Jak zaakceptować znajomych syna

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Jak zaakceptować znajomych syna
author
Summary
Mamy rok 2018. Harry jest już szczęśliwym 38-latkiem, posiadającym piękną żonę i trójkę wspaniałych dzieci. Jednak jak to w jego życiu bywa, taka sielanka nie może trwać zbyt długo. By było jeszcze ciekawiej, Harry ląduje w roku 1976. Musi stawić czoła Huncwotom, przyszłym Śmerciożercom, Severus'owi Snape'owi, a to wszystko w wątłym ciele 15-latka. Aha. Czy wspominałam, że wraz z nim trafia tam Draco Malfoy?
All Chapters Forward

Chapter 42

Harry podszedł do swojego różowego tronu ozdobionego brokatem, tylko trochę się chwiejąc na wysokich obcasach. Zamiatając falbanami swojej balowej sukni, którą nie pogardziłaby żadna księżniczka z mugolskich bajek, rozsiadł się na nim tak teatralnie, jak tylko dał radę. Machając ręką, zezwolił swoim towarzyszom na zajęcie miejsca. Wszyscy oni byli ubrani w piękne balowe suknie. Oczywiście, żadna z nich nie była tak wspaniała, jak jego.

Okay, to było dziwne.

Fałszywi Śmierciożercy Lily, Severus Draco i Peter - który to otrzymał tę rolę po rezygnacji Pottera - nadal mieli na twarzach srebrne maski i ubrani byli w fioletowe kreacje. Ich buty były trochę niższe jednak i tak o wiele wyższe niż byli przyzwyczajeni. Bracia Lestrange, Remus, James i Syriusz przyodziani byli odpowiednio w kolory Gryffindoru i Slytherinu. Ich rany nie zostały usunięte, co tworzyło raczej makabryczny widok.

Gdy każdy wygodnie się już rozsiadł, a Fazio znalazł się bezpiecznie na kolanach właściciela, Harry-Voldemort podniósł misternie zdobioną porcelanową filiżankę i zastukał delikatnie łyżeczką o jej krawędź. Natychmiast wszyscy przy stole wyprostowali się, ściągając razem łopatki i chwycili swoje własne filiżanki wypełnione herbatą przyrządzoną według ich upodobań.

- Moi drodzy Dwudomożercy i kochane ofiary - zaczął Harry pełnym powagi tonem. Uczniowie Hogwartu zaczęli wymieniać dziwne spojrzenia, chociaż nikt nie był na tyle odważny, by powiedzieć choć słowo. - Zebraliśmy się tu dzisiaj, by pokazać tym oto niedowiarkom, że dzięki współpracy i przyjaźni wszystko jest możliwe. Zobaczcie! Oto my - potępiani i słusznie nienawidzeni przez ogół czarodziejskiego społeczeństwa dostaliśmy się do najbezpieczniejszego miejsca na świecie! Do Hogwartu! Do szkoły, która kiedyś dla każdego z nas była domem! A wszystko to dzięki sile miłości! Złączyła nas miłość do pięknych sukni i proszonych herbatek w akompaniamencie krzyków rozpaczy i jęków bólu! Zebrałem was wszystkich i w końcu spełniliśmy swoje marzenie! Wypijemy więc toast! Za Hogwart, suknie balowe, herbatę i oczywiście za mnie! - krzyknął uroczyście, podnosząc do góry filiżankę.

- Za Harrymorta! - odpowiedział mu chór głosów i dziewięć filiżanek dołączyło do tej pierwszej.

---

Po drugiej stronie sali niewtajemniczeni w dowcip mieszkańcy zamku stali z otwartymi ustami, głupio mrugając na całe przemówienie. To było tak... absurdalne, że nie powinno być możliwe, ale jednak faktycznie to się działo. Teraz, w tej chwili, przed ich oczami. Jak wielka była możliwość, że domowe elfy postanowiły zażartować sobie ze wszystkich i dosypały do jedzenia proszku halucynogennego? Ale nie. Wtedy każdy widziałby coś  innego, prawda? Więc... To musiała być rzeczywistość. Nieważne jak szalona, nierealna i dziwna.

- Po przekąskach niech zaczną się tańce! - Rozległ się ponownie głos Harrymorta. Uczniowie wymienili spojrzenia i jeszcze raz spojrzeli na dodatkowy stół.

A następnie zaczęli się zastanawiać jak dostać do swoich rąk ten cudowny składnik halucynogenny.

Dziwność dziwnością, ale są granice.

---

Harry z największą przyjemnością oglądał chaos, który stworzyli swoim przedstawieniem. Widok uczniów i personelu, który zaczął kwestionować ich zdrowie psychiczne, a następnie swoje własne był cudownie rozkoszny. I pomyśleć, że potrzebne do tego było tylko urzeczywistnienie jego snu! Skoro z czymś takim osiągnęli tak świetne rezultaty, to strach pomyśleć co by się działo, gdyby wprowadził w życie bardziej ekstremalne sny! Prawdopodobnie powinni to przetestować.

Znaczy, o ile przeżyją.

Profesor McGonagall miała ich żywcem oskórować.

Nie żałował niczego i napisał to w swoim testamencie.

---

Jakieś piętnaście minut później, gdy Harrymort, Dwudomożercy i Ofiardojedzenia skończyli swoją herbatę, a także wymianę plotek, w co kwalifikowało się, chwalenie nowym manicure i ekstrawaganckimi fryzurami, a także opowieści o najnowszych romansach Hogwartu wraz z pikantnymi szczegółami, Harrymort i jego świta odeszli od stołu. Potter klasnął dwa razy w dłonie, sprawiając, że wszystkie stoły znikły, a znikąd zaczęła grać powolna muzyka.

- Zacznijmy tańce! - zawołał i sprężystym - w zamyśle zmysłowym - krokiem, podszedł do osłupiałego zgromadzenia na drugim końcu Wielkiej Sali. Stając przed Dumbledorem wyciągnął do niego swoją szponiastą dłoń z obecnie pomalowanymi na różowo tipsami i oznajmił wyniosłym tonem:

- W ramach dzisiejszej imprezy pozwalam ci na zaproszenie mnie do tańca - powiedział, arogancko zadzierając swoje dziurki, które miały uchodzić za nos ku zaklętemu sufitowi. Dyrektor - prawdopodobnie przez przedawkowanie cytrynowych dropsów - przyjął oferowaną dłoń i poprowadził Harrymorta na prowizoryczny parkiet. Gdy dotarli na środek, umieścił jedną rękę w talii Harry-Toma, a drugą zaplótł z lewą Voldemorta. Nim zdążyli zrobić choćby krok, otrzymał trzepnięcie w ramię. Albus spojrzał na winowajcę ze zdumieniem.

- Gdzie trzymasz tę rękę, starcze?! - zawołał z oburzeniem Harry, skutecznie naśladując zgorszoną damulkę. - Moja talia jest wyżej! - Po czym przesunął oplatające go ramię prawie pod pachę. Dopiero wtedy rozpoczęli swój powolny walc dookoła parkietu. Na początku tańczyli we względnej ciszy, przerywanej sporadycznie przez okrzyki Harry'ego: "Oczy mam wyżej, zboczeńcu!" albo "Jeszcze raz twoja pomarszczona ręka powędruje w te rejony, a ci ją obetnę!", które zawsze sprawiały im kilka dziwnych spojrzeń od tańczących par. Ponieważ teraz na parkiecie było ich więcej. Każdy Huncwot i Dementor znalazł sobie parę - przeważnie bardzo nietypową - i zaciągnął ją na parkiet. Tak więc Snape tańczył z profesorem Flitwickiem, Draco z Hagridem, Lily z profesor Trelawney, Peter z jakimś przerażonym piątorocznym Puchonem, Syriusz z rozbawionym Regulusem - który prawdopodobnie został w trakcie wtajemniczony - James z dziwnie skrzywionym trzeciorocznym Ślizgonem, a Rabastan i Rudolf dorwali jakieś skonsternowane Gryfonki, które już na pierwszy rzut oka nie wiedziały, co zrobić z tą sytuacją. Jednak wszyscy wtajemniczeni byli pod wrażeniem odwagi Remusa, który do tańca poprosił samą profesor McGonagall, która wyraźnie go teraz przesłuchiwała. Chociaż patrząc na jej pełną irytacji minę, nie szło jej to zbyt dobrze.

- Więc - głos Dumbledore'a przywrócił myśli Harry'ego do jego partnera - co to ma być, panie Potter? - zapytał, a jego ton ciężki był od przepełniającej go dezaprobaty.

- Musisz być bardziej starczy, niż myślałem, Albusie - zakpił Harrymort - ponieważ Harry Potter wraz z czwórką swoich towarzyszy był torturowany na śmierć w moich lochach. Nie podobało mi się ich buntownicze nastawienie. Reszta dość szybko zrozumiała, że takie zachowanie nie będzie doceniane, jeśli wiesz, o czym mówię. - Harry uśmiechnął się szyderczo jakby na wspomnienie owej sytuacji.

Zmarszczki dyrektora pogłębiły się.

- Naprawdę, mój chłopcze. Nie ma sensu się wypierać. Jeśli chcieliście zachować tożsamość osób odpowiedzialnych za ten niestosowny żart, trzeba było zwracać większą uwagę na szczegóły. Minnie? Harrymort? Więźniowie dołączeni do stołu? Naprawdę nie byliście zbyt subtelni. 

- Co ty wiesz, Albusie? Zanim jeszcze przekroczyłem próg Hogwartu zdawałeś się mnie podejrzewać o wszystko, co najgorsze. Zlekceważyłeś moje prośby o zostanie w zamku na wakacje i wyraźne oznaki maltretowania. Obwiniałeś mnie o wszystko, chociaż nigdy nie miałeś dowodu. Skąd wiesz, że to właśnie nie jestem prawdziwy ja? Skąd wiesz, czy nie wyrósłbym na szanownego członka społeczeństwa, gdybyś tylko dał mi szansę? Co daje ci prawo do osądzania mnie po kilku błędach dzieciństwa? Albusie Dumbledore możesz być stary, potężny i inteligentny, ale nie jesteś wszechmogący. Nie zawsze wiesz najlepiej, nie przewidzisz wszystkiego, a ludzie to nie twoje pionki, które możesz przestawiać wedle własnego uznania i poświęcać ich dla "większego dobra". Szczególnie że twoja przeszłość nie była tak jasna, jak lubisz udawać. - W połowie tego monologu taniec został całkowicie zapomniany, a kpiące spojrzenie zmieniło się w pełne powagi. Muzyka została wyłączona, a pary przerwały swój taniec, wsłuchując się w oskarżycielskie słowa. Wszyscy zastanawiali się, jak wiele jest w nich prawdy.

---

Albus Dumbledore nigdy nie przewidział, jak potoczy się tegoroczne Halloween.

Zakładał, że będzie jak co roku - uczta, kilka przypadków bolących brzuchów od nadmiaru słodyczy i ogólna niechęć do powrotu do normalności, która cechowała każdego ucznia bez względu na przynależność domową. 

Nigdy nie spodziewał się, że Hogsmeade zostanie zaatakowane, dziesięcioro uczniów zostanie porwanych w tym dwóch podróżników w czasie, którzy mogliby poważnie zagrozić jasnej stronie, gdyby przyłączyli się do Toma, a tym bardziej nie myślał, że uwolnią się na własną rękę, wprowadzą ponad połowę zamku w stan hiperwentylacji i wytkną wszystkie jego błędy na środku Wielkiej Sali w czasie zaimprowizowanego balu.

Albus Dumbledore niczego takiego nie przewidział i bardzo tego żałował.

- Nic nie powiesz? - zapytał Harry, gdy cisza się przeciągała. Nie otrzymując odpowiedzi, westchnął ciężko, przecierając palcami oczy, tym samym rozmazując swój makijaż. - Oczywiście. Mogłem się tego spodziewać, prawda? Zawsze tak robiłeś. Gdy coś szło nie po twojej myśli, milczałeś, nie racząc niczego wyjaśnić. Byłeś moim mentorem, wielokrotnie powtarzałeś, że traktujesz mnie jak wnuka, ale nie przeszkadzało ci to prowadzić mnie na śmierć nawet po tym, jak umarłeś. Oczywiście, podejrzewałeś, że powrócę, ale nie wiedziałeś tego na pewno. Wierzyłeś, że postąpię, jak chciałeś  i wybiorę to, co słuszne, a nie to, co łatwe. Niezliczoną ilość razy trzymałeś mnie w ciemności, ignorowałeś lub wierzyłeś, że wiesz lepiej. Kosztowało to życie mojego ojca chrzestnego, moje cierpienie, a także raniło wiele innych osób. Albusie Dumbledore kochałem cię i szanowałem - dalej to robię - ale nie jesteś wszechwiedzący i musisz sobie to uświadomić wcześniej niż później. Wziąłeś sobie na głowę zbyt wiele ważnych pozycji, przez co zapomniałeś - tak jak wielu z nas - że jesteś tylko człowiekiem i zdarza ci się popełniać błędy. Dlatego tu i teraz zwalniam cię z pozycji głównego orędownika światła. Zajmę się tą wojną na własną rękę, ale tym razem zrobię to po swojemu. 

Po tych słowach w Wielkiej Sali zapadła cisza. Nikt nie miał odwagi jej przerwać. Zresztą wszyscy byli zbyt pogrążeni w swoich myślach, zastanawiając się nad słowami Harrymorta. Jak wiele z tego było prawdą? Co było tylko przesadzoną reakcją nastolatka – bo teraz prawie każdy wiedział, kim naprawdę był Voldemort i Śmierciożercy – a co najprawdziwszą prawdą? Jak wiele pominęli i zlekceważyli, bo wielki Albus Dumbledore nigdy nie może się mylić? Czy naprawdę byli tak głupi?

Nie wiedzieli.

Nie chcieli wiedzieć.

Woleli żyć w tej złudnej bańce, w której dyrektor był drugim Merlinem, umiejącym obronić ich przed wszelkimi szkodami.

A teraz ta bańka pękła.

I nawet pierwsza wymówka, że to tylko narzekania nastolatka niewiedzącego co to prawdziwe życie, nie działała. Bo Harry Potter nie był nastolatkiem, prawda? Był dorosłym mężczyzną uwięzionym w swoim młodym ciele. A jeśli chociaż połowa z tego, co słyszeli w Wielkim Młynie Plotek Hogwartu było prawdą, to doskonale wiedział, jak bardzo spieprzone może być życie.

Jednak nie było można porzucić nadziei. W końcu Harry już raz pokonał Voldemorta, więc szanse, że zrobi to raz jeszcze, nie są wcale takie małe. Ponownie stanie z nim twarzą w twarz i...!

- Myślicie, że jak go przytulę wystarczająco mocno, to spłonie, jak te demony w tych wszystkich filmach grozy?

Nieważne.

Wszyscy zginą tragiczną śmiercią.

Forward
Sign in to leave a review.