Jak zaakceptować znajomych syna

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Jak zaakceptować znajomych syna
author
Summary
Mamy rok 2018. Harry jest już szczęśliwym 38-latkiem, posiadającym piękną żonę i trójkę wspaniałych dzieci. Jednak jak to w jego życiu bywa, taka sielanka nie może trwać zbyt długo. By było jeszcze ciekawiej, Harry ląduje w roku 1976. Musi stawić czoła Huncwotom, przyszłym Śmerciożercom, Severus'owi Snape'owi, a to wszystko w wątłym ciele 15-latka. Aha. Czy wspominałam, że wraz z nim trafia tam Draco Malfoy?
All Chapters Forward

Chapter 44

McGonagall była absolutnie wściekła, co jednak nie zdziwiło Harry’ego. Kochał swoją Głowę Domu i miał do niej wiele szacunku zarówno teraz, jak i w swoich czasach, jednak nie mógł zaprzeczyć, że czasami miotła tkwiąca w jej tyłku po prostu weszła za głęboko.

Gdy zostali złapani, po wyjściu z łazienki Jęczącej Marty zostali okrzyczani, skarceni, zbesztani i wszystkie inne synonimy, których nie chce mu się teraz wymieniać. Właściwie to pamiętał z tego jedynie nieludzki wrzask, z którego rozpoznał wyłącznie słowa „nieokrzesani”, „skandaliczne”, „idiotyczni” i „zatrzymanie”. Nie, żeby musiał się tym martwić, skoro profesor transmutacji była na tyle miła, by powtórzyć wszystko – a nawet jeszcze więcej – następnego dnia tym razem w towarzystwie dyrektora i profesora Slughorna. Wyjaśniła także, na czym miało polegać ich „zatrzymanie”.

Swoją drogą, Harry uważał to za skandaliczne.

Nie dość, że oszczędzili im kłopotów w raczej marnych próbach ratowania ich (Na brodę Merlina! Uczta trwała jakby nigdy nic i nikt nie wydawał się troszczyć o nich bardziej niż chwilową sensację! Nawet dyrektor!), to jeszcze Harry na koniec zadeklarował, że praktycznie sam upora się z Voldemortem. Na dodatek nikt nie mówił, że nie wolno im się przebrać na Halloween za Death Vadera czarodziejskiego świata i jego świtę klonów. W zasadach Hogwartu również nigdzie nie było takiego punktu – a Huncwoci wraz z Dementorami zadbali, by dokładnie to sprawdzić, chociaż odbyło się to już po zgarnięciu ochrzanu. Nie kłopotali się jednak, by uświadomić o tym profesorów, pewni, że i tak to do nich nie dotrze. Szczególnie że karę wymierzyła McGonagall. Jednogłośnie odmówili ponownego zmierzenia się z nią.

Jedynym, który wyszedł bez większego szwanku był Regulus, który – co oczywiste – nie brał udziału w żarcie. Został mu jednak przydzielony esej na temat pomagania sprawcom w ucieczce z miejsca zbrodni i jaka kara za to grozi w szkole, Ministerstwie Magii i mugolskim sądzie.

Harry uważał, że McGonagall trochę z tym wszystkim przesadzała. W końcu nikogo nie zamordowali, a jedynymi uszkodzonymi byli Śmierciożercy, co nie powinno się liczyć, skoro nie działo się na terenie szkoły. Potter tak samo, jak i reszta nie odezwali się jednak, choć raz postępując zgodnie z zasadą „jeden za wszystkich i wszyscy za jednego”, nawet jeśli kara miała być dramatycznie inna. Młodszy Black nie był z tego zadowolony, a gdy wyjaśnili mu swoje myślenie, gdy McGonagall znikła z zasięgu słuchu, powiedział, że było to raczej „skoro ja mam cierpieć, to udupię też resztę”. Prywatnie Harry się z tym zgodził, ale nigdy nie miał zamiaru się do tego przyznać.

Co do reszty szkoły, gdy tylko wszyscy pozbyli się tej – według żartownisiów – irracjonalnej złości, zgodnie uznali to za dość zabawne, chociaż w ramach zemsty żartowali z ich kary. Szybko to się jednak skończyło, gdy spadł na nich wspólny gniew Huncwotów i Dementorów.

Właściwie pomyślałby kto, że cała sprawa z Halloween powstrzyma wojnę na żarty.

Tak się nie stało.

Wojna trwała tak jak zawsze, chociaż żarty nie były już tak spektakularne, jak raczej niesmaczna serenada o tym, jak wielkie zainteresowanie mają Ślizgoni wężami, albo zmienienie nazwy Gryffindoru na „kociątka” na cały dzień. Ograniczyli się raczej do mniej znaczących dowcipów jak zamiana śniadania w piasek albo postawienie przed wejściem do akademika przeciwników bagna. Szkoła jednak o tym nie wiedziała. Wszystkim wydawało się, że zasady z „kto kogo bardziej upokorzy” zmieniły się w „kto zrobi najlepszy dowcip”. Dopiero pół miesiąca później okazało się, że przytrafiło się coś o wiele gorszego.

Odkryła to biedna pierwszoroczna Puchonka, która ukryła się w łazience Jęczącej Marty, cicho pochlipując po spektakularnej porażce na eliksirach, co poskutkowało jej pierwszym Trollem. Pech chciał, że podczas jej pobytu, do pomieszczenia zaczęli napływać studenci. Pierwszymi przybyłymi byli Ślizgoni ze starszej klasy, a dokładnie bracia Lestrange. Dziewczynka nie chciała w żadnym wypadku stać się ich kolejną ofiarą, więc natychmiast przestała płakać i starała się nie wydawać żadnych dźwięków. Nie trwało długo, nim do łazienki przybyło jeszcze ośmiu uczniów. Zaczęli oni między sobą rozmawiać, wyraźnie czekając na jeszcze jedną osobę. Puchonka po kilku minutach słuchania zdała sobie z przerażeniem sprawę, z kim została zamknięta. To byli ci przerażający uczniowie, którzy zrobili ten okropny żart na Halloween! Po uświadomieniu sobie tego, jedenastolatka jeszcze bardziej skurczyła się w sobie, z niecierpliwością czekając, aż zdecydują się oni w końcu odejść, tak by mogła opuścić swoją kryjówkę. Stało to się pięć minut później, gdy do środka wpadł Regulus, który został zatrzymany przez Flitwicka. Następnie rozległ się syk, dźwięk jakby coś się przesuwało, który powtórzył się chwilę później. Potem w łazience zapanowała cisza, chociaż Puchonka czekała jeszcze kilka minut, by się upewnić, po czym wybiegła z pomieszczenia, szukając swoich przyjaciół i opowiadając im o tym, co usłyszała. Oczywiście, jak to było w Hogwarcie, plotki rozprzestrzeniły się z szybkością Nimbusa 1700 i nie minęła kolacja, gdy wszyscy byli świadomi, że Huncwoci współpracują wraz z Dementorami i ostatnie dowcipy są wynikiem ich wspólnego wysiłku.

Nie trzeba chyba dodawać, że od tamtego czasu szkoła była przerażona i wszyscy jej mieszkańcy żyli na krawędzi, spoglądając panicznie przez ramiona i wprowadzając system koleżeństwa dla bezpieczeństwa.

Żartownisie, oczywiście, byli dumni z takiej uwagi i starali się nie zawieść oczekujących widzów, co znaczyło mniej więcej to, że Hogwart został poddany regularnym żartom na wielką skalę – od zalania Wielkiej Sali budyniem waniliowym po zabarwieniu na różowo wody w prysznicach na cały tydzień.

Dlatego wszyscy – uczniowie, personel, a nawet Pani Norris – odetchnęli z ulgą i z chęcią opuścili zamek na przerwę świąteczną, chcąc wykorzystać ten miesiąc na odbudowę morali i zebranie odwagi, by wrócić tam na przyszły semestr.

Na ich nieszczęście, buntownicy nie odchodzili bez huku.

---

Była kolacja, dzień przed wyjazdem uczniów do ich domów na przerwę świąteczną, a studenci stąpając ostrożnie, powoli napływali do Wielkiej Sali. Z ulgą zauważyli, że wszystko wydawało się w porządku. Żadnych dziwnych wystrojów, przebrań czy potworów. Jedzenie było jedzeniem jak zwykle bardzo smacznym.

Dopiero po kilku minutach, uczniowie zorientowali się, że jednak coś jest nie tak. A właściwie zwróciła na to uwagę McGonagall.

- Co to ma znaczyć? – zapytała z oburzeniem, wpatrując się w grupkę jedenastu nastolatków siedzących przy Głównym Stole, jakby to było ich miejsce. Mentalnie Minerva westchnęła z rozpaczą. Chciała jednego spokojnego dnia! Jednego!

- Siedzimy, profesor Minnie – odparł Syriusz, niewinnie rozszerzając oczy, jakby faktycznie nie uważał, że robi coś złego. Zastępca dyrektora został przez chwilę zamrożony z szoku, po zwróceniu się do niej tym bezczelnym przydomkiem. Potem zawrzała.

- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru, panie Black! I szlaban ze mną po przerwie! – Dlaczego? Dlaczego musiała się narażać na niego tak szybko? Może lepiej było oddać ten szlaban Filchowi... – A teraz proszę się rozejść do swoich stołów! Uczniowie nie mogą zajmować miejsca przy stole dla kadry!

- Właściwie, profesorze... – wtrącił się Harry – nie ma nic takiego w zasadach Hogwartu. – Tym razem sprawdzili zasady przed ich ewentualnym złamaniem. McGonagall po prostu rzuciła im mordercze spojrzenie i odeszła, by samej się posilić. Harry z pewnym rozbawieniem zauważył, że zajęła miejsce po drugiej stronie stołu, jak najdalej od nich i całkowicie innym, niż dotychczas zajmowała.

Reszta kolacji przebiegła w miarę normalnie. I uczniowie z ulgą opuszczali zamek, kierując się na stację.

I to tam czekała ich największa niespodzianka.

Bo dotychczas dumny, czarno czerwony Express Hogwart był niebieski. A na jego froncie była blada twarz. Czerwony napis na jego boku głosił, że nowa nazwa brzmiała „Tomek”.

Uczniowie twierdzili, że wyglądało to właściwie dość przerażająco.

Pociąg miał twarz! I mówił, jak odkryło kilku pechowców, którzy podeszli zbyt blisko frontu pociągu.

A buntownicy? Oni oczywiście byli bardzo dumni. I szczęśliwi! Bo w końcu odkąd semestr został oficjalnie zakończony po opuszczeniu kolacji, profesorowie nie mogli ich za to ukarać!

To miały być dobre święta.

 

Forward
Sign in to leave a review.