ekran po czym schowała telefon do kieszeni plecaka i zarzuciła go sobie na plecy.
Z pasa, który miała jeszcze z Czerwonej Sali wyjęła wytrych do otwierania zamków samochodowych. Znalazła blisko zaparkowany samochód i otworzyła jego drzwi. Wróciła do Clinta i postawiła go na nogi z pewną trudnością, ale udało jej się to. Dociągnęła chłopaka do auta i wciągnęła go na tylne siedzenie. Przeszła do przodu i odpaliła na krótko. Miała nadzieję, że nikt nie widział jak kradła samochód.
Wyjechała kradzionym pojazdem z miasta. Telefon zasygnalizował jej nową wiadomość, więc wyjęła komórkę z plecaka. Była to wiadomość z lokalizacją, więc wkleiła ja do GPS-a i stosowała się do wypowiadanych instrukcji.
Starała się nie przekraczać maksymalnej prędkości, już i tak ukradła samochód, bardziej zwracać na siebie uwagi nie musiała.
Samolot już na nich czekał. Carter dopadła do tylnych drzwi kiedy tylko auto się zatrzymało.
– Gdzie dostał? – spytała, kładąc dłoń na czole nieprzytomnego.
– Ramię i bok – wysiadła z pojazdu.
Sharon skrzywiła się na informację. I równie szybko wróciła do normy.
– Musimy go wnieść na pokład. Chwyć pod kolanami – poleciła, wsuwając dłonie pod pachy łucznika i unosząc go.
Natasha wykonała polecenie starszej dziewczyny i razem zaniosły nieprzytomnego do samolotu. Carol rozłożyła koc na podłodze i okryła go drugim gdy już leżał.
– Startuj – Sharon walnęła w guzik, by właz się zamknął.
Danvers od razu pobiegła do kokpitu.
– Muszę wiedzieć co się tam stało. Wszystko – zażądała Carter, kucając przy rannym. Rozpięła jego kurtkę i skontrolowała opatrunki, a także sprawdziła puls.
Romanoff nie pominęła żadnego szczegółu, opowiadając co działo się w stolicy Węgier, dzień po dniu, przyznała się do braku reakcji na czyny Katii, gdzieś w połowie monologu opadła na siedzisko.
Carter cierpliwie wysłuchała wszystkiego co miała do powiedzenia, raz na jakiś czas kiwając głową i nie odrywając wzroku od poszkodowanego.
– I wtedy zadzwoniłam do ciebie. Zabandażowałam rany i ukradłam samochód – zakończyła.
Sharon kilkukrotnie skinęła głową.
– Możesz mi podać tamten termos? – zapytała, wskazując czarny przedmiot na półeczce u góry.
– Pewnie – Tasha wstała, wzięła termos i dała go Sharon.
Shay odkręciła termos, wcisnęła korek i nalała cieczy do kubeczka. Zapach kawy rozniósł się po pokładzie, a lewa ręka Clinta się podniosła.
– Daj – odezwał się.
Natasha poczuła jak jednocześnie ogarniają ją dwa uczucia – ulga i gniew. Ulga bo Clint się obudził i prawdopodobnie nic mu nie było. Złość bo nie wiedziała kiedy się obudził i jak długo ją w ten sposób zwodził. Ulga przeważała.
– Kiedy się ocknąłeś?
– W samochodzie – odpowiedział, popijając. Sharon ułożyła go sobie na kolanach, lekko unosząc.
– Jesteś powalony – rzuciła po rosyjsku.
– Dziękuję – odparł, nie rozumiejąc co do niego powiedziała.
– To nie był komplement – wyjaśniła Carter.
– No i? Dostanę jeszcze kawy? – spytał, odchylając głowę w tył.
– Nie – Sharon z powrotem odkliknęła korek. Wysunęła go w stronę Natashy, a ta odłożyła go z powrotem na półkę.
Zarzuciła włosami i odeszła w kierunku kabiny pilota. Carol koncentrowała się na locie i tylko na sekundę pozwoliła sobie oderwać wzrok. Usiadła na wolnym miejscu drugiego pilota, które były o wiele bardziej wygodne niż ławy w części przewozowej.
– Jesteście obie okropne – usłyszała z tyłu.
– I co zrobisz z tym faktem słońce?
– Myślisz, że Fury pozwoli mi przygarnąć kolejny motor?
– Kupię ci nowy.
– Nie chcę być twoim utrzymankiem. – Usłyszała dziwny dźwięk. – Auuu, jestem poszkodowany. – Wniosek, że dziewczyna go pacnęła nasuwał się sam.
– Jesteś dla mnie jak brat. Mam święte prawo kupić ci coś na co cię nie stać.
Dalszą rozmowę prowadzili dużo ciszej i nie była w stanie podsłuchać co mówią.
Przymknęła oczy i wyciszyła się. Wiedziała, że i tak nie zaśnie bez kajdan na nadgarstku. W Czerwonej Sali przyzwyczaili ją do takiego stanu rzeczy i nie była w stanie pozbyć się tego nawyku. Zaopatrzyła się w zapas opasek zaciskowych i to trochę jej pomagało.
Dolecieli na Wyspę w przeciągu dwóch i pół godziny. Carol otworzyła tylny właz i na pokład oprócz Marii Hill, Phila Coulson’a i Nicka Fury’ego weszła jeszcze trójka ludzi. Hank, Logan i Jean. Howlett i McCoy rozłożyli nosze na kółkach i przełożyli tam Clinta za pomocą koca.
– Cześć Jean – Clint przywitał się z rudowłosą mutantką, gdy ta do niego podeszła.
– Clint i co ja mam z tobą zrobić? – piętnastoletnia mutantka rozpięła jego kurtkę.
Hank pełniący na Wyspie role lekarza zdjął jego lewy rękaw i wbił w żyłę igłę razem z wenflonem. Podłączył do niego woreczek z krwią, po czym zwrócił się do Jean.
– Jesteś w stanie wyciągnąć kule? I zasklepić rany?
– Myślę, że tak – Jean energicznie pokiwała głową. Uniosła płasko dłoń nad ramieniem i kiwnęła do Logana.
Howlett wysunął spomiędzy kostek u palców jeden szpon i przeciął nim opatrunek. Dziewczyna energicznie szarpnęła dłonią w górę, a drugą zbliżyła do rany. Musiało zadziałać bo powtórzyli to samo z drugą raną.
– Co działo się od momentu, w którym zostaliście sami w furgonetce? – zapytała Hill, gdy Barton był już w pozycji siedzącej po zabiegu, wcześniej bez słowa stali w trójkę koło Shay i Carol.
– Natasha sprawdzała monitoring do momentu, kiedy upewniła się, że Dreykov na pewno jest w hotelu. Kiedy miała już co do tego pewność wysadziła cały budynek, nie czekając aż ktokolwiek opuści hotel. Nawet jego córka. Wysadziliśmy furgonetkę tak jak przekazał nam agent White. Odjechaliśmy w kierunku kryjówki, ale nigdy tam nie dotarliśmy, bo przeszkodziły nam cztery agentki Czerwonej Sali. Uziemiłem je przy pomocy strzał elektrycznych i schowaliśmy się na stacji metra w korytarzu technicznym. Dzisiaj rano złapaliśmy metro jak najbliżej granicy miasta. Tam dopadła nas Katia i postrzeliła mnie, zanim zdążyłem ją zauważyć. Zaczęła coś tam mówić, że chcą Natashę z powrotem. A Natasha ją zastrzeliła. – Nie rozumiała dlaczego Clint skłamał. – Zemdlałem z powodu utraty krwi, a Tasha zamiast zostawić mnie na pastwę losu i pomimo nieznajomości pierwszej pomocy zrobiła wszystko co w jej mocy, żebym tu wrócił.
Fury kiwnął głową, wyszedł przed szereg i podszedł do niej z wyciągniętą dłonią.
– Witamy w TARCZY, agentko Romanoff – uścisnął jej dłoń. – I liczę na raport jeszcze dziś, w moim gabinecie.