
Clint i Tasha
Clint zaparkował motor za krzakiem i dodatkowo upewnił się, że gałęzie go zasłaniają. Dopiero wtedy ruszył do budynku.
Już na wejściu coś mu się nie spodobało. Było za pusto i stanowczo za cicho. Dobył łuku i ostrożnie po cichu zaglądał do każdego pomieszczenia.
TARCZA kazała mu zinfiltrować pomniejszą bazę Hydry na obrzeżach Kaliningradu. Niewysoki budynek stał pośrodku otoczonego płotem sporego pola. Wszystkie pokoje wyglądały jak identyczne pomieszczenia biurowe, takie same tapety, panele, drewniane biurka i roztrzaskane komputery. Ktoś był tam przed nim, albo Hydra się ewakuowała.
Jednak intruz pomyślał na widok kolekcji trupów w jednym z pokoi.
Szesnastolatek postanowił w dalszej drodze użyć kanału wentylacyjnego. Mógł się śmiać, że jego dziwne hobby na coś się przydaje.
Jeszcze przed wylotem Maria Hill wbiła mu do głowy mapki całego budynku, w tym i wentylacje, dlatego wiedział gdzie ma pełznąć.
W jednym pomieszczeniu zastał intruza. Rudowłosa dziewczyna używała działającego komputera, nie widział jednak co dokładnie robiła.
Clint poluzował kratkę najciszej jak mógł. Przerywał swoje zajęcie gdy rudowłosa rozglądała się po sali. Chciał mieć przewagę zaskoczenia.
Przed zrzuceniem granatu z dymem usypiającym zasłonił usta i nos materiałową szmatką i wyciągnął zawleczkę. Zrzucił pocisk dopiero gdy miał pewność, że uśpi dziewczynę, bo nie da jej czasu na reakcję. I faktycznie tak było bo rudowłosa praktycznie od razu po zetknięciu granatu została otoczona przez dym i osunęła się na podłogę.
Barton pozbył się reszty kratki i przemieścił się nieco w przód, żeby to nogi i dolna część ciała jako pierwsze opuściły przewód wentylacyjny. Wiedział jak bezpiecznie upadać bez szkody dla ciała.
Gaz zdążył się rozrzedzić w powietrzu, ale na wszelki wypadek dalej oddychał przez materiał.
Zanim usiadł do komputera profilaktycznie związał ręce i nogi nieprzytomnej dziewczyny. Była dość młoda, może w jego wieku, ale wręcz chorobliwie szczupła. Przy nadgarstkach miała jakieś dziwne grube bransolety, a przy pasie pistolety, noże i jakieś zapinane saszetki, czy coś takiego. I tak samo jak on ściągała dane Hydry.
Pendrive był podłączony, a transfer danych był w okolicach siedemdziesięciu dwóch procent i do pełnej stówy brakowało dwudziestu czterech minut.
Odczekał je strasznie się nudząc. Po skończeniu przenoszenia zabrał nośnik danych nieprzytomnej i schował do wewnętrznej kieszeni bojowej kurtki.
Wyszedł posyłając dziewczynie jeszcze jedno krótkie spojrzenie. Na korytarzu znalazł jeszcze kilku nieżywych, lub tylko nieprzytomnych żołnierzy Hydry. Ominął ich i skorzystał z klatki schodowej, by wyjść na zewnątrz.
Na świeżym powietrzu ściągnął chustę z twarzy i wyciągnął komórkę, a także słuchawkę z kieszeni pasa. Urządzenie TARCZY wsadził do ucha wolnego od aparatu słuchowego. Wysłał wiadomość o powodzeniu misji do Coulsona i Sharon.
Do Phila, bo tego wymagała od niego góra, do Carter, żeby dziewczyna wsiadała w samolot i przyleciała po niego do punktu odbioru.
Wkrótce później w słuchawce odezwał się głos Nick'a Fury'ego.
– Agencie Barton czy naprawdę już udało ci się zdobyć wszystkie dane?
– Wykorzystałem okazję dyrektorze – odpowiedział.
– To znaczy?
– Agentka nieznanego mi wywiadu miała ten sam cel. Wykorzystałem granat z gazem usypiającym i unieszkodliwiłem ją. Przywłaszczyłem sobie jej własność.
– Dobra robota agencie. Z tego co widzę agentka Carter już wyruszyła z Pragi.
– Udaje się więc na miejsce odbioru.
– Stój – usłyszał cichy głos z tyłu. Gdy się odwrócił zobaczył rudowłosą opierającą się o ścianę. Dziewczyna miała jeszcze problem z utrzymaniem równowagi i przytomności. Trzymała pistolet w obu rękach, ale broń cały czas ciągnęła ją w dół. – Oddaj mi to.
– Co się tam dzieje agencie? – spytał przez słuchawkę Fury.
– Mała komplikacja. – Wyciągnął z futerału broń i odbezpieczył. – Nie wydaje mi się, żebym chciał to zrobić.
– To moje – z całej siły starała się nie zamykać oczu. Gaz jeszcze ją trzymał.
– Znalezione, nie kradzione.
– Potrzebuje tego.
– Ja tak samo. Chcesz się licytować? – Kątem oka dostrzegł jakiś ruch na piętrze i cofnął się kilka kroków, żeby lepiej widzieć.
– Zostań. – Zarzuciło ją na ścianę i opuściła broń. Głowa opadła jej bezwładnie w dół na kilka sekund, zanim poderwała ją znów.
Wykorzystał tę chwilę by wycelować w okno na górze i strzelić. Jakiś człowiek Hydry wypadł na podwórko.
– Agencie Barton, co się tam dzieje? – zapytał Fury.
– Chyba jednak zostawię sobie ten pendrive, wiesz? – Zabezpieczył pistolet i schował do kabury.
– Muszę to mieć.
Coś w postawie dziewczyny mocno go niepokoiło. Nie był tylko pewny co. Chorobliwe wychudzenie, drżenie rąk, czy pozostałości siniaków na twarzy, które mógł dostrzec dopiero w naturalnym świetle.
– Możesz iść ze mną jeśli chcesz – zaproponował.
– Barton, co ty wyprawiasz?! – zagrzmiał dyrektor.
Clint wyciągnął słuchawkę, ale zostawił włączony mikrofon.
– Co? – zamrugała zaskoczona.
– Do TARCZY – wyjaśnił. – To szkoła dla uzdolnionych dzieciaków, które w przyszłości mogą być świetnymi agentami wywiadu. A coś mi mówi, że jeśli ktoś da ci szansę to będziesz świetnym szpiegiem w przyszłości. Jeśli chcesz. Nikt cię do niczego siłą nie zmusi. Bo ci twoi chyba nie znoszą porażek zbyt dobrze, prawda? Ale to twoja decyzja.
Odszedł w kierunku motoru, pozbył się gałęzi i wsadził klucz do stacyjki. Podjechał pod budynek. Rudowłosa dalej tam stała. Nie poruszyła się ani o milimetr.
– To co? – wyciągnął do niej dłoń.
Nastolatka przeskakiwała wzrokiem pomiędzy jego wyciągniętą ręką, a wejściem do budynku.
– Okej – zgodziła się, chwytając dłoń i wsiadając na motor. Mocno chwyciła siedzisko gdy ruszył.
Jechali pół godziny bocznymi drogami, Clint nie żałował gazu. Zaparkował tak blisko plaży jak się dało.
– Teraz czekamy na dalszy transport – powiedział, zsiadając.
Rudowłosa powtórzyła czynność po czym cofnęła się kilka kroków, zachowując dystans.
Wyglądała już o niebo lepiej. Miała mniej mętne spojrzenie i nogi już jej się tak nie plątały. Rozglądała się wokół z uwagą i pewną podejrzliwością.
– Czym jest ta cała tarcza? – zapytała.
– Tajna Agencja Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych – wyrecytował formułkę, której nauczyła go Shay. Rudowłosa uniosła brew ze zdziwieniem. – TARCZA brzmi lepiej – zaśmiał się z miny nastolatki. – Jesteśmy czymś jak FBI czy CIA, ale znacznie lepsi. Chociaż agentom w moim wieku przydzielają głównie latanie po dane – poklepał się po kieszeni spodni, mimo że nie tam schował przywłaszczoną pamięć. Spojrzenie jasnych zielonych oczu zawisło tam na dłuższą chwilę, ale udał, że nie widzi. – I co najwyżej można dostać dyżur przy myciu naczyń przez tydzień, ewentualnie koszenie trawy. Połączenie szkoły TARCZY z Instytutem dla Utalentowanej Młodzieży Charles'a Xavier'a to był najlepszy pomysł pod słońcem.
– Kim jest ten Charles Xavier?
Clint musiał dłuższą chwilę uważnie przyglądać się rudowłosej, żeby upewnić się, że ona pytała na poważnie.
– Jeden z najbardziej rozsławionych mutantów na świecie. – Dziewczyna dalej patrzyła na niego nie wiedząc o czym mówi. – W jakiej stodole cię chowali?
– Nie chcę o tym rozmawiać – odwróciła głowę.
– W porządku. Ale ty nie pytaj mnie o cyrk. – Tak jak się spodziewał dziewczyna zapytała "co?, kiedy znienacka rzucił tą informacją. Dostrzegł zmierzający do nich samolot. – Nasz transport zaraz tu będzie.
Z Sharon znali się prawie od roku. To ona i Coulson byli pierwszymi ludźmi TARCZY, z którymi miał styczność, gdy wylądował na ulicy i musiał kraść, żeby przeżyć. Pamiętał, że jakiś oprych zatrudnił go do włamania się do jakiegoś centrum naukowego i kradzieży jednego z wynalazków. Co mu się udało (choć jak później się dowiedział pozwolono mu na to, żeby sprawdzić co umie), tyle że w jego kryjówce czekali na niego ludzie zleceniodawcy i nieźle go poturbowali, bo nie chciano mu zapłacić. Shay i Phil znaleźli go gdy klął na czym świat stoi. Początkowo myślał, że mieli go dobić i stali w opuszczonym magazynie celując do siebie z broni. To Sharon jako pierwsza opuściła wtedy pistolet i zaproponowała mu miejsce w TARCZY. Dała mu wybór, każąc Philowi również zrezygnować z broni. Kiedy się zgodził, przyjęła go pod swój dach i od tego czasu traktowała jak członka rodziny. Sam Jonathan Carter proponował mu adopcję, jednak nie był pewien czy mówił to w żartach, czy na poważnie.
Rudowłosa stała z tyłu, dalej wycofana kiedy Carter lądowała na plaży.
– Masz pomysł dlaczego Fury nieustannie do mnie wydzwania? – Sharon wyparadowała z samolotu, kiedy tylko klapa opadła na piasek. Siedemnastoletnia blondynka nie miała na sobie typowego umundurowania Tarczy. Została w dżinsach, koszulce i kurtce pilotce, jednak na sto procent była uzbrojona.
– Poznaj proszę naszą najnowszą uczennicę – wskazał dziewczynę.
– Nie dziwię mu się. Cześć, jestem Sharon – przedstawiła się.
– Mówili mi Natalia Alianovna Romanova. Tam.
– Chcesz żebyśmy to zmienili? – zapytała Shay, odczytując wszystkie ukryte informacje za tym niepozornym "tam". Natalia kiwnęła nieśmiało głową. – W porządku, coś wymyślimy. Barton ci się przedstawił?
Natalia zaprzeczyła.
– Clint Barton, najlepszy łucznik jakiego widziała TARCZA.
– W zasadzie jedyny.
– Jak nie umiesz się przedstawić to się nawet nie odzywaj – zażartowała Sharon. Jak zwykle bezbłędnie odczytała jego intencje, żeby rozluźnić trochę atmosferę.
– To nie ja wsiadam nieznajomym na motor. Ją wiń – kiedy zerknął na dziewczynę mógł dostrzec słaby uśmiech błądzący po jej twarzy. – Ale na poważnie. Chcesz lecieć z nami? Bo jeśli chcesz możesz wrócić do swoich – wyjął z kieszeni pusty, materiałowy woreczek i na otwartej dłoni wyciągnął do Natalii. – To ma być twój wybór, nie zmuszamy cię do niczego. – Przytoczył słowa, których kiedyś użyła Shay.
Nastolatka przeskakiwała spojrzeniem z woreczka na samolot.
– Chce lecieć z wami. Mam dość Czer… – ugryzła się w język, nie dokańczając myśli.
– Dobry wybór, to i tak było puste – pomachał woreczkiem zanim schował go do kieszeni.
– Jesteś okropny Clint – roześmiała się Sharon.
– I co zrobisz z tym faktem słońce?
– Każę ci pakować tyłek na pokład złotko – blondynka pstryknęła i wskazała za siebie.
– Aj, aj pani szefowo – zasalutował dwoma palcami, po czym wprowadził motor na pokład samolotu. Przystanął przy przełączniku, gdy Sharon poszła usiąść za sterami i zamknął klapę.
Gdy trochę się uspokoiło po pionowym starcie, który umożliwił projekt Howarda Starka, poszedł usiąść na miejscu drugiego pilota.
– Pozwalają ci pilotować? – zapytała rudowłosa.
– Agenci muszą być przeszkoleni do różnych zadań – odpowiedziała Carter. – Chociaż podstawowe wymagania są raczej niskie, dwa języki obce, sprawność fizyczna razem z samoobroną i posługiwanie się bronią palną. Inne rzeczy są opcjonalne.
– Nie wielu agentów posługuje się łukiem – rzucił Clint.
– Albo łazi po wentylacji.
– Albo rozkłada przeciwnika na łopatki w piętnaście sekund.
– To zdarzyło mi się tylko raz – Sharon zabrzmiała na lekko zirytowaną wychwalaniem jej. Wolała chwalić innych.
Natalia mruknęła coś w innym języku.
– Tylko dziesięć? – zapytała z entuzjazmem siedemnastolatka. – To niesamowite.
– Co to za język? – zapytał Barton.
– Rosyjski. Agent Volkovich mnie uczył.
– Nie oczekuj, że będę znał tych samych agentów co ty. Poza Grecką Trójką kojarzę jeszcze tylko Melindę, Jemmę i Leo. Tylko dlatego, że wpadają raz na jakiś czas. No i Skye i Danny'ego
Shay wywróciła oczami i zignorowała jego komentarz.
– Mam pewien pomysł na twoje nowe imię, tylko potrzebuje wiedzieć czy mogę bazować na tym co już mam.
– Jasne, pewnie – rudowłosa się zgodziła.
– Natasha Romanoff, w skrócie Tasha, albo Nat. Też na cześć ostatniej dynastii, a jednak trochę inaczej. Co powiesz?
– Podoba mi się – ponieważ siedział bokiem do kierunku lotu, widział jak teraz już Natasha się uśmiecha i ten uśmiech w końcu sięga też oczu.
– Więc miło mi cię poznać Tasha – Sharon puściła stery, by uściskać dłoń Natashy. Jako, że Shay miała zwyczaj puszczania kółka, żeby po coś sięgnąć wiedział kiedy to on miał przejąć pilotowanie na krótką chwilę.
– Mnie ciebie też – oddał ster przyjaciółce i też uścisnął dłoń rosjanki.
Lot na wyspę zajął im trzy godziny. Zanim wysiadł zarzucił sobie na ramię plecak, który wcześniej tam zostawił.
Nick Fury stał z ręką założoną na rękę i całą swoją postawą wyrażał własne niezadowolenie.
– Agencie Barton – powiedział dyrektor z marsowym wyrazem twarzy, co mówiło mu, że ma przechlapane. – Oczekuję cię w moim gabinecie.
– Nicholasie – Charles Xavier jak zwykle pojawił się w odpowiednim momencie i Clint mógł mu jedynie dziękować za wybawienie – chłopak chciał dobrze. A poza tym powinieneś najpierw przywitać naszego gościa. – Telepata podszedł do Natashy i uściskał jej dłoń swoimi dwiema. – Witaj na Wyspie moja droga, mam nadzieję, że będziesz się tu dobrze czuć, panno Romanoff. To bezpieczne miejsce dla każdego. – Xavier podszedł też do niego i poklepał go po ramieniu. – Dobra robota chłopcze.
– Dzięki Charles. – Barton czuł trochę ulgi po słowach telepaty, wiedział że ten szybko pozbyłby się kogoś z wrogimi intencjami, zamiast witać go serdecznie. Dalej jednak czekał go wykład od Fury'ego.
Ugłaszczę go trochę – usłyszał głos w swojej głowie. Uśmiechnął się w podzięce.
– Czekam na raport – oznajmił dyrektor szkoły TARCZY. – Agentko Carter proszę oprowadzić pannę Romanoff po szkole.
– Właśnie miałam to proponować Nicky – z uśmiechem odpowiedziała blondynka. Sharon często pozwalała sobie na tego typu zagrywki, bo jako córka jednego z założycieli TARCZY miała swego rodzaju immunitet. Uwielbiała to podkreślać, odwalając różne numery.
Fury wywrócił jedynym okiem, po czym odszedł w kierunku szkoły, rozmawiając z Charlesem.
Barton powłóczył za nimi na skazanie, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.